Nie pierdol Sławek
Sławek Sierakowski napisał list do partii, czyli zgodnie z jego własnymi tezami list do nikogo. Partie bowiem przestały się zajmować polityką, a już na pewno słuchaniem intelektualistów w rodzaju Sierakowskiego. Postawione przez niego diagnozy w ogólnych zarysach wydają się trafne: polityczne życie trawi zjawisko populizmu i post-polityki, czyli bezideowości zastępującej realny polityczny spór. Partie dzielą się budżetowymi dotacjami, które zużywane są na wyborczą propagandę i zaludnianie telewizyjnych ekranów. W ten sposób następuje reprodukcja struktur w kolejnych wyborach, ale już nie idei. Szczegóły diagnoz, co Sierakowskiemu wypomniano na łamach Wyborczej, rozmijają się jednak z rzeczywistością. Wygląda na to, że Sierakowski przeczytał dużo literatury, ale mało raportów z badań i statystyk.
Rozminięcie się z rzeczywistością nie odbywa się jednak wyłącznie na poziomie szczegółów. W liście do partii znajduje się znacznie bardziej fundamentalna sprzeczność, niż brak adresata apelu. Jest nią wołanie o zmianę jakości polityki realizowanej w Polsce przy jednoczesnej odmowie jej przeprowadzenia. Sierakowski, jako jedna z niewielu osób w kraju, dysponuje czymś, co odmienić mogłoby oblicze tej ziemi, męczonej post-politycznym stuporem. Jest on przecież liderem ogólnopolskiej organizacji, struktury, na bazie której możliwe byłoby stworzenie partii politycznej i start w wyborach. Mimo to, Krytyka Polityczna stroni od realnej polityki, wybierając bytowanie jako oficyna wydawnicza, modny lokal, organizator mądrych, młodzieżowych spotkań. A Sławek odmawia zmierzenia się z realiami politycznego istnienia w Polsce.
W jakimś stopniu wybór ten odbija osobowość samego Sierakowskiego, który, na ile jestem w stanie ocenić go po pobieżnej znajomości, zawsze preferował picie wódki w restauracji nad rzucanie kamieniami i sypanie szańców. Z drugiej strony, Krytyka Polityczna stanowi doskonale prosperującą organizacją pozarządową. Działalność partyjna, przynajmniej w pierwszych latach, byłaby jedynie niepotrzebnym obciążeniem jej budżetu. W ten sposób kapitalizm i mechanizmy rynku podpowiadają Sierakowskiemu, jak daleko ma sięgać jego zaangażowanie w polityki zmianę. Próg biblioteki jest tutaj wyraźną granicą.
Wszystko to jest dla mnie w miarę zrozumiałe i choć tego nie pochwalam, całkowicie rozumiem. To, czego nie rozumiem, to upór, z jakim Sierakowski dobudowuje do tego mit. Brak zaangażowania w działalność polityczną przedstawia on jako próbę realizacji ideału kształtowania społecznej rzeczywistości poprzez organizowanie wspólnego, zaangażowanego działania. W post-polityce nie działają już argumenty i emocje, pozostaje jedynie doświadczenie wspólnej pracy. Dlatego stworzono kołchozy na miarę XXI wieku, czyli kluby Krytyki Politycznej, gdzie można się spotkać i coś porobić (na ogół pogadać). Zdaniem Sierakowskiego stanowi to adekwatną odpowiedź na kryzys demokracji, albo przynajmniej takiej odpowiedzi początek. Odbudowa etosu wspólnego, zbiorowego zaangażowania to cel, a Sierakowski kształtuje postawy, bo one, jak pisał przywołany przezeń Eduard Bernstein, „są wszystkim”.
Komuś, kto w polityce działa, takie przedstawienie sprawy wydać się może wyłącznie mydleniem oczu. Kształtowanie postaw ma przecież określony cel, nie jest nim z pewnością zaangażowanie w dalsze kształtowanie postaw ad infinitum. Czy ostatecznym celem działania nie powinna być zmiana samej mainstreamowej polityki? Czy organizowanie wspólnego działania nie mogłoby przybrać formy partii politycznej i startu w wyborach? Na ten oczywisty zarzut Sierakowski nie udzielił zadowalającej odpowiedzi. I nie udzieli. Mit kształtowania postaw ma bowiem jedynie przykryć prawdziwe powody braku realnego zaangażowania w politykę.
Ostatecznie zadanie, jakie stawia sobie lider Krytyki Politycznej miałoby sens, gdyby kształtowanie postaw odbywało się w kręgu kandydatów wszystkich partii w najbliższych wyborach. Odbywa się ono jednak w kręgu osób, które z różnych powodów od polityki trzymają się z daleka, bliżej im natomiast do drogich kawiarni i barów, czy sklepów z modnymi ciuchami vintage. Sierakowski z dumą pisze o kształtowaniu środowiska, które nie ma żadnej mocy politycznej i co najwyżej jest w stanie zainteresować sobą przeklinane przezeń media. Ale sympatia Olivera Janiaka to jeszcze za mało, żeby zmienić świat, czy chociażby przygotować projekt ustawy i przeforsować go w Sejmie. Uprawianie polityki nie polega na spotkaniach przy dobrych książkach, na których wydawaniu można fajnie zarobić, tylko piastowaniu mandatów, zajmowaniu stanowisk.
Krytyka Polityczna jest cenną i bardzo ciekawą inicjatywą, ale niestety, niewiele wspólnego ma z polityką. W polityce też zupełnie nie działa, a jej lider sprawia wrażenie pogubionego w realiach, które z taką swadą opisuje. Stan ten dla mnie i dla wielu innych osób stanowi spore rozczarowanie.
PS. Sierakowski podsumowując dyskusje wokół swojego listu bez adresata zasugerował, że Krytyka Polityczna doprowadziła do zmiany prawa narkotykowego w Polsce. Środowisko Krytyki podjęło w tym kierunku pewne działania, ale miały one wymiar symboliczny, niewiele mając wspólnego z realną pracą polityczną. Potwierdza to tylko starą mądrość, że każdy sukces ma wielu ojców. Wbrew jednak diagnozie Sierakowskiego, jedyna matka reformy polityki narkotykowej znajdowała się w Ministerstwie Sprawiedliwości. Czyli tam, gdzie Sierakowski najmniej by się jej spodziewał. Znów więc trafił kulą w płot.
1 Comment
Znów widmo krąży po Europie: widmo zatrzymania i spadku wzrostu. W obliczu rozprzestrzeniania się kryzysu ekologicznego, niesprawiedliwości społecznej i politycznej, utraty sensu, czy wreszcie niepewności, a nawet prawdopodobieństwa załamania się systemu gospodarczego nie tylko poszczególne ruchy, lecz również coraz większe części społeczeństwa obywatelskiego zastanawiają się nad tym, jakim powinien być jego nowy projekt – Artykuł Mauro Bonaiuti na blogu “konina.atranspl.com”