Fraza o polskich obozach śmierci przejdzie do historii, nie tylko jako przykład złej komunikacji w świecie polityki i dyplomacji. Jest również wzorcowym przykładem popełnienia wizerunkowego samobójstwa przez kraj, który jeszcze niedawno miał aspiracje współrządzić Zjednoczoną Europą. W zamian dzisiejsi rządzący z trudem potrafią zatuszować gafę popełnianą jedną za drugą. No i mieliśmy niedawno “Dzień pamięci Polaków ratujących Żydów”. Kilka więc uwag na temat tego i podobnych stwierdzeń – z punktu widzenia logiki.
Zwrot “polskie obozy śmierci” czy “polskie obozy Zagłady”, wbrew naiwnym wyobrażeniom wyznawców ideologii narodowej, nie pojawił się w wyniku działania wrogich Polsce sił, pragnących odwrócić uwagę od niemieckich zbrodni. Posługiwała się nim Zofia Nałkowska opisując obozowe przeżycia, posługiwał się nim Jan Karski informując o istnieniu owych obozów czytelnikom na Zachodzie. Współcześnie oczywiście fraza “polskie obozy Zagłady” bywa myląca. Współczesny czytelnik nie myśli o niej bowiem jako wskazaniu lokalizacji owych obozów (w tym sensie były oczywiście i polskie, i niemieckie, ale też czeskie, ukraińskie itd. obozy śmierci), ale o określeniu genezy ich powstania. Czytelnik ówczesny, czytając w czasie wojny czy bezpośrednio po niej o “polskich obozach śmierci”, nie miał żadnych wątpliwości, kto te obozy organizował – kto był napastnikiem, a kto ofiarą. Kontekst uniemożliwiał niekorzystną dla Polski i niezgodną z prawdą interpretację tego zwrotu.
Dlatego bez wątpienia warto zadbać o to, aby zwrot “polskie obozy zagłady” nie pojawiał się dzisiaj w mediach. Brakuje mu bowiem odpowiedniego kontekstu, który umożliwia jego zgodną z faktami interpretację. A jeżeli już zwrot ten zostanie użyty, warto zwrócić posługującym się nim autorom i redaktorom uwagę na wynikający z jego użycia problem – możliwość wprowadzenia odbiorcy w błąd co do prawdy historycznej na temat genezy obozów. A co za tym idzie, odpowiedzialności za popełniane w nich zbrodnie. Niestety, amatorska dyplomacja spod znaku Prawa i Sprawiedliwości obie te sprawy zupełnie pokpiła.
Tak wygląda wykres widoczności frazy “polskie obozy śmierci” na świecie wg wyszukiwarki Google. Wygląda na to, że absurdalne działania obecnego rządu okazały się przeciwskuteczne i po prostu spopularyzowały ową frazę, a zatem i przekonanie, że Polacy stoją za Zagładą. Zwłaszcza, że Prawo i Sprawiedliwość sporym wysiłkiem zasilających jego szeregi świrów zadbało o “odpowiedni” kontekst. Zaczęto przecież o niej mówić przy okazji bardzo na świecie krytykowanej (i słusznie) ustawy wprowadzającej przepis karny pozwalający ścigać osoby przypisujące “wbrew faktom” odpowiedzialność “narodowi polskiemu” za historyczne zbrodnie innych “narodów”. Kontekst taki od razu nasuwa na myśl pytanie, czy aby Polacy nie mają czegoś poważnego na sumieniu, czy aby nie zamierzają tuszować swoich wojennych zbrodni, jak robiły to inne “narody” wprowadzając podobne rozwiązania prawne (np. Turcja, Rosja itp.)?
Do tego ów nowy przepis karny głosowano w Sejmie w rocznicę wyzwolenia obozu w Oświęcimiu, kilka miesięcy przez 50 rocznicą antysemickiej nagonki w 68 roku…
Wszystko to pokazuje jedynie absolutną i niebywałej skali niekompetencję polskiej dyplomacji, polskiego rządu i jego “wybitnych” legislatorów spod znaku Reduty Dobrego Imienia. A przecież, że skończy się to wielką awantura i kompromitacją łatwo można było przewidzieć. Po co więc w ogóle wprowadzono ów szkodliwy wizerunkowo, szkodliwy dla polskiej racji stanu i całkowicie nieskuteczny przepis karny?
Obawiam się, że nie powiem niczego odkrywczego. Nowy przepis karny miał na celu ukaranie jednego człowieka – historyka Jana Grossa, z którego głośnymi pracami o roli Polaków w zbrodniach popełnianych w czasie II Wojny Światowej obskurancka prawica się nie zgadza, a w sposób cywilizowany polemizować nie potrafi. W ten sposób lilipuci format reprezentujących nas w Sejmie polityków znów wziął górę nad rozsądkiem i interesem Polski. Skupmy się jednak na czymś innym, możne nawet ważniejszym, niż doraźne wygłupy polskiej dyplomacji.
Logika prawdy o przeszłości
Prawica ma długą tradycję manipulowania przeszłością i wymyślania polskiej historii. Być może dążenie do fałszowania obrazów przeszłości stanowi immanentną własność wszystkich ugrupowań prawicowych na świecie? Zaś działalność ruchów lewicowych próbę wyswobodzenia umysłów ludu z pułapek prawicowej narracji o przeszłości? Tego spostrzeżenia również nie będę rozwijał. W zamian proponuję zastanowienie się nad czymś innym.
Manipulowanie prawdą o przeszłości nie polega wyłącznie na pisaniu własnej historii, czyli umiejętnym doborze faktów, bądź umiejętnej ich fabrykacji. Manipulacje przeszłością wymagają często zabiegów terminologicznych, odpowiedniego doboru znaczeń. Skoro fakt jest zjawiskiem językowym, do jego wytworzenia potrzebny jest odpowiedni zasób znaczeń. Dlatego zabiegi semantyczne stanowią podstawę wszelkiej polityki historycznej, choć często uchodzi to naszej uwadze (a może i polityki w ogóle?). Tym bardziej więc te zabiegi okazują się groźniejsze jako narzędzie manipulacji i propagandy.
Opozycja: Polacy i Żydzi
Spójrzmy na pewne semantyczne rozstrzygnięcie głęboko zakorzenione w języku debaty toczącej się od wielu lat w Polsce. Wydaje mi się ono nie mniej szkodliwe, niż osławiona fraza o polskich obozach Zagłady. Chodzi o opozycję “Polacy… Żydzi…”.
Współcześni zwolennicy manipulacji historią w imię wstawania z kolan mówią: “Polacy ratowali Żydów”. Obchodziliśmy niedawno nawet oficjalny “Dzień Pamięci o Polakach ratujących Żydów”. Eksperci badań nad historią, utytułowani naukowcy, przypominają z kolei, że niestety w znakomitej większości “Polacy byli na los Żydów obojętni”. I to w najlepszym wypadku. Nie rozstrzygając tego sporu, zastanówmy się jednak, kim są owi Żydzi występujący w zdaniach wypowiadanych przez obie strony debaty na temat polskiej odpowiedzialności za Zagładę?
Czy aby opozycja “Polacy i Żydzi”, obojętnie przez kogo używana, sama nie zniekształcała prawdy o przeszłości i w gruncie rzeczy stanowiła wyraz dominacji nacjonalistycznej wersji polskiej historii nad jej alternatywami?
Żyd jako kategoria narodowa
Aby mówić o historię na ogół używamy współczesnych kategorii języka. Terminy o znaczeniu historycznym uwspółcześniamy, tłumacząc je na znane nam kategorie, objaśniając za pomocą znanych nam znaczeń. Na ile jest to uprawnione? Ale czy mamy jakieś wyjście, kiedy dzisiaj próbujemy rozumieć przeszłość? Na szczęście opowieść o II Wojnie Światowej to opowieść o niedalekiej przeszłości, a wiele ówczesnych terminów nadal zachowało swoje znaczenia. O ile celowo ich nie zmanipulowano. Tak właśnie stało się w przypadku “Polaków i Żydów”.
Pytając o to, co działo się w Polsce w czasach Zagłady, snujemy opowieść o jej obywatelach, wśród których znajdowały się różne mniejszości – religijne i narodowe. Narodowe to: Niemcy, Ukraińcy, Białorusini, Litwini itd. Religijne to: Żydzi, Prawosławni, Kalwini, Luteranie, Muzułmanie. Wszyscy wymienieni tworzyli zbiór obywateli Polski, czyli we współczesnym, konstytucyjnym rozumieniu Naród Polski.
Jednak polska narodowa prawica, a z nią często wspierający ją polski Kościół Katolicki, odmawiali zwłaszcza przedstawicielom pewnej mniejszości religijnej – Żydom, prawa do uznawania się za część “Narodu Polskiego”. Proponowano, aby traktować ich jako odrębny “naród”, a z czasem jako obywateli drugiej kategorii, którzy powinni obywatelstwa docelowo być pozbawieni (hasło “Żydzi na Madagaskar” później w Polsce Ludowej zastąpione przez “Syjoniści do Syjamu”). Rozbudzone prawicową propagandą językowe demony zmaterializowały się następnie w postaci gett ławkowych, numerus clausus, obozu przejściowego w Zbąszyniu, Jedwabnego, Kielc itd.
To właśnie w tym historycznym kontekście widać, jak bardzo nie na miejscu jest używanie dzisiaj zwrotu “Polacy i Żydzi”. W istocie stanowi on urzeczywistnienie postulatów faszyzującej prawicy, która w wyznawcach judaizmu chce widzieć odrębną grupę etniczną, rasową, a co za tym idzie – narodową. Tymczasem trudno polskich żydów za taką grupę uważać, podobnie jak polskich chrześcijan czy katolików.
Jeżeli więc chcemy opowiadać o czasach Zagłady, zamiast o relacjach pomiędzy narodami zamieszkującymi Polskę powinniśmy mówić raczej o relacjach pomiędzy wyznawcami różnych religii – polskimi katolikami i polskimi żydami. Jedni i drudzy byli przecież Polakami, tj. obywatelami Polski, czyli członkami jednego “narodu” we współczesnym rozumieniu tego słowa.
Mówienie o “Polakach i Żydach” uniemożliwia zrozumienie polskiej historii w sposób zgodny z prawdą na temat przeszłości.
Geneza opozycji Polacy-Żydzi
Z jakich właściwie powodów tak często w debacie publicznej trzymamy się tego fałszywego historycznie rozróżnienia?
Po pierwsze, jest nim niewłaściwie rozpoznana jeszcze dominacja dyskursu religijnego w debacie publicznej. Zamierzam nieco więcej na ten temat napisać wkrótce. Tymczasem, żydzi są “narodem wybranym”, również według wierzeń katolików, a od tego już tylko jeden krok do stwierdzenia, że są “narodem” w kategoriach politycznych. Religijna prawica łatwo więc mogła już w dwudziestoleciu międzywojennym zatrzeć te rozróżnienia i zbudować swój komunikat polityczny. Trafiał on bowiem na podatny grunt religijnych wierzeń większości Polaków.
Wszechobecny dyskurs religijny nie pozwala nam też przyznać, że Zagłada w wielu aspektach przypominała wojnę religijną, jakich Europa widziała wiele. Nazistowska sekta postanowiła eksterminować najpierw u siebie, a później przy wsparciu katolików i chrześcijan z innych krajów, wybraną grupę religijną. “Katolicy / protestanci mordowali żydów” brzmi dla wielu wyznawców tych wersji chrześcijaństwa niepokojąco, bo stawia pod znakiem zapytania reguły moralne własnej grupy religijnej. Prościej więc mówić o sporze narodowościowym, zwłaszcza, gdy jest się jeszcze do tego nacjonalistą i spór taki uważa za usprawiedliwiony mitycznym interesem wymyślonego dla siebie “narodu”.
Po trzecie wreszcie, istnieje jedna przynajmniej polityczna siła, dla której mówienie nie o polskich wyznawcach judaizmu, ale o odrębnym “narodzie”, jest na rękę. Mowa o państwie Izrael i jego polityce historycznej, od dłuższego czasu również zawiadywanej przez nacjonalistycznie nastawioną prawicę. Dla Izraela wygodnie jest utrzymywać, że Polskę zamieszkiwali Żydzi – osobna nacja, która stała się ofiarą hitleryzmu i musiała uciekać przed prześladowaniami (jak już wcześniej w jej historii bywało) na tereny Palestyny, które stanowią jej prawowitą ojczyznę, w przeciwieństwie np. do Polski, będącej jedynie przystankiem w tułaczce.
Wygląda na to, że w opozycji “Polacy – Żydzi” zbiegają się interesy nacjonalistycznej prawicy: polskiej i izraelskiej. Ideowi przeciwnicy Żydów i oni sami postanawiają, z różnych powodów, mówić w sposób, który ukrywa i zafałszowuje prawdziwą naturę wzajemnych relacji pomiędzy katolikami i żydami.
Walka o język trwa
Dyskusje o polskich obozach Zagłady są w znacznej są chybione. W imię walki z rzekomym fałszerstwem historii dopuszczamy się fałszerstwa znacznie bardziej szkodliwego – negując przynależność żydów do “narodu polskiego”. Sama dyskusja o polskich obozach, jaka wybuchła w wyniku kolejnych potknięć polskiego rządu, nie jest dla mnie szczególnie istotna. Jest to przecież jedynie historyczna debata o zakresie odpowiedzialności za Zagładę. I to w sytuacji, kiedy ani Niemcy swoich win nie negują, ani trudno zaprzeczyć, że udział w mordowaniu polskich żydów polscy katolicy mieli.
To co dla mnie jest tutaj istotne, a przeoczone przez większość komentatorów, to konieczność odejścia w debacie publicznej od dyskursu motywowanego pojęciami i kategoriami religijnymi. Rozmawiajmy o przeszłości językiem współczesnym, ale jednocześnie niefałszującym historii na potrzeby teraźniejszej polityki. Językiem pozbawionym ukrytych nacjonalistycznych wibracji. Zafałszowany język nie tylko nie pozwoli nam zrozumieć przeszłości, ale ma również wpływ na przyszłość. I tego powinniśmy się bać najbardziej. Aktualny stosunek Polaków do innowierców jest przecież znany.
FOT. Ilustracją wpisu jest ściana znajdująca się w Wadowicach.
3 Komentarze
Dziękuję za świetny tekst.Mam takie samo zdanie odnośnie poruszanego tematu.
Bardzo ładny tekst.
Mam inne pytanie: czy kandyduje Pan w wyborach komunalnych na kolejną kadencję?
Jeśli tak, to kiedy i gdzie ma Pan spotkania z ewentualnymi wyborcami? Nie mogę się bowiem niczego doszukać a na fejsbóku nie jestem.
Za informację z góry ciepło dziękuję,
z poważaniem
A.Sz.
Dziękuję za jasne wyjaśnienie. niestety uważam, ze to przekonywanie przekonanych, bo prawa strona nie czyta nic poza swoimi tekstami.