Eksperyment 2010: Radny Klinowski
Z tez o Feuerbachu: “Filozofowie rozmaicie tylko i n t e r p r e t o w a l i świat; idzie jednak o to, aby go z m i e n i ć.” Marks jako jeden z pierwszych dostrzegł, że wiedza praktyczna oderwana od gleby codzienności i przekształcona w filozofię stała się ciągiem bibliotecznych rewersów. Myśl tę zagospodarowali Lenin i późniejsi jego uczniowie. Ideologię wcielono w czyn, a przynajmniej dostrzeżono jej czynny potencjał.
Tego roku duch Lenina objawił się nad brzegami Skawy. A był to rok niezwykły, pełen politycznego aktywizmu. Marsze równości, demonstracje wyzwolenia, pikiety… Dawniej biblioteki, dzisiaj głównie to pociągi krążące pomiędzy kolejnymi lokalizacjami stanowią oparcie dla rodzących się w mojej głowie, radykalnych myśli. Koła historii stukoczą, choć ta tkwi nieprzerwanie zatrzymana w sieci połączeń państwowych kolei. Zdarzenia nadchodzą, są i przemijają, tak mija nieoczekiwanie kolejny rok. W tym roku miałem szczęście, bo widziałem Gotę, gdy rozbijał namiot, a później wchodził do Sejmu niosąc w rękach krzak konopi. Chwilę później siedział na rynku w Wadowicach, zakładał komitet wyborczy. Później kupił od Dawida Bratko ostatni dopalacz w kraju. Potem otwierał zamknięte sklepy z dopalaczami. Dziś inauguruje we Wrocławiu pierwszą legalną uprawę cannabis. Widziałem więc Ducha Dziejów w działaniu. W kolejnych emanacjach. Tego roku był on z nami.
Również wtedy, gdy szliśmy pośród drzew przez las i gdy wspominaliśmy dawnych przyjaciół przy ognisku. Ale słońce spod Austerlitz świeciło również wtedy, gdy wchodziliśmy do Prokuratury Generalnej, by po raz kolejny osobiście dostarczyć pewien list.
Kandydatura? Rada miasta? Polityka lokalna? Był to na pewno jakiś akt desperacji, ostatni krok by ratować się przed definitywnym zerwaniem z miastem. Dostarczenie sobie powodów, by nie uciekać. Jakież bowiem zostały inne? Ale skłamałbym, gdybym nie przyznał, że było w tym i pewne perwersyjne przedsięwzięcie artystyczne.
Zawsze ceniłem pisarstwo i styl Huntera S. Thompsona. A za czasem zacząłem dostrzegać, że nasze drogi, jakże odległe na pozór, splatają się w para-mentalnym biegu. Thompson mieszkał w San Juan, gdzie i ja mieszkałem, a także bezskutecznie ubiegał się w latach 70tych o fotel sheriffa w Aspen. Jego kandydatura stanowiła artystyczny eksperyment, zaś głównym jej hasłem była dekryminalizacja posiadania narkotyków. Wysunęło ją stronnictwo o wdzięcznej nazwie Freak Power.
Ileż tu zbieżności z samorządowymi wyborami?! Zamiast Freak Power, Wspólny Dom, zamiast szeryfa, militarystyczny gospodarz z kosmosu. Szkoda tylko, że zamiast Aspen, jedynie Wadowice.
Thompson przegrał, gdyż skuteczniej od zwolenników mobilizował przeciwników kosmicznego szeryfa. Liczyłem więc na moralne zwycięstwo w porażce. I ogień piekielny potępienia. Z początku, wszystko wydawało się obracać przeciwko mnie. Czyli zgodnie z planem. Po pierwsze, fatalna ordynacja wyborcza, promująca lokalne układy, partyjne listy. Komitet Wyborców Eksperyment 2010: Nowa Nadzieja, jak nazwałem dzieło, nie miał szans nawet się zawiązać. Z pomysłu mobilizacji ludzi mojego pokolenia i pokroju wyszły nici. Kończy się więc na tym, że startujemy z komitetu poparcia aktualnie rządzących. A więc kolejny eksperyment, zaś w miejsce nowej nadziei Operacja Wilkenrid. Właściwie ograniczona do jednodniowej kampanii. I wreszcie wyniki wyborów – przychodzi rozczarowanie.
Powodzenie eksperymentu uzależniałem od łącznego poparcia udzielonego obu kandydatom na poziomie 400 głosów. W sumie zdobywamy 200. Diagnoza prosta – nasi znajomi do wyborów nie poszli, nie zmobilizowali swoich znajomych ani rodzin. Czyli ja znów wygrałem, lecz miasto, niedorosłe do przyjęcia Ducha, przegrało.
Wyborcza klęska byłaby kolejnym z ciągu nieświadomych powtórzeń gestów pisarza, którego szanuję. Wygrać, ale osiągając tak niskie poparcie, to stoczyć się w otchłań niechcianej świadomości. O mandacie zdecydowała przecież nie Wola i Rozum, ale polityka, taktyka, technika. Strzał z biodra, zamiast mierzony cios między oczy dziejów.
Lenin uważał, że klasa robotnicza Rosji nie jest w stanie zrozumieć konieczności dziejowej i sięgnąć po władzę, gdyż stanowi ciemną masę. Stąd pomysł rewolucji dokonanej rękami mniejszościowego ugrupowania sprawnych rewolucjonistów. W warunkach demokracji lokalnej nauki Lenina trafiają w próżnię. Za cztery lata będziemy świętować dwudziestolecie rządów miejscowej partii robotniczej. Intelektualiści znów schowają się w krzakach i Internecie.
Ja na razie świętuję pewnie najniższy w historii gminy wynik wyborczy na miarę mandatu i oddaję pokłon mojemu wielkiemu poprzednikowi Hunterowi, który wiedział jak porywać tłumy, używał do tego lepszych… środków.
Tymczasem, cztery wydarzenia o sporej doniosłości ukształtowały ten ostatni dzień listopada – idealnie skoordynowany z kalendarzem nagły atak zimy, terror WikiLeaks, inauguracyjna sesja Rady Miejskiej w Wadowicach, oraz zagadkowa melodia.
Melodia zabrzmiała w telefonie, a jej pojawienie się wynikło z usterki systemu. Niemożliwość jej się pozbycia i ciągłe powroty w słuchawkę operatorzy Orange skwitowali słowy: „Niech ona Pana cieszy, przecież jest za darmo”. Za darmo są również informacje podawane przez WikiLeaks. Ale nikogo nie cieszą. Mówi się wręcz o nowej formie terroryzmu – zamachach informacyjnych. Co publiczne, powinno być jednak jawne i tutaj popieram zupełnie misję rebelianckiego portalu. Sam chciałbym być informacyjnym terrorystą, choć akurat w determinującą siłę informacji nie wierzę, przynajmniej na poziomie samorządu. O podłożu wadowickiej polityki przecież wszystko wiadomo – wszystkie ważniejsze powiązania i gry interesów zostały już dawno temu ujawnione. I zapomniane. Zaprzysiężenie radnych przebiegło więc bez zakłóceń. Zwycięskie ugrupowanie bezpartyjnych wybrało przewodniczącego. Z PiS’u. W całym kraju ta właśnie partia przegrywa wybory. W Wadowicach pnie się do góry.
Tego nie można powiedzieć o pociągach. Spóźnienia wzrosły w sposób nieokreślony, ludzie przechodzą przez wagon w zaśnieżonych butach. Z tyłu składu najwyraźniej jest jeszcze zimniej niż z przodu. Zima w InterRegio. Ale przynajmniej przejazd jest za darmo, konduktor nigdy tu nie dojdzie. Nie ma raków i czekanu.
Zaczynam eksperyment Radny Klinowski. Wadowice też dostają mnie za darmo. Ja mam je za 900 zł. Pozostaje czekać na własnego dr Gonzo. Jedno jest pewne, tej zimy opóźnienia w publikacji kolejnych wpisów wzrosną w sposób nieokreślony.
6 Komentarze
Gratulacje i powodzenia w eksperymencie!
Klinu !
Twoja relacja z inauguracyjnego posiedzenia Rady Miasta była dla mnie stokroć bardziej informacją terrorystyczną niż słynny portal- w życiu się tak nie ubawiłam, a potem mnie zemdliło…
Tylko że Twój oświaty kaganek nie wystarczy, tam trzeba miotacza ognia.
Acha- mógłbyś załatwić dostęp do morza dla Łzazówki ?
tak.
jestes po tej stronie barykady gdzie nie wypada juz mowic ze Wadowicach jest syf etc.
nazwij to jak chcesz ale nawet najmniejsza liczba glosow moze do czegos sie przydac.moze wiec w ramach experymentu warto cos “przmycic”
…zreszta juz jeden “prawie swiety” w Wadowicach jest wiec nie ma tam miejsca na drugie mauzoleum 🙂
pozdrawiam
Bardzo lubie jak porzadni, poukladani ludzie z misja, tudziez w toku swojej kariery powoluja sie na osobistosci jak Thompson. Czy Bukowski. To naprawde FAJOWE.
Wiesz przeczytalam Twojego bloga i wstyd mi, ze ktos taki jak Ty moze uczyc przyszlych prawnikow wiedzy. Swietnie wpisujesz sie soba w kilmat zgola odmiennych osob lansowanych przez TV czy polityke. Tych, ktorzy zeby zaistniec zrobia wszystko zeby sprawic wrazenie oryginalnych. Jezeli to co piszesz jest czescia Ciebie to powiedzmy OK, ale nie wyobrazam sobie zeby moje dzieci, ktos taki uczyl na Jagiellonce. To jednak zawsze byla ostoja jakiegos konserwatyzmu i starych zasad(moze dlatego przetrwaly tyle lat). To nie Gornoslaska Wyzsza Szkola Handlowa.Moja intencja nie jest Cie obrazac to tylko moja opinia, po przeczytaniu Twojego bloga.
@Lidka
Cenię sobie krytyczne komentarze, ale Twoje zarzuty trudno mi zrozumieć. Przede wszystkim, nie jestem lansowany przez żadne media. Niestety – na takich jak ja nie ma w nich miejsca 😉 Po drugie, uniwersytet nie powinien być “ostoją konserwatyzmu”, tylko miejscem, gdzie prowadzi się badania naukowe i upowszechnia wiedzę. A tutaj akurat mam spore osiągnięcia. Wolałbym też, żeby przyszłych prawników uczyły osoby, które aktywnie angażują się w różne dziedziny życia, a nie krewni i znajomy królika. Wtedy być może Polska byłaby innym krajem, a UJ w drugiej setce uczelni światowych (zamiast czwartej).