W miejsce kultury jezioro, w miejscu na kładkę tunel.

kładka-nie-dla-mieszkańcówKraków – miasto kultury, sztuki, lansu. Cieszy, bawi, dostarcza niezapomnianych wrażeń. Jak wtedy, gdy woda pochodzi pod gardło, a mobilizacja czynników ludzkich i boskich, narodowych i tradycjonalistycznych, przyjmuje formę religijnych guseł odprawianych przy nurcie oraz zaskakujących, magicznych deklaracji w postaci powieszonego na moście transparentu – Wisło, wypierdalaj! Czy jak wtedy, gdy zmęczony życiem idziesz weekendowym wieczorem poprzez rynek, wymiociny i mocz pozostawiony przez spragnionych  turystów, z których żyje to miejsce.

W Krakowie wiele się dzieje. Oto trzy prestiżowe lokalizacje, które wzmacniają we mnie poczucie unikalnej aury pradawnego grodu, gdzie tradycja łączy się z nowoczesnością a postmoderna podaje rękę klasyce. Dowodzą, że polityka kulturalna lokalnej władzy rzeźbi tkankę miasta w sposób niespotykany nigdzie indziej. No, może poza Wadowicami.

wory1. Miejsce na kładkę. Po tym, jak wielka woda przegnała wesołe miasteczko, które dźwiękiem i światłem skutecznie wypełniało grobową ciszę nadrzecza, a kwaśny deszcz spotworzył czaszę balonu, już tylko miejsce na kładkę pozostaje symbolem kulturalnego oporu wobec tradycyjnych wartości. Zamieszanie staje się receptą na miasto. Gdzie go nie ma, wprowadza się je nowoczesnymi metodami. Kobieta bez głowy, kobieta z dwoma tułowiami, odlot balonem. Koniecznie na „dopalaczach” kupionych w „Kolekcjonerach”.

Kładka miała mieć imię wybrane w demokratycznym głosowaniu. Stanęło na czymś niezrozumiałym, a miało być nowocześnie, lecz z odwołaniem do tradycji. Ludzie Podgórza zaproponowali swojskie: Kładka Półświatka. Ja zaś tradycyjne: Smoczy Ogon, lub nowoczesne: Rura ze Skawiny – dalszy ciąg. Niestety, znów zwyciężyły gusła.

Niezależnie od nazwy, miejsce na kładkę okrasza smakiem permanentnej budowy spacery wzdłuż Wisły, która inaczej jawiłaby się, bez balonu i diablego koła młyńskiego, jako dodatek do koślawej ścieżki rowerowej. Dodatek bez ławek – dodajmy. Do tego mobilizuje politycznie (patrz: zdjęcie powyżej). Jak przystało na nowoczesną sztukę.

cricolake2. Crico Lake. Mój ulubiony spot. Niedaleko od miejsca na kładkę. Cricoteki jakoś nie udaje się skończyć, ale za to niedługo spełni się jedna z wizji Kantora – teatr pod żaglami.

3. Tunel dla żuli by Mirosław Bałka. Bałka uznany jest za mistrza. Jego pierwsza realizacja w przestrzeni publicznej rzuca na kolana. I rzuconym na kolana w swej istocie służy najlepiej. Mistrzowskie połączenie zacisznego tunelu z całodobowym sklepem z alkoholem. Jest gdzie się odlać, oczyścić żołądek, przykurzyć dopalaczy. Pomysł trzeba rozwijać. Więcej tuneli. Więcej meneli. Taki art mnie kręci – dla ludzi i blisko bijącego serca Polski. Blisko wątroby.


tunel_1tunel_2


Póki meleksy z turystami nie objeżdżają tych miejsc, korzystajcie z ich dziewiczości, drodzy czytelnicy. Wizyta w przytulnym i śmierdzącym moczem tunelu z napisem Auschwitz, rytualna kąpiel w jeziorze pod Krikoteką, a następnie chwila zadumy w miejscu na kładkę powinny wejść do repertuaru każdego uczestnika kultury wysokiej w tym mieście.  Nie tylko w noc muzeów.

2 thoughts on “W miejsce kultury jezioro, w miejscu na kładkę tunel.”

  1. Ale kocham ten kraj , to miejsce – trochę bo muszę by nie zwariować, trochę bo jak się zna historię, nie tą pisaną w zaciszach gabinetów w cieplutkich kapciach, ale tą zimną bezlitosną – z zeznań bezpośrednich świadków z diariuszy czy notatek to pewnych rejestrów skarg i dąsów używać nie wypada – traci się najzwyczajniej historyczną proporcję…
    Gdy w krajach tzw… zachodniej Europy powstawały całe kompleksowe systemy filozoficzne, wielcy filozofowie uczyli myśleć nam pozostawały mądrości aforyzmów,stara literatura polska też tu przegrywała skupiając się na kwestii narodowowyzwoleńczej. To rzutuje na dzisiejszy język – mamy tuziny wulgarnych określeń na kobietę czy stosunek seksualny a tylko jedno potoczne na szczęście- kluczowe przecież pojęcie dla reformacji,do tego ten nieszczęsny katolicyzm. Niema jak tego policzyć czy nawet zbadać ale wydaje mi się że w języku który nie potrafi wyrażać głębokich stanów emocjonalnych tym większa zachodzi pokusa aby swój ból istnienia projektować na otoczenie, tylko że jak się pisze że bee, kiła i mogiła to się ten paradygmat konserwuje. Niechaj te słowa nie będą traktowane jako komentarz lecz dygresja, szukam po prostu odpowiedzi na pytanie czemu jest tak źle i tak dobrze jednocześnie, a to jest jeden z tropów którym idę.
    Polacy to fleje niesłychane, mówi się że na obudzenie poczucia dobrego smaku potrzeba około trzech pokoleń. Zaczynając teraz, efektów żaden z nas nie doczeka- dlatego zagadnienie mam w dupie. Pozdrowienia ze słonecznego Anus Mundi

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *