Harm Reduction w NYC

hrc_bw
Harm Reduction spot in Chinatown

Redukcja szkód to sposób podejścia do problemów społecznych, który mozolnie toruje sobie drogę w mentalności społeczeństwa i stojących na jego czele polityków. Jego istota polega na odejściu od założenia, że określony problem może zostać całkowicie wyeliminowany i pogodzeniu się z tym, że niektóre zjawiska zwyczajnie musimy tolerować, czy nam się to podoba, czy nie. Przykładu dostarcza właśnie konsumpcja (używanie) substancji psychoaktywnych i wiążąca się z tym niekiedy tzw. narkomania.

Oficjalne stanowisko Organizacji Narodów Zjednoczonych zakłada eliminację narkotyków z rzeczywistości społecznej. Polityka wielu rządów opiera się na podobnym założeniu – podejmowane działania mają na celu walkę z używaniem nietolerowanych (najczęściej z powodów politycznych) używek. Sam ten motyw oraz wybór rodzaju zakazanych substancji budzą oczywiście wiele kontrowersji. Przykładowo, dlaczego za jedną z najgroźniejszych używek uważa się marihuanę? I to wbrew dostępnym, licznym badaniom oraz danym zbieranym przez długie lata? Dane statystyczne pokazują również, że w USA przepisy antynarkotykowe wykorzystywane są w celu kontroli mniejszości rasowych – to Czarni oraz Latynosi najczęściej stają się ofiarą policyjnych wyrywkowych kontroli i zatrzymań. Zmiana tego stanu rzeczy jest przedmiotem działania wielu organizacji pozarządowych, z których przedstawicielami tutaj rozmawiam.

how to bleach a set
How to bleach a set - aid kit

Redukcja szkód polega na założeniu, że skoro pewnego zjawiska nie da się wyeliminować, np. sięgania po zakazane używki czy uprawiania seksu przez małoletnie osoby, celem powinna być minimalizacja ryzyka, na jakie narażane są angażujące się w określone zachowania indywidua. Jest bowiem często tak, że to nie same narkotyki jako takie są szkodliwe (albo seks), lecz raczej społeczne uwarunkowania ich konsumpcji.

Heroina i amfetamina, wbrew obiegowym opiniom, w czystej postaci nie są niebezpiecznymi truciznami – to ich nielegalność, niedostępność, a więc zanieczyszczone czarnorynkowe odpowiedniki oraz szkodliwe, utrwalane w podziemiu modele konsumpcji w znacznym stopniu odpowiadają za szkody, które możemy obserwować i cierpienie związane z uzależnieniem od ich spożywania. A czasem również i za samo uzależnienie.

Redukcja szkód bierze to wszystko pod uwagę i skupia się na kontroli społecznych uwarunkowań zachowań kwalifikowanych jako niebezpieczne w nadziei, że pozwoli to pozbawić je przynajmniej części z ich ryzykownych aspektów.

W NYC redukcja szkód wciąż jest działaniem marginalnym. Realizowanym przez kilka ośrodków skupionych wokół Harm Reduction Coalition, rozmieszczonych w różnych punktach miasta. W ośrodkach tych na ogół pojawiają się osoby uzależnione od heroiny, wymieniają igły i strzykawki. Mają również możliwość skorzystać z łazienki, zaopatrzyć się za darmo w artykuły higieniczne, prezerwatywy, środki odkażające. Jest również miejsce, by porozmawiać z kimś, kto pomoże, doradzi. Nauczy wykonywać bezpiecznie zastrzyk, używać czystego sprzętu. Jest wreszcie kącik rekreacyjny, miejsce, gdzie można usiąść i spokojnie zapodać sobie dawkę narkotyku w bezpiecznych warunkach. Punkty takie jak ten, który odwiedzam w Chinatown, ratują po prostu ludzkie życie. Ograniczają też epidemię AIDS oraz żółtaczki.

W grę wchodzi interes społeczny, nie tylko dobrostan poszczególnych konsumentów – narkomanii otoczeni opieką nie tylko są zdrowsi, ale popełniają również mniej przestępstw. Gdyby stworzyć im dostęp do taniej heroiny, której potrzebują, mieliby szansę wieść normalne życie. Redukcja szkód jest jednak, póki co, działaniem niemalże podziemnym, niechętnie widzianym przez polityków oraz instytucje państwa. Nierozpoznawalnym we właściwy sposób nawet przez agencje ONZ zajmujące się zwalczaniem uzależnienia. Odpowiada za to głównie ignorancja społeczeństw i kunktatorstwo wyborcze polityków. Kierowanie się uprzedzeniami na temat zakazanych używek, a nie rzetelnym naukowymi danymi. Chłodną kalkulację zysków i społecznych strat zastępuje kalkulacja wyborczych szans i zagrożeń związanych z poruszaniem niewygodnych tematów.

W Polsce redukcja szkód również ma miejsce i to od dłuższego już czasu. W kraju mamy ok. 120 tys. osób uzależnionych, w tym ostrożne szacunki mówią o 35 tys. użytkowników opiatów. Również jednak stanowi margines, zamiast dominować w podejściu do konsumentów środków psychoaktywnych. Przyjmuje ona zwykle postać punktów wymiany igieł, na wzór amerykański, oraz poradni metadonowych, gdzie uzależnieni od heroiny mają szansę skorzystać z tzw. terapii substytucyjnej – jak pokazują badania najskuteczniejszej z dostępnych terapii leczenia uzależnienia od heroiny. Wzbudza ona jednak kontrowersje, polega bowiem, z grubsza rzecz biorąc, na zastąpieniu jednej uzależniającej substancji inną. Również uzależniającą, lecz powodującą nieco inne efekty fizjologiczne.

Polski system leczenia osób uzależnionych oparty jest przede wszystkim na leczeniu długoterminowym w społecznościach terapeutycznych (terapeutic communities), drogich i nieefektywnych. W Polsce jest ponad 90 takich centrów z 3000 miejsc, co czyni z nas absolutnego lidera, jeżeli chodzi o skalę zastosowania metody społeczności terapeutycznej. Ogromnie deficytowe jest przy tym leczenie substytucyjne, z którego korzysta tylko 1600 osób. Co czyni z naszego kraju zdecydowanie europejskiego outsidera.

Za taki stan rzeczy częściowo odpowiada dominacja w dyskursie o narkomanii jednej wielkiej, zasłużonej organizacji – Monaru. Choć jej przedstawiciele uważani są za wyrocznię w kwestii uzależnienia, wygłaszane przez nich arbitralne sądy, zwłaszcza, gdy dotyczą spraw im odległych, np. regulacji prawnej kwestii posiadania narkotyków, często nie mają zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością, a wręcz są szkodliwe. Występowałem przeciwko nim już wielokrotnie, przy różnych okazjach. I zamierzam czynić to nadal.

W USA jest podobnie. Organizacje pozarządowe zajmujące się leczeniem uzależnień (drug treatment) rozwinęły przeróżne mechanizmy pozwalające im kontrolować przepływ publicznych pieniędzy. Dzięki temu są w stanie skutecznie blokować rozwój inicjatyw redukcji szkód, zabezpieczając tym samym swoje własne interesy i stały dopływ gotówki. Choć oferowane przez nich leczenie jest nieskuteczne, to one wyznaczają standardy postępowania z osobami uzależnionymi. Wspierając jednocześnie na forum publicznym wielce szkodliwą ideologię całkowitej abstynencji, jako jedynego możliwego sposobu radzenia sobie z narkomanią.

Nie należy się łudzić – i słowa te kieruję do wszystkich przeciwników harm reduction – jak każda ideologia, również ideologia świata wolnego od narkotyków i całkowitej abstynencji jako metody leczenia uzależnienia są jedynie narzędziami zabezpieczania interesów jednych grup nacisku, względem innych. Kosztem uzależnionych i per saldo całego społeczeństwa.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *