MATEUSZ KLINOWSKI

mk-background
Polityka Polityka lokalna

Dlaczego ordynacja wyborcza ma znaczenie?

Dlaczego ordynacja wyborcza ma znaczenie?
Kandydaci Burmistrz Wadowic reklamowali się razem - na finansowanym z gminnych pieniędzy portalu Wadowice24.

Wiele razy pisałem, że początkiem naprawy wielu dziedzin życia w Polsce będzie zmiana ordynacji wyborczej. To ona bowiem wpływa na jakość elit politycznych oraz stopień demokratyzacji sprawowania władzy politycznej.

Wbrew powszechnemu niestety przekonaniu, zakres swobód i wolności obywatelskich jest w naszym kraju dramatycznie wąski, a Konstytucja łamana jest na każdym niemal kroku. Nosisz dready, a masz dużą szansę stać się ofiarą nielegalnej kontroli osobistej. Towarzyszą jej upokorzenia, niejednokrotnie groźby. Grożącymi są oczywiście umundurowani funkcjonariusze Państwa Polskiego – postawieni przez polityków na pierwszej linii walki z narkomanią. Przeżyłem to na własnej skórze, choć dreadów nie miałem.

Skrytykuj publicznie działalność lokalnego polityka, który przy okazji jest kandydatem w wyborach „rządzącej partii”, a znajdziesz się w trybie wyborczym przed sądem, pozbawiony możliwości obrony, czy prezentacji własnych racji. Niedawno stało się to moim udziałem, choć z kampanią wyborczą, wyborami i agitacją wyborczą nie miałem nic wspólnego.

Ale niekonstytucyjny i niezgodny z prawem europejskim tryb wyborczy to nie jedyna przyczyna, dla której prawo wyborcze wymaga zmiany. Tryb wyborczy knebluje usta politycznej debacie, stąd wiejące nudą kampanie. Tryb wyborczy używany jest przez kandydatów przeciwko obywatelom, aby uciszać krytyków i zastraszać oponentów. Ale to ordynacja wyborcza decyduje o fatalnej jakości politycznych elit.

W jednym z poprzednich wpisów (za który po raz trzeci pozwano mnie w trybie wyborczym) stwierdziłem, że Polska znajduje się pod rządami politycznych partii, które ze swej natury są anty-obywatelskie, a ich działania przyczyniają się do tragedii i budzą obywatelski opór. Układ partyjny rządzi krajem dzięki powiązaniom z lokalnymi układami interesów – to mocni w regionach politycy lokalni tworzą oddziały ogólnopolskich partii, często na zasadzie franczyzy. W zamian trafiają na listy wyborcze, czasami do parlamentu.

W interesie czołowych partii jest trzymać z lokalnymi rozgrywającymi, niezależnie od ich fachowości, ideowości, czy wkładu w rozwój regionu. W ostatecznym rozrachunku liczy się siła przekładalna na wyborczy wynik. Ale to “lokomotywy” zajmujące czołowe miejsca na listach, zwykle ogólnopolscy “polityczni celebryci”, ciągną za sobą do Sejmu resztę listy, w tym lokalnych działaczy. Tak działa swoisty komensalizm pomiędzy centralą partii, a ich lokalnymi reprezentantami wysuniętymi przez lokalne “układy”. Im ci reprezentanci mnie fachowi, mniej niezależni w myśleniu, tym lepiej. Tym bowiem bezpieczniejsze dla partii zaplecze stanowić będą w parlamencie – zależąc od jej kierownictwa, oglądając się głównie na parlamentarne wynagrodzenie, diety. Pieniądze umocnią ich wpływy w terenie, a więc w miejscu, gdzie zdaniem szefostwa powinna się skupiać aktywność lokalnych posłów, nie zagrażając partyjnym liderom rezydującym w Warszawie.

Kluczowym dla działania tego mechanizmu jest sposób przeliczania głosów uzyskanych przez partie w wyborach na mandaty w Sejmie. System, który obowiązuje w Polsce (tzw. metoda d’Hondta), wypacza wynik wyborów. Wady metody d’Hondta zilustruję przykładem okręgu chrzanowskiego, gdzie wciąż ważą się losy mandatu dla Ruchu Palikota.

Ruch Palikota, SLD i PSL zdobyły razem 21% głosów w okręgu. PiS i PO odpowiednio 38% i 36%, co dało razem 74% głosów. I to te ostatnie partie podzieliły się wszystkimi 8-mioma mandatami. Oznacza to, że wola ponad 1/5 aktywnych wyborców nie została w wynikach głosowania w ogóle uwzględniona. Tymczasem „jedynka” na liście Ruchu – Andrzej Tawrel zdobył ok. 7.5 tys. głosów, a to więcej, niż 2 osoby z listy PiS i jedna z listy PO, które zasiądą w Sejmie. Również „dwójka” SLD zdobyła więcej głosów niż “najsłabszy” wybrany parlamentarzysta z listy PiS.

Metoda d’Hondta formułuje warunki brzegowe, które oznaczają, że na listę kandydatów należy przede wszystkim wstawić rozpoznawalnego politycznego celebrytę, a w kampanii promować markę partii. Wynik “jedynki” pociągnie zaś za sobą politycznych klientów partii, w liczbie umożliwiającej przejęcie im kontroli nad krajem.

Metoda d’Hondta zapobiega nadmiernemu rozdrobnieniu w parlamencie – powie ktoś. Tylko co złego w mnogości politycznej reprezentacji? Z obywatelskiego punktu widzenia problem z brakiem możliwości dogadania się i sprawnego zarządzania krajem leży w jakości reprezentujących nas osób. Polityczne rozdrobnienie ze swej istoty szkodzi nie obywatelom, a najsilniejszym dziś ugrupowaniom, bo oznacza dla nich konieczność podzielenia się władzą.

Doskonałym dowodem na to, że czołowym partiom nie zależy wcale na jakości kandydatów, którzy dzięki systemowi liczenia głosów wciągani są przez „wyborcze lokomotywy” do parlamentu, są osoby wysunięte przez wadowickie struktury PO i PiS.

Kandydatem PO był szef lokalnych struktur, opisywany przeze mnie wielokrotnie Stanisław Kotarba – pracownik Urzędu Miasta, o wątpliwym dorobku politycznym. Wysokie miejsce na liście (4 pozycja), które zawdzięczał towarzyskim układom wewnątrz swojej partii, dawało mu mandat.

Struktury PO w Wadowicach składają się w dużym stopniu z osób powiązanych z Urzędem Miasta, ale dokładnie to samo dotyczy PiS. Stery dzierży inna podwładna urzędującej burmistrz – Grażyna Ramos. Sytuacja jest o tyle zabawna, że mąż Ramos jest kierownikiem basenu miejskiego, prokurentem innej spółki miejskiej i.. członkiem PO. Można wręcz powiedzieć, że PO i PiS zostały po prostu “sprywatyzowane” przez lokalny układ władzy, wyrosły wokół burmistrz Ewy Filipiak za milczącą zgodą kierownictw obu partii.

Dlatego też, kandydatem z ramienia PiS był inny pracownik Urzędu Miejskiego (i syn zaufanej urzędniczki) – Filip Kaczyński. Kandydatura to kompletnie nieznana, wysunięta wyłącznie z uwagi na nazwisko, dające spore szanse na przypadkowy wybór do parlamentu.

Splotem okoliczności żaden z wymienionych mandatu nie dostał. Kaczyński zebrał zbyt mało głosów poza powiatem wadowickim, gdzie nikt o nim nie słyszał (w samym powiecie również niewiele o nim wiadomo), o Kotarbie usłyszała cała Polska. Rozgłos, jaki sobie zapewnił spowodował, że stał się największym przegranym tegorocznych wyborów, chyba nie tylko w Małopolsce.

Pomijając wszystkie wątki komediowe, których w przypadku obu kandydatur nie brakowało, wysunięcie i podżyrowanie ich przez czołowe partie, stojąca za tym logika wyborcza, jasno i dobitnie pokazują, że jako społeczeństwo znaleźliśmy się w rękach systemu, w którym reprezentację obywateli zastąpili reprezentanci władzy, pozwalający się jej reprodukować przy okazji kolejnych elekcji.

Co prawda burmistrz Ewie Filipiak nie udało się wprowadzić do Sejmu swoich posłów, dzięki którym umacniałaby absolutną i niestety też nieudolnie sprawowaną władzę w powiecie. Niewielka to dla niej strata, bowiem poprzez wysuwanych przez siebie kandydatów kontroluje już od dawna nie tylko Radę Miejską Wadowic, ale jej ręce zaczynają sięgać miast ościennych.

Zamiana ordynacji wyborczej do parlamentu oznaczać zatem będzie zmianę jakości polskiej polityki na wszystkich jej szczeblach. Niedawno uchwalony Kodeks Wyborczy wymaga poważnego przemyślenia, a jego obowiązywanie przynieść może jeszcze wiele poważnych problemów.

Poprzedni wpis

Następny wpis

5 Komentarze

  • Gdybyś nie robił w tekście nigdy żadnych błędów, traciłyby na wiarygodności:):):)
    Mówie o zdaniu zaczynającym się od “Co ciekawe..”

    Nie czuje się wystarczająco kompetentny żeby rozmawiać o propozycjach zmian w ordynacji(obecna została wydumana przez wysokiej klasy matematyka przecież) mogących wyeliminować mankamenty, zachowując korzyści, ale wiem wystarczająco żeby powiedzieć tak – zbytnie rozdrobnienie jest oczywistą słabością.

    Do skutecznego przeprowadzania spraw potrzebna jest określona ilość głosów – próby ucierania stanowisk pomiędzy kilkunastoma ugrupowaniami, z których każde ma swoje do ugrania, każdy lider chce przedstawic mediom ewentualna wygraną, jako osobisty sukces, wszystkie te anse i niuanse, które nawet przy kilku zaledwie partiach pochłaniają ogromną ilosc czasu i energii, zapchałyby proces legislacyjny skutecznie na całą kadencje.

    I sprawa kolejna – scena polityczna ma naturalną tendencje dośrodkową, związaną oczywiście z wybieralnością. Ale także, mam nadzieje, własnie ze zdrowym rozsądkiem – zgodnie z zasadą – duży może więcej:)

    Ma więc obowiązująca ordynacja oczywiste słabości, które dobrze opisałeś – ma tez kilka zalet, które pozwalają jej bronic.

    I – co najistotniejsze – nie ma idealnie działającej alternatywy:/

  • “…Burmistrz Ewie Filipiak nie udało się wprowadzić do Sejmu swoich posłów, dzięki którym umacniałaby swoją absolutną i niestety też nieudolnie sprawowaną władzę w powiecie…”.

    Hahaha od kiedy burmistrz sprawuje władzę w powiecie ???? No chyba że to kolejne pomówienie ! Mój Boże jak to dobrze jednak że ruch stworzony przez marketing polityczny, któryż to Pan tak usilnie promuje i popiera nie ma w naszym okręgu posłó, bo co by Pan zrobił, gdy Pan Palikot za 2 lata znowu zrobi porządne badania sondażowe preferencji politycznych polaków i wyjdzie że obywatele chcą opcji takiej jaką prezentuje Pani burmistrz ????

    • @Ola

      Prawdopodobnie od momentu, kiedy powstał nasz powiat.

      Ruch Palikota to nie tylko marketing polityczny, pisałem o tym już wielokrotnie.

      Nie wiem, jaką opcję polityczną reprezentuje burmistrz, obawiam się, że interesuje się głównie swoimi interesami. Wątpię, aby tego typu ideologia polityczna miała szansę zdobyć szersze poparcie wyborców.

  • Czy przypadkiem popierany przez Pana Ruch Palikota nie popiera jednomandatowych okręgów wyborczych? Jak według Pana takie okręgi służyłyby odzwierciedlaniu prawdziwych preferencji wyborców? Bo mi się wydaje, że nie za dobrze.

    • @Mandark

      Moim zdaniem również nie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *