Polska Nałka: Narodowe Centrum Nauki
Kontynuuję temat polskiej nauki, którą lata świetlne dzielą od cywilizowanego świata i jego standardów.
Już wcześniej krytykowałem reformę Minister Barbary Kudryckiej, przede wszystkim zarzucając, że skupiając się na aspekcie finansowym, reforma pomija główną barierę w rozwoju innowacyjności oraz przyczynę zacofania rodzimych uniwersytetów: archaiczny feudalizm w miejsce demokracji i dominację korporacji profesorów.
Grupa nietykalnych, nieusuwalnych, tytularnych naukowców zarządza instytucjami w postaci publicznych uniwersytetów poza kontrolą rządową i – co grosza – społeczną. Do tego zarządzanie to odbywa się w ramach quasi-feudalnego systemu, gdzie 2/3 naukowej kadry wykluczone jest z podejmowana jakichkolwiek decyzji (wasale), a nawet pozbawiona jest możliwości wyboru aktualnego udzielnego księcia (rektor). Wszystko to dzieje się pod przykrywką górnolotnych haseł o autonomii nauki, uniwersytetów oraz dbałości o standardy edukacyjne. Autonomia ta objawia się jednak niepohamowanym korzystaniem z publicznych pieniędzy oraz słabymi wynikami prowadzonych „badań”. Nie jest to bynajmniej moja subiektywna opinia, lecz podzielają ją także przedstawiciele korporacji profesorów.
Minister Kudrycka, wbrew zapowiedziom, do problemu braku demokracji w zarządzaniu nauką oraz dominacji korporacji profesorskiej w ogóle się nie odniosła, zakładając, że zmianę w polskiej nauce, mentalności jej włodarzy i ustroju uniwersytetów przyniosą zmiany w sposobie podziału środków finansowych. Jest to założenie fałszywe i już dziś dostrzec można pierwsze symptomy zjawisk odwrotnych, jak choćby podniesienie podatku (sic!) od prowadzonych na uniwersytecie badań o 50%! Opodatkowywanie badań przez uniwersytety, badań finansowanych przez podatników – przypominam, to narzędzie dzielenia wpływów w rękach korporacji profesorów. Dlatego Minister Kudrycka sprawą się nie interesuje, podobnie jak dziennikarze ogólnopolskich redakcji.
NCN – NIEUDANE DZIECKO REFORMY
Niewiele też słychać w mediach głosów na temat Narodowego Centrum Nauki, sztandarowego przedsięwzięcia Min. Kudryckiej. NCN nie tylko ma pompatyczną nazwę i oznacza dziesiątki nowych etatów do obsadzenia w administracji naukowej, ale stanowi jedyną instytucję zarządzającą przeznaczonymi na badania naukowe środkami. Tymczasem pierwszy konkurs na finansowanie badań zorganizowany przez NCN obnażył brak przygotowania reformy przez Ministerstwo Nauki i inne jej słabości. O sprawie już wcześniej pisałem. Streszczając, konkurs zorganizowano bez podania wielu potrzebnych informacji, bez wskazówek co do wypełniania wniosków, wymagając (niepotrzebnie) przygotowania ich wersji dwujęzycznych i to jeszcze w oparciu o przestarzałe narzędzie edycji w systemie OSF.
Decyzje o przyznaniu / odmowie finansowania wysyłano wiele tygodni dni po ogłoszeniu wyników, kiedy upływał już termin składania kolejnych wniosków. Do decyzji dołączono zdawkowe recenzje, które wydawały się wielu osobom… co najmniej kontrowersyjne. Zresztą, zaraz wykażę, że nie należy odbierać tego wyłącznie jako subiektywnych odczuć rozczarowanych odmowami naukowców.
Część wymienionych problemów jest następstwem błędów popełnionych przez NCN, jednak większość wynika z pośpiechu w realizacji reformy i braku przygotowania odpowiednich regulacji prawnych, przede wszystkim w zakresie dostosowania procedur prawa administracyjnego. Tak, moim zdaniem utworzenie NCN powinno wiązać się ze zmianami w kodeksie postępowania administracyjnego. A takich zmian nie wprowadza się niestety szybko.
NCN SIĘ TŁUMACZY
Dlaczego jednak w ogóle do tej sprawy wracam? Otóż w Gazecie Wyborczej opublikowano “wyczerpujące” wyjaśnienie kulis oceny wniosków. W tekście nie brakuje bicia się w pierś, ale dziwnym trafem przeoczono sprawy kluczowe. Autor publikacji, profesor Paweł Koteja z Instytut Nauk o Środowisku UJ, był jednym z uczestników paneli oceniających aplikacje grantowe. Od razu na wstępie przyznaje on, że „cztery aspekty w pierwszej edycji konkursu NCN trzeba uznać za porażkę: brak informacji o wynikach po pierwszym etapie, opóźnienie w przekazaniu wyników końcowych, opóźnienie w przekazaniu szczegółów ocen i recenzji, i wreszcie to jak te recenzje wyglądały”. Z diagnozą tą zgadzam się w całej rozciągłości, ale nie dociera ona do sedna problemu. Profesor Koteja wiele spraw pominął milczeniem. Zwrócę uwagę na dwie z nich.
KRYTERIA OCENY DOPIERO SIĘ KSZTAŁTOWAŁY
Po pierwsze, autor przyznaje, że w momencie rozpisania konkursu nie było jasnych kryteriów oceny wniosków przez panele NCN i kryteria takie dopiero się kształtowały w ramach pragmatyki pracy poszczególnych gremiów oceniających. A to przecież jest dyskwalifikujące dla całego konkursu! Jeżeli NCN nie jest w stanie wyjaśnić znaczenia poszczególnych pól wypełnianego przez aplikantów wniosku, nie podaje żadnych wytycznych, nie jest znany sposób oceny wniosków, w jaki sposób poważnie traktować tę instytucję? I jak poprawnie wypełnić wniosek?
Przy okazji P. Koteja stwierdza, że „na polskim ‘rynku naukowym’ instytucją wyznaczającą standardy w zakresie “poprawności” i transparentności jest niewątpliwie FNP”. Opinia taka napawa mnie przerażeniem. Dlaczego? Wyjaśniłem to w jednym z poprzednich wpisów.
PO OWOCACH ICH POZNACIE
Po drugie, czytając obszerne wyjaśnienia profesora Koteji, stanowiące w istocie obronę coraz bardziej otwarcie krytykowanego NCN, nie sposób nie zadać sobie następującego pytania: skoro wszyscy tak bardzo się starali, a recenzenci oceniali wnioski tak bardzo wnikliwie (choć, jak przyznaje profesor, pisali „specjalnie” pobieżne, zdawkowe, nieraz zupełnie idiotyczne recenzje, które musieliśmy czytać jako uzasadnienie odmowy finansowania), to dlaczego efekty ogłoszonego konkursu są takie, a nie inne?
P. Koteja utrzymuje, że to kształt recenzji (jak te recenzje wyglądały) mógł budzić wątpliwości, ale już nie ich treść i stojące za tym przemyślenia, które uwidoczniły się w pracy recenzentów i ekspertów paneli! Nawet jeżeli to prawda (prywatnie uważam to za bzdurę), w żaden sposób nie da się obronić tezy, że uwidoczniły się one również w wynikach ogłoszonego konkursu.
Po owocach ich poznacie – brzmi przysłowie i warto na te owoce rzucić okiem, nim zakręci się w nim łezka wyciśnięta rozczulającymi tłumaczeniami jednego z ekspertów NCN, na dodatek profesora.
Gdy na owoce spojrzymy, bez trudu jesteśmy w stanie wykazać, że 1-szy konkurs NCN stanowi dowód całkowitej porażki tej instytucji i jej procedur (które, jeżeli mamy wierzyć zapewnieniem, z mozołem wykuły się w trakcie pracy ekspertów). Finansowanie przyznano bowiem projektom, które finansowania nigdy nie powinny dostać.
A to oznacza, że stworzona w ramach NCN procedura, poza wymienionymi już wcześniej wadami, posiada wadę najważniejszą – promuje naukowe dziadostwo.
KOMU NCN PRZYZNAŁ FINANSOWANIE?
Poniższe uwagi dotyczyć będą wyłącznie paneli dyscyplin nauk społecznych, gdyż tylko o nich mogę wypowiadać się z pewną znajomością tematu.
Weźmy pod uwagę konkurs dla młodych naukowców z tytułem dr (w tym startowałem) na stworzenie nowych zespołów badawczych. Finansowanie projektów opiewa na minimum 3 lata. Dokonajmy teraz prostej kalkulacji. Zespół potrzebuje etatów (min. 1 tys. netto / osoba / miesiąc), pieniędzy na konferencje i staże (min. 10 tys. rocznie / zespół), zakup literatury ( 5 tys. / rok). Do tego na fali reformy nauki uniwersytety podniosły z dnia na dzień podatek od badań: z 20% na 30%, o czym też już wspomniałem. Minimalny koszt stworzenia i funkcjonowania zespołu (który coś robi, jeździ, publikuje, głosi) wynosi min. 70 tys. złotych / rok. Pamiętajmy, że piszę o zespołach działających w naukach społecznych, gdzie często można się obyć bez obszernego instrumentarium badawczego, czy zlecania badań wyspecjalizowanym jednostkom, zakupu drogich materiałów, odczynników etc.
Załóżmy zatem dość ostrożnie, że zespół dysponujący 300 tys. zł jest w stanie efektywnie funkcjonować przez 3 lata. Oczywiście dyskusyjna jest jego liczebność, rodzaj prowadzonych badań etc. Ale załóżmy, że 300 tys. to pewien mniej lub bardziej użyteczny punkt odniesienia. Projekty finansowane kwotą tą lub większą nazywał będę REALNYMI. Rzućmy teraz okiem na projekty, które dostały finansowanie w ramach poszczególnych panelów HS.
HS1: fundamentalne pytania
W SUMIE: 8 projektów
REALNYCH: 0
KURIOZA: dwa projekty za mniej niż 40 tys, reszta za mniej niż 130 tys.(!)
HS2: kultura i muzea
W SUMIE: 8 projektów
REALNYCH: 3
KURIOZA: Dwa projekty za mniej niż 90 tys.
HS3: wiedza o przeszłości
W SUMIE: 9 projektów
REALNYCH: 2
KURIOZA: Dwa projekty za blisko ok. 50 tys.
HS4: ekonomia i demografia
W SUMIE: 33 projekty
REALNYCH: 5
KURIOZA: 12 projektów za mniej niż 100 tys.
HS5: prawo i polityka
W SUMIE: 15 projektów
REALNYCH: 0
KURIOZA: 13 projektów za mniej niż 75 tys., w tym 4 za mniej niż 54 tys.!
HS6: psychologia i socjologia
W SUMIE: 23 projekty
REALNYCH: 2
KURIOZA: 10 projektów za mniej niż 100 tys.
To zestawienie załatwia sprawę. Proszę zauważyć, że panele HS1 i HS5 nie przyznały finansowania żadnemu realnemu projektowi naukowemu!
Kierownictwo NCN oraz recenzenci powinni więc w pierwszej kolejności wytłumaczyć się z faktu, że rozdali publiczne pieniądze projektom, które z pewnością nie będą przeznaczone na stworzenie i funkcjonowanie zespołów badawczych czy unikalnego warsztatu naukowego (cokolwiek to znaczy). Wszelkie inne uchybienia wokół konkursu, które wynikać mają z trudności, z jakimi rzekomo spotkać musiała się pionierska w warunkach polskich instytucja, to sprawy drugorzędne.
Co ciekawe, o sprawę zapytałem dyrektora NCN, profesora Andrzeja Jajszczyka. Zgadnijcie Państwo, jaka była jego odpowiedź? To wina aplikujących! Zdaniem kierownictwa NCN recenzenci, eksperci, wszelkie procedury są po prostu bezbronni, jeżeli młodzież aplikuje po śmiesznie niskie środki. Mam wiele sympatii dla profesora Jajszczyka, ale takie tłumaczenie to po prostu kpina…
KSZTAŁT I TREŚĆ WNIOSKÓW
W całej sprawie pomijana jest jeszcze jedna, bardzo ważna kwestia – forma wniosku oraz informacje, jakie są przez NCN w nim wymagane. A przecież formularz wniosków stosowany przez dawny Komitet Badań Naukowych, a teraz przejęty przez NCN z dobrodziejstwem inwentarza (w postaci OSF) jest po prostu archaiczny i… głupi.
Filozofia aplikowania po środki, ogólny zarys wniosku, zbiór potrzebnych do oceny projektów informacji, powinny być gruntowanie przemyślane, zwłaszcza w gronie zaproszonych przedstawicieli młodej naukowej kadry, która ma być w przyszłości głównym beneficjentem powstania NCN. Niestety, na nic takiego nie możemy liczyć.
Setki osób wypełniają idiotyczne formularze, które na dodatek w niewielkim stopniu pozwalają zorientować się w realnych zamiarach aplikujących po środki. Sytuacja pewnie lepiej wygląda w naukach ścisłych, ale dla humanisty obecny kształt wniosku zakrawa na absurd. Od lat bez mrugnięcia okiem akceptowany.
KONKURS WSZYSTKICH KONKURSÓW
Żeby nie kończyć litanią narzekań, jak to zwykle mam w zwyczaju, muszę z radością zauważyć, że nie jest jednak tak, że NCN wszystko robi źle i brakuje w nim innowacyjności. Dochodzi tam i do rzeczy przełomowych. Na dowód tego wystarczy rzut oka na zamieszczone zdjęcie.
Miejmy tylko nadzieje, że komisja konkursowa ma już ustalone jakieś kryteria wyboru zwycięzcy. I że NCN nie będzie znów musiał się w nieskończoność tłumaczyć, że nie natrafi na nieprzewidziane wcześniej przeszkody, że niewdzięczne środowisko sfrustrowanych naukowców nie rzuci się do gardeł, że… Ale, czy i w tym konkursie skorzystamy z recenzentów zagranicznych? Co powie Fundacja na Rzecz Nauki Polskiej? Nie mogę się wprost doczekać wyników.
4 Komentarze
przecież to oczywistość od zarania dziejów marnej istoty ludzkiej, że dziedzina powinności nie posiada części wspólnej z dziedziną tego, co jest; proponuję przyjąć perspektywę poznawczą określaną mianem : desengano
HS5: prawo i polityka
W SUMIE: 15 projektów
REALNYCH: 0
KURIOZA: 13 projektów za mniej niż 75 tys., w tym 4 za mniej niż 54 tys.!
HS6: psychologia i socjologia
W SUMIE: 23 projekty
REALNYCH: 2
KURIOZA: 10 projektów za mniej niż 100 tys.
Więc może jednak nie powinienem się dziwić ze biegli policyjni psycholodzy, kryminolodzy, spece od kryminalistyki stworzyli portret psychologiczny nieistniejącego sprawcy niezaistniałego przestępstwa, mający służyć jako istotny instrument w realnym śledztwie w sprawie Madzi ze Sosnowca?:D:D:D
“po wynikach ich poznacie” – wystarczy poczekac rok i sprawdzic czy nowo-wybrane zespoly cokolwiek zrobily/opublikowaly. Inni naukowcy moga w ten sposob ocenic skutecznosc NCN.
co do wyliczen finansowych i prownania z uzyskanymi grantami – moze wnioski byly napisane pod katem finansowania wylacznie liderow projektow albo i nawret ci robia to za darmo, byle wukazac w CV “wygrany grant”? Stad nizsze niz w Twoich wyliczeniach wnioskowane kwoty? przeciez do zespolu mozna wlaczyc z lapanki na wydziale, lub dziekan wyda prikaz i przypisze ochotnikow do zespol?.
Hehehe, “gdy młodzież aplikuje o śmiesznie niskie kwoty”, dobre. Jajszczyk tyle razy powinien się podać do dymisji, ile wyprodukowano recenzji NCN. Dwukrotnie odwalono mi wniosek o grant PRELUDIUM, z dwóch powodów. Pierwszy: nie obroniłam jeszcze swojej dysertacji (nie szkodzi, że PRELUDIUM jest konkursem skierowanym do osób nieposiadających stopnia doktora); drugi: przewidywane wynagrodzenie jest za wysokie. Za pierwszym razem było to 3700/miesiąc, posypałam głowę popiołem i następnym razem, po konsultacjach w Biurze Obsługi Badań, wpisałam wynagrodzenie 2500. Jednak w ocenie Zespołu jest ono zdecydowanie przesadzone i przekracza uposażenie profesora w programie MISTRZ FNP (czyżby ??? ). Eksperci nie wzięli pod uwagę zalecenia NCN w kwestii wynagrodzeń w świetle którego doktoranci powinni dostawać miesięcznie nie więcej niż 3000, bez składek. Czemu ? Wyjaśnia to wpis z facebooka NCN (jakże odpowiednie miejsce do oficjalnych komunikatów NCN) informujący że zalecenie dotyczy przyszłych konkursów, a nie tych zamkniętych. Tak więc przed 9 lipca wynagrodzenie w kwocie 2500 jest zdecydowanie przesadzone, a po 9 lipca jest nawet niedoszacowane.
Na tej podstawie dowalili mi karencję mimo że w punkcie “możliwość wykonania projektu” przyznali mi maksymalną ilość punktów.
Świat się śmieje!