4000 < 2700
Piękne lato, obrodziło podpisami. Żar skapywał z nieba piętrząc nad sennym Papa Town burzowe chmury społecznego wrzenia. Powiało wiatrem zmian, pierwszym mocnym podmuchem od lat…
Zabieganie o poparcie stanowi element każdej kampanii. Lecz kampania referendalna pod tym względem jest szczególna, z racji stawianych wymagań. 10% podpisów uprawnionych do głosowania mieszkańców nie jest bowiem tym, czym się wydaje. Jest czymś więcej i o tym chciałbym na początek napisać.
Sama kampania referendalna jest także przygodą, eksploracją i obserwacją. W kilku wpisach na blogu mam zamiar zawrzeć przynajmniej część doświadczeń z ostatnich dwóch miesięcy. Na temat zmian w ustawie o referendum lokalnym proponowanych przez Prezydenta Bronisława Komorowskiego już się wypowiedziałem w innym miejscu.
Czytaj: Prezydencie, dlaczego niszczysz demokrację?
Z przykrością, jako dawny wyborca PO, stwierdzam, że prezydencka nowelizacja chronić ma jedynie interes partyjnych układów w samorządach – obecnie zagrożony w wielu miejscach Polski. PO niszczy własną legendę, własną markę. Kiedy jednak PIS wygra wybory, gładko przejmie patronat nad lokalnymi sitwami. Tutaj nic się nie zmieni.
4000 czy 3900?
Dziennikarz całkiem podwórkowy, ale na usługach Strasznego Dworu, ustalił, że zebraliśmy 3900 podpisów. Skąd to wiedział? Ktoś mu powiedział. Stan Kotarba ogłosił więc stan kompromitacji – lewica przegrała, bo 3900 to żaden wynik. Dlaczego żaden? Zbyszek Jurczak, jeden z członków grupy inicjatywnej i kandydat alternatywny pilnej potrzeby w ostatnich wyborach na burmistrza zdobył bowiem głosów 4201. Burmistrz Ewa Filipiak zdobyła wówczas 8762 głosów, czego powtórzyć oczywiście już nie zdoła. Frekwencja wynosiła ok. 44%. Nawet 3900 to niewiele mniej niż 4201, ale konfabulacje Kotarby to zwyczajne konfabulacje fikcji, pomijając wątek komediowy, do którego wrócę na koniec.
Ile realnie zebraliśmy podpisów?
14 sierpnia wraz z wnioskiem o zwołanie referendum przekazałem Komisarzowi Wyborczemu 207 kart, średnio z 20 podpisami każda, co oznacza, że oddaliśmy ponad 4140 podpisów. Moim zdaniem 3996 z nich powinno zostać zweryfikowanych pozytywnie, reszta zawiera zaś różnego rodzaju uchybienia – rzecz normalna w tego typu zbiórkach. Zebraliśmy więc niemal DOKŁADNIE tyle, ile wynosił wynik jedynego przeciwnika Ewy Filipiak w ostatnich wyborach, trzy lata temu. Ale to nie koniec.
Według informacji udzielonych nam przez Ewę Filipiak, w Gminie Wadowice mieszka 30 259 osób uprawnionych do głosowania w wyborach samorządowych. Aby wniosek o zwołanie referendum był ważny, musieliśmy zebrać podpisy 10% tych osób. Dawało to liczbę 3026 podpisów. Zebranie ponad 4 tysiące podpisów znacznie przekracza więc ustawowy próg. Ale to i tak nie wyraża rozmiarów podjętego przez nas przedsięwzięcia. W skrócie, problem polega na tym, że 10% uprawnionych to nie jest 10% głosujących w wyborach.
W Gminie Wadowice bardzo niewiele osób angażuje się w sprawy lokalne – to jeden z powodów utrzymywania się przy władzy Kotarby i spółki. Niskie zaangażowanie wywołane jest nie tylko niską świadomością obywatelską. To również wynik zamierzonego działania władz. Groteskowa przewodnicząca Rady Miejskiej Stanisława Wodyńska i organizowane przez nią spotkania rady osiedlowej we własnym mieszkaniu to tylko jeden, najmniej bulwersujący z przykładów. Groźby, zastraszenie, szantaże – to dojmująca codzienność życia w Wadowicach.
W ostatnich wyborach samorządowych frekwencja, jak pisałem, wyniosła 44%, głosowało 13 485 osób. Przyjmijmy, że 13.5 tysiąca to liczba głosujących mieszkańców – osób chcących angażować się w sprawy publiczne. Zatem, zamiast 10% podpisów osób uprawnionych zebraliśmy 30% podpisów w ogóle możliwych do zebrania!
Pociągnijmy jeszcze te rozważania. Ważność referendum wymaga udziału w nim 3/5 ostatnio głosujących. 3/5 z liczby 13 485 daje 8091. W takim razie, w czasie dwumiesięcznej zbiórki zebraliśmy ponad 50% głosów potrzebnych do odwołania Ewy Fillipiak i jej Strasznego Dworu. Wystarczy teraz, żeby każdy z podpisujących wniosek przyprowadził ze sobą jednego członka rodziny…
Ilość zebranych przez nas głosów wcale nie jest kompromitacją (i nawet Kotarba tak nie myśli). Przeciwnie, to poważny sygnał. Przy czym klika kwestii wymaga dalszego wyklarowania. Ile osób stanowi dzisiaj żelazny elektorat Filipiak? Czy możliwe jest wyjście poza zamknięty krąg 13.5 tysiąca angażujących się w głosowanie mieszkańców? Jeżeli twardy elektorat Filipiak jest wystarczająco duży, a poszerzenie kręgu gotowych do głosowania niemożliwe, w dniu referendum frekwencja nie przekroczy 4-4.5 tysiąca. W pewnym sensie referendum okazuje się więc być sondą, eksperymentalnym badaniem możliwości i zależności. Wrócę do tego w jednym z następnych wpisów.
Wątek komediowy: wyborcze wyniki Kotarby
Kotarba i jego Płaszczyca z uporem twierdzą, że oddaliśmy 3900 podpisów. Dla celów publicystycznych przyjmijmy ich punkt widzenia. Jednak nawet wtedy Kotarba nigdy do takiego wyniku się nie zbliżył. W wyborach do Rady Powiatu Wadowickiego (jest tam wiceprzewodniczącym z ramienia PO) w 2006 roku otrzymał 1100 głosów. To był szczyt możliwości, a Kotarba był wówczas jednym z rozgrywających politycznie powiat. Gdy z Mirosławem Nowakiem i Bożeną Flasz, a więc zaufaną kompanią, wszedł do zarządu powiatu, zakończyło się to katastrofą i blamażem (więcej o tym). Tak zaczął się lot w dół. Kotarba w 2010 roku otrzymał już tylko 716 głosów. Rok później startował do Sejmu z listy PO, gdzie miał miejsce „biorące” (pewny mandat). We wszystkich 5 powiatach okręgu wyborczego nr 12 zdołał zgromadzić liczbę zaledwie 2 783 głosów. W Gminie Wadowice zagłosowało na niego zaś 1293 mieszkańców. Była to jedna z największych w tych wyborach kompromitacji.
Kotarba politycznie nie istniałby, gdyby nie przynależność do PO i możliwość startowania z list tej partii z pierwszego miejsca. W jego umyśle jednak 4000 zawsze będzie mniejsze niż 2700.
4 Komentarze
Pytanie ile miał Klinowski w swoich jedynych wyborach?
133 głosy
Ale cel osiągnąłem – zdobyłem mandat. Z drugiej strony, w ciągu 3 lat zwiększyłem elektorat z 133 do 4125 głosów. To niemal 400-krotne przebicie. Ile potrzebuję jeszcze?
Kotarba dotarł do szklanego sufitu na poziomie 1300 głosów. Wyżej już nie wzleci. Ile ma dziś Ewa? Niebawem postaram się odpowiedzieć na to pytanie.
Klinowski zapomina, że drugi raz nie uda mu się uszukać WD i wyborców. Wadowiczanie poznali się na jego politykierstwie i znają jego poglądy oraz jego znajomych.
Wspólny Dom to Straszny Dwór. Dziś jego elektorat jest elektoratem porównywalnym z Ewą Filipiak. No i znów wracamy do pytania, ile to tak naprawdę głosów?