W sobotę znów, po raz 10-ty, spotkaliśmy się w Warszawie. Marsz Wyzwolenia Konopi to jedna z największych, najliczniejszych demonstracji organizowanych w Polsce. Kilka dni po jej zakończeniu czas zastanowić się, gdzie jesteśmy i dokąd maszerujemy. Od kilku lat widzę twarzą w twarz większość uczestników Marszu, a oni mnie. Mam więc pewną unikalną perspektywę, którą chciałbym się podzielić.
Dlaczego marihuana?
Zacznę jednak od tego, dlaczego warto mówić o marihuanie w kontekście polityki? Bo nielegalna, karana więzieniem marihuana (i inne tzw. narkotyki) to problem nas wszystkich. Represyjna polityka narkotykowa dotyka kilku istotnych dla przestrzeni publicznej kwestii, poziomów. Wymienię je dla przypomnienia:
1. Autonomia jednostki: państwo mówi nam, co wolno – “wódkę pijcie, trawy nie palcie”. Nie ma to większego sensu i nie broni się w żaden sposób w świetle faktów naukowych. Skąd więc ten wybiórczy paternalizm?
2. Prawa pacjentów: marihuana i inne tzw. narkotyki mają liczne zastosowania medyczne, ale w Polsce nie można z nich skorzystać (inaczej niż w UE). Do tego, uzależnieni są karani, nie leczeni, traktowani jak przestępcy, a nie pacjenci.
3. Prawa obywatelskie i Konstytucja RP: obowiązujące prawo narusza Konstytucję i prawa obywateli nadmiernie rozbudowując uprawnienia Policji i stosując nieproporcjonalne do czynu kary.
4. Priorytety polityki karnej: ścigamy konsumentów marihuany zamiast dealerów bardziej szkodliwych środków, tuszujemy realia napompowanymi statystykami, wydajemy setki milionów złotych na absurdalną “wojnę z narkotykami”.
5. Stygmatyzacja i wojna kulturowa: czyniąc z konsumentów marihuany przestępców tworzymy sztuczne, niepotrzebne podziały – używając Policji przeciw marihuanie zwiększamy wzajemną nieufność młodych ludzi do państwa i do siebie – w końcu policjanci to młodzi ludzie, którzy sami palą marihuanę – hipokryzja działa demoralizująco także na ich postawy.
Istnieją więc powody, aby walczyć o zmianę polityki narkotykowej w Polsce, której – w taki czy inny sposób – wszyscy jesteśmy ofiarami. Pytanie, jak o tę zmianę walczyć i z kim?
Obecność polityków
W środowisku aktywistów konopnych toczy się dyskusja na temat polityków i ich roli dla realizacji konopnych postulatów. Z jednej strony wyrażana jest nieufność – interesy polityczne poszczególnych partii często rozmijają się z racjonalnym podejściem do narkotyków. Politycy wywołali ten problem i nader często „jadą na” narkofobii, którą pomagali wzniecić. Ludzie to widzą, pamiętają, a więc nawet spektakularne nawrócenia odbierają jako element koniunkturalnego spektaklu. Zwłaszcza, że następują one dopiero wtedy, kiedy politycy tracą władzę. Janusz Korwin-Mikke, Marek Balicki, Ryszard Kalisz, Aleksander Kwaśniewski, a nawet Janusz Palikot są dzisiaj poza karuzelą stanowisk, bez szans na szczyty, są więc zwolennikami rozsądku. Mogą. Jedynie M. Balicki prezentował ostrożnie racjonalne poglądy, gdy był Ministrem Zdrowia, podejmował inicjatywy zmiany ustawy. Nikt inny tego nie czynił, a wręcz odwrotnie – wymienieni przyczyniali się do zaostrzania prawa. Ludzie czują, że istnieje nader spore prawdopodobieństwo, że powrót do władzy skutkowałby ponownym „przemyśleniem” własnej postawy wobec narkotyków przez deklarujących dzisiaj poparcie polityków.
W czasie Marszu politycy byli obecni, grali role pierwszoplanowe. Przemawiali JKM, Janusz Palikot, Paweł Szwed (Zieloni) czy Ryszard Kalisz. Każdy z nich mówił to, co zwykle. Wszyscy w gronie zebranych szukali poparcia. Jedni wypadali w miarę autentycznie, inni dość groteskowo. Ruch Palikota wsparł również Marsz szeroką grupą członków i swoich czołowych posłów. To gest znaczący. Choć w czasie Marszu rozdawano ulotkę krytykującą związki pomiędzy Ruchem a Wolnymi Konopiami, nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości, że bez Ruchu temat polityki narkotykowej w ogóle by nie istniał. Co prawda Janusz Palikot potrafi dyskusji również szkodzić (błazenada), ale plusy przeważają na razie nad minusami. Ruch złożył kolejny projekt nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii i choć prace postępują mozolnie i chaotycznie, jednak postępują. Jest to szczególnie cenne, bo marihuana zdaje się raczej lewicę dzielić, zamiast ją łączyć wokół dość oczywistego, lewicowego zagadnienia.
Czytaj: Marihuana dzieli lewicę
Tak czy inaczej, zmiana polityki, a przecież o to nam chodzi, wymaga polityków i poparcia w parlamencie. Wolne Konopie są więc zdane, skazane na współpracę z politykami. Szkoda, że na razie z tymi, którzy nie mają szerszego poparcia i którzy realnie niewiele są w stanie dla sprawy zrobić. Ale od czegoś trzeba zacząć. Problem, jak sądzę, polega w widoczności polityków właśnie na Marszu. Wielu zasłużonych dla ruchu wolności konopi, którzy mają ciekawe rzeczy do powiedzenia, ginie w cieniu lansujących się polityków. To razi.
Uczestnicy Marszu
Jako działacza społecznego martwi mnie w niewielkim stopniu zmieniający się charakter Marszu i przekrój jego uczestników. Marsz to przede wszystkim impreza plenerowa z muzyką, a nie wydarzenie polityczne. Tutaj większej ewolucji nie widzę – to nadal wydarzenie dość prowincjonalne. Uczestniczą w nim głównie ofiary represji politycznych – w znacznej mierze młodzież, także z tzw. nizin. Maleje rola i liczba młodej klasy średniej, którzy na tak pomyślanej demonstracji nie widzą miejsca dla siebie. Ale to oni stanowić będą o sukcesie postulowanych przez nas zmian. Na Marszu pojawiają się wciąż te same, często odurzone twarze. Czas zastanowić się, jak to się dzieje, że demonstracja nie przyciąga twarzy nowych? I przede wszystkim, mniej odurzonych. Formuła masowego palenia marihuany w centrum Warszawy jest może i ważna, ale z pewnością nie zbliża nas do celu – jakim jest możliwość legalnego używania zakazanych dziś używek.
Sporo również na Marszu dzieci – nawet dziesięciolatków. Oni również palą marihuanę. To oczywiście stanowi problem i organizatorzy powinni jakoś się na to zjawisko przygotować. Mamy do czynienia z największymi ofiarami obecnej polityki (m.in. brak edukacji i mechanizmów prewencji narkotykowej), ale oferujemy im zabawę i okazję na kolejnego bucha. Słabo. Poza tym, ruch konopny nadal w niewielkim stopniu integruje inne środowiska – od obrońców zwierząt po środowiska inwalidzkie czy lekarskie. To też istotny problem wymagający przemyślenia. W tym roku niewiele widziałem wózków, a wydawało się, że idzie ku lepszemu.
Gdzie są organizacje zajmujące się polityką narkotykową?
Nie sposób nie wspomnieć wreszcie o tych, którzy od wielu lat wypinają się na Marsz i w niewielkim stopniu wspierają działania na rzecz reformy polityki narkotykowej, choć często biorą na ten cel spore pieniądze. Mowa o warszawskich zawodowych społecznikach, pracujących dla różnych fundacji i stowarzyszeń – zajmujących się leczeniem, pomocą prawną czy polityczną walką u podstaw. Ich klienci, ich rynek, ich pacjenci pojawiają się na Marszu tysiącami. Ale zainteresowania nimi nie widać. Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Krytyka Polityczna czy wreszcie JUMP’93 realizujący program Rzecznika Praw Osób Używających Narkotyków wydają się wydarzeniem zupełnie niezainteresowani. Ulotki na temat świadczonej przez nich pomocy prawnej rozdawały osoby przypadkowe, które same się w tym celu zorganizowały. Wstyd.
Obawiam się, że w grę nie wchodzi jedynie udawane społecznictwo, ale świadoma, głupia polityka wymienionych organizacji, otrzymujących środki z jednego, tego samego źródła. Na Marszu obecni byli jedynie pracownicy jednej z poradni, którzy rozdali kilka reklam prowadzonej przez siebie terapii. Kropla w morzu potrzeb.
Tradycyjnie już, czego chyba nie muszę dodawać, żadna redakcja telewizyjna nie potraktowała Marszu tak, jak na to zasługiwał, pomimo przysłania ekip i nakręcenia materiału. Wydarzenie przeszło właściwie bez echa.
Ciekawi goście
Na koniec chciałbym wspomnieć o gościach Marszu. Był z nami Michał Pauli – więzień narkotykowych służ z Tajlandii, znany pisarz i malarz, Andre Furst – legendarny szwajcarski plantator, którego nasiona kiełkują w całej Polsce, Mike Corall – plantator z Kalifornii, lobbysta tamtejszego biznesu, czy wreszcie “Babcia Ganja”, Arlene Williams, z korzeniami polskimi, której elektryzujące przemówienie zapadało w pamięć. Był wreszcie Kamil Sipowicz, który ponoć nie pali już od 25 lat marihuany, bo mu przeszkadza w pisaniu o narkotykach i badaniami nad nimi. Było wreszcie wzruszające przemówienie matki jednego z uwięzionych za posiadanie narkotyków. Przy okazji, szkoda, że wciąż nie doczekaliśmy się „ruchu matek” osób poszkodowanych przez działania organów ścigania. Są ich w końcu dziesiątki tysięcy, ale rzecz w naszym narkofobicznym społeczeństwie uchodzi za wstydliwą – rodzice zwyczajnie nie chcą przyznawać się, że w ich rodzinach był „problem z narkotykami”.
Tradycyjnie oprawę Marszu zapewniała ekipa muzyków (na czele z Metrowym – uwięzionym kiedyś za posiadanie marihuany), w tym legenda polskiego hip hopu – Liroy. Szkoda, że tylko on widzi potrzebę obecności w tym dniu i miejscu. Gdzie reszta zadeklarowanych, medialnie rozpoznawalnych palaczy, nie tylko zresztą z tego jednego gatunku?
Za rok znów będzie Marsz. Warto tam być.
15 Komentarze
“Maleje rola i liczba młodej klasy średniej, którzy na tak pomyślanej demonstracji nie widzą miejsca dla siebie”
Być może zmiana ustawy nie jest im potrzebna. Konsumenci tej używki (i nie tylko tej) nie ponoszą w większości przypadków prawnych konsekwencji. Z ich doświadczenia nowelizacja z 2000 r. to martwy przepis, jeśli tylko zachowuje się ostrożność i ma się te dziesiąt lat.
Być może bardziej wierzą w wymianę pokoleń a co za tym idzie przemiany kulturowe, które doprowadzą do zmiany przepisów. Inicjatywy tego procesu nie przyśpieszą.
Po co iść, w mass mediach i tak będzie o tym cicho.
Agnieszki Szulim czy Wojewdzkiego pewnie tam nie było? 😉
Akurat oni mają zbyt dużo do stracenia – na rynku medialnym. Są jednak osoby, które spokojnie mogłyby sobie pozwolić na obecność na Marszu. Obawiam się jednak, że po prostu nie widzą tam dla siebie miejsca. To zadanie do odrobienia dla organizatorów.
Warto zwrócić uwagę na istotny wg mnie fragment tego artykułu: “Jako działacza społecznego martwi mnie w niewielkim stopniu zmieniający się charakter Marszu i przekrój jego uczestników.” “Maleje rola i liczba młodej klasy średniej, którzy na tak pomyślanej demonstracji nie widzą miejsca dla siebie. Ale to oni stanowić będą o sukcesie postulowanych przez nas zmian. Na Marszu pojawiają się wciąż te same, często odurzone twarze. Czas zastanowić się, jak to się dzieje, że demonstracja nie przyciąga twarzy nowych? I przede wszystkim, mniej odurzonych.”
Nie wdając sie w szczegóły będzie tak cały czas, aż do końca świata, dopóki osoby przewodzące Ruchowi WK będą pochodzić z tych samych klas, co uczestnicy – odurzone, niziny społeczne. Dla niewtajemniczonych powiem, że wszelkie przejawy jakiegokolwiek intelektualizmu, czy wyższych manier wychodzących na przeciw problemom wizerunkowym organizacji, związanych z komunikacją wewnętrzną i zewnętrzną, kończą się wyśmianiem i lekceważeniem problemu. Bagatelizując tego typu oczekiwania i roszczenia wobec organizatorów, przyczyniają się do coraz gorszego wizerunku organizacji. W skrajnych przypadkach twarde stawianie oczekiwań poprawy wizerunku kończy się biciem w mordę lub innym wandalizmem. I jasno chce podkreślić, dzieje się to przy pełnej akceptacji poszczególnych osób, które mimo wszystko reprezentują trochę inny poziom w samych Wolnych Konopiach. Chowanie głowy w piasek, fałszowanie rzeczywistości, udawania, że problem nie istnieje, lub chodzenie na tak zwane daleko idące kompromisy, – bo tak trzeba, bo nie zmienimy ludzi itd. I tu nie pomogą pojedyncze jednostki, Kamil Sipowicz nie pomoże, Janusz Palikot nie pomoże, czy nawet sam dr Mateusz Radny Klinowski nie pomoże. Pomóc jedynie może zmiana wizerunku i dobry PR!
Piszę o tym, ponieważ Ruch Wolne Konopie, z którym byłem związany blisko przez 5 lat nie będzie nigdy w stanie odegrać znaczącej roli w dyskursie publicznym na temat polityk narkotykowych w naszym kraju z takim wizerunkiem, a z drugiej strony nie ma innej organizacji, która potrafiłaby tak licznie wyprowadzić ludzi na ulicę. I to jest wielkie marnowanie potencjału!
W gruncie rzeczy wystarczyłaby tylko mniej kompromisowa i miałka postawa Andrzej Dolecki czy Maciej Kowalski i sprawa jest załatwiona, ale nie! Ważne żeby się utrzymać na szczycie władz kosztem tego typu kompromisów! A ludzie na Marszu coraz młodsi z coraz większą tępą miną!
Stasiu, przypominam ze ton dyskusji ktora okreslasz licznymi inwektywami nadawales sam. “kto jest bez winy niechaj pierwszy rzuci kamień..” 😉
No proszę już sam autor dostrzega na “promocji marihuany” dziesięciolatków i generalnie coraz młodszych i coraz bardziej przyćpanych uczestników – i zauważa że to problem. Jednak dla niego to tylko problem wizerunkowy – to może odciągać społeczeństwo od zgody na legalizację narkotyków. Słabo. Obok problemu kilkuset matek których dzieci siedzą kilka miechów w pierdlu za narkotyki, istnieje drogi autorze także problem rodzin których dzieci są uzależnione od narkotyków – tak tak również od marihuany. I jestem pewien że ten problem jest dużo poważniejszy. Chodzi prawdopodobnie o dziesiątki tysięcy rodzin zmagających się z problemem dragów w rodzinie, dramatów ich oraz ich uzależnionych dzieci. Dla autora, marsz to tylko walka o bezkarność ćpania – jakże szlachetna postawa, ale to również jest coroczna promocja narkotyków i możliwość złapania “pierwszego bucha” dla wielu piętnastoletnich przyszłych “konsumentów i klientów”. Jestem za depenalizacją marihuany, ale taki marsz to tylko narkotykowa promocja. Dziaduniu, jeśli czytałeś temat, liczę na Twoje stanowisko w sprawie narkotyków…o sorry marihuany 🙂 tylko nie zaczynaj od epitetów.
Na Marszu ani nie ma “promocji narkotyków”, ani nikt nie raczy się “pierwszym buchem”. Zbierają się tam raczej osoby poszkodowane przez wymiar sprawiedliwości, ofiary działań policyjnych. Skąd to wiem? Bo z tymi ludźmi rozmawiam. Istotne jest również, że problemy rodzin, w związku z nadużywaniem czy używaniem narkotyków również są efektem prowadzonej dzisiaj polityki karania. Polska to nr 1 w Europie pod względem kar za narkotyki i przed-ostatnie miejsce, jeżeli chodzi o leczenie narkomanii. Daje to Panu do myślenia?
“Na Marszu pojawiają się wciąż te same, często odurzone twarze. ”
“Sporo również na Marszu dzieci – nawet dziesięciolatków. Oni również palą marihuanę. To oczywiście stanowi problem i organizatorzy powinni jakoś się na to zjawisko przygotować.”
“Mamy do czynienia z największymi ofiarami obecnej polityki (m.in. brak edukacji i mechanizmów prewencji narkotykowej), ale oferujemy im zabawę i okazję na kolejnego bucha. Słabo.”
To Twoje zdania autorze i chwała Ci żeś to napisał. Jestem za depenalizacją lecz przeciwko legalizacji. Jednak formuła przemarszu przyćpanego tłumu przez miasto, moim zdaniem ma się nijak do szczytnego celu jakim jest depenalizacja. Duża część uczestników swoim zachowaniem i wyglądem prowokuje tylko do zaostrzenia kar – widziałem marsz rok temu.
“Duża część uczestników swoim zachowaniem i wyglądem prowokuje tylko do zaostrzenia kar ”
grupka nastukanych natolatków wykrzykująca hasła zarezerwowne dla dorosłych to również efekt idiotycznej polityki narkotykowej. Te “łebki” mają tam jakąś rację i państwo polskie wcale nie jest od nich mądrzejsze ze swoją, “najmojszą”. Odczepiwszy się od dorosłych wytrącilibyśmy argumenty o “wolności” z rąk dzieciaków, narażonych na “efekt Ikara”. No ale wtedy trzeba by było oddać trochę praw dorosłym obywatelom, a o tym ani z “lewej” strony “solidarnej prawicy”, ani z “prawej” nie uszłyszymy nigdy. Zbyt atrakcyjne do straszenia pań domów, perfekcyjnych.
Piszesz, że takie zachowania prowokują do zaostrznia kar. Tych, którzy chcą zaostrzać w nieskończonośc prowokować nie trzeba, oni już tak mają. Niepytani zechcą zaostrzać, byle tylko zrobić szopkę medialną, by wyjść jak Chuck Norris do zestrachanych mieszkańców miasteczka i w TVN wywiesić “Most Wanted”.
Jack, to osoba o schematycznym i stereotypowym podejściu do marihuany. Problem w tym, że tego pokroju ludzie nie mają większego pojęcia o narkotykach i ferują wyroki. To jest problem całej walki o legalizację. My walczmy z ludźmi i ich kulturowymi uprzedzeniami, stereotypami, ignorancją i demagogią. Jeśli ktoś porównuje uzależnienie od marihuany do realnych problemów z uzależnieniem od narkotyków, takich jak alkohol, heroina, czy amfetamina, to znaczy, że kompletnie nie wie, o czym mówi.
Problem tej ignorancji ma podłoża ideologiczne i tu się moim zdaniem kłania klasyczny podział na konserwatystów, prawicę, która zazwyczaj charakteryzuje się brakiem tolerancji, uprzedzeniami, ksenofobią, tzw. ściśnięciem dupy i lewicę liberalną, dla których swobody obyczajowe są elementem podstawowym wolności. Taki pościskany umysł walczy nie o wolność społeczeństwa od narkotyków, tylko o politykę społeczną opartą o konserwatywne wzorce. Dla tego pokroju ludzi luz związany z paleniem, lekceważący stosunek do wartości prawicowych, patriotycznych na ten przykład wśród palaczy, rozluźnione wzorce zachowań, obyczajność, jest tym, co najbardziej mierzi orędowników prohibicji. Uważam, że walka o legalizację powinna oprzeć się o podkreślenie istoty konfliktu na polu legalizacyjnym w naszym kraju, który jest ściśle ideologiczny. To jest klasyczna linia podziału między prawicą i lewicą. I tu jasno chce podkreślić, ja nie mówię o pseudo prawicy i pseudo lewicy.
Pozwolę sobie zmienić kilka słów w Twoim poście: 🙂
“STASIEK, to osoba o nie-schematycznym i nie-stereotypowym podejściu do marihuany. Problem w tym, że tego pokroju ludzie biorą sami o narkotyki i ferują wyroki. To jest problem całej walki o legalizację.”
“Jeśli ktoś porównuje uzależnienie od marihuany do realnych problemów z uzależnieniem od narkotyków, takich jak alkohol, heroina, czy amfetamina, to znaczy, że kompletnie nie wie, o czym mówi.” – a skąd STASIEK wiesz ? czy jesteś uzależniony od marihuany ? a może od heroiny ? no powiedz co Ci pozwala udawać autorytet w sprawie uzależnień ?!?!?!!?? Pozdrawiam i czekam na odpowiedź 🙂
Staszek, niestety Twoja inteligencja mimo iż zauważalna przytłumiona jest przez cechy charakteru. Lubiłeś przewodzić, wygłaszać inteligentne, ale nic nie wnoszące do sprawy meandry, eseje, opowieści. Dywagowałeś o innych. Jakbyś miał przewodzić temu ruchowi to już dawno by go nie było. Owszem, możesz ferować takie a nie inne opinie i cześciowo się z nimi zgadzam bo Wolne Konopie biorą się właśnie z nizin społecznych. Zauważ jednak, jakie środowisko tworzą te organizacje, których to czlonkowie osiedli na wygodnych stanowiskach i udają, że pracują?
Ci mlodzi ludzie uczestniczacy w Marszu albo zostali skatowani przez system albo po prostu nie boja się brac udzialu w kontrowersyjnym marszu, sa zbuntowana grupa ludzi, ktora nie zgadza sie z roznych powodow na obecny stan rzeczy! Dorosli boja sie o rodziny, pracę itp itd. Jak zmieni sie nastawienie Polaków wtedy bedzie ich duzo, duzo wiecej. Takich mlodych uczestnikow zawsze bylo bardzo duzo! Trzeba pamietac tez,ze kultura palenia marihuany w Polsce nie siega wieków toteż kultura dojrzewa wraz z masą uzywających!
Odpowiadając Jackowi, co mi pozwala udawać autorytet w sprawie uzależnień, odpowiem, że ja nikogo nie udaje, autorytetem też nie jestem. Nastomist przez ostatnie 7 lat interesuje się polityką narkotykową, czytam raporty opensocietyfoundations.org, WHO etc. słuchałem terapeutki Mirki Strabużyńskiej, Jacka Charmasta, Agnieszki Z PSPN, dr Klinowskiego, ludzi z Jump ’93, czy samych Wolnych Konopi i wszystkich orbitujących organizacji wokół WK (NGO, Ruchy społeczne). Tamże nazywali mnie Obserwatorem, Kronikarzem, Rzecznikiem, czy też czlonkiem Komisji Rewizyjnej. Sporo poznałem ludzi zajmujących się problemem narkotyków i uzależnień oraz polityk narkotykowyach (na całym świecie). Sam jestem fanem rozwiązania Urugwajskiego.
Wracając do Siou i “nic nie wnoszące do sprawy meandry, eseje, opowieści.” – pozwól, że określimy to Twoją oceną, bo mnie wydaje się, że po prostu tego nie rozumiałeś, jak sam twierdzisz prawiłem inteligentnie! 🙂 Nie chciałbym jednak znizać się do poziomu tego typu dyskusji, bo jak ja zacznę rozpracowywać Twoją osobowość…
Niczemu nie chciałem przewodzić, tylko prosiłem o racjonalne priorytety i asertywaność organizacji, rozsądek polityczny i kulturę (&PR).
Rozumiem, że sedno sprawy, nie zostało zrozumiane. Ja upieram się, że walka na argumenty za i argumenty przeciw legalizacji nie jest odpowiednią płaszczyzną dyskusji między zwolennikami i przeciwnikami prohibicji. Linia podziału sięga głebiej, a postwy wobec legalizacji wynikają z uprzedzeń ideologicznych i obyczajowych.
STASIEK
Ja nie używam żadnych narkotyków i jestem za polityką antynarkotykową – a Ty wprost przeciwnie. Pozdrawiam
Bardzo ciekawa dyskusja a to już 7 lat minęło i chyba niewiele się zmieniło prawda? 🙂 No może wyłączając konopie medyczne i sprzedaż suszu CBD, ale to i tak nic… To co napisaliście wyżej jest jak najbardziej aktualne i dziś.