MATEUSZ KLINOWSKI

mk-background
Lewa strona prawa Polityka lokalna

Dostaniesz w ryło

Dostaniesz w ryło

20 sierpnia 2014 roku, po ponad roku, rozpoczął się proces wiceprzewodniczącego Rady Miejskiej – Józefa Cholewki. Sołtysowi Choczni, jednej z najbogatszych wadowickich wsi, oraz komendantowi jednej z najobficiej wspieranej gminnymi pieniędzmi jednostki OSP, jedna z najbardziej rejonowych prokuratur w Polsce zarzuciła popełnienie przestępstwa. Wreszcie.

Tuż po zakończeniu sesji Rady Miejskiej 30 kwietnia 2013 roku, którą zorganizowano w remizie strażackiej w Choczni, sołtys Józef podszedł do mnie i powiedział: Dostaniesz w ryło tak, że spadnie ci ta główka, mówię ci to szczerze, szczerze. Wcześniej uderzył mnie w czasie obrad, machał pięścią przed twarzą, a w pewnym momencie żądał wyrzucenia mnie z sali obrad, która jednocześnie była salą bankietową w jego remizie. Był jak najbardziej serio. Zdarzenie te widzieli świadkowie, słowa groźby i zachowania przewodniczącego nagrały nasze kamery.

Mimo tego przez rok nie byłem w stanie zmusić prokuratury do postawienia J. Cholewce aktu oskarżenia. Próbowałem przenieść sprawę poza Wadowice, takiej potrzeby nie dostrzegła Prokurator Okręgowa. Wadowicka policja wyłączyła się za to ze sprawy, można tylko domyślać się dlaczego. Czynności wykonywali policjanci z Oświęcimia.

Prokuratura chroni lokalnego kacyka

Początkowo więc postępowanie wobec przewodniczącego-sołtysa Cholewki umorzono z uwagi na brak znamion czynu zabronionego. Pisemnego uzasadnienia prokuratura nie podała. Jej szef, Prokurator Rejonowy Jerzy Utrata (ostatnio ponownie powołany na to stanowisko), myląc życiowe role, wystąpił za to jako adwokat lokalnego polityka mówiąc, że wypowiedź wiceprzewodniczącego Rady Miejskiej była zwrotem idiomatycznym i stanowiła jedynie „zamiennik innych słów, które mogły paść w czasie obrad Rady Miejskiej”. Jak tłumaczył, wiceprzewodniczącemu Cholewce, a więc człowiekowi nad wyraz prostemu, nie przyszły do głowy inne środki ekspresji. W ten właśnie zaskakujący sposób, na łamach lokalnego portalu prowadzonego przez asystenta burmistrz Wadowic, ustami Prokuratora Rejonowego broniono dobrego imienia sołtysa. Jerzy Utrata powtórzył zresztą tę linię obrony w rozmowie z dziennikarzami radia WNET, prowadzonej kilka miesięcy temu na wadowickim rynku. Wzbogacił ją o argument, że Cholewce miało “zabraknąć słów”. A jak wiadomo, gdy zabraknie słów, w grę wchodzą pięści…

Decyzję prokuratury zaskarżyłem do sądu. W złożonym piśmie podniosłem explicite, że Prokurator Rejonowy ochrania prominentnego lokalnego polityka, a miejscowa prokuratura jest wyraźnie stronnicza – na korzyść lokalnej władzy. W mojej ocenie działania prokuratury w tej sprawie budzą poważne wątpliwości.

W prostej dowodowo i oczywistej – wydawałoby się – sprawie, prokuratorzy nie tylko nie potrafili postawić przez rok aktu oskarżenia, ale przede wszystkim podjęli próbę zatuszowania przestępstwa, przykrywając go paplaniną o zwrotach idiomatycznych i deficycie środków lingwistycznych, charakteryzującym wzburzonych sygnałem syreny komendantów ochotniczej straży. Trudno o ocenę inną, skoro kontrastuje to znacznie z praktyką prokuratury znaną mi z innych spraw, i to również dotyczących gróźb karalnych.

Bezpośredniego porównania dostarcza głośna sprawa gróźb sformułowanych przez innego sołtysa – tym razem Jaroszowic, którego policja zatrzymała w domu już dzień po zdarzeniu, a prokuratura błyskawicznie skierowała akt oskarżenia do sądu. Skąd różnica w działaniu organów ścigania? Sołtys groził lokalnej władzy w jej najwyższym wcieleniu, czyli burmistrz. Jedynym dowodem byli świadkowie – pracownicy burmistrz, którzy składali sprzeczne zeznania. Choć sprawa była dęta, a podejrzany sędziwy i raczej niegroźny, nie przeszkodziło to w sprawnym, prawomocnym jego skazaniu. O sprawie pisałem na moim blogu niedawno.

Poniżej zamieszczam diagram sporządzony w oparciu o te dwie sprawy. Widać na nim bezpośrednio uchwytną różnicę pomiędzy sposobem traktowania władzy i tzw. zwykłych obywateli, a także wymierny wskaźnik stronniczości organów ścigania. 

Szczęśliwie sąd dostrzegł, że groźby karalne pod moim adresem padły. W następstwie tego prokuratura przedstawiła jednostronicowy akt oskarżenia, który na rozprawie odczytał protokolant sądowy. Prokurator na sali sądowej się nie pojawił.

Ściganie gróźb karalnych różni się w zależności od tego, kto komu grozi (infogr.am)

Obrońca  – syn prezesa

Sprawa Cholewki stanowi ilustrację jakości lokalnej demokracji, mierzonej bezstronnością organów ścigania. Ale są i inne wskaźniki. Obrońcą sołtysa jest adwokat Bartosz Almert, syn przewodniczącej wydziału karnego sądu, gdzie toczy się postępowanie (mama), a także wydziału sądu okręgowego, gdzie trafiają odwołania od wyroków (tata). Mecenas Almert reprezentował w sądzie także oskarżoną burmistrz Ewę Filipiak i jej asystenta Marcina Płaszczycę, a w tym samym czasie był zatrudniony w UM Wadowice jako… pomoc prawna. Jego gabinet znajdował się w pokoju… przewodniczącego Rady Miejskiej.

W ten sposób władza wynagradzała syna przewodniczących wydziałów karnego i odwoławczego. I zupełnie przypadkowo, w żaden sposób nie wiążąc się z tym faktem, zapadały wyroki uniewinniające lub niezgodne z prawem umorzenia.

O nieetycznym postępowaniu sędziów zawiadomiliśmy oczywiście Krajową Radę Sądownictwa i nie będzie chyba większym zaskoczeniem, jeżeli już tutaj zdradzę, że sprawnie ukręcono jej łeb. Po prawie roku konstytucyjny organ sądowej kontroli złożony ze znajomych sędziów uznał nasze pismo za anonim i zbiór luźnych wymysłów. Wrócę jeszcze do tej bulwersującej sprawy. Tymczasem wracamy do Choczni…

Dlaczego nie ma relacji wideo z procesu?

Groźby prominentnego polityka lokalnego nagrane w czasie obrad Rady Miejskiej wydają się tematem niezwykle istotnym dla opinii publicznej – mającej pełnić funkcję powściągania nadużyć władzy i jej kontroli. Niestety, innego zdania był prowadzący postępowanie sędzia. Robert Leśniak nie zgodził się na nagrywanie przebiegu procesu argumentując, że każdy zainteresowany może przyjść i zobaczyć rozprawę we własnym zakresie, a brak jest interesu społecznego jej upowszechniania. Było też coś z zakresu psychologii stosowanej, o zakłamującym rzeczywistość zachowaniu się świadków pod okiem kamery. Czyli argument co do joty identyczny z wyjaśnieniami Zdzisława Szczura, przewodniczącego Rady Miejskiej Wadowic, tłumaczącego dlaczego niemożliwe jest nagrywanie obrad Rady. Radni bowiem niczym małpy w zoo mizdrzyć się będą do swoich wyborców. Argument, jak wiemy z empirii, okazał się fałszywy – większość radnych nie odezwała się ni słowem, czym rzeczywiście podobna mogła wydać się małpom, choć z innych niż wskazane przez Szczura powodów.

Niestety, z deklaracjami sędziego dotyczącymi szerokich możliwości uczestnictwa w rozprawie czynnika społecznego nie poszła wola organizacji rozpraw w weekendy, dni wolne od pracy, czy wieczorami, kiedy spragniona wiadomości z procesu opinia publiczna ma realną możliwość w nim uczestniczyć. Pozwala mi to domniemywać, że deklaracje te były teatrem skrywającym prawdziwe powody sędziowskiej decyzji. Więcej na to światła rzucił adwokat oskarżonego, który również opowiedział się przeciwko rejestracji procesu z tej oto przyczyny, że służyć to jedynie będzie, jak ujął: „podtrzymaniu hucpy politycznej, jaka w Wadowicach trwa od lat”.

I to właśnie było decydujące – niechęć sędziego, by narazić się na zarzut o wmieszanie się w politykę. Zamienienie procesu prominentnego, lokalnego polityka w publiczny show, zwłaszcza w okresie wyborów, w których sołtys z Choczni ponownie startuje, mogłoby okazać się gwoździem do trumny samorządowego układu. Co z tego, że demokracja skorzystałaby, napiętnowano by polityczną gangsterkę, skoro sędzia oskarżony by został o upolitycznienie procesu? A kto to widział upolityczniać proces lokalnego polityka!?

Zadając pytanie inaczej, czy w ogóle możliwe jest pokazanie opinii publicznej jakiegokolwiek procesu sądowego z udziałem uczestnika władzy?

Jeżeli mam rację, sprawa Cholewki nie tylko więc pokazuje patologiczne mechanizmy istniejące w obrębie organów ścigania, ale również w wymiarze sprawiedliwości. Na czym bowiem polegać ma sędziowska niezależność, skoro sędzia boi się oskarżeń o upolitycznienie rozprawy i w ten sposób niejako ukrywa przed opinią publiczną machlojki władzy? A przecież sprawa dotyczy wiceprzewodniczącego Rady Miejskiej, prawej ręki burmistrz z jej komitetu Wspólny Dom i zachowań absolutnie, bezsprzecznie karygodnych. To one pozostaną skryte pod zasłoną “otwartej dla publiczności” rozprawy, na której nie pojawi się nikt więcej ponad pokrzywdzonym (ja) i adwokatem oskarżonego.

Brak relacji filmowej ze sprawy, gdzie z ust “władzy” padają groźby pobicia, dochodzi do ręko (a właściwie brucho-) czynów, zbliża nas do Białoruskich standardów.  Zwłaszcza, że groźby, jak dowodzę przed sądem, nie są wynikiem emocjonalnego zerwania się z uwięzi prostego strażaka, lecz elementem planowanej i wykonywanej z polecenia burmistrz Wadowic kampanii zastraszania. Jej wykonawcami stali się jej lojalni żołnierze – członkowie ochotniczych straży pożarnych, wspieranych gminnymi pieniędzmi. W tym miejscu posłuchać można kolejnych gróźb, jakie członkowie Inicjatyw Wolne Wadowice otrzymywali w związku ze swoją działalnością.

Daleko nam jeszcze do demokratycznej kultury prawnej, która gwarantuje społeczeństwu udział w orzekaniu, choćby w formie transmisji z procesów. A już zwłaszcza takich, gdzie pojawiają się celebryci, politycy czy szczególnie budzące odrazę zbrodnie. W kraju nad Wisłą, a już zwłaszcza w mieście nad Skawą, im bardziej poważna przewina władzy, tym większa otacza ją tajemnica i większe milczenie – w zaciszach prokuratorskich gabinetów czy sal sądowych. Na szczęście jest jeszcze ten blog.

PS. O sprawie Cholewki pisałem już wcześniej we wpisie: Ochotnik z Choczni. W kampanii wyborczej sołtysa Cholewkę po raz kolejny na swoich listach wystawiła burmistrz Ewa Filipiak (Wspólny Dom) oraz wsparł mieszkający w Choczni starosta Jacek Jończyk, który nie wystawił przeciwko niemu żadnego kontrkandydata. Jak widać, zachowania rodem z gangsterskich filmów nikomu z lokalnych prominentów nie przeszkadzają, ani nie wydają się w polityce “Papieskiego Samorządu” dyskwalifikujące.

Poprzedni wpis

Następny wpis

3 Komentarze

  • Panie Mateuszu,
    dokładnie z tego samego powodu przegrałam swoją sprawę – najpierw w sądzie wadowickim, co było dla mnie oczywiste, a potem w sądzie w Krakowie, co już takie oczywiste nie było. Kiedy wyrzucono mnie z pracy, mój adwokat bez trudu udowodnił, że naruszono prawo w sposób rażący i oczywisty. I nadziwić się nie mógł, że sędzia podtrzymał wyrok sądu wadowickiego… Naiwnie sądziłam, że takie działanie sądu to swoiste podcinanie gałęzi, na której się siedzi. Dziś wiem, że sądy nie są po to, aby bronić prawa. Nie tylko ten system szwankuje w Polsce. To swoiste bagno, które nas zalewa z każdej strony. Nie mam już siły ani ochoty z tym walczyć – bo szkoda mi na to życia… Zgodnie z tym omijam to bagno jak najdalej, co na szczęście mi się udaje. Mam jednak wielkie uznanie i ogromny szacunek, że walczy Pan pomimo wszystko… Może kiedyś coś się tu zmieni…
    Anna Makowiecka

  • OŚWIADCZENIE !
    Zapis audio wykorzystany powyżej przez autora artykułu jest prywatnym nagraniem rozmowy Grzegorza Świątek skierowanym bezpośrednio do Kamila Świątek i nie ma nic wspólnego z polityką prowadzoną przez IWW Wadowice oraz Pana Mateusza Klinowskiego. Nagranie zostało spreparowane specjalnie przez Kamila Świątka i ma na celu wciągnięcie mnie do jego brudnych zagrywek politycznych prowadzonych z chęci zemsty nad dyrekcją szkoły w której pracował a z którymi nie miałem i nie mam nic wspólnego.

  • Po pierwsze nazwiska się odmienia, a po drugie nawet prywatna rozmowa w tym stylu jest niedopuszczalna. Ale cóż…słoma z butów zawsze wychodzi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *