Problemy z substytucją

Pośrodku Anwar Jeewa z Minds Alive - terapeuta leczący z sukcesami uzależnienie od opiatów ibogainą
Anwar Jeewa z Minds Alive (w środku)

Nie jestem ekspertem od problematyki terapii uzależnień. Ostatnio jednak sporo na ten temat czytałem, zwłaszcza przy okazji toczącej się w środowisku dyskusji na temat projektu rozporządzenia Ministra Zdrowia regulującego leczenie substytucyjne. Na myśl przychodzi mi kilka uwag. Na tyle ogólnych, teoretycznych, że chyba nie popełnię większego nadużycia publikując je poniżej.

Programy substytucyjne są najskuteczniejszą ze znanych metod leczenia uzależnienia od heroiny. Mimo, że konsumpcja tego akurat narkotyku – w obiegowej opinii uchodzącego za paradygmatyczny przykład niebezpiecznej i dla tego nielegalnej używki – nie stanowi w Polsce najważniejszego z problemów związanych z nadużywaniem substancji psychoaktywnych (liczba uzależnionych od heroiny szacowana jest na kilkadziesiąt tysięcy), zatrważająca jest świadomość, iż na leczenie w programach substytucyjnych liczyć może nie więcej niż 5% potrzebujących!

Stawia to Polskę na szarym końcu państw europejskich. Więcej, mając świadomość, że przykładowo w Niemczech dostęp do substytucji ma ok. 80% potrzebujących, nie sposób nie zauważyć, że wypadamy poniżej wszelkich cywilizowanych standardów.

Krajowy Program Przeciwdziałania Narkomanii na lata 2006 – 2010 ostrożnie zakładał, że do 2010 r. leczeniem metadonem będzie objętych 20% uzależnionych. Na deklaracjach się skończyło. Zakłady opieki zdrowotnej nie są zainteresowane tworzeniem miejsc dla leczenia narkomanów. Nie przyniesie im to większych korzyści finansowych, a co najwyżej złą sławę – miejsc odwiedzanych przez narkomanów. Czy chorzy, normalni ludzie nie dość już mają własnych problemów, by być jeszcze narażonymi na kontakt z narkomanami?

W naszym, katolickim przecież kraju, zakłamanie staje się normą… Jest to jedno z następstw antynarkotykowej histerii – straszenia narkomanami i nielegalnymi substancjami psychoaktywnymi.

Kolejne w skali Europy kuriozum – uzależnieni z Pomorza skarżą się do Komisji Etyki przy Krajowym Biurze ds. Przeciwdziałania Narkomanii na praktyki osób odpowiedzialnych za ich leczenie. Zarzucają im bezpodstawne faworyzowanie terapii opartej na całkowitej abstynencji i świadome torpedowanie programów substytucyjnych. Kłopoty Pomorzan z dostępem do metadonu od czasu do czasu opisywane są zresztą przez media. Jako przykład gorszących naruszeń praw pacjenta.

Toczy się walka o normalizację nienormalnej sytuacji, w której znajdują się polscy narkomani. Gra idzie nie tylko o godność i zdrowie człowieka, ale również pieniądze. Zgromadzeni wokół Monaru terapeuci – wyznawcy nieskutecznych metod leczenia narkomanii w oparciu o wspólnoty terapeutyczne i moralnie, lecz przede wszystkim z naukowego punktu widzenia, wątpliwe manipulacje psychologiczne, pragną utrzymać swój monopol na prawdę oraz wykorzystanie państwowych pieniędzy przeznaczanych na zapobieganie i walkę z narkomanią.

Suche fakty. Dane zebrane w USA pokazały, że 75-90% programów pomocy osobom uzależnionym opartych jest o zasadę zachowania całkowitej abstynencji. Abstynencja traktowana jest jako warunek udzielania pomocy. Odsetek osób biorących udział w tych programach, które wytrwały w abstynencji dłużej niż kilka miesięcy, waha się w granicach 8%. Trudno zrozumieć, dlaczego w ogóle nazywa się je leczeniem.

Liczby te pokazują, że sposoby terapii praktykowane przez Monar stanowią marnotrawstwo publicznych pieniędzy. Które o wiele skuteczniej i znacznie bardziej efektywnie (niższy koszt pomocy pojedynczej osobie) przeznaczyć można by na substytucję.

Jednak racjonalny namysł i dyskurs naukowy zastępuje ideologia. Mówi się, że substytucja jest czymś moralnie niewłaściwym, gdyż oznacza zastąpienie jednej uzależniającej substancji inną – jednego uzależnienia innym, choć lepiej kontrolowanym. Moralnie właściwe miało by być przeciwstawienie się nałogowi, wynikające z silnej woli i niezłomnego charakteru. Typowych przecież własności osoby uzależnionej.

Na drodze do skutecznego leczenia uzależnienia od opiatów i opioidów stają nie tylko moralizujący politycy oraz terapeuci, którym nieskuteczna, kończąca się ciągłymi nawrotami czynnego uzależnienia terapia jest w gruncie rzeczy na rękę, zapewniając stały dopływ pacjentów. Problemem jest również przemysł farmaceutyczny i przyjęte rozwiązania instytucjonalne.

Substytucja realizowana jest za pomocą farmaceutyków znanych już od wielu lat. O naukowo potwierdzonej, ale ograniczonej skuteczności. Od dłuższego czasu, właściwie przez garstkę fascynatów, prowadzone są jednak badania, które mają szansę doprowadzić do znacznego przełomu w leczeniu heroinowego uzależnienia. Szkopuł w tym, że badana przez nich substancja jest silnym halucynogenem, od wieków używanym w obrzędach plemion afrykańskich. Ma jednak również i tą właściwość, że wiążąc się z określonymi receptorami w mózgu długotrwale (przez wiele tygodni!) znosi uczucie narkotycznego głodu – podstawowy czynnik zmuszający osoby uzależnione do sięgania po kolejne dawki narkotyku.

Ibogaina, bo o niej tutaj mowa, mogłaby zrewolucjonizować dostępne dziś metody leczenia uzależnień. I pogodzić zwaśnione strony finansowo-ideologicznej debaty na temat wyższości abstynencji nad substytucją. Ibogaina nie jest opiatem, lecz środkiem halucynogennym. Nie uzależnia i czasie leczenia używana jest na ogół jednokrotnie. Jej użycie stanowi więc rozsądny kompromis, na który, jak się wydaje się, w przypadku biorącego nieraz latami narkomana, pójść mogą wszyscy moraliści.

Stosujący ibogainę terapeuci (na zdjęciu jeden z nich – Anwar Jeewa pracujący w RPA), badający efekty jej działania naukowcy, jak również zaleczeni ibogainą narkomani, z którymi rozmawiałem w czasie konferencji w Nowym Meksyku, zgodnie potwierdzali niesamowitą moc leczniczą psychodelicznej terapii. Nie tylko znosi ona uczucie “narkotycznego głodu”, ale pozwala na duchową przemianę uzależnionego i stwarza trwałą podstawę do odejścia od „brania”.

Wydaje mi się, że pomito tych spektakularnych świadectw oraz tego, że od lat badana jest i wykorzystywana bezpiecznie w wielu, najczęściej prywatnych ośrodkach leczenia uzależnień, ibogaina nie ma raczej szans stać się oficjalnie uznanym remedium na problem uzależnienia. Odpowiadają za to dwa niezależne czynniki. Po pierwsze, ibogaina z punktu widzenia polityków opanowanych przez antynarkotyczne fobie jawi się jako groźny narkotyk – substancja zmieniająca świadomość. Uznanie jej za medykament musiałaby poprzedzić zmiana obecnych w publicznej świadomości wyobrażeń. Co nigdy nie jest proste.

Po drugie, ibogaina, ponieważ jest alkaloidem występującym w korze afrykańskiej rośliny Tabernanthe Iboga, nie może stać się przedmiotem wyłącznych praw jakiejkolwiek z firm farmaceutycznych. Nikt z graczy obecnych na rynku leków nie będzie więc zainteresowany finansowaniem badań klinicznych nad ibogainą oraz wdrażaniem produktu na rynek już w postaci leku, skoro nie ma co liczyć na wyłączność czerpanych z niej korzyści.

W ten sposób ibogaina, prawdopodobnie najskuteczniejszy ze znanych sposobów leczenia uzależnienia do heroiny, na zawsze skazana jest na podziemie. To rozwija się dynamicznie, a ośrodki leczenia uzależnień za pomocą kory Iboga, oferujące swoje usługi przyjezdnym, pojawiły się już w Meksyku czy RPA. Oprócz nich funkcjonuje też samopomoc uzależnionym – seanse lecznicze za pomocą ibogainy odbywają się w Nowym Jorku i innych miastach kontynentu. Prowadzą je byli uzależnieni, a więc najlepsi znawcy problemu.

W ten oto sposób nauka, zdrowy rozsądek, a ostatecznie pacjent i człowiek, przegrywają z brutalnymi realiami polityki. I twardym prawem rynku, zysku, ekonomicznej efektywności.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *