Krzyż powraca, znika dym…
Krakowskie Przedmieście, pierwszy dzień zakazu palenia. Czyżby wreszcie cywilizacja? Byłem jedną z tych osób, która w niedzielny wieczór na Kazimierzu do późna celebrowała historyczną chwilę – jedną z niewielu racjonalnych zmian, jakich wspólnym wysiłkiem społeczeństwa dokonano w tym kraju.
Śmieszą mnie obrońcy obywatelskich wolności, którzy gremialnie upomnieli się o prawo do niszczenia własnego zdrowia w imię zasad demokracji. Mam wrażenie, że podobnie, jak zwolennicy marszu ONR mieszają patriotyzm z głupotą i nawoływaniem do nienawiści, w głowach palaczy prawo do wolności i prawo do równości zlały się w jedno.
Nie mamy prawa do wolności, bo nasze działania ograniczane są i moderowane przez słuszne interesy innych. Bierne palenie jest faktem i przyczynia się do przedwczesnych śmierci. Wskazywanie grup etnicznych czy podkultur jako odpowiedzialnych za społecznie istotne problemy przyczynia się do wzrostu społecznej agresji. Od tego zaczynają się pogromy i rzezie. A przynajmniej taka lekcja płynie z historii. Dlatego też lepiej zapobiegać niż leczyć. W obu przypadkach.
Jacek Żakowski w walce z dymkiem widzi przede wszystkim mydlenie oczu – kiedy rządy z niczym sobie nie radzą, biorą się za palaczy. Podobnie jak prawicowi radykałowie za Murzynów. Pomijając wszystko inne, Żakowski chyba nigdy nie pracował w barze. Gdyby tam pisał swoje teksty, jego optyka, przymglona skondensowanym papierosowym smrodem, paradoksalnie nabrałaby ostrości. Intelektualiście łatwo przychodzi formułować abstrakcyjne tezy, gdy kluby i bary widuje przejeżdżając obok taksówką. My tymczasem zatruwamy się w nich od dziesiątków lat. Z tym nareszcie koniec.
Trochę też te wszystkie jęki wydają się nie na miejscu, gdy spojrzeć na to, jaki jest stosunek naszego państwa palaczy marihuany, a więc znacznie mniej szkodliwej używki. Problemem dla palaczy tytoniu staje się konieczność wyjścia na zewnątrz, a palacze marihuany walczą o to, aby nie zamykać ich w więzieniach. Mimo, że w barach na ogół nie palą.
W Pałacu Staszica konferencja na temat narkotykowej polityki Portugalii. Ambasador, kilku zaproszonych gości. Portugalia to przykład sensownego podejścia do narkotyków – gdy Polska wkroczyła na drogę wojny z narkotykami, Portugalia postanowiła posiadanie narkotyków traktować jako wykroczenie. Na marginesie, podobnie postąpiła właśnie Kalifornia. W Kalifornii oraz Portugalii konsumpcja narkotyków spadła. Zaskoczenie. W opinii rodzimych specjalistów miała przecież wzrosnąć. Ci specjaliści to oczywiście politycy. Jak w każdej innej kwestii.
Przed Pałacem stoi krzyż. Rozkładany i składany. Znów zaskoczenie. Powinniśmy to opatentować. Parafrazując Jacka Kuronia: nie usuwajmy krzyży, stawiajmy własne. A może to był Świtoń?
Przeglądam zdjęcia, kilku znajomych zablokowało marsz faszystów w przebraniu pasiaków. Kilku znajomych przebrało się nieco inaczej. Trochę poskładani, chociaż bardziej chyba rozkładani. Zmiana głębsza, ale czemu służy? Zablokowani kiedyś, dziś najwyraźniej wyzwolili swoją energię. Tak działa teatr.
Gorzej, gdy reżyserem jest komisarz polityczny. Wówczas dramat zmienia się w komedię, tragifarsa w zwykłą farsę. Ale przynajmniej śmiesznie wyglądają – pocieszam się, aby nie popaść w kolejną smutną diagnozę. Dokładnie tak, jak kiedyś starali się nie wyglądać… Czyli niestety, znów się nie udało.
Gdy znika dym rzeczywiście więcej widać.
7 Komentarze
„Trochę też te wszystkie jęki wydają się nie na miejscu(…)” Nazywanie jękami tego, że ludzie głośno mówią o idiotyzmach regulujących nasze życie, wyłamując się przy tym z tłumu wszechobecnej poprawności – to próba dewaluowania zarówno ich, jak i tego, czego się domagają. Traktowanie palaczy tytoniu jak słabych, chorowitych konusów z zanikającym mózgiem przypomina mi retorykę tych wszystkich walczących o trzeźwość krzewicieli wszelkich prohibicji.
Osobiście też nie lubię sformułowania zwrotu: palacze walczą o wolność. Palacze domagają się niezadawania im bezsensownych niedogodności. Bo jaki sens ma palarnia tytoniu (a tym jest większość pubów) w której nie wolno palić.
„Jacek Żakowski nigdy nie pracował w barze (…)”. Więc chodzi o zdrowie barmanów? Rzeczywiście znaleziono najlepszy sposób, żeby je chronić. Zakazując palenia w barach. Równie dobrze można troszczyć się o górników zamykając kopalnie.
Może należałoby znaleźć inne rozwiązania dla barmanów. Rozumiem, że gdyby umieścić w pubach automaty z piwem, nie byłoby problemu? Czy też zaczęłoby się martwić o zdrowie automatu?
Nie palę w domu, nie palę w pracy. Raz w tygodniu idę do pubu, w którym ze znajomymi gramy w dartsa, rozmawiając, pijąc piwo i paląc przy tym papierosy. Nasz barman (który jest oczywiście jak matka), często do nas dołącza. Jest siwo od dymu. Nie są mi znane jednak przypadki, aby zmuszano kogokolwiek, aby tam wchodził. Wchodzi się na własne ryzyko: można stać się pierwszą ofiarą mitycznego biernego palenia. Jedno jest pewne, twoje ubranie będzie brzydko pachnieć. Więc nie wchodź.
Ogólnie rzecz biorąc, ta argumentacja że nie mamy prawa niszczyć swoje własne zdrowie jest nieostra. Jeśli taka argumentacja jest przyjęta, to możemy zabronić wszystko, od stosunków seksualnych aż po palenie ogniska w lesie. W obecnych czasach, wszystko da się udowodnić, jeśli masz kasę, to bierzesz się do “twórczości” i kreujesz pogląd na wskroś naukowy. Potem cała koteria naukowców biega za tą modą i hura, nauka postępuje, postęp następuje. Postęp w tej sprawie jest zaiste złudzeniem. Jak np. prawica wymyśliła “nauki o rodzinie” a lewica “gender” Faktem jest że ani jedna ani druga ma tyle do nauki co pies do filozofa.
Przecież jesteśmy właścicielami swoich ciał, więc zgodnie z treścią prawa własności, w którym mieści się ius abutendi, możemy wyniszczać swoje ciała. Nie palę ale widzę w tym problem, że ten zakaz może prowadzić do prohibicji różnych napojów zarówno alkoholowych jak i słodzonych jak w niektórych regionach Stanów Zjednoczonych.
Ale faktem jest, że nie jesteśmy nieśmiertelni i taki zakaz jest czymś podobnym do zawracania Wisłę kijem.
Panowie, w zakazie palenia w barach chodzi o dwie kwestie – regulację działalności gospodarczej klubów i prawa nie-palaczy. Jeżeli chronimy osoby nie palące przed paleniem, musimy zakazać palenia w pewnych miejscach, gdzie przebywają. Na przykład w barach. Nie jest prawdą, że bar służy do palenia tytoniu. Służy on do socjalizowania się. Przy okazji niektórzy grają w np. darta. Jednak zakaz tylko dla wybranych klubów oznacza w praktyce finansową karę dla tych, które dostosują się do nowych wymogów i będą dbać o zdrowie nie-palaczy (także pracowników). Stąd potrzeba takiej regulacji, z jaką mamy obecnie do czynienia – tam, gdzie stworzyć można palarnię, tam palacze mogą sobie przyjść popalić. A reszta, no cóż… niech wreszcie zacznie palić u siebie w domu. Dlaczego nie? Śmierdzi? Może więc warto przestać…
A co do “jęków”, chodziło mi o polityków. GW – chyba nie masz wątpliwości, że ich intencje nie były czyste?
Nie wiem czemu wszyscy tak łatwo godzą się na dogmat niebezpieczeństw związanych z biernym paleniem. Merkantylno-naukowe absurdy są konstruowane na społeczne zapotrzebowanie wg zasady: “Chcesz dowodów? Daj nam kasę, a my udowodnimy twoją tezę”. Czy bierne palenie szkodzi? O tak! Proszę bardzo: w Polsce będzie to… hmmm… 1000 ofiar rocznie.
Nie wiem w jaki sposób to wykazano, ale jeśli przyjąć, że ekspozycja na dym papierosowy jest, w przypadku palacza, gdzieś 1000 razy silniejsza niż w w przypadku osoby niepalącej (myślę, że to założenie jest wysoce prawdopodobne) – to, co roku, powinno w naszym kraju wydarzyć się conajmniej 1 mln zgonów palaczy prawdziwego dymu. Absurd.
A wracając do “niepalących ofiar”, dam sobie głowę uciąć, że figurują one również w grupach ryzyka konsumentów niezdrowej żywności, braku ruchu, niewystarczającej ilości szczepień, zbyt dużej ilości szczepień, nadużywania antybiotyków, itd.
I jeszcze jedno. Gdyby zakaz palenia w pubach był związany z dużym ryzykiem finansowym dla rządu – nigdy nie zostałby wprowadzony. Tak, jak nie kupiono rok temu szczepionek na świńską grypę (i słusznie), a teraz mówi się o triumfie zdrowego rozsądku (heh). Obecnie za friko możemy pokazać, że jesteśmy nowoczesnym krajem.
@GW: Gdzies slyszalem, ze bierne palenie szkodzi bardziej osobie niepalacej niz palacej, chodzilo o “oswojenie” organizmu palacza z dymem tytoniowym.
palenie tytoniu jest szkodliwe ale chcąc pracować w knajpach muszę się z tym liczyć lub zmieniam zawód jako gość który nie pali nie miałem możliwości iść na piwo gdzie nie pala ja jestem palaczem ale każdy właściciel klubu powinien mieć prawo wyboru jak mu pasuje teraz nie maja wyboru palacze i jest to ok ???
to nie takie proste. jest oczywiste, że niektóre osoby nie mają wyboru stanowiska pracy – po prostu w zasięgu ich możliwości jest tylko ono. po to wprowadziliśmy przepisy bhp, aby radzic sobie z takimi sytuacjami zgodnie z interesem pracowników. tak możesz też potraktować zakaz palenia.