MATEUSZ KLINOWSKI

mk-background
Polityka Polityka lokalna Subiektywnie

Wadowice: studium z zakresu polityki lokalnej republiki bananowej

Wadowice: studium z zakresu polityki lokalnej republiki bananowej

zawsze wierni

Dzisiaj pomodlę się za Was komuchy. Weź Boże w swą opiekę nasze papieskie Wadowice, chroń nas od zawieruchy, powodzi i nieprzyjaciół. Dodaj sił naszym włodarzom, aby na chwałę Tobie zarządzali naszymi Wadowicami. Oddalaj od nas wszelkich faryzeuszy, którzy z drogi ku Tobie nas by odwieźć chcieli. Od lewactwa i narkomanii. Wybaw nas Panie! [źródło: Wadowice24.pl]

Modlitwa ta niewiele zmieni. Problemem “papieskich” Wadowic nie jest bowiem powódź nieprzyjaciół, czy lewacka narkomania. Jest nim stabilny układ towarzysko-rodzinny, który od blisko 17 lat włada miastem. Jego centrum stanowi burmistrz Ewa Filipiak, z grupą znajomych (część zna się jeszcze ze szkoły) tworząca sieć powiązań i zależności zapewniających dopływ stanowisk oraz publicznych pieniędzy. Inwestycje drogowe, gminne i powiatowe szkoły, gospodarka mieszkaniowa i komunalna, kultura, sport, wreszcie współpraca z organizacjami pozarządowymi i tzw. „korkowe” – oto strumienie zasilające funkcjonującą w gminie organizację.

W lokalnych mediach o Wadowicach głośno, ale nie tylko za sprawą kolejnych wypływających na światło dzienne afer. Gminna mizeria spod znaku Wspólnego Domu / PiS (Wspólny Dom to komitet poparcia urzędującej burmistrz) widoczna jest w ogólnopolskich rankingach, w których Wadowice sromotnie przegrywają z dużo mniejszymi i nieznanymi gminami z okolicy. To dowodzi, że „zagospodarowywanie” publicznego grosza przez rządzących nie zawsze idzie w parze z rozwojem, a wręcz go wyklucza.

Zastój jest widoczny dla każdego, kto w mieście mieszka od dawna – uciekają zarówno ludzie młodzi, szukający pracy bądź rozrywki, jak i przedsiębiorcy. Nieliczne „remonty” i „inwestycje” na ogół dewastują architekturę miasta, obdzierając go z dawnego czaru.

Piętno dwóch niemal dekad rządów Filipiak i spółki z każdym rokiem staje się coraz bardziej widoczne, stanowiąc coraz większy ciężar dla tych, którzy jeszcze zdecydowali zostać. Swoje dorzucił też ustępujący proboszcz – Jakub Gil. W “rewitalizowanym” wnętrzu bazyliki w rynku duchowość Wojtyły nie miałaby szans się rozwinąć, ale za to interes rozwinął Gil. Gdzie był konserwator zabytków i dobry smak? Już niebawem sakro polo znakomicie będzie współgrać z lunaparkiem na rynku, który za kilka milionów buduje burmistrz.

Wszystko to skłania mnie do smutnego wniosku, że Karol Wojtyła stał się dla Wadowic obciążeniem, trawionych z racji jego pochodzenia holenderską chorobą. Zbanalizowany, spłaszczony do prymitywnego, ludycznego kultu Papież przeistoczył się w Papa Lolka – surowiec wydobywany chałupniczo, w bieda szybach i dodawany do każdej kremówki. To jego kultem zastąpiono planowanie i inwestycje w przyszłość.

Za cenę zemdlenia kremówkową masą postępuje więc lunaparkizacja miasta oraz Papaizacja Wojtyły. A urokliwe galicyjskie miasto, miejsce pochodzenia wielkich historycznych postaci zdegradowano do roli przystanku w drodze do parku dinozaurów i miniatur w Inwałdzie. Burmistrz wycina drzewa, buduje parkingi, organizuje konkursy religijnej piosenki i spotkania z zupą. Niewiele więcej jej urząd potrafi, ale też niewiele więcej trzeba, aby utrzymać władzę. Być może właśnie na tym polega jej polityczny sukces.

W Inwałdzie rośnie jednak liczba dinozaurów i śmiem wątpić, czy Papa Lolek wygra z T. Rex’em walkę o duszę młodego widza. Już dzisiaj pysk drapieżnika dominuje nad papieskim rynkiem. W chwili, gdy w wiejskim parku miniatur pojawi się replika domu papieża i magistratu ze słynnym napisem, Wadowice ostatecznie stracą swoją siłę przyciągania. Z atrakcji zostanie już tylko Ewa Filipiak i stworzony przez nią układ. W Inawałdzie nie do odtworzenia.

Ten twór właśnie interesuje mnie najbardziej, jego życiowe zwyczaje, a zwłaszcza sposób odżywiania i przetrwania. Paradoksalność tego organizmu polega na tym, że funkcjonuje on tym lepiej, im gorzej się ma jego ekologiczna nisza – w tym przypadku rządzona gmina. Upadek miasta połączony z degeneracją lokalnej społeczności pogłębia wpływ układu na gminę. Na burmistrz głosują starsi wyborcy, którzy nie orientują się w skutkach i charakterze jej rządów. Eksodus młodych siłą rzeczy wzmacnia więc jej elektorat. Podobnie jak gospodarcza zapaść, czy niesprzyjające otoczenie dla biznesu, z którego wytwarzania Filipiak słynie. Czym mniej miejsc pracy, tym silniejsza pozycja gminy – dziś już pewnie największego pracodawcy w regionie. A gdy urząd gminy oferuje jedyną pracę w mieście, wybory stają się formalnością. Wadowice ten etap mają już za sobą. Oto, do czego prowadzi brak kadencyjności funkcji publicznych.

W tym wszystkim ciekawe są zwłaszcza czynniki i sposoby, dzięki którym środowisko burmistrz utrzymuje się tak długo przy władzy. Poniżej wymienię najważniejsze z tych, które udało mi się do tej pory zidentyfikować. Badania terenowe wciąż jednak trwają.

1. Jan Paweł 2.

Nie tylko dźwignia lokalnego biznesu, ale i spoiwo lokalnej polityki. Akcentowanie związków z Kościołem instytucjonalnym i postacią Papieża dostarcza legitymacji dla rządów Filipiak. Z Kościołem robi się interesy i pozyskuje głosy. Papież dostarcza zaś chwytliwej symboliki, pretekstów. Ewa Filipiak czy Stanisław Kotarba (mówiący o sobie: „obrońca moralności chrześcijańskiej w gminie”) sprawują dzisiaj funkcję dyspozytariusza myśli Wojtyły i pomięci o nim. Wymownym tego symbolem jest objawienie się burmistrz na rzymskich ołtarzach w czasie uroczystości beatyfikacyjnych. Jak i kuriozalny w swej treści napis na magistracie.

Kto próbuje prawo burmistrz do używania postaci JP2 podważyć, liczyć się musi z bezpardonowym atakiem. Spotkało to ostatnio rodzinę Siłkowskich, zmieszaną z błotem przez radnych, której Wojtyła właściwie był członkiem. Ateiści z pierwszych rzędów potrzebują Papieża do utrzymania władzy. I jeżeli będzie trzeba, zniszczą jego przyjaciół w imię obrony „świętości beatyfikowanego”.

2. Wasalizacja radnych miejskich.

W 21 osobowej radzie burmistrz ma 16 głosów, a właściwie rąk, gdyż głos radni wydobywają z siebie rzadko. Dba o to komisarz polityczny Kotarba, “przypadkowo” stojący również na czele lokalnej struktury PO. Kandydat na posła. Sami radni z trudem rozumieją sens piastowanego mandatu. Ustaw to regulujących pewnie nie czytali, mało kto zna regulamin czy statut gminy. Nie znają ich burmistrz i przewodniczący Miejskiej Rady. Organem uchwałodawczym, a także każdym innym jest więc siłą rzeczy Filipiak, na rzecz której rada milcząco zrzekła się kompetencji. Poznać to można nie tylko po braku interpelacji, zapytań, czy inicjatyw uchwałodawczych radnych. Przekonuje o tym również obsada kluczowych dla prac rady stanowisk -przewodniczącym jest operator spychacza, wiceprzewodniczącym prezes ochotniczej straży pożarnej.

Poparcie radnych nie jest bezinteresowne. Część zasiada w radach nadzorczych gminnych spółek, część jest dyrektorami gminnych bądź powiatowych szkół, inni w nich pracują. Ktoś dorabia jako miejski przewodnik, prowadzi wspierane przez miasto stowarzyszenie, czyjś krewny zatrudniony jest w urzędzie miasta lub zależnych spółkach.  Zgoda buduje, a niezgoda kosztuje. Panuje więc oczywiście zgoda.

3. Prywatyzacja struktur partii politycznych.

Lokalne partyjne struktury również padły łupem ludzi układu. Gdy jedna grupa urzędników miejskich i ich rodzin jest w PiS, druga markuje polityczność pod szyldem PO. Żadne to pęknięcie, a tylko zręczna manipulacja. Nie ma więc znaczenia, na kogo głosują wyborcy. Wszystko i tak zostaje w rodzinie, a przecież o to chodzi. Burmistrz wiceprzewodniczyła PiS, brat udziela się w PO. Jej “rzecznik” jest tam przewodniczącym. Czy znają w ogóle program swoich partii? Pewnie nie bardziej niż oszukiwani przez nich wyborcy, wierzący, że PiS, PO i Wspólny Dom to alternatywne opcje wyboru.

4. Dziennikarze lokalni na polityczne posyłki.

Urząd miasta zręcznie manipuluje opinią publiczną, odbywa się to zwykle poprzez kupionych dziennikarzy. Zjawisko to ilustruje postać Marcina Płaszczycy. „Przez wiele lat będziemy żyć w jarmarczno-odpustowym papalandzie, w którym co prawda turysta nie ma gdzie dobrze zjeść i przespać się, za to może liczyć, że tani „papaizm” będzie go otaczać na każdym rogu.” – opisywał rządy Filipiak na łamach Polityki w 2000 r. Dziś Płaszczyca nie pisze już o „tanim papizmie”. Nazywany jest ironicznie „dziennikarzem podwórkowym”, bo słynie lokalnie i głównie z „ujadania” na krytyków magistratu. Ujadanie ma formę oszczerstw i insynuacji szerzonych za pomocą poczytnego lokalnego portalu, którego jest właścicielem.

Dziennikarskie pryncypia i prawo prasowe ustąpiły miejsca chęci łatwego zarobku. Płaszczyca sprostowań nie publikuje, za to chętnie publikuje obraźliwe komentarze, pomówienia i groźby. Z tym, że krytyczne komentarze pod swoim adresem, swojego portalu, bądź swojej pryncypał usuwa i blokuje. Mordobicie napędza ruch, gdyż mieszkańcy “papieskiego” miasta lubią obrzucać się błotem. Podwórkowy dziennikarz serwuje im więc całe bagno, za które bierze pieniądze z gminnej kasy i od reklamodawców.

W mieście wykpiwany, skompromitowany jawnie oszczerczymi publikacjami, czy rażącymi błędami językowymi, „doświadczony dziennikarz”, jak wyraża się o nim Filipiak, pomaga kreować zgodną z interesami układu wersję rzeczywistości.  I z powodzeniem utrzymuje rodzinę.

Marcin Płaszczyca jeszcze nie pojął, że będzie jedną z pierwszych ofiar politycznej batalii o Wadowice. Pokonanie “grupy Filipiak” wymaga bowiem neutralizacji oręża jej propagandy. Po Płaszczycy niewielu zapłacze. Zapłaci on cenę, jaką płacą wszyscy dziennikarze dający się bez umiaru wykorzystywać politykom. Starsi koledzy “po fachu”, dziennikarze lokalni również korzystający z gminnych apanaży, pojęli to znacznie lepiej. I swoją wierność Filipiak manifestują z mniejszą ostentacją.

5. Sądowa pacyfikacja niepokornych.

Opozycjoniści w PRL nie mieli łatwego życia, gnębieni w sądach. To samo spotykało w Wadowicach opozycyjnych radnych, już w naszych czasach. Urzędnicy miasta oskarżali ich o naruszenie uczyć religijnych, zniewagę, bądź sfingowali pobicia. Jednego skazano za nazwanie maszkarą „świętego obrazu”, który, wykreowany ręką burmistrz, maszkarą był doprawdy. Inny „Husajnem” nazwał rzecznika Kotarbę, z twarzy podobnego nieco do Araba. Obaj radni w wyniku oskarżeń stracili mandaty. A dawni opozycjoniści z Solidarności, dziś rządzący w mieście, jakoś nie widzą problemu w stosowaniu metod niegdysiejszych oponentów.

6. Strach.

Sieć powiązań, dyrektorów, dziennikarzy, kierowników i łączące ich interesy tworzą twardy pancerz wokół Wadowickiego układu. Strach przed wszechmocą urzędującej burmistrz, ma wielkie oczy, ale jej wpływy zdają się sięgać prokuratury i sądu. A każdy przejaw zagrożenia jest bezlitośnie pacyfikowany. Burmistrz zakleja nawet na plakatach turnieju drużyn podwórkowych logo lokalnej gazety, jeżeli dojdzie do wniosku, że nie życzy sobie jej w mieście. Co dopiero, gdy siostra czy córka pracuje w instytucji miejskiej. Lepiej zacisnąć zęby i spokojnie żyć w prywatnym folwarku “papieskiego samorządu”.

7. Sakralizacja nazwy miasta.

Ostatni czynnik wpływa na zainteresowanie ogólnopolskich mediów. Wykreowany przez nie wizerunek miasta – kolebki świętości, nijak się ma do stopnia zepsucia i politycznego skorumpowania samorządu. Kłóci się z popularnym, bliskim Polakom wyobrażeniem. Jeżeli dodać do tego peryferyjność położenia, gdzie z kamerą zwykle nikomu nie jest po drodze, wyjaśnia to istnienie swoistego medialnego parasola ochronnego nad rządami Filipiak.

Kolejne to wsparcie dla tezy, że gdyby Karol Wojtyła urodził się w Andrychowie, wszyscy wyszliby na tym lepiej. A turyści mieliby bliżej do parku miniatur i dinozaurów w Inwałdzie.

***

Miast, miasteczek i układów podobnych do Wadowic jest w Polsce więcej. Istnienie lokalnych „grup trzymających władzę” wynika z obowiązywania złego prawa samorządowego oraz niskiej świadomości obywatelskiej Polaków. Nadzieje na odzyskanie gminy i prawdziwą samorządność jednak istnieją, choć zadanie nie jest proste. Aby okiełznać potwora trzeba go najpierw opisać, zrozumieć. Interesy lokalnego układu dawno już rozeszły się z interesami osób zamieszkujących teren jego żerowania. Czym szybciej mieszkańcy Wadowic dostrzegą, że stali się ofiarą bestii, tym prędzej odejdzie Papa Lolek i Gospodyni Ewa.

Następny wpis

8 Komentarze

  • Wystarczyłoby zmienić nazwę miasta i wyrzucić z tego opisu Papieża i pasowałoby do 80% polskich gmin. Te lokalne koterie są udręką polskiego samorządu i przypominają bardzo sytuację w PZPN czy niektórych wielkich organizacjach pozarządowych. Układy i układziki są charakterystyczne, ale też zazwyczaj nie ma zdeterminowanej i dobrze zorganizowanej alternatywy. I tak sobie wszystko trwa.
    A duchowość Wojtyły rozwinęłaby się nawet w takim kościele jak dzisiejszy – on by dał radę. W ogóle dawał radę.

  • :):)

    I tylko jedna uwaga – kadencyjnosc funkcji wydaje sie byc stosunkowo łatwo dostępnym lekiem na całe zło – ale ma w sobie takze cos ciezkostrawnego – ot, tacy Dudkiewicze czy chocby w maleńkiej skali – rózni “wójtowie roku” kierujacy gminami z topu rankingów które cytujesz, takze musieliby odejsc.
    I to cokolwiek powinno ochłodzic zapał do tego postulatu….

  • Jeżeli rzeczywiście występuje taki układ to i kadencyjność może nie pomóc —-> Rosja.

  • Dutkiewicze to powinni odejść natychmiast, to zwykła mafia, jak w Wadowicach

  • Aha, Mateusz, tak jest w każdym kraju – przygotuj się na wieczną walkę

  • BolekLolek – dziękuje ze wspaniałą, pogłębioną analizę sytuacji we Wrocławiu, w kraju, ba – na całym świecie:):)
    Powinienes czym prędzej znalezc sobie wydawce i zamiast na niszowym przeciez blogu – opublikowac ją w milionowym nakładzie, na kredowym papierze:D:D:D:D

  • Z artykułu “Lipcowe Refleksje” pana Konrada Lesiaka, działacza Ruchu Palikota

    Czy religia to rzecz którą demonstrować należy w przestrzeni publicznej?
    Czy doświadczyliście kiedyś, w dzień Bożego Ciała, siedząc w zatrzymanym na środku ulicy tramwaju, gdy przechodzi wokół, wszystkimi (tak jakby ruch uliczny nie istniał i był drugorzędny dla tych państwa…) dostępnymi pasami ruchu procesja, uczucia surrealizmu tej sytuacji?
    Skoro Parada Równości jest “be”, dlaczego przemarsze przez miasto z krzyżami są trendy?
    Czy nie lepiej byłoby, gdyby przekonania religijne -źródło tak wielu wojen i konfliktów na świecie, a jednocześnie rzecz bardzo intymna związana z uczuciem i wiarą były dla każdego z nas prywatną, w zaciszu domowym lub kościelnym celebrowaną sprawą?

    http://www.ruchpoparciapalikota.pl/wiadomosci/lipcowe-refleksje-czyli-na-krakowskim-przedmiesciu

  • Czy wszelkiej maści pochody, manifestacje, ba zawody sportowe; Tour De Pologne, masowe biegi, należy demonstrować w przestrzeni publicznej?
    Demokracja ma swoje prawa – społeczeństwo obywatelskie. Sprawa nie zawsze dopracowanej logistyki to inna sprawa w tej kwestii. Coś za coś. Chyba nie chcemy miejskiego porządku w wydaniu północnokoreańskim.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *