Z cyklu Polska Nałka: NCN walczy o prestiż
Miałem pisać o sprawach poważnych, a tu lokalne, krakowskie wydanie GW na pierwszej stronie donosi o niesłychanym skandalu. Narodowe Centrum Nauki ma już rok, ale nie ma… wystarczająco prestiżowej siedziby. Profesor Andrzej Jajszczyk i jego sztab operują przy ulicy Królewskiej, w znanym wieżowcu. Ulica Królewska, wbrew pozorom, nie prowadzi jednak na Wawel, tylko w stronę lotniska. Z dworca PKP jedzie się tam 15 min tramwajem, z Rynku tylko 6. Tymczasem, NCN zasługuje na więcej, na “najlepszą lokalizację w mieście”, twierdzi Prof. Jajszczyk cytując dla niepoznaki Prezydenta Wrocławia.
O NCN już wielokrotnie na tym blogu było. Jest to flagowy okręt reformy polskiej nauki autorstwa Minister Barbary Kudryckiej. Reformy stworzonej pod wpływem profesorskiego lobby, po przyjęciu błędnych założeń, utrzymujących w nauce polityczne status quo, czyli sankcjonujących naukowe dziadostwo i feudalny system zależności. Oczywiście finansowane z publicznych pieniędzy. Sam NCN zalicza “wpadki”, a jego werdykty są co najmniej dyskusyjne (więcej szczegółów). Tym bardziej więc chciałem się dowiedzieć, dlaczego siedziba NCN musi być w “najlepszej lokalizacji” i dlaczego biurowiec Biprostalu nią nie jest?
Prof. Jajszczyk wyjaśnia: do siedziby zjeżdżają się czołowi naukowcy z całej Polski, którzy uczestniczą w ocenie projektów. Dlatego siedziba powinna być jednocześnie dworcem PKP, PKS i lotniskiem, a może i kosmo-portem, biorąc pod uwagę tempo modernizacji Polski. Niebawem kolejne absolutnie przełomowe projekty badawcze oceniać przecież będą musieli naukowcy klasy światowej, jeżeli nie wszechświatowej. O ile oczywiście uda się im przejść przez zawiłości stosowanego w NCN, ciągle udoskonalanego wniosku grantowego.
Krakowski Ratusz znów nie stanął na wysokości zadania, nie docenił epokowości chwili, charakteru wyzwania. Rozczarowana jest Minister Barbara Kudrycka, która zgadza się, że NCN powinien mieć bardziej “prestiżową lokalizację”. Oferowano mu bowiem w Krakowie jedynie dwie (!!!) kamienice na Małym Rynku. Niestety, nie spełniły one “standardów wymaganych przez NCN”. Jakich? Tego nie wiemy. Być może chodziło o standardy terminologiczne. Prestiżowa lokalizacja wyklucza się przecież z przymiotnikiem “mały”, którego znaczeniowym przeciwieństwem są aspiracje luminarzy polskiej nauki.
Pada dramatyczne pytanie, czy lokalizacja NCN w Krakowie w ogóle nie była błędem? Miasto Kraków nowoczesne przecież nie jest, a NCN-u nie da się zogranizować pod kładką pieszą w kształcie rury ciepłowniczej ze Skawiny. Choć tam akurat zainstalowane jest nowoczesne oświetlenie LED, które z pewnością ułatwiałoby czytanie “lawiny wniosków”, jakimi środowisko naukowe zasypuje tę prężną instytucję.
Potrzeby NCN doskonale odczytał za to Wojewoda Małopolski Stanisław Kracik, na siedzibę proponując budynek dyrekcji okręgu PKP. Poza ułatwieniem dojazdu, miałoby to wymiar symbolu – nauka polska i koleje toczą się przecież podobnym, bocznym torem.
Przy okazji rozważań o “prestiżowej lokalizacji” rodzą się nowe hipotezy, o statusie rojeń i bajań. Rektor AGH prof. Antoni Tajduś głosi, że NCN oddziałuje na cały świat. Dzięki temu wpływa na decyzje o lokalizacji w Krakowie siedzib firm. Jest zatem jak totem – miasto, które go czci prestiżową lokalizacją, zyskuje sławę, moc, witalność. “Firmy muszą brać pod uwagę rangę krakowskiego ośrodka akademickiego, skoro przyznano mu tak ważną jednostkę” – twierdzi. Rzeczywiście, nie widzę innego wyjścia.
Magia NCN działa, miesza w głowach starszych panów. Tylko tam kolejni prezesi międzynarodowych koncernów z zapartym tchem śledzą walkę dyrekcji innowacyjnej instytucji o prestiż i siedzibę. Dlaczego jednak NCN to prestiż dla miasta i zachęta dla firm? – nikt tego nie wyjaśnia. W tym węszę swoją szansę. Szybko przygotowuję wniosek na budowę nowego zespołu badawczego złożonego z młodych naukowców. Wniosek oczywiście do NCN-u. Hipoteza badawcza: “lokalizacja NCN a rozwój gospodarki miasta” (z ekonomii miast), albo “obecność NCN a proces podejmowania decyzji prezesów firm” (psychologia biznesu), ewentualnie: “NCN jako urojenie i fascynacja” (literatura).
Nagle Jajszczyk zauważa, że władze Krakowa w ogóle nie są zainteresowane rozwojem nauki. To oczywiście prawda, jak w przypadku innych miast. Nie są też zainteresowane Jajszczykiem, choć inaczej obiecywała Minister. To trudno zatem zrozumieć. Jajszczyk ironicznie stwierdza, że gdyby jego instytucja była Narodowym Centrum Sportu, miałaby większą szansę na “prestiżową siedzibę”. To znów prawda – prawdopodobnie Jacek Majchrowski wybudowałby dla niej stadion. Szkopuł w tym, że stadion ten nadal nie spełniałby “standardów”. Na stadion Cracovi z dworca jedzie się prawie 20, na Wisły 25 min. Być może Wrocław wybudowałby stadion NCN-u na rynku, najlepiej koło browaru Spisz, żeby światowej klasy naukowcy polscy nie mieli daleko na narady. W tym alternatywnym scenariuszu możliwa byłaby też organizacja mistrzostw Europy w pisaniu wniosków. Do NCN-u.
W jakiej rzeczywistości zamieszkują profesorowie tworzący naukowe życie kraju? Trudno ocenić. Ja jednak znajduję się w rzeczywistości, gdzie Biprostal wydaje się dla NCN miejscem odpowiednim. Sama siedziba nie stanowi zaś w ogóle problemu, będąc zagadnieniem drugorzędnym, które nie powinno spędzać snu z powiek ministrom i dyrektorom. Zmartwieni “nieprestiżową lokalizacją” nie zwracają oni w ogóle uwagi na fakt, że NCN widziane oczami zwłaszcza młodych przedstawicieli środowiska naukowego, podobnie jak cała reforma Minister Kudryckiej, to kolejny wygłup polskiego środowiska naukowego – rządzonego przez profesorów w interesie ich zawodowej korporacji. Tym bardziej więc warto było zrobić wszystko, aby rocznicy powstania NCN nie świętować kolejnymi wygłupami, choćby w formie zabawnych pretensji Jajszczyka. Ale może tego właśnie nie można było z przyczyn “metafizycznych” uniknąć. Warto przypomnieć, w jaki sposób NCN otwierano. Wygłup znajduje się u podstaw mitu założycielskiego tej instytucji.
Rok pracy twórczej i kolektywnego wysiłku aktywu umysłowego nowych kadr polityki naukowej podsumowuje komunikat przysłany z Ministerstwa Nauki. Lawina wniosków, o której tam mowa, źródłem jest kaskady śmiechu. Pytanie, ile jeszcze będziemy się świetnie bawić w piątej setce światowych rankingów?
10 Komentarze
Nie gadaj, nie gadaj.
Jestem prawie pewien ze Profesorowie zamyślają własnie jakieś dobro:):):) Które stanie się także twoim udziałem. No, mówią przecież – to ze istnieją – i to ze akurat w Krakowie – to dla miasta z pewnością błogosławieństwo:D:D:D
Wiec – sza! Przyglądaj się cichutko i z szacunkiem. Nie chciałbyś chyba przecież – tak w buciorach? Do gabinetów?;) 🙂
P.S Tezy prac badawczych, ubiegających się o granty – wyjebane:D:D:D
Trochę ze smutkiem czytam ten tekst oraz inne powiązane z nim tematycznie. Oczywiście, w pełni zgadzam się z Pańską krytyką dotyczącą sposobu zarządzania polską nałką i ją popieram (tzn. popieram Pańską krytykę, a nie nałkę). Uważam jednak, że ukuty przez Pana termin “korporacja profesorów” niekoniecznie trafnie ustala środowisko decydenckie na polskich uczelniach. Otóż – tak się złożyło – że jestem profesorem. Niezależnie od tego jak Pan oceni mój dorobek – powstał on bez jakiegokolwiek wsparcia środków publicznych. Nigdy żadnego granta nie dostałem i raczej nie dostanę. Nigdy nie powierzonomi mi też żadnego granta do oceny i nie spodziewam się, aby mi kiedykolwiek powierzono. Nie wykonuję żadnej władzy w zakresie zarządzania nałką i zapewne żadna władza nie zostanie mi nigdy powierzona. Wszystko co robię – robię na własny koszt. Z prywatnych środków finansuję wyjazdy na konferencję oraz ich organizacje konferencji.
Nie czuję się członkiem jakiejkolwiek korporacji. Uważam zresztą, że określenie “korporacja” ma wydźwięk nazbyt pozytywny na oznaczenie “elit” zarządzających nałką. Polską nałką zarządza sitwa. Na samej jej wierchowce znajduje się Grupa Dominujących Profesorów, ale to nie oznacza wcale, że uzyskanie tytułu profesorkiego otwiera jakiekolwiek możliwości korzystania z dobrodziestw publicznego systemu.
Serdecznie pozdrawiam,
Artur Mezglewski
Szanowny Panie Profesorze,
dziękuję za ten znamienny głos – głos członka środowiska profesorów. ubolewam, że udało się Panu wejść do grupy Dominującej, ale proszę zważyć, że outsiderzy też są potrzebni i istnieją w każdej grupie, także posiadaczy tytułu profesora.
Pisząc o “korporacji” myślałem raczej o grupie zawodowej z własnym samorządem, na podobieństwo korporacji prawniczych. Nie mam jeszcze wiedzy, na temat wewnętrznych mechanizmów w grupie profesorów, przyglądam się bowiem jej w kategoriach “wroga klasowego”, nie dzieląc, nie rozkładając na czynniki pierwsze.
Moim zdaniem dążeniem każdego potencjalnego reformatora nałki polskiej powinna być demokratyzacja zarządzania nią – postulat łatwy do opracowania pod kątem PR (w końcu żyjemy w demokratycznym społeczeństwie – wg. rozmaitych deklaracji), a jeżeli zrealizowany, ma szansę wywołać radykalne, lawinowe zmiany. Niestety, grono profesorskie rzadko o demokracji wspomina. Najczęściej słychać argument o strażnikach tradycji, autonomii, świętych gronostajowych relikwii. Mówią tak nawet ci profesorowie, którzy kiedyś walczyli czynnie z systemem zniewolenia. teraz jednak ochoczo go tworzą.
Pozdrawiam również!
MK
Niech pan o siebie walczy. “Profesorowie” mają to do siebie, że są wiekowi. Odejdą. Ktoś będzie musiał zająć ich miejsce.
W najnowszym tygodniku “Przegląd” wywiad z panem Jajszczykiem dotyczący problemów polskiej nauki. Polecam!
Jest żle ,ponieważ stanowisko profesor Jajszczyk zawdzięcza Platformie /startował w 2005 do Sejmu bez powodzenia / nauka winna być apolityczna, a tak to mamy nałke i potrzebę blichtru
Tyle że prof Jajszczyk najpierw odniósł sukces jako naukowiec, dopiero potem był flirt z polityką. Przez wiele lat prof Jajszczyk bez wątpienia był gwiazdą na Katedrze Telekomunikacji AGH – zdecydowanie najbardziej charyzmatyczna postać na KT. Prawie 20 patentów, parę książek, ze dwie setki publikacji konferencyjnych na koncie, bardzo silną pozycja w IEEE. Google Scholar podaje że jego publikacje mają blisko 1300 cytowań (dla porównania – pozostali profesorowie z Katedry Telekomunikacji AGH mają średnio po ok 200 cytowań) http://scholar.google.com/citations?user=TGQ01wIAAAAJ
Jest to prawdopodobnie najbardziej liczący się polski naukowiec z dziedziny telekomunikacji, w dodatku znany był już wcześniej ze swojego krytycznego stosunku do status quo polskiej nauki:
http://jajszczyk.pl/wp-content/uploads/GW_Skazani_na_bylejakosc.pdf
http://jajszczyk.pl/wp-content/uploads/Polskie_uczelnie_GW_24_09_2010.pdf
Jajaszczyk to fajny gość. Ale to, co gada o NCN, śmieszy. Sam NCN też śmieszy. Choć raczej powinno mnie to martwić. Ale co tam… już się pogodziłem, że w POLSKIEJ NAŁCE nie ma dla mnie miejsca. Co ciekawe, jeszcze nigdy UJ nie wysłał mojej korespondencji do NCN na czas. To też ciekawe…
Gwoli ścisłości, we Wrocławiu jest browar Spiż, nie Spisz 🙂
przeciez to jest tworzenie wlasnej rzeczywistosci, jakze popularne w tym kraju.
Nikogo nie interesuje postep/reforma, poki pieniadze plyna co miesiac na konta. nawet ci, co nie wygrywaja grnatow, dostaja przeciez wyplaty, wiec tak czy inacej, kasa panstwowa podtrzymuje ten chory system.
mnie najbardzije fascynuje na jakiej p[odstawie wszyscy ci “naukowcy” zdobywaja swoje stanowiska, status, wladze.
http://www.marcinduszynski.com/2012/01/samocytowanie-czyli-pompowanie-pseudo-wynikow/