Słabnie, odchodzi polskie lato. Jak zwykle zbyt krótkie, zbyt gdzieś zatracone w ciągu dni. Lepszych, czasem gorszych. Tych pierwszych, szczęśliwie, więcej. Dni wypełnione spotkaniami, wizytami, odwiedzinami. Kilka osób przyjechało, kilka wyjechało. Jedni odeszli, inni wrócili. Ci, co zostali, bliżsi jakby o krok. Dojrzalsi. Dużo ostatnio dzwonię. Efekt rozsiania przyjaźni.
Wciąż jednak czekam. Wypatruję niedostrzegalnego i niepowracalnego. Sentymenty urastają do świętości, ścielą się krzyżem. Obrońcy pamięci nie popuszczają. Za dużo lecytyny, za dużo kwasów omega.
Wody Skawy zmętniałe, powódź nie daje o sobie zapomnieć. Może zmiana diety? Szyja już boli od tego zapatrzenia wstecz i, jak się później okazuje w kolejnym gabinecie, to w niej zlokalizowane są przyczyny. Wstaję i wychodzę niczym Łazarz. W oddali grają reggae.
Chwila zespolenia, flow podarowany mi przez szalony splot okoliczności. Pod sceną przenoszę się wstecz o kilka lat, by znów na moment znaleźć się w punkcie, kiedy wiele rzeczy miało jeszcze jakieś znacznie. Później, na stadionie, patrząc w rozgwieżdżone niebo zdaję sobie sprawę, że wypowiadam te same słowa, mam te same myśli. Ktoś inny siedzi już jednak obok. Gwiazdy trwają, inne okalają je korony drzew. Nawałnice, zimy, zamazane wspomnienia.
Ktoś inny zadzwoni za parę dni skądinąd. Kolejne pożegnanie.
W Wyborczej Witold Gadomski buduje złożony argument za rozmontowaniem państwa i zastąpieniem go zbiorem prywatnych dostarczycieli potrzebnych społeczeństwu usług. Marzenie neoliberałów zza Wielkiej Wody. Trochę można się było ostatnio naczytać, czym takie zabiegi się kończą. Wolny rynek i konkurencja prywatnych podmiotów nie zawsze i nie w każdych warunkach stanowi złoty środek. Każda utopia ma swoich obrońców, zwłaszcza, gdy napędza środki masowego przekazu. Każda kończy się w kałuży krwi.
Gadomski pisze, że wiele instytucji czy organów państwa wydaje się nieefektywnych, niepotrzebnych, niewydolnych. Są bowiem partyjną synekurą, a i nie ma jasnych kryteriów oceny ich efektywności i przydatności.
Celna jest uwaga o synekurach – demokracja partyjna w Polsce okazała się zamachem na społeczeństwo obywatelskie. Grupa polityków zawłaszczyła Polskę i zmieniając loga, posiłkując się rozdawnictwem posad, trzyma nas w szachu. Co jednak zmieni likwidacja partyjnego zaplecza stanowisk? Usunie grunt spod nóg dotychczasowym beneficjentom systemu? Naiwność, albo przeoczenie analityka. Ale ostatecznie fałszywy argument. Pojawi się przecież nowy punkt podparcia, dynamika na powrót się ustali.
A gminy? Czy nie powinniśmy zlikwidować też samorządów? Przecież od dziesiątków lat rządzą nimi te same rodziny, obsiadając wszystkie możliwe stołki. Wadowicach trzecią kadencję kończy stabilny układ towarzyski. Ma miasto na własność, w sobie znany sposób pozostając wierny Wielkiemu. Argumentacja Gadomskiego trzeszczy w szwach.
W sprawie kryterium też ośmielam się zgłosić zdanie odrębne. Czy aby nie przyjęto, że w przypadku instytucji państwowych stanowi go poziom społecznego niezadowolenia? Gdy przekracza punkt krytyczny, ludowa rewolucja ścina głowy i obala okupowane stołki. Zastępuje jednych drugimi. Przypomina to kryteria obowiązywania prawa – również nie jest nimi opłacalność, stopa zwrotu ani zysk brutto. Istnieje kilka teorii, niektóre ze sobą sprzeczne, lecz jedno wydaje się pewne – złe prawo to takie, które zostaje zakwestionowane przez aktorów systemu. Podobnie z państwem i jego rozmaitymi ruchomymi częściami.
– Nie mamy służby publicznej – pisze Gadomski. To prawda, nie mamy.
– Logika pracy w biurze instytucji państwowej promuje miernych, ale wiernych. Promuje, bo taka jest. Trudno to zmienić, ale trzeba próbować.
– Politycy to na ogół ludzie wzbudzający sympatię, ale nie mający talentu do podejmowania właściwych działań. No tak, ale skoro żyjemy w systemie demokracji partyjnej, czego innego się spodziewać?
– Instytucje publiczne nie działają w warunkach konkurencji. Ale państwa i społeczeństwa porównują się ze sobą stale. Czy procesy dostosowawcze nie są czasem wynikiem konkurowania ze sobą państw? Globalizacja przekazu, czwarta władza wymusza, chcąc czy nie, pewien jednak poziom konkurencyjności.
– Marnujemy talenty. Ale przecież nie tylko w administracji. Marnujemy je wszędzie. Czy w Polsce istnieją jakiekolwiek mechanizmy wyboru najlepszych? Gdziekolwiek? Dlaczego partie polityczne rządzące w naszym kraju miałyby być zainteresowane wyszukiwaniem najlepszych do pracy w instytucjach publicznych?
– Decyzje instytucji państwa zależą od interesów w tle. Znów demokracja partyjna, nie państwo per se.
– Liderzy to dno. Znów demokracja partyjna.
Na koniec wniosek. Gadomski: winne jest państwo. Klinowski: demokracja partyjna, czyli dyktatura klik.
Kto z nas ma rację?
Zwróćmy państwo społeczeństwu, zacznijmy w końcu mówić o potrzebie nowoczesnej, dostosowanej do realiów cyfrowego świata XXI wieku ordynacji wyborczej. Dajmy rządzić ludziom przygotowanym do podejmowania decyzji służących interesom wszystkich obywateli, nie zaś kolegom przygotowanym do zagarniania kasy dla swych kolegów.
Proponuję porzucić neoliberalne brednie i zająć się rzeczywistą przyczyną polskiej mizerii – Panie Gadomski. To samo pisałem omawiając genialne recepty Krzysztofa Rybińskiego.
Skoro państwo tworzą klasy polityczne, stanowiąc i wykonując prawo, jeśli chcemy naprawić państwo, zmieńmy te klasy. Drogą do tego jest ordynacja. Nie likwidacja przedmiotu naszej wspólnej troski, Polski.
W Newsweeku, jak na złość ,laurka o wybitnym urzędniku – Jerzym Millerze. Poznałem go przy okazji problemu BDI – potwornego dziecka tworzonego przez GDDKiA Kraków. Maniery cesarskie, buta i pogarda okazywana wprost, nieznajomość prawa i dużo kreacji. Skrywane kompleksy. Znać sprawnego bywalca politycznych salonów. Ze spotkania z Millerem wyszedłem w szoku. Potwierdzam, to wybitny przedstawiciel klasy urzędniczo-politycznej.
Jedyna Polityka dostrzegła wreszcie związek pomiędzy działaniami polskich ekologicznie niekompetentnych rządów, a skalą następstw doświadczanych katastrof.
Zaś w Przekroju mój nauczyciel Jan Hartman broni Polańskiego z dwóch bardzo konkretnych powodów – bo jest z Polski (a myślałem, że jest też Polakiem) i jest żydem (a myślałem, że na boga Polański się raczej nie ogląda). Przykład Hartmana daje do myślenia – wygląda na to, że judaizm nie tylko sprzyja rasizmowi, ale pozbawia też rozumu.
W kinie „Samotny mężczyzna”. Ponuraku, weź się w końcu za życie – mówi ruda, stara hippiska. Właśnie.