Upał, a zatem czas na niekończące się Polaków narzekania. Zima trwa 6 miesięcy, ale drugi badajże nieprzerwany tydzień prawdziwie letniej pogody to jednak o wiele za dużo. Psują się lodówki, leży praca biurowa. „Zaduch” – słowo odmieniane przez wszystkie przypadki. Zastanawia mnie ta chwiejność opinii w obliczu chwilowego raju. Niełatwo tu trafić w gusta. Nie pierwszy raz o tym myślę. I pewnie nie ostatni.
O gustach i chwiejności rozmyślają też polityczni stratedzy. W nadchodzących wyborach szalę zwycięstwa przechylić mogą bowiem głosy nadal niezdecydowanych. Według niektórych badań będzie ich przy urnach i 30%. Czy okażą się oni zwolennikami zaduchu polskiej sceny politycznej, czy też wybiorą powiew z gór? Na ile pozwala słońce operujące od wczesnych godzin porannych, kreślę kilka słów na tematy wyborcze. Dziś trochę o strategii i taktyce działania organizacji obywatelskiego oporu, czy też po prostu organizacji obywatelskich.
Jakiś czas temu, opisując marsz wyzwolenia konopi w Warszawie, sformułowałem tezę, która – dla mnie zupełnie nieoczekiwanie – wywołała konsternację, a niekiedy wręcz oburzenie. Stwierdziłem bowiem, że uczestnicy marszy konopnych, zwolennicy depenalizacji, dekryminalizacji czy wręcz regulacji użycia, posiadania, hodowli i obrotu cannabis powinni wejść w strategiczny sojusz z innym ruchem o podobnej naturze – ruchem na rzecz praw gejów, lesbijek i innych mniejszości seksualnych. Oto powody.
(1) Oba ruchy walczą przeciwko dyskryminacji, wykluczeniu inności. W przypadku konsumentów cannabis nieakceptowana odmienność polega na paleniu zioła, w miejsce „chlania wódy”. Tzw. narkotyzowanie często uważane jest za równie niemoralne, nienaturalne, jak miłość do osoby tej samej płci, czy wykraczanie poza typowe role płciowe. Ale w obu przypadkach mamy również do czynienia z łamaniem obywatelskich praw i wolności. Co prawda osoby homoseksualne nie idą już do więzienia i nie są ścigane przez prokuratury, ale i one doświadczają wielu działań, które nie tylko mają charakter społecznego ostracyzmu, lecz również wiążą się z ograniczaniem ich praw, przede wszystkim w miejscu pracy.
(2) Ruchy mają podobną naturę, oparte są na oddolnej inicjatywie oraz ulicznych demonstracjach cyklicznie organizowanych w całej Polsce. Wciąż w niewielkim stopniu utożsamiane są z mainstreamową polityką partyjną, nadal stronią od nich czołowi politycy.
(3) Są i względy taktyczne, związane z wpływami w mediach działaczy LGBT. O ile konsumpcja narkotyków nadal traktowana jest w wielu redakcjach jako rzecz wstydliwa, kompromitująca, o tyle orientacja seksualna straciła charakter tabu. Dzięki temu geje i lesbijki pojawiają się w telewizji, wypowiadają się w gazetach. Ich obecność i osobiste kontakty pomóc mogą wciąż marginalnym ruchom legalizacyjnym.
Wspomniałem już o najistotniejszej różnicy pomiędzy homoseksualistą a konsumentem tzw. narkotyków – bycie tym pierwszym postrzegane jest jako niemoralne, ale nie stanowi przestępstwa. Przy całej, nadal bardzo homofonicznej, postawie społeczeństwa, którą obserwować mogę chociażby na przykładzie „papieskich Wadowic”, gdzie moje działania i osoba dyskredytowane są przez pretorian urzędującej burmistrz właśnie jako działania „społecznego anarchisty i geja”, w Polsce poza zaściankami nie wypada już potępiać kogoś za jego seksualną orientację. A samo takie potępienie może okazać się złamaniem prawa.
Tymczasem, przestępczy charakter konsumpcji narkotyków oznacza, że narkofobia, czyli często społeczny ostracyzm wymierzony w konsumentów narkotyków i ludzi uzależnionych, nie tylko nie wiąże się z żadnym dyskomfortem, ale dla wielu jest wręcz powodem do dumy. Zaś dziennikarze skwapliwie tematów narkotykowych unikają, i to tym usilniej, im więcej mają prywatnie z nimi wspólnego. Tym bardziej godne jest więc docenienia, że tak wiele osób, mimo grożących im, niezwykle surowych kar, otwarcie manifestuje swoje poparcie dla marihuany. To z pewnością stanowi nierozpoznany jeszcze właściwie i nieopisany fenomen na skalę w Europie nieznaną. Dla mnie to nowa forma, w jakiej kontynuują się tradycje Solidarności, zresztą, nie tylko ja dostrzegam to podobieństwo.
Konsensus prohibicyjny, czyli zmowa milczenia i wzajemnego wspierania archaicznych poglądów pomiędzy światem polityki i mediów, trwa jednak w najlepsze. Jednym z czynników jest prawny status konsumpcji narkotyków. Rozbicie tej zmowy nie nastąpi samoistnie, a organizacje LGBT odegrać mogą tutaj istotną rolę. Oto przykład. Jakiś czas temu jedna z największych i najznamienitszych redakcji otrzymała sporą sumę pieniędzy na przeprowadzenie akcji poświęconej narkofobii. W efekcie przez pewien czas temat narkotyków był obecny i widzialny. Ale gdy pieniądze się skończyły, chęć aktywnej walki z narkofobią również. Na lesbijki i gejów moda się nie kończy, na warszawskich salonach zawsze warto się z nimi pokazać. Pokazać, że się jest otwartym, postępowym, trendy.
Może to brzmi brutalnie i cynicznie, ale jeżeli zwolennicy uwolnienia konopi i zmiany polskiej polityki narkotykowej nieczuli są na bardziej wyszukane argumenty, niech wezmą pod uwagę powyższe. I przełkną własne uprzedzenia, tak gładko, jak przełykają gęsty biały dym.
Wracam do słońca.
***
AKTUALIZACJA 28.08.2011.
W następstwie wpisu pomiędzy czytelnikami wywiązała się ciekawa dyskusja. Dodaję do niej dwa punkty.
1. “Pedały” i “ćpuny”. Mam wrażenie, że przymglone umysły niektórych amatorów ganji w niewyjaśniony dla mnie sposób nie są w stanie dostrzec podobieństwa pomiędzy narko- i homofobią, choć przecież są to zjawiska posiadające podobne źródło: ignorancję, ksenofobię, ciasnotę umysłową naszego społeczeństwa. Zwolennicy konopi z obrzydzeniem odcinają się więc od “pedałów”, nie widząc w tym żadnej analogii do odcięcia się tzw. dobrych obywateli od “ćpunów”.
A tymczasem “bycie ćpunem” i “bycie pedałem” stanowią równie skuteczne narzędzie dyskredytowania i zwalczania politycznych przeciwników. Widać to na przytoczonym przeze mnie przykładzie Wadowic, gdzie burmistrz Ewa Filipiak i jej ekipa w ten właśnie sposób starają się obmalować moją osobę.
Nie da się skutecznie zwalczać narkofobii bez zwalczania jej odpowiednika na gruncie uprzedzeń płciowych. Choćby dlatego, że kandydat opowiadający się za zmianą restrykcyjnego prawa narkotykowego zawsze na końcu może usłyszeć, że dziś chcą wolności dla marihuany, a jutro dla pedalstwa, adopcji dzieci i dalszych zwyrodnień, zboczeń, wynaturzeń.
Równia pochyła argumentów służących dyskredytowaniu oponentów i politycznych projektów zawsze będzie działać, o ile nie znikną wspierające ją filary społecznych lęków, wrogów, przesądów. Nie wygramy żadnej batalii o zmianę społecznej świadomości oraz wrażliwości, o ile w naszych szeregach silni będą reprezentanci ciemnoty, z którą rzekomo walczymy. Niech zastanowi się nad tym każdy narkotykowy aktywista.
(2) Co ze współpracy będą mieć środowiska LGBT? Otwarcie na nowe środowiska, większą akceptację postulatów, masowość protestów. Marsze Wyzwolenia Konopi zgromadziły tysiące ludzi w całej Polsce. Tymczasem nawet warszawska Parada Równości, odbywająca się przy wsparciu mediów, przyciągnęła w tym roku wielokrotnie mniejszą liczbę uczestników. A przecież dyskryminacja na tle orientacji i płci nie jest mniej znacząca, mniej istotna, niż dyskryminacja na tle konsumowanych używek, czy stylów życia. Tu i tu mamy społeczny ostracyzm. Konsumenci narkotyków skazywani są na więzienie, ale to na gejów i lesbijki sypią się na ulicach kamienie.
Broniący praw obywatelskich nie mogą o tym zapominać i prowadzić swojej walki wybiórczo. Byłoby to przejawem niezrozumiałej hipokryzji, a per saldo oznaczało także, z wymienionych już powodów, jej nieskuteczność.
Współpraca pomiędzy oboma środowiskami nie tylko więc leży w ich obopólnym interesie, ale również wydaje się naturalnym rozwinięciem własnych postulatów i założeń, wykraczającym poza wszelkie taktyczne kalkulacje.
44 Komentarze
Marsz wyzwolenia Polski . Wystraszmy wszystkich homo i narko fobów tak że zapomną czego się bali 😉
Bardzo interesująca perspektywa,jednak warto odwrócić pytanie i zastanowić się z jakich powodów geje i lesbijki powinni popierać zwolenników konopi? Wydaje się, że poparcie dla ruchu legalizacyjnego, który jest nadal tematem tabu a jego zwolennicy podlegają społecznemu i prawnemu ostracyzmowi w stopniu o wiele większym, niż osoby homoseksualne, jedynie związałoby, w społecznej świadomości Polaków, ruch LGBT z jeszcze bardziej kontrowersyjnym ruchem legalizacyjnym, co z pewnością odsunęłoby realizację celów samego ruchu LGBT. Oczywiście najlepiej byłoby, gdyby w końcu Polacy zgodzili się z argumentami i jednej i drugiej strony, jednak łączenie w całość dwóch zupełnie różnych postulatów, jedynie dlatego, że są “skrajne”, utrudnia proces ich akceptacji, ułatwiając przeciwnikom zaliczenie ich do wspólnej grupy “dewiacji” i absurdalne rozszerzanie krytyki sprowadzające się do wniosków, że “każdy gej jest uzależniony od narkotyków” lub “każdy zwolennik konopi to gej”, co wprowadzi zamęt w, do tej pory jasnych (bo węższych), poglądach wszystkich tolerancyjnych względem orientacji ludzi niepopierających ruchu legalizacyjnego lub zwolenników ruchu legalizacyjnego, którzy nie są skłonni poprzeć ruchu LGBT.
Problem w tym, że ruchy te już są uważane za “dewiacyjne”, a przynajmniej za takie uchodzą w oczach większości naszego światłego społeczeństwa. Wyjściem z sytuacji jest jedynie zjednoczyć siły.
Oj, strzelasz ty sobie chłopie po kolanach, z przedziwna pasją sobie strzelasz:(
Sytuacje twoją, biorąc pod uwage lokalne cele które sobie wyznaczyłes, najscislej oddaje encyklopedyczny wrecz przykład moralnosci pospolitej, zawarty w filmowym cytacie – “a kto jemu broni wolnosci przekonań?!? Bierz slub, i miej, jakie chcesz, przekonania”
Łatka “teczowego Rysia” przypieta nawet komus tak ugruntowanemu jak Kalisz, daje asumpt do trywializowania jego postaci, niemerytorycznych ataków, posmiechówek. I o ile pozycja wyborcza Kalisza nie wydaje sie byc zagrozona( bedzie posłem następnej kadencji), to ty, chcac byc skuteczny – na łatki tego typu pozwolic sobie nie mozesz.
Zwyczajnie – nie i juz.
Walka nie została jeszcze wygrana – ba, ona sie własciwie jeszcze na tym poziomie nie rozpoczęła – a lokalny rynek jest w większosci konserwatywny – ba, ja sam jestem( chociaz z innych niz większosc powodów) – i jesli ugruntuje sie(przy twoim udziale, przy pomocy okrojonych cytatów z ciebie) opinia “lewaka” – zabierze ci to dokładnie tyle głosów ile potrzeba do poniesienia klęski.
Tak więc – jeszcze raz – parafrazując Kargula – wygraj wybory i miej sobie jakie chcesz przekonania.
Co miałyby z tego organizacje LGBT? Taki sojusz to dla nich raczej dodatkowy ciężar.
Osobiście nie uważam tego za dobry pomysł w obecnym momencie. Wolne Konopie właśnie wystawiły kandydatów do Sejmu – z list Palikota i Korwina-Mikke.
Taki sojusz zostawiłbym na cięższe czasy, choć osobiście popieram racjonalne żądania LGBT (a nieracjonalnych nie popieram ;]).
Wydaje mi się, że droga do racjonalnej polityki konopnej wiedzie przez uświadomienie, upowszechnienie i zalegalizowanie medycznego wykorzystania marihuany.
Wtedy możliwy będzie dostęp do rzetelnej wiedzy medycznej, która powinna skłonić decydentów do legalizacji konopi (gdyż nie znajdą tam uzasadnia jej delegalizacji).
Legalizacja i regulacja konopi otworzy ludziom oczy jak należy ZARZĄDZAĆ wszelkimi substancjami psychoaktywnymi.
Cóż, ćpuny i pedały mają po drodze . Do piekła.
Tak dla autora tekstu jestem faszystą, bo nie popieram postulatów homoseksualistów. W sumie mam ich gdzieś, dla mnie mogą istnieć. Ale niech nie wmawiają mi, że ich zachowanie jest normalne !
Dziękuje, dobranoc ..
@em: zachowania homoseksualne są jak najbardziej “normalne”.
Zainteresuj się biologią a zobaczysz, że zwierzęta, do których również zaliczamy człowieka, przejawiają takie skłonności (prawdopodobnie chodzi o kontrolę liczności populacji – taka naturalna antykoncepcja).
Zainteresuj się historią a zobaczysz, że np. w starożytnej Grecji faceci głównie obcowali ze sobą a rodzenie dzieci było dla nich obowiązkiem. Dobrze pokazuje to ich ówczesne prawo – mężczyzna, który nie spłodził potomka i obcował z mężczyznami był przeganiany przez miasto i bity rózgami (kara raczej symboliczna).
Ponadto, na wyprawach wojennych, po zajęciu jakiegoś obszaru, wojsko brało głównie żywność, niewolników oraz “pięknych chłopców” lub “piękne dziewczęta”.
Ksenofont, dobrze urodzony ateńczyk, który kierował wojskami w drodze powrotnej z wyprawy Cyrusa na króla Persji, miał ze sobą jedynie… “pięknego chłopca”, którego nie chciał oddać jako dar i zamiast niego oddał w darze samego siebie i swoje wojsko.
@thc
Zainteresuj sie definicja normy a zobaczysz jakie piramidalne bzdury opowiadasz:):):)
Gdyby homoseksualizm był normą ,ludzkość najnormalniej w swiecie
a)nigdy nie wyszłaby poza Afryke, ba, nie zdołałaby zasiedlic nawet jej cząstki – w przypadku gdyby była norma biologiczna
b)wyginęła w ciągu kilkunastu pokoleń – w przypadku gdyby w któryms momencie został powszechna norma kulturową czy tam behawioralną.
c)ilosc członków ludzkiej populacji dazyła by do zera w kazdym przypadku.
Akceptacja( nie piętnowanie) odmiennosci( nienormalnosci) nie jest równoznaczne z uznaniem jej za norme.
Twiedzenie ze homoseksualisci maja badz powinni miec jakies ekstraordynacyjne “prawa” jest kompletnie absurdalne. Zakaz dyskryminacji jest jednym z najmocniej ugruntowanych przepisów prawa – zapisy takie znajduja sie w Konstytucji, w Kodeksie Karnym, w Kodeksie Pracy – trudno sobie wyobrazic solidniej zabezpieczony interes kogokolwiek.
Jesli zas chodzi o społeczna akceptacje – cóz – tego nie rozwiaze zaden przepis – a i sami homosie, narzucajac sie ludziom swa seksualnoscia, wyuzdanymi publicznymi zachowaniami, ze juz nie wspomne o wciaz roszczeniowej postawie, nie robia we własnej sprawie dobrej roboty. Ludziom zwyczajnie nie mozna nakazac akceptowania(lubienia) kogokolwiek – i kazdy kto twierdzi inaczej jest w najlepszym wypadku psychologicznie niekompetentny.
Zgadzam się że oba środowiska są w podobnej sytuacji, oraz istnieje sporo analogii między homofobią a narkofobią. Ale z tego wcale nie wynika że tym środowiskom jest po drodze – przecież istnieje grupa osob ze środowiska LGBT które można określić mianem narkofobów i analogicznie grupa zwolenników legalizacji konopi będących homofobami. I choć zgadzam się że zarówno narkofobia jak i homofobia wynikają w dużej mierze z ignorancji, deficytu empatii, zaślepienia religijną propagandą albo zwykłej głupoty, to sądzę że z tego właśnie powodu próba takiego właśnie mariażu może bardziej zaszkodzić niż pomóc, osłabiając obie grupy w ich walce z fałszywymi uprzedzeniami.
Dobrym przykładem jest wypowiadający się powyżej ‘dziadunio’, wyraźnie negatywnie nastawiony do homoseksualistów (pogardliwe określenie ‘homosie’ mówi samo za siebie).
@dziadunio: proponowałbym faktycznie sprawdzić stan wiedzy naukowej na ten temat, zamiast głupoty wypisywać – homoseksualizm w naturze występuje pod różnymi postaciami, nie jest to tylko ‘wymysł’ homo sapiens, a już tym bardziej nie jest to choroba, zaburzenie, czy nawet kwestia świadomego wyboru (statystyki mówią że 4-10% populacji jest homoseksualna). Zostało to już zresztą wielokrotnie stwierdzone przez naukowców, choćby w stanowisku Światowej Organizacji Zdrowia z przed 20 lat. Parę słów o homoseksualizmie zwierząt:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Homoseksualne_zachowania_zwierz%C4%85t
http://nauka.newsweek.pl/homoseksualisci-wsrod-zwierzat-to-normalne,51955,1,1.html
Trzeba też przyznać że oba problemy (narkofobia i homofobia) biorą się w dużej mierze ze sprzeczności pomiędzy rzeczywistością a religią, bardzo mocno w naszej kulturze zakorzenioną. Religia w tych kwestiach stoi w bezpośredniej sprzeczności ze stanem wiedzy naukowej, co bezpośrednio prowadzi do antagonizmów – wszelka inność jest piętnowana i marginalizowana w myśl zasady ‘kto nie z nami ten przeciw nam’. Oczywiście religia powoli ustępuje rozumowi (ostatnia egzekucja za herezje miała miejsce w 1826 roku, a indeks ksiąg zakazanych został ‘zniesiony’ przez papieża 55 lat temu), ale jest to proces powolny i bolesny.
Masa wspólnych rzeczy występuje u wielu gatunków zwierząt. Czy to może być argumentem za… no właśnie za czym? Normalnością – a co to jest normalność? Zdrowiem, brakiem zaburzeń w organizmie?
Na przykład albinizm. Czy brak melaniny w skórze jest naturalny, normalny? I tak i nie. Zależy z jakiej strony na to spojrzeć. Czy Kowalski stwierdzający, że albinizm jest genetyczną anomalią powodującą brak ochrony przed promieniami UV zostanie zaliczony do “albinofobów”? Wątpliwe. Za to Nowak wygłaszający pogląd o homoseksualizmie jako zaburzeniu genetycznym powodującym pociąg do przedstawicieli tej samej płci powodującym brak możliwości posiadania potomstwa może liczyć na wiele inwektyw, przy których zwrot “homofob” jest i tak najłagodniejszy. Tylko czy logiczny?
@Kuba
Przyłapałes mnie. A własciwie wywlekłes na swiatło dzienne fobie, która zazwyczaj skrzetnie staram sie ukrywac – idiotofobie.
To tak a propos “mówienia samo za siebie”.
Swoja wypowiedz zacząłem od propozycji przygladniecia sie – jesli ktos tego nie wie, nie czuje – czym jest norma. A rozwinąłem ja w sposób, który, nawet jesli ktos nie odrobił pracy domowej, powinien takiemu nieuzbrojonemu umysłowi definicje normy pomóc rozczytac.
Prosciej wiec – jak pięciolatkowi – z faktu ze w populacji ludzkiej jakis procent zapada na endogenna schizofrenie, nikomu nawet do głowy nie przychodzi wyciągnąc wniosek iz schizofrenik jest normalny, prawda? Podobnie jak w przykładzie Piotra – występowanie w populacjach zwierzęcych albinosów tylko wyostrza fakt ze norma są osobniki posiadające w skórze pigment.
Wreszcie – zostawmy – kto nie zrozumiał za pierwszym razem – jest spora szansa ze nie zrozumie i za dziesiątym.
Kilka słów o obecnej tu konstatacji iz za społeczne fobie odpowiadaja ignorancja, brak empatii, uprzedzenia z religia w tle, czy głupota.
I pomijam fakt ze odmalowanie takiego własnie zestawu przyczyn jest skrajnie tendencyjne – mówi mniej więcej tyle – kazdy kto nie jest sympatykiem ruchów gejowskich czy homoseksualizmu jako takiego( bądz konsumentem zioła) jest głupim, bigoteryjnym ignorantem bez serca(kompletny absurd) – to ciekawi mnie postrzeganie próby zmiany takiego własnie, rzekomego stanu spraw jako “walki”.
Az drzę kiedy zaczniecie to nazywac “wojną”.
Wniosek powinien nasuwać się sam – jeśli coś powszechnie występuje w naturze (ok 1500 dotychczas odnotowanych gatunków zwierząt chyba o tym świadczy), to nazywanie tego ‘wynaturzeniem’ jest wbrew logice. Zaś, pomijając inwektywy dziadunia, jeśli jakieś zjawisko występuje w danej populacji od zawsze (przynajmniej odkąd istnieje możliwość jago wykrycia, pierwsze wzmianki o homoseksualizmie pochodzą z 2500 pne), dotyka ono stałego i znacznego odsetka populacji (u ludzi jest to wg. różnych źródeł 4-10%) i nie wpływa destabilizująco na jej rozwój – to wyczerpuje ono znamiona normy. Ba, pomimo faktu że przez tysiąclecia kilka % populacji było homoseksualne, jest nas na Ziemi niebezpiecznie coraz więcej. Naukowcy jeszcze spekulują z jakich powodów natura tak a nie inaczej to zaprojektowała, ale już nikt poważny nie nazywa homoseksualizmu chorobą -wydaje się że jego chorobliwość polega głównie na tym że nie podoba on się niektórym chorym na homofobię. Starożytne Egipt, Chiny, Grecja czy Rzym nie robiły z tego afery, dopiero z pojawieniem się Chrześcijaństwa homoseksualizm stał się grzechem i nienormalnością (a wraz z nim masturbacja i seks w ogóle, który odtąd służyć miał wyłącznie prokreacji).
Również prostymi słowami wyjaśnię: na homoseksualizm nie da się ‘zapaść’ (jak na chorobę psychiczną) ani się nim zarazić. Przykład schizofrenii też jest zresztą chybiony – nie ma naukowego konsensusu co do faktycznej endogenności tej choroby.
Porównanie z albinizmem też jest ciekawe – taka na przykład encyklopedia określa go mianem ‘cechy’, a nie ‘anomalii’. Przypadkiem akurat mam znajomego Hindusa – albinosa, miał on niejednokrotnie nieprzyjemność spotkać się ze wspomnianą albinofobią, raz nawet ciemny lud z jakiejś wioski pod Hajdarabadem o mało go nie zlinczował za jego inność…
Oczywiście “ignorancja, brak empatii, uprzedzenia z religią w tle czy głupota” nie wyczerpują listy powodów dla których jedni ludzie dyskryminują innych – ale akurat te wydają się być najpopularniejsze. Żeby nie było – bo temat jest przecież o prohibicji – w przypadku polskiej narkofobii chyba największą rolę odgrywa ignorancja – świetnie ilustruje ją ten filmik:
http://www.youtube.com/watch?v=2OcXIhOOVTE
“Cechę tę zalicza się do genetycznych anomalii pigmentacji, która jest niekorzystna dla osobnika. Nazwę tego wrodzonego błędu metabolizmu wprowadził w 1908 roku Archibald Garrod, który zauważył utrzymywanie się zaburzenia w obrębie wybranych rodzin”
“ale już nikt poważny nie nazywa homoseksualizmu chorobą”
Jeśli nazwę albinizm anomalią genetyczna będę poważny? A jeśli stwierdzę, że homoseksualizm może być genetyczną anomalią, która jest niekorzystna dla osobnika?
“-wydaje się że jego chorobliwość polega głównie na tym że nie podoba on się niektórym chorym na homofobię.”
Mi zaś wydaje się, że jego chorobliwość polega na braku możliwości posiadania potomstwa.
Kuba, ale ty mi powiedz, ty chcesz zrozumiec, tylko ci nie wychodzi, czy po prostu idziesz w zaparte?
W kazdym zakładzie produkcyjnym “normą” jest jakis, w miare stały, odsetek bubli, braków, słowem, wytworów z jakichs powodów nieudanych, niepełnowartosciowych. Pod tym wzgledem oczywiscie – to normalne. Ale wybrakowane sztuki ląduja na smietniku, w dziale recylkingu, zreszta, gdziekolwiek by nie ladowały – nie zostaną sprzedane czy wprzegniete w dalszy etap produkcji bo nie spełniaja normy.
Juz łatwiej sie nie da.
Gdyby homoseksualizm był z jakichkolwiek powodów pozyteczny, cenny, korzystny – byłby ewolucyjnie promowany az do zostania norma własnie. Niestety, jest jak jest – jakims rodzajem genetycznego bubla – i dlatego normalny nie stanie sie nigdy – z powodów jakie wymieniłem w pierwszym wpisie.
Niewdając się w dyskusję na temat tego co normalne a co nienormalne chciałbym odnieść się do samego artykułu.
Zgodzę się z autorem, co do wspólnego źródła obu fobii, ale łączenie obu ruchów jest moim zdaniem niekorzystne dla obu stron:
– po pierwsze “primo” – niekorzystne jest dla ruch legalizacyjnego z uwagi na fakt, iż marsze wyzwolenia konopi w swych szeregach zrzeszają różne subkultury młodzieżowe, które z założenia są homofobiczne (hiphopowcy, rastafarianie [no może nie wszyscy ale rastafarianizm w założeniu uważa homoseksualizm za zło najwyższe, sam Buju Banton był zamieszany w morderstwo czołowego działacza LGBT na Jamajce – nic dziwnego skoro jest autorem tekstu “Boom bye bye inna Battybwoy’s head”], “dresiarze”, kibice). Żaden przedstawiciel powyższych subkultur nie będzie chciał brać udziału w marszu z “pedałem” u boku. “Połączenie sił” może równać się odwróceniu w/w od ruchu, rozbicie go na mniejsze grupy co oznaczać będzie utratę siły.
– po drugie “primo” – niekorzystne jest dla ruchu LGBT. Ostatnią rzeczą która brakuje aktywistom z Kampanii P-ko Homofobii to doczepienie łatki “naćpany pedał”.
Kuba: “proponowałbym faktycznie sprawdzić stan wiedzy naukowej na ten temat, zamiast głupoty wypisywać…” http://pl.wikipedia.org/wiki/Homoseksualne_zachowania_zwierz%C4%85t#Dyskusja_hipotez
“Dyskusja Hipotez”
No więc stan wiedzy jest taki, że mało wiemy. Co jest normalne a co nie? Co naturalne a co nie? Więcej jest filozoficznej zabawy w tylu “Od kiedy zaczyna się łysina, od kiedy starość?” Czysto umowne rzeczy.
Więc koledzy naukowcy umówmy się, że homoseksualizm nie jest chorobą i wykreślmy go z listy WHO.
Homoseksualizm względnie można zaliczyć do anomalii jak i zdrowego stanu.
Osoba wypowiadająca twierdzenie o homoseksualizmie jako chorobie, zaburzeniu itd. jest nie tyle niekompetentna, czy niepoważna, co popełnia faux pas.
@Piotr: Chorobą nazywasz brak “możliwości posiadania potomstwa” – już w tym stwierdzeniu tkwi błąd logiczny, bo możliwość istnieje, jest to kwestia wyboru. Zresztą w praktyce różnie bywa, lesbijki bez problemu korzystają z banków nasienia. Jeśli jednak przyznać Ci rację, to chorobliwy byłby też celibat wśród osób duchownych czy heteroseksualnych par które nie są zainteresowane posiadaniem dzieci.
Sugerowana ‘chorobliwość’ zjawiska (z braku potomstwa) w kontekście ewolucyjnym stoi w oczywistej sprzeczności z wynikami różnych badań, np tymi opisanymi w artykule z Science Daily (badanie dzikich plemion z Samoa, mam nadzieję że język nie będzie stanowił problemu):
http://www.sciencedaily.com/releases/2010/02/100204144551.htm
Dyskusja hipotez: najwyraźniej przeczytałeś sam nagłówek, bez zagłębiania się w treść. Żadna z hipotez nie sugeruje choroby czy niższości jednostek homoseksualnych (czy też w ogóle niereprodukcyjnych), a jedynie stara się wytłumaczyć dlaczego (i do czego) w naturze takie jednostki są potrzebne. Z punktu widzenia ewolucji nie każdy materiał genetyczny powinien byc powielany by zapewnić optymalny rozwój populacji. Czy homoseksualizm może być pożyteczny z punktu widzenia społeczeństwa? Oczywiście że tak. Pomijając wspomnianych Samoan, świadczy o tym choćby fakt że homoseksualiści statystycznie zarabiają znacznie więcej niż heteroseksualiści (w.g. badań w USA jest to 3-krotna średnia krajowa) a więc więcej wydają, więcej podróżują, płacą wyższe podatki i bardziej przyczyniają się do rozwoju gospodarczego.
Co do albinizmu – jakkolwiek by go nie nazywać, nie jest on wystarczającym powodem do nierównego traktowania albinosów, a już tym bardziej nie znajduje logicznego uzasadnienia albinofobia. Zawsze jednak znajdzie się głupek któremu będzie przeszkadzał dziwny kolor skóry innej osoby.
Tak na koniec do dziadunia – porównywanie rozwoju i dostosowania ewolucyjnego homo sapiens do przemysłowych bubli jest idiotyzmem niewartym nawet riposty, miałem nadzieję że stać Cię na wiecej niż ten prymitywny przykład.
Cóz – jednak w zaparte:/
NIe było zadnego porównania!!! Był przykład słuzacy pokazaniu róznicy miedzy tym co naturalne – wystepowanie braków w procesie produkcji – a normalne, badz nienormalne – sztuki zdatne badz odpad.
Analogicznie – homoseksualizm jest naturalny -ale wyłącznie jednostki heteroseksualne są normą.
Juz kolejny raz próbujesz imputowac mi złą wole, fobie, cuda niewidy – i cos ci powiem – tak sie dzieje zawsze wówczas gdy zamiast rzeczowych ktos zajmuje stanowiska ideologiczne.
Masz jakis dziwaczny imperatyw obrony oblęzonej twierdzy – no i strzelasz z tych swoich dział, nawet nie dostrzegajac róznicy pomiedzy kohortami wroga a kupiecka karawana:/:/
BTW – stanowisko WHO (nie tylko w tej oczywiscie sprawie) nie jest warte funta kłaków jako argument. Jesli juz koniecznie chcesz sie podpierac – pokaz na jakich przesłankach zostało oparte – bo inaczej jakze odeprzesz zarzut ze mogły byc najzwyklejsza w swiecie poprawnoscia polityczna?:):):)
Ten wpis mnie zwyczajnie powalił – nie spodziewałbym się po doktorze Klinowskim tak wyuzdanego pokazu antylogiki.Nie wiem czy to przez zaplątanie się w labiryncie swej wysublimowanej, poetyckiej wręcz frazeologii, czy też tak naprawdę wierzy w to, co pisze, ale to bez znaczenia. Kiedyś miałem do autora ogromny szacunek, topnieje on jednak z każdym kolejnym wpisem.
Poprzednicy ładnie już wyjaśnili błędy takiego rozumowania, więc powtarzał się nie będę. Chciałem tylko podkreśli jedną rzecz, której większość ludzi nie rozumie: TOLERANCJA NIE OZNACZA AKCEPTACJI.
TOLERANCJA to przyjęcie do wiadomości, że coś (w tym wypadku osoby innej orientacji seksualnej) istnieje. Tyle – nic więcej. Tak samo jak przyjęcie do wiadomości, że ulicami jeżdżą samochody.
AKCEPTACJA natomiast jest czymś więcej – jest przyzwoleniem, by coś stało się częścią Twojego życia (oczywiście również pośrednio, np. homoseksualni znajomi okazujący sobie uczucia bardziej niż przyjazne w Twojej obecności) – wracacjąc do obrazka z ulicą – to już jeżdżenie samochodem po tej ulicy. Choćby z tyłu jako pasażer.
Przestańcie to mylić.
Jestem tolerancyjny. Wiem, że homosie są – sam znam kilku i nie przeszkadzają mi ich preferencje. Czułbym się jednak zgorszony będąc świadkiem np. namiętnego pocałunku dwóch mężczyzn. Na to akceptacji nie ma i nie będzie, zapomnijcie. Nie w sferze społecznej. Za to u siebie w domu… niech ich tylko wyobraźnia ogranicza – mi nic już do tego.
Pozdrawiam wszystkich Polaków.
@ Zakres,
Tu nie chodzi o tolerancję i akceptację, tylko zwyczajną kalkulację. Polityka jest sztuką jednoczenia się przeciwko wrogom w celu osiągania własnych korzyści. Jeżeli dla środowisk konsumentów większym wrogiem są geje i lesbijki, a nie policja, prokuratura i karmiący się narkofobią (ale i homofobią) politycy, to pozostaje jedynie pogratulować głębi strategicznego myślenia. Jakże to charakterystyczne dla “prawdziwych Polaków” właśnie.
@ Mateusz, Suaf,
Oczywiście nie każdemu LGBT i konsumentowi jest ze sobą po drodze. Środowiska wykluczonych i prześladowanych obiektywnie jednak zyskałyby po zjednoczeniu sił (patrz wyżej). Co z tego, że pojawiłyby się nowe okazje do tworzenia wyszukanych epitetów w rodzaju “ćpun-pedał”, którym – na marginesie – jestem już w Wadowicach opatrywany? Okazje te z nawiązką mogłaby równoważyć siła obu środowisk.
Jest też tak, że polityczną rzeczywistość nie kształtują podlegające inercji ideologicznej masy, ale uświadomiona grupa przedstawicieli danej klasy uciskanych. To ona odgrywa aktywną rolę w przemianach sytuacji społecznej i na niej opierać się musi realizacja postulatów, które zresztą pochodzą od tej grupy. To wkład Lenina w rozumienie dzisiejszych procesów politycznych (albo Mancura Olsona, jak kto woli ;). Zatem, nawet jeżeli większość uczestników ruchów LGBT oraz legalizacyjnych wzajemnie sobą gardzi, ci, którzy widzą szerszy horyzont polityczny powinni przemyśleć wysuniętą przeze mnie HIPOTEZĘ.
@ Dziadunio,
Myślę, że fundamentalnie się mylisz. Jeżeli sięgasz do argumentów ewolucyjnych, utrzymywanie się stałego odsetka homoseksualnych zachowań w grupach różnorodnych organizmów wskazuje, że z perspektywy gatunku nie ma on charakteru “wynaturzenia” czy “wybrakowania”, lecz stanowi ewolucyjną normę. Pytanie, skąd bierze się ta grupa szczególnych zachowań (mniej licznych niż heteroseksualne, ale istotna) – wyjaśnienie ewolucyjne poszukuje uzasadnienia w pozytywnej roli, jaką dla przetrwania gatunków mają te zachowania.
Jeżeli chodzi o uznanie, bądź nie, homoseksualnych zachowań za jednostkę chorobową, podział na choroby jest typologią, a tutaj zawsze mamy rozmyte kryteria podziału. Typologia jest zmienna i uzależniona od użyteczności naukowej określonego pojęcia. Niekoniecznie w grę wchodzi poprawność polityczna, jak piszesz. Zwracałbym raczej uwagę na fakt, że uznanie homoseksualizmu za chorobę oznaczałoby konieczność jego leczenia. A to stawia cię już w jednym szeregu z panami Terlikowskim i Pospieszalskim, i tym podobnym towarzystwem. Z pewnością ich poglądów nie podziela żaden rzetelnie wykształcony lekarz. I to wyjaśnia, dlaczego homoseksualizm nie jest już chorobą.
MK
Mateusz – ideologizujesz podobnie jak Kuba. I co gorsze – podobnie jak on, próbujesz mi wkładac w usta rzeczy, których nigdy w nich nie było:/
Najrzetelniej jak mozna przedstawiłem czym jest norma – natomiast ani słowem nie wspomniałem ze homo jest choroba.
Jesli zas przywołuje argumenty ewolucyjne – robie to w pełni(no, amatorsko w pełni) swiadom jak działa ewolucja. Stały w czasie odsetek odchylen od normy w zadnym wypadku nie jest argumentem za ich korzystnoscia(patrz przykład ze schizofrenia). Zas w tym szczególnym przypadku – ewolucyjne promowanie takich własnie zachowan seksualnych byłoby absurdalne – lub jesli wolisz – wewnetrznie sprzeczne bo prowadziłoby do unicestwienia gatunku. Z faktu ze nie wiemy – nikt nie wie, po kiego licha ewolucja cos wytworzyła, nie mozna robic argumentu na swoja korzysc.
Moim argumentem jest(uprzedzajac zarzut) – fakt iz potegowanie cechy nie nastepuje i nastapic nie moze. Pozostaje marginalna, stanowiac tło dla normy.
Argumenty przedstawione przez Kube(o wysokich zarobkach) pomijam jako niedorzeczne.
Zróbmy jednak nastepny krok.
Mnie brak zgody na uznanie normalnosci zachowań homoseksualnych potrzebny jest jako przeciwwaga dla roszczen srodowisk gejowskich – a widze to tak – społeczenstwa promuja normalne zachowania seksualne, promuja rodziny, traktujac je jako inwestycje we własna przyszłosc, dajac im ponadstandartowe prawa. I trudno odmawiac im racji czy prawa do takiego własnie postepowania.
Domaganie sie przez srodowiska gejowskie wyrównywania w tych prawach jest pozbawione sensu – brak najistotniejszej przesłanki -brak mozliwosci “spłaty” przywilejów w postaci spłodzenia nastepnych pokolen członków danej społecznosci.
O obwarowaniach zas dotyczących zakazu dyskryminacji juz mówiłem – sa najmocniejsze z mozliwych.
Kurcze, cała rodzinka siedzi mi na głowie – zmykam wiec – wróce jesli bedzie potrzeba:)
“Chorobą nazywasz brak “możliwości posiadania potomstwa” – już w tym stwierdzeniu tkwi błąd logiczny, bo możliwość istnieje, jest to kwestia wyboru.”
Chorobliwością nazwałem.
Wybór czysto teoretyczny. W praktyce który gay zrezygnuje z mężczyzny i zakocha się w kobiecie w celu założenia pełnej rodziny. Homoseksualista nie jest bezpłodny, ale wyboru nie ma odnośnie możliwości posiadania wspólnego biologicznego dziecka ze swoim partnerem/partnerką. Dla wielu osób jest to duży problem urastający do rangi życiowej tragedii. Mało to jest z tego powodu załamanych heteroseksualnych i
nieheteroseksualnych par w gabinetach psychoterapeutów?
“… a jedynie stara się wytłumaczyć dlaczego (i do czego) w naturze takie jednostki są potrzebne. Z punktu widzenia ewolucji nie każdy materiał genetyczny powinien byc powielany by zapewnić optymalny rozwój populacji…” To samo można by zrobić z bezpłodnością, a zamiast tego WHO wpisuje to zjawisko na listę chorób. Nie są konsekwentni koledzy naukowcy.
Czy bezpłodność może być pożyteczny z punktu widzenia społeczeństwa? Oczywiście że tak. Świadczy o tym choćby fakt że bezdzietni statystycznie zarabiają znacznie więcej niż osoby mające dzieci.
Co do “przemysłowych bubli dziadunia” to nic innego jak “naturalna selekcja”. Czy to jest idiotyzm niewarty nawet riposty, prymitywny przykład? O co chodzi? O subtelność?
@admin
Jeśli utrzymywanie się stałego odsetka wspólnych cech w grupach różnorodnych organizmów wskazuje, że mamy ewolucyjną normę i poszukujemy uzasadnienia w pozytywnej roli, jaką dla przetrwania gatunków mają te zachowania, to czy to oznacza, że nie możemy już mieć doczynienia z chorobą bez względu na to cóż to za cecha? Wiele jest takich cech, które pasują do tego poglądu a w dalszym ciągu utrzymujemy że są chorobami.
W nawiązaniu do “Terlikowski, Pospieszalski”.
Czyli o decyzji WHO odnośnie homoseksualizmu, wpłynęły również względy pozanaukowe? Strategia uniknięcia czegoś niepożądanego.
“I to wyjaśnia, dlaczego homoseksualizm nie jest już chorobą.” Niezręczne zdanie. 🙂
@ Piotr,
W istocie, wiele utrzymujących się w populacji cech, które nazywamy chorobami, schorzeniami, nabytymi wadami ma często znaczenie ewolucyjne (choćby anemia sierpowata). Nie każda utrzymująca się w populacji zmiana/mutacja genetyczna czy cecha jest korzystna i nie każda daje się uzasadnić ewolucyjnie. Dla homoseksualizmu znaleziono jednak całkiem ciekawe wyjaśnienia ewolucyjne.
@ dziadunio,
Widać, że nie rozumiesz natury wyjaśnień ewolucyjnych, ani nie znasz tych zaproponowanych dla homoseksualnych zachowań. Jest kilka dobrych, popularnonaukowych książek, które poruszają ten temat. Warto poczytać.
Jak pisałem powyżej dla homoseksualnych zachowań mamy wyjaśnienie, dlaczego utrzymują się w populacji przynajmniej niektórych gatunków, stanowiąc część strategii jej przetrwania. Wyjaśnienie pozwala również przewidzieć skalę liczbową “odstępstwa od heteroseksualnej normy”.
Co więcej, twoje wpisy pokazują, że nie rozumiesz też natury pluralistycznej demokracji, w jakiej mamy przyjemność żyć. Ponieważ mamy zakaz nieuzasadnionej dyskryminacji, środowiska LGBT słusznie, moim zdaniem, na gruncie obowiązujących zasad konstytucyjnych, domagają się zrównania w prawach z tzw. normalnymi rodzinami. Może nam się to nie podobać, ale to “dobrodziejstwo inwentarza” systemu prawnych zasad, jakie przyjęliśmy.
Płacenie dziećmi społeczeństwu za możliwość posiadania podobnych od innych praw nie wchodzi, w moim odczuciu, w katalog dopuszczalnych społecznych “transakcji”, brzmi też dość groteskowo. Czy tylko w ten sposób możemy sobie zasłużyć na godne życie i równe prawa twoim zdaniem?
Pozdrawiam, MK
@Klinowski
Dobrze zrozumiałem: anemia sierpowata jest zabezpieczeniem przed malarią? Jedna choroba chroni nas przed inną.
“Dla homoseksualizmu znaleziono jednak całkiem ciekawe wyjaśnienia ewolucyjne.”
Ku pokrzepieniu serc kilku procent populacji. Był silny popyt, powstała i podaż.
“środowiska LGBT słusznie, moim zdaniem, na gruncie obowiązujących zasad konstytucyjnych, domagają się zrównania w prawach z tzw. normalnymi rodzinami.”
Psycholodzy nie ustalili jeszcze wspólnej wersji odnośnie wychowania dzieci przez jednopłciowe pary.
@Klinowski
“środowiska LGBT słusznie, moim zdaniem, na gruncie obowiązujących zasad konstytucyjnych, domagają się zrównania w prawach z tzw. normalnymi rodzinami.”
ktoś tu nie zna konstytucji, co chyba najwłaściwiej byłoby pozostawić bez komentarza – z racji na wykształcenie tej osoby.
Uwaga, uświadamiam wszystkich błądzących:
>>>Konstytucja RP, Kodeks cywilny i Kodeks rodzinny i opiekuńczy nie zawierają ŻADNEGO postanowienia odnoszącego się do innych niż małżeństwo kobiety i mężczyzny związków cywilnych<<<
Widzisz – mam swoje poglądy i nie jestem chorągiewką, żebym się przeginał jak mi wygodniej kiedy wiatr zawieje. Nie popieram postulatów LGBT i nigdy nie będę, nawet gdyby to miało się "opłacać" na zasadzie 'coś za coś'. Prawdopodobnie opłaca się również 'dawać dupy' skoro wielu ludzi się utrzymuje w ten sposób, mi to jednak nie odpowiada.
Co prawda na mnie i moje poglądy pewnie wykładasz, ale nie ja jeden tak myślę i raczej masz gwarancję, że taki pomysł nie przejdzie.
Zrobiłeś tyle dobrej roboty, dlaczego chcesz stracić szacunek forsując nierealne rozwiązania?
@ Zakres,
Nic nie forsuję. Stawiam hipotezę odnośnie taktyki politycznego działania. Do przemyślenia.
Co do Konstytucji – nigdzie nie pisałem, że jest tam zapis o homoseksualnych małżeństwach. Jest za to coś o równości obywateli wobec prawa, zakazie dyskryminacji, poniżającego traktowania etc. – widzę jednak, że subtelności niezbyt Cię interesują.
@ Dziadunio,
W wielu sprawach światopoglądowych nie ma jednej racji, rozstrzygnięcia raz na zawsze załatwiającego problem. Ale nie zmienia to faktu, że pisząc o wyjaśnieniach ewolucyjnych warto mieć o nich wiedzę, podobnie wypowiadając się na “tematy konstytucyjne”, jak nazywają je prawnicy.
mk
Mateusz – a wiesz – rzeczywiscie nie znam:) Bo te jak mówisz “wyjasnienia”kompletnie mnie nie interesuja. A wiesz dlaczego nie interesuja? Po pierwsze dlatego ze zakładam na własny uzytek ze jest dokładnie jak mówi Piotr – sa koniunkturalnymi teoryjkami w istocie rzeczy niewiele mającymi z solidna robota naukowa. Jestem oczywiscie w stanie przyznac ze z pewnego punktu widzenia masz racje, mówiac o normie – z tym ze ta norma jest ilosciowa a nie jakosciowa:)
Podstawowa norma, ba, matką i ojcem wszystkich norm w tym temacie, jest powielanie genów. Pokaz mi takie korzysci wynikajace z homoseksualizmu, które zamykając droge do powielania własnego garnituru genowego(i nie chodzi to oczywiscie o ewentualny gen homoseksualizmu a o cały zestaw) w jakis sposób to rekompensuja:):):)
Mateusz, na wszystkie bogi – toz definicja zycia zawiera w sobie zdolnosc do samopowielania.
Po drugie – mnie temat cudzego homoseksualizmu na codzien kompletnie nie zajmuje. Nie zajmuje w dokładnie takiej samej mierze, jak ignoruje cudzy heteroseksualizm(zwłaszcza od kiedy jestem zonaty;):):) NIe odczuwam pogardy, nie głosze potrzeby leczenia, po prostu przyjmuje ze to co robia ludzie we własnych sypialniach jest wyłącznie ich sprawa. I tak długo, jak długo ktos nachalnie nie kłuje mnie w oczy własnym wyuzdaniem, nie wykonuje czynnosci seksualnych w mojej obecnosci, nie prezentuje nachalnie spraw, tematów i zachowan które ze swej natury sa prywatne, intymne i publiczne ich wywlekanie razi mój zmysł estetyczny – problem w ogóle nie istnieje.
Lub – póki ktos nie naduzywa słowa równość. Równość to pułapka. To jednoczesnie najwieksza zdobycz i najgroźniejsza klątwa cywilizacji. Przyjdzie byc moze czas na solidniejsze rozwinięcie tego tematu – post na blogu to troche za mało, zeby solidnie go potraktowac.
Pluralistyczna demokracja nie oznacza iz społeczeństwa nie mają prawa dbac o swoje najzywotniejsze interesy, nawet kosztem interesów, albo inaczej – nawet kosztem zachwiania zasady równosci wobec prawa.
Praktycznych przykładów jest cała masa – od parlamentarnych immunitetów, poprzez politykę emerytalno-rentowa, do polityki fiskalnej, podatkowej, z cała gamą spraw pomniejszych.
“Płaceniem dziecmi” nazwałes to ty – ja nazywam to transakcja potencjalna – “jesli stworzycie rodzine i bedziecie mieli dzieci – my, społeczenstwo odniesiemy z tego korzysc i jakos wam to zbonusujemy – np dajac przywileje podatkowe”
Wreszcie – spróbuj nie naduzywac słów “nie rozumiesz” “nie znasz sie”. Sa niepotrzebne, niemerytoryczne i nie zachecaja do rozmowy.
Co więcej – tworza lub mają stworzyc wrazenie ze w kwestiach swiatopoglądowych istnieje racja, prawda ostateczna. Otóz, kto jak kto, ale ty powinienes wiedziec ze nie istnieje – istnieje natomiast gra, ucieranie poglądów, przeciąganie liny. W tej akurat sprawie jestem po przeciwnej stronie – ale rzucanie we mnie Terlikowskimi, Pospieszalskimi, czy ignorancja wreszcie, to sa chwyty ponizej pasa:/
@Mateusz, @Kuba
Grzebiąc w zakamarkach pamieci, przypomniałem sobie, przywoływany przez was, przykład homoseksualnych zachowan zwierzat – gdzies kiedys czytałem o homoseksualnej parze pingwinów próbujących wysiadywac…. kamień:D:D:D:D
Rzeczywiscie – wzorcowy pokaz normalnosci:):):)
Odnośnie “popytu i podaży” nie mam na myśli, że badania, odkrycia są zupełnie bezużyteczne, bo spreparowane. Bardziej chodzi mi, że wokół tematu homoseksualizmu mamy do czynienie z czymś, co można porównać do falandyzacji prawa.
Inna sprawa, że ludzie pokroju Terlikowskiego czy Pospieszalskiego przeginają w drugą stronę.
Piotrze – badania na poziomie biologii, genetyki, to jedno – wnioski wychodzace poza dziedzine – te krytykuje jako bezpodstawne, niekonkluzywne, pseudonaukowe, ideologiczne.
Prawda wygląda tak ze srodowiska gejowskie maja do przepchniecia swój własny interes – i uzywaja roznych metod, niekoniecznie uczciwych, zeby osiagnąc własne cele. Na poziomie argumentacji – mozemy sie tutaj spierac z Mateuszem całe wieki – na poziomie praktycznych, prawnych rozwiązan – tutaj decyduje polityka. Z jej metodami, z całym brudem, jaki prócz szlachetniejszych czasem porywów, ze soba niesie.
@Klinowski
Rzuciłeś hasło ‘zrównania w prawach z normalnymi rodzinami’ – a następnie przytaczasz konstytucyjne zasady ‘równości wobec prawa’ i ‘zakazie dyskryminacji’. Stąd logicznie wnioskuję, że ‘prawa normalnych rodzin’ to niesamowita dyskryminacja wobec środowisk LGBT (ale i nie tylko- są przecież, o dziwo, single hetero)rodząca zatrważającą nierówność wobec prawa między tymi ‘grupami społecznymi’.
Przerażający wniosek. Na marginesie jestem ciekaw, kiedy te szacowne organizacje, znudzone bezskuteczną walką o ‘prawa normalnych rodzin’ dla siebie zaczną wzywać do pozbawienia ‘normalne rodziny’ ich praw w ramach ‘równości’.
Nie zasłaniaj się, że ‘jedynie rzucasz hipotezę do przemyślenia’ – wyrażasz swoją opinię i zaciekle jej bronisz, postawiłeś więc TEZĘ i nie dasjesz jej obalić, o czym świadczy wymiana zdań ze mną i innymi komentującymi.
Przy okazji wyrażam szacunek dla sposobu, w jaki udowadniasz mi swoją intelektualną wyższość – Twoje docinki są niebywale wysublimowane – po prostu szczyt dyplomacji.
Pozdrawiam, miłego tygodnia.
@ zakres,
Prawa jednych nie są automatycznie dyskryminacją innych – ta ostatnia polega na ogół na BRAKU praw, którymi cieszą się inni. Jeżeli chłopak i dziewczyna mają możliwość zarejestrowania swojego związku i otrzymania pewnych praw osobistych bądź majątkowych, niezależnie od posiadania potomstwa, dlaczego nie mogą zarejestrować takiego związku dwie dziewczyny lub dwóch chłopaków, niezależnie od tego, jaka jest ich seksualna orientacja.
Na gruncie zasad konstytucyjnych nie sposób, moim zdaniem, uzasadnić tej różnicy, stąd też można bronić tezy o dyskryminacji.
Zatrważające, że te proste w gruncie rzeczy sprawy tłumaczyć trzeba wciąż od nowa.
Na dyplomację nigdy się nie siliłem i raczej silić się nie zamierzam. Teza / hipoteza o taktycznym sojuszu konopi z LGBT jest do przemyślenia przez czytelników. Ja już ją przemyślałem, o czym piszę. Dlatego też ją bronię.
Również pozdrawiam!
Cóz, zawsze jest jeszcze art 18 Konstytucji, prawda?:):)
Wiesz co tak naprawde stoi pomiedzy nami? Robotniczy but:) Tak, tak – ten sam, wałęsowski bucior, który rzekomo wepchnął pomiędzy drzwi i droga pozostała otwarta.
Zawsze o nim pamiętam( o przykładzie, nie Wałęsie) gdy słysze kolejne roszczenia srodowisk gejowskich.
Z przerazeniem czytam o badaniach pieprzonych psychologów, które maja okreslic czy pary homoseksualne moga, sa zdolne, wychowywac dzieci. To jest postawienie spraw na ogonie i radosne udawanie ze swiat w takiej pozycji moze zachowac równowage.
Badania, jesli juz, powinny pójsc w kierunku – jak przyjmie taki fakt samo dziecko – i co najistotniejsze – jak ustosunkuje sie do tego grupa rówiesnicza. W mojej ocenie, zreszta – w ocenie kazdego kto ma dzieci i wie jak sie zachowuja, jak wartosciuja, jak reaguja na innosc, sprawa jest az nadto oczywista – grupa rówiesnicza zje, przetrawi i wydali kolege wychowywanego przez jednopłciowy zwiazek.
Przeciez w swietle badań ostatniego dwudziestolecia – to własnie nie rodzice a grupa rówiesnicza ma przemozny wpływ na kształtowanie postaw, zachowan, swiata wartosci.
Skonfrontowanie tej konstatacji z faktem jak okrutne bywaja dzieciaki w stosunku do odmiennosci, nie przekracza chyba mozliwosci nawet srednio pojetnego “badacza”.
Oczywiscie, moga sie tutaj pojawic dyrdymały o uczeniu dzieci tolerancji, itede, tylko ze, na litosc boska – nikt nie wychowuje grupy – a ta jest czyms innym, czyms więcej, niz sumą pojedynczych dzieciaków.
Słowem – próbuje sie, srodowiska gejowskie próbuja, przy pomocy róznych sztuczek, manipulacji, mniej lub bardziej trafnych argumentów wreszcie, doprowadzic do sytuacji w której dobro mocniej chronione – dobrostan dzieci, zostanie poswiecone, zlekcewazone, na rzecz dobra o znacznie nizszej wartosci, randze – na rzecz dobrego samopoczucia dorosłych ludzi, którzy taką akurat maja fanaberie. Lub nawet rzeczywista, głeboka potrzebe.
P.S Wulgarne okreslenie pozostawiam swiadomie acz beznamiętnie – jako moja moralną ocene tego typu postaw.
Wszystkim uczestnikom dyskusji pod tym tematem polecam lekture dokumentu pt.Uwagi Sadu Najwyzszego do projektu ustawy o związkach partnerskich.
Skan dokumentu m.in tutaj: http://www.zwiazkipartnerskie.info/
Jaka szkoda, że nie przeczytałam wcześniej… Teraz już stanowczo muszę udać się na zaslużony spoczynek, ale będę musiała napisać drugi, dłuższy komentarz. Toż to jest temat, na który ja n razy się rozpisywała w pamiętniku! Uderza w czułe struny w mojej duszy jako feministki oraz aseksualistki blisko związanej z ruchem LGBTQ – i psychodelistki-teoretyczki. Ja te paralele ciągle dostrzegam, na spacerze z kolegą psychonautą niemal wykrzykuję “We are here, we are queer, get f***ing used to it” i “Out of the closets and into the streets!”… Pojęcie, którego ciągle używam: ORIENTACJA UŻYWKOWA.
c.d.n.
I zamarła martwa cisza:):)
Nawet psychodeliczka – teoretyczka nie dotrzymała słowa:):):)
Czy ja pisałam, że napiszę teraz zaraz?
Postaram się rozpisać wieczorem, choć akurat się przeziębiłam i czuję się dość zdechle…
Dobra… obiecałam i wreszcie się rozpisuję… mam nadzieję, że komentarz “dotrze” do autora bloga.
1. Jestem osobą powtarzającą, że “wszystko jest polityką”, lubiącą używać pojęć takich jak “polityka płciowa”, “polityka umysłowa”… ale tym razem wręcz cynicznie na poziomie polityki rozumianej jako partie, sojusze, kampanie. Pytanie: “Co ze współpracy będą mieć środowiska LGBT?” – najprostsza odpowiedź: Anię Grodzką i Roberta Biedronia w Sejmie. Mniejszości używkowe z palaczami zioła na czele mogą stać się tym języczkiem u wagi, który sprawi, że Ruch Palikota znajdzie się w Sejmie. Sami działacze Wolnych Konopi również kandydujący z list RP przyznają, że nie jest to elektorat zdyscyplinowany – ale jest liczny i jeżeli przemówić im do uczuć obywatelskich (moje skromne zdanie: kto nie głosuje, nie ma prawa narzekać), przekonać ich do zagłosowania na partię, która jako jedyna przynajmniej na poziomie deklaracji przejmuje się ich sprawami, to może być czynnik decydujący.
2. Kolejne punkty będą już nie na poziomie aktualnym i miejscowym, tylko bardziej ogólnym. Zagadnienie kolejne: wychodzenie z szafy. Może trochę dwuznacznie mi o tym pisać, skoro sama nie jestem w pełni wyoutowana jako psychodelistka-teoretyczka (uwagi: z jednej strony z moją skłonnością do puryzmu językowego wolę słowo “ujawniona” lub “jawna”, z drugiej lubię dość ściśle odwzorowywać dyskurs LGBT w dyskursie używkowym. A, i swoją drogą nie znoszę potworka językowego “otwarty gej”), z drugiej to właśnie dlatego to zagadnienie zaprząta moją uwagę – może gdyby “wszyscy wiedzieli”, byłoby ono dla mnie bardziej przezroczyste. Pytania takie jak: co ujawnianie się użytkowników zakazanych środków może zdziałać dla zmiany prawa, czy jakaś “masa krytyczna” może doprowadzić w końcu do powszechnego zrozumienia, że środków tych nie używa tylko margines społeczny? A z drugiej strony: czy w ogóle należy namawiać do wychodzenia z szafy? W krajach “Zachodu”, które odrzuciły już pomysł karania za stosunki homoseksualne, coming out psychodeliczny może mieć nieporównanie gorsze konsekwencje od coming outu niehetereseksualnego – ot, znam osobę, dla której ujawnienie się przed nieodpowiednimi osobami oznaczałoby poważną groźbę odebrania dziecka.
3. Jeszcze bardziej ogólnie: owszem, sprawa jest podobna, chodzi o praktyki uznawane przez część społeczeństwa za niemoralne, ale nie wyrządzające krzywdy osobom postronnym. Więc pojawia się całe zagadnienie: czego ruch psychodeliczny, i ogólnie ruch na rzecz reformy prawa narkotykowego, może nauczyć się od ruchu LGBT?
4. Wspomniane pojęcie “orientacji używkowej”… kolega zapytał mnie: czy sądzisz, że to jest wrodzone? Najwyraźniej ja już w ogóle nie jestem na poziomie, na którym domniemana wrodzoność byłaby kluczową cechą orientacji seksualnej. (Sergiusz Kowalski w “Raporcie o homofobicznej mowie nienawiści w Polsce” pisał coś takiego: prawdziwie tolerancyjne społeczeństwo powinno akceptować mniejszościową orientację seksualną także gdyby była to kwestia wyboru, a nie wrodzonych skłonności…) Lepiej wyrażają to jedne ze słów, którymi określiłam swoje odczucie własnej orientacji używkowej i te elektryczne iskry, ktore wstrząsnęły mną, gdy w wieku 13 lat usłyszałam słowa “ten narkotyk, który wywołuje wizje”. Koleżance-lesbijce tłumaczyłam te odczucia tak: “To jest jak orientacja seksualna – nie trzeba niczego próbować, żeby WIEDZIEĆ”. W końcu w przypadku seksualności tak samo: wiele osób dobrze sobie zdaje sprawę ze swojej orientacji seksualnej bez podjęcia jakiejkolwiek aktywności w tym obszarze. Podobnie ja mam głębokie przekonanie, że naprawdę nie mam po co próbować seksu, skoro we własnym odczuciu mi to nie odpowiada (orientacja aseksualna, zresztą szczególnie niezauważana i wręcz negowana). Dalej – jeżeli mam gdzieś płycej lub głębiej ukryty “kompleks” na tle tego, że jakoś nigdy nie udało mi się przejść do praktyki (a może po prostu ulękłam się i nie pozwoliłam sposobnościom się zrealizować – jakże mi to przypomina moje doświadczenie ze skokami narciarskimi…), pojęcie orientacji używkowej pozwala przerzucić tu most: teoretyczka też posiada orientację używkową i może sobie z niej zdawać sprawę. (Z pamiętnika: “jeżeli można w pojęciu ‘kobiety’ wydzielić kategorię ‘transkobiet’, nie nazywając ich mniej prawdziwymi, może można analogicznie nazwać teoretyczkę niedoszłą psychonautką?”.) Ale najpoważniejsze znaczenie pojęcia orientacji używkowej to szansa podważenia stereotypów w rodzaju “marihuana drogą do heroiny”: choć bezsprzecznie istnieją osoby gotowe spróbować niemal czegokolwiek, ludzie stosują różne używki w poszukiwaniu różnych przeżyć, nierzadko z jasnym pojęciem tego, co ich do tego skłania, i jest ogromnym uproszczeniem twierdzenie, że szukają tylko coraz mocniejszych przeżyć (tu już bardziej parafrazuję, co napisał Mieszko Turzyński w swojej pracy magisterskiej “Prawo do zażywania środków psychoaktywnych”).
5. Na koniec zostawię już same cytaty. Najpierw cudzy: warto zajrzeć na http://www.freecasey.org. Cytat stamtąd, z tekstu samego Caseya Williama Hardisona, jeńca w wojnie o świadomość (20 lat za produkcję LSD), dokładniej z tekstu “An Entheogenic Journey in the Belly of the Beast” (cz. 1): “Well, I can work with these concepts; I am disposed to LSD by reason of my /tendencies/. Can I consent to utilise my body and mind as a consciousness research laboratory? (…) Do others like me have freedom of contract with each other to privately trade in the drug property that facilitates our research, therapeutic or ludibund purposes Am I of the generation that sees the law ‘serves only to oppress’?”
I cytaty własne, przy okazji pokazujące chwilami, jak to wygląda, kiedy ja wpadam w pamiętniku w “ciąg” natchnienia.
(kwiecień 2007) “Czyżby kolejny raz okazywało się – że prawdziwie subwersywne nie są wcale te chemiczne klucze – tylko to, do czego one dają dostęp? Że tak, jak wg Butler zakaz kazirodztwa ukrywa leżący głębiej i dużo bardziej podstawowy zakaz homoseksualizmu – tak samo powierzchniowy zakaz zażywania środków psychoaktywnych zasłania to, o co tu naprawdę chodzi: zakaz poznania siebie, uznania ‘własnego’ wnętrza za realne? (…) Z tej perspektywy dla naszego /racjonalnego, poukładanego świata/ MUSI być ‘niewyobrażalne/, by można było /z jestestwa swego wszelką czerpać umiejętność/ (…), marzenie Mochnackiego [autor tego zdania] musi pozostać naiwną mrzonką, bo to na NIEMOŻLIWOŚCI takiego poznania opiera się racjonalność i poukładanie tej kultury.”
(maj 2010) “Niezbyt mnie przekonuje ‘twardy’ queer (…), ale zastanawiałam się ostatnio nad czymś, co czytałam u Heterofoba [autor strony]: nasza seksualność ma tyle wymiarów (…), że jest krzywdzące i niemal absurdalne musieć to upchnąć do jednej szufladki. Może w odniesieniu do używek jest podobnie: zajmuję się mnóstwem rzeczy, dlaczego akurat to pragnienie ma być decydujące dla mojej rożsamości? Tym niemniej odrzucenie podejścia tosamościowego wydaje mi się przedwczesne: trwa wojna o świadomość, mocne, “tożsamościowe” określenie się jako użytkowniczka danej substancji lub osoba odczuwająca do niej skłonność ma swoją wagę polityczną (…). A jednak znów – jakże to pasuje: wojna o świadomość jest /uJArzmieniem/.”
(maj 2010) “Rozpływam się w zachwycie, faluję oceanem fascynacji, spadam na oślep wodospadem tęsknoty… i nie wolno mi o tym mówić, bo dawno nauczyłam się, że psychodeliki są złe, szkodliwe i bezwartościowe, a więc najlepsze, co mogę zrobić, to nie afiszować się, jeżeli już muszę odczuwać takie umysłowo zboczone ciągoty.” (autoironiczna paralela wobec pojęcia “homofobii uwewnętrznionej”?)
(czerwiec 2010) “W końcu dla jednostki dobrze przystosowanej do swojej roli w /Spektaklu/ [nawiązanie do Jacka Kochanowskiego] odrzucenie pragnień homoseksualnych nie jest wyrzeczeniem, nawet niewypowiedzianym. Na poziomie tego, co nakazuje kultura (…) to jedyna droga, ktorą taka jednostka jest w stanie pomyśleć. Ktoś taki nie wyrzeka się żadnych pragnień, tylko nie bierze nawet pod uwagę możliwości ich odczuwania. Jest przekonany, że działa zgodnie ze swoją /wewnętrzną prawdą/, że realizuje siebie. Tak więc to jeszcze jeden krok wstecz w stosunku do wyrzeczenia, do którego nie wolno się przyznać (którego nie wolno nazwać wyrzeczeniem, bo to implikuje rezygnację z czegoś CENNEGO) – o wyrzeczeniu może być mowa dopiero wtedy, gdy w procesie socjalizacji coś zaszwankuje. Należy zresztą uznać, że w przypadku środków psychoaktywnych ów proces szwankuje nader często (…)”.
(luty 2011) “Morał? /Pozory mylą/, nie jestem jedyną spóźnioną psychonautką, a /podmiot doświadczenia psychodeliczego/ zaiste nie zawsze jest młodym, białym, heteroseksualnym, normatywnym płciowo mężczyzną z klasy średniej.
Tyle że głosy Innych nie zawsze są słyszalne.”
(marzec 2011) “(…) choćby takie zastrzeżenie: czy ‘teoretyczkę’ należy tu rozumieć jako /generyczne femininum/ (‘teoretyczka lub teoretyk’), czy zgodnie z rodzajem? W końcu na prześladowanie mniejszości używkowych i wewnątrzśrodowiskowe, ‘branżowe’ wykluczenie (czy raczej niedostrzegalność) teoretyczek i teoretyków nakłada się jeszcze ogolnospołeczne gorsze wykluczenie kobiet. Dlaczego nie pójść na całość i nie dodać wszelkich innych tożsamości? – w moim przypadku równie dobrze mogę być dyskryminowana jako feministka, osoba przewklekle chora, jako aseksualistka i jako przez niektórych uważana za lesbijkę. Czy ‘towarzystwo z Hypcia’ lekceważyło mnie jako teoretyczkę wymądrzającą się na temat czegoś, o czm nie ma pojęcia, czy może jako żywy dowód istniejącej przecież gdzieniegdzie tezy, że baby nie nadają się do psychodelików?”
I malućka poprawka: w ostatnim cytacie miało być (…) ogólnospołeczne gorsze _położenie_ kobiet”.
Wracam do tego tematu z taką oto “ciekawostką”.
Dzisiaj w Baltimore rozpoczyna się konferencja z udziałem naukowców z kilku znanych ośrodków uniwersyteckich w USA, będą debatować nad tym, jak doprowadzić do legalizacji pedofilii. Uczeni będą zastanawiać się, w jaki sposób przekonać Amerykańskie Stowarzyszenie Psychologiczne do skreślenia pedofilii z listy zaburzeń psychicznych, podobnie jak to zrobiono w przypadku homoseksualizmu.
Organizatorem konferencji jest grupa aktywistów pedofilskich z instytucji B4U-ACT. Skupia ona psychiatrów, którzy nie mogą pogodzić się z faktem, że skłonność seksualna dorosłych do nieletnich uznawana jest za zaburzenie psychiczne, które należy leczyć.
W konferencji swój udział zgłosili przedstawiciele świata akademickiego z Harvardu, Johns Hopkins University, a także z uczelni w Louisville i Illinois.
Szef organizacji B4U-ACT, Howard Kline pod koniec lipca skrytykował definicję pedofilii, sformułowaną przez Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne, uznając, że kryteria, w oparciu o które dokonano klasyfikacji, są “niewłaściwe i nie mają podstaw naukowych”. Dodał, że proponowane kuracje dla pedofilów są “nieodpowiednie” i “chybione”. Zdaniem Kline?a, Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne kieruje się przede wszystkim danymi zebranymi po zbadaniu więźniów, a nie wszystkie osoby, które mają skłonność seksualną do nieletnich są przestępcami. Dodał, że jego organizacja “może pomóc APA” w zmianie klasyfikacji pedofilii, “bo są ludzie, którzy piszą na ten temat”.
B4U-ACT klasyfikuje pedofilię jako kolejną “orientację seksualną” i potępia “piętno”, jakie się jej przypisuje. “Nikt nie decyduje o skłonności seksualnej do dzieci i młodzieży. Przyczyna tego nie jest znana. W rzeczywistości, nie są znane także przyczyny skłonności seksualnych do dorosłych osób” ? przekonują zwolennicy legalizacji pedofilii, którym nie podoba się fakt leczenia tego zaburzenia.
W swym komunikacie prasowym B4U-ACT poinformowała, że wysłała list do APA, krytykując jej klasyfikację chorób psychicznych.
W wywiadzie dla LifeSiteNews, prof. prawa Judith Reisman, ekspert w dziedzinie etyki seksualnej i pornografii, skrytykowała konferencję w Baltimore. Przyznała, że już w latach siedemdziesiątych spotkała się z licznymi inicjatywami na rzecz legalizacji pornografii dziecięcej. Pedofile wynajęli naukowców, którzy przedstawiali “prace naukowe” na temat pornografii, prostytucji i innych aberracji seksualnych. Swoje wnioski przesyłali parlamentarzystom, których chcieli skłonić do przyjęcia skandalicznych ustaw.
Wskutek podobnych inicjatyw i agresywnych demonstracji sodomici wywalczyli w 1973 r. skreślenie homoseksualizmu z listy chorób psychicznych, sklasyfikowanych w przewodniku Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego.
@Dziadunio
Komentarz twój pokazuje, że wszelkie klasyfikacje i typologie są tymczasowe i podlegają rewizji. Co w tym złego? Taka jest właśnie natura typologi. Na ile rozumiem argumenty zwolenników wykreślenia pedofilii z listy chorób, odwołują się oni do racji, które zadecydowały o wykreśleniu homoseksualizmu – są to racje głównie natury medycznej czy biologicznej (orientacja seksualna). I pod tym względem trudno z nimi dyskutować. Są jednak inne racje – pozamedyczne, które przemawiają za utrzymaniem obecnej klasyfikacji chorób, schorzeń. I pewnie w ostatecznym rozrachunku one przeważą, choć krytycy słusznie podniosą, że względy pozamedyczne zwyciężyły.
Nie sposób porównywać homoseksualizmu z pedofilią. W tym drugim przypadku w grę wchodzi dobro dziecka i możliwość nieodwracalnych strat, które ono ponosi.
Ba, taka jest natura teorii naukowej, nauki w ogóle- ciągła weryfikacja i zmiana.
Ale zmiana w wyniku weryfikacji a nie jak w omawianym przypadku – przez głosowanie. Co to niby ma byc- jakis cholerny sobór nicejski?:):):)
I tyle o typologii- bo przeciez nie o nie tutaj tak naprawde idzie gra, nie w dalszej perspektywie.
Przywlokłem tutaj wzmianke o B4U zeby pokazac metodologie działania która jest w ich przypadku kalką tego co zrobiły srodowiska gejowskie 30 lat temu.
Wyszli od watpliwej jakosci “badan naukowych” i presji na środowisko zeby zmienić klasyfikacje, zdobyc przyczółek a dzis jawnie deklarują ze ich celem jest nie tyle Ustawa o Związkach Partnerskich co możliwość adoptowania dzieci.
Schemat działania jest banalny, ale, o zgrozo, skuteczny – słabieńki(bo wymuszony i oparty na kontrowersyjnych i z całą pewnoscia niepełnych badaniach) argument ze stanowiska Amerykanskiego Towarzystwa Psychiatrycznego rósł w siłe poprzez poparcie WHO a dzisiaj kazdy, kto je kwestionuje, uwazany jest za oszołoma. I dzieje sie tak nie dlatego ze siła argumentów jednej ze stron wzrosła badz drugiej – osłabła – dzieje sie tak bo m.in w mediach sprawa stała sie nosna i modna.
Od początku tej dyskusji staram sie pokazac ze rózne grupy nacisku(aktywisci gejowscy, teraz takze pedofile) działając metoda małych kroczków, metoda “od rzemyczka do koniczka” wykorzystują system, wykorzystuja powszechnie akceptowane wartosci(autorytet wiedzy naukowej, humanitaryzm, ludzką empatie) do osiągnięcia celów, które wprost tym wartosciom przeczą, lub, w najlepszym wypadku, nie mają z nimi nic wspólnego.
I o ile w przypadku gejów prawdziwe zło moze sie dokonac, czy juz sie dokonuje(czy Elton John ze swoim chłopakiem nie kupili(!!!!!) sobie przypadkiem dziecka?) dopiero na końcu ich drogi – w postaci prawnej akceptacji adopcji – to sprawa pedofilii jest zła u samych korzeni.
A juz sie pojawiaja “badania” probujace wykazac ze seks z kilkulatkiem nie musi byc dla niego w zaden sposób obciążający.
Na koniec powiem tak – w kilkuwiekowej juz dyskusji o człowieku zawieszonych pomiędzy naturą a kulturą, w sposób wręcz dramatyczny mylą sie ci, którzy w naturze chcą widzieć prawdziwy obraz człowieka.
Człowiek istnieje, takze gatunkowo, i realizuje się poprzez kulture, z kulturą jest związany i od kultury zależny. Wszelkie próby negowania takiego stanu rzeczy sa, w swojej istocie, dla człowieka zagrozeniem.
Podsumowanie cokolwiek na wyrost – ale robie to swiadomie, uprzedzajac sytuacje w której doszlibyśmy w tej dyskusji juz bardzo, bardzo głęboko:):):)
P.S – słowa “rósł w siłę” w trzecim akapicie proszę czytac właśnie w ten sposób – w cudzysłowie, którego zapomniałem umiescic, inaczej całośc wyda sie pozbawiona logiki:):)