Kampania prezydencka ma się ku końcowi. Rzekomo odmienna, inna niż wszystkie, przełomowa, bo odbywająca się w cieniu katastrof. I to o rozmiarach kataklizmu, w których wmieszane są niejasne siły historyczne, geologiczne, przyrodnicze i oczywiście rosyjskie służby – jak twierdzą dzierżyciele prawdy i ludowi trybuni.
Jednak w Polsce wybory zawsze odbywają się w cieniu katastrof – jakim bowiem innym słowem określić stan kluczowych dziedzin życia społecznego w naszym kraju? Katastrofy te jednak rzadko stają się przedmiotem debaty. Nikt nie ma bowiem ochoty pochylać się nad problemami, gdy toczy się gra o pozyskanie społecznego poparcia. Polityczny PR nie zakłada formułowania realnych recept, jego istotą jest ucieczka w mgliste obietnice o odpowiednim ładunku emocjonalnym.
Kolejna powódź i zadziwiająca huśtawka pogodowa, której doświadczamy, unaocznia rozchwianie ziemskiego klimatu. Pikujący na autopilocie Tupolew mizerię nawet tych instytucji, których zadaniem jest ochrona życia kluczowych urzędników. Instytucjonalna niemoc Polski, groźba zmian klimatycznych i nasz w te zmiany wkład (przemysł wydobycia i spalania węgla, skąd pochodzi znakomita większość generowanej przez nas energii), a nawet kwestia finansowania skrajnie niewydolnej służby zdrowia, nie stały się przedmiotem debaty w czasie trwania kampanii. Jeśli już, stały się przedmiotem wzajemnych pozwów pomiędzy kandydatami, gdzie wzajemnie chwytano się za słowa. I dowodzono ukrytych intencji.
Polityka narkotykowa nie jest z pewnością w tym momencie tematem najważniejszym. Ale też nie jest tematem zupełnie niszowym. Narkotyki konsumuje w kraju ok. 1 mln osób, z czego jakieś 120 tys. w sposób szkodliwy. To spora liczba obywateli. Do tego rynek zalewają narkotyki legalne – dopalacze. W wielu przypadkach prawdopodobnie bardziej szkodliwe, niż zakazane i tępione używki. W takim razie, bez wątpienia istnieje problem społeczny, który politycy powinni rozumieć i mieć na niego jakąś odpowiedź. Jest też potencjalny elektorat, a więc grupa ludzi zainteresowanych zmianą istniejących, skrajnie nieefektywnych i niesprawiedliwych rozwiązań. Śmiem twierdzić, że grupa ta w większości nie składa się z konsumentów używek zainteresowanych bezkarnym ćpaniem. A tak przypuszczalnie widzą ją politycy i ich sztaby, wpatrzone w słupki zamawianych przez nich sondaży.
Z pewnych powodów polityka narkotykowa powinna być przedmiotem troski nas wszystkich. Nie pamiętam teraz, kto to powiedział, ale na miano jednego z jej praw zasługuje twierdzenie, które głosi, iż stosunek do użytkowników nielegalnych (kontrolowanych) używek jest dobrym wyznacznikiem poziomu poszanowania praw człowieka w społeczeństwie. Kondycję instytucji państwa i nasze moralne kwalifikacje najłatwiej dostrzec bowiem tam, gdzie w grę wchodzą relacje z grupami społecznymi, które wydają się większości społeczeństwa z jakichś powodów odpychające, gorsze. Kiedyś byli to Cyganie, czy Rumuni, dziś często rolę tę odgrywają narkomani.
Kandydaci na prezydenta przebąkiwali coś w czasie na temat narkotyków i dopalaczy. Sugerowali, że posiadają na ten temat jakieś poglądy. Ale czy rzeczywiście? Czy faktycznie ich sztaby wypracowały jakieś spójne stanowisko, które pozwalałoby twierdzić, iż mamy do czynienia z poważnym potraktowaniem problemu, a nie jedynie kolejnym kampanijnym trickiem na użytek public relations? Wątpię.
Polska Sieć Polityki Narkotykowej wystosowała do komitetów wyborczych wszystkich kandydatów list, w którym m.in. pyta, jakiego rodzaju rozwiązaniami byliby zainteresowani poszczególni kandydaci (List PSPN do komitetów wyborczych). Zależało nam na opiniach zwłaszcza kandydatów prowadzących w sondażach. Oczywiście nie doczekaliśmy się żadnej odpowiedzi.
Oto, co mamy więc do powiedzenia przed wyborami. Powodzenia przy urnach!
Od: Polska Sieć Polityki Narkotykowej
Komitety wyborcze kandydatów na stanowisko Prezydenta RP
Kampania wyborcza to miejsce nie tylko na składanie obietnic, ale również okazja do poznania poglądów kandydatów na najwyższe urzędy dotyczących spraw ważnych dla obywateli.
Niektórzy z kandydatów biorących udział w wyścigu prezydenckim poruszali w swoich wypowiedziach problemy wchodzące w obszar polityki narkotykowej (kwestię karalności posiadania narkotyków, dopalacze).
Polska Sieć Polityki Narkotykowej, w imieniu specjalistów z dziedziny polityki narkotykowej oraz rodziców osób używających “narkotyków” (legalnych i nielegalnych) zwróciła się do wszystkich komitetów wyborczych kandydatów na urząd prezydenta z pytaniem, jak wyobrażają sobie zmianę obowiązujących w Polsce rozwiązań. Że taka zmiana musi mieć miejsce, jest poza wszelką dyskusją. Pytaliśmy o model polityki narkotykowej, który kandydaci widzieliby jako najwłaściwszy. Na nasze pytania nie doczekaliśmy się odpowiedzi.
Pokazuje to, że temat „narkotyków” i „dopalaczy” wykorzystywany jest przez polityków wyłącznie do manipulowania opinią publiczną, a sami kandydaci na najwyższy urząd w państwie nie są gotowi do merytorycznej rozmowy z ekspertami na tematy mające duże znaczenie dla obywateli.
Brak reakcji ze strony komitetów wyborczych jest smutnym sygnałem w kraju, gdzie polityka względem substancji psychoaktywnych i używających je osób prowadzona jest od dziesięciu lat niezgodnie z przyjętymi w Europie standardami, mało skuteczne i za cenę ogromnych kosztów finansowych. Jednocześnie, niemal powszechnie jest ona przedmiotem krytyki specjalistów. Drogi i nieprzystający do potrzeb społecznych jest również system pomocy oraz leczenia osób uzależnionych. Kilkadziesiąt milionów złotych przeznaczonych na działania związane z funkcjonowaniem Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii w opinii Polskiej Sieci ds. Polityki Narkotykowej trafia w błoto. Sytuacja ta najwyraźniej nie ulegnie jeszcze długo zmianie.
Z poważaniem,
Jacek Charmast, Mateusz Klinowski – Polska Sieć Polityki Narkotykowej