MATEUSZ KLINOWSKI

mk-background
Polityka Subiektywnie

Płucem i sercem – skończmy z paleniem w barach!

@miejsce

Żyję w barach mogę chyba powiedzieć, że  wiem o nich wszystko. Przesiedziałem tam bez mała połowę swojego życia. I pewnie przesiedzę następną połowę. Zwłaszcza w ostatnich dwóch latach, kiedy wyjechałem z Polski, bar stał się dla mnie przystanią, domem i wrotami do nowego świata. To tam poznałem swoich zagranicznych przyjaciół, a dzięki nim krainy, w których przemieszkiwałem. Bar pozwalał zabić samotność, dostarczał rozrywki po dniu pełnym obowiązków. Koił swoim przytulnym wnętrzem, uspokajał głębokim basowym beatem…

Palę tytoń. Piję alkohol. Jestem więc konsumentem dwóch z najgroźniejszych, najbardziej uzależniających i najbardziej szkodliwych substancji psychoaktywnych znanych ludzkości. A do tego całkowicie legalnych. I dlatego, że lubię bary, szanuję je, wpisuję w mapę moich codziennych tras, z wytęsknieniem czekam na moment, gdy w Polsce w życie wejdzie  zakaz palenia tytoniu w barach, restauracjach, na koncertach.

Dość mam zaduchu polskich knajp, szczypania w oczy dymem i wiecznego smrodu ubrań, włosów, skóry, który towarzyszy mi jeszcze długo po wyjściu z zadymionej nory, w którą palacze są w stanie zamienić każde z wymienionych miejsc. Chcę w końcu oddychać świeżym powietrzem również na rodzimej ziemi. Nie musieć szorować i prać każdej napotkanej w klubie dziewczyny, jeśli przyjdzie mi ochota zanadto się do niej zbliżyć.

Dopóki nie zamieszkałem w Niemczech, dopóty myślałem, że taka już dola barowego zwierzęcia. Że inaczej już to wyglądać nie może po prostu z definicji. Że z tym nic akurat nic zrobić się nie da. Nic bardziej mylnego! Zakazując palenia miejscach publicznych przyjmujemy po latach niepotrzebnej zwłoki cywilizacyjny standard. Podnosimy nasze barowe życie z poziomu kamienia łupanego na wyższy. Fundujemy sobie normalność.

Przeciwnicy powszechnego zakazu palenia dzielą się moim zdaniem na dwie grupy: pseudoliberalnych krzykaczy, na ogół rzadko bywających w barach, oraz zatrwożonych właścicieli knajp, których przypuszczam nie jest znów tak wielu. Obie kategorie osób sięgają po te same argumenty: bar bez fajek traci swój klimat, tarci klientów i plajtuje z winy państwa, które zakazuje ludziom swobodnie kultywować ich (legalne) nałogi.

Wszystko to nieprawda. Zadymiony bar to śmierdząca jaskinia, w której próżno o dobrą zabawę. Chyba, że zabawą tą ma być grzanie wódy do nieprzytomności, osiąganej dzięki tytoniowym inhalacjom znacznie szybciej. Zadymiony bar ma mniej więcej taki urok, jak koncert z kiepskim nagłośnieniem – raczej odstrasza, niż zachęca do pozostania w środku. Bar bez dymu, o czym się wielokrotnie przekonałem, oznacza fajniejszą atmosferę i lepsze samopoczucie bywalców. Większe zadowolenie, a przecież o to właśnie chodzi.

palenie zabija

Co do utraty dochodów, to sprawa nie wygląda tak znów dramatycznie. W Dolnej Saksonii, gdzie zamieszkałem zaraz po wprowadzeniu tam zakazu palenia, początkowo dochody restauratorów spadły. Ale spadły równomiernie. Najbardziej ucierpiały te miejsca, w których nie dało się wygospodarować osobnego pomieszczenia dla palaczy. Ludzie zaczęli ich unikać. Przygotowywana ustawa ma zakazywać palenia bezwzględnie – nie będzie możliwości tworzenia specjalnych pomieszczeń. Nikt więc nie powinien na niej zyskać kosztem drugiego.

To raczej dzisiaj istnieje nierównowaga. Właściciele barów, którzy chcieliby u siebie zakazać palenia, narażają się na ucieczkę klientów do miejsc, które dbają o nich w mniejszym stopniu. Ludzie są po prostu wygodni. Dlatego interwencja ustawodawcy jest tutaj koniecznością.

Są jeszcze – co przecież najważniejsze – kwestie zdrowotne. Nie rozumiem, na jakiej podstawie idąc do baru mam być narażony na groźne zdrowotne powikłania, skoro sam dawkuję sobie ilość wypalanego tytoniu. Skoro mam zamiar wypalić jednego papierosa, nikt nie ma prawa zmuszać mnie do wypalania ich 20. A do tego właśnie sprowadza się dzisiaj przebywanie w polskich klubach. Opowieści o lobbingu na rzecz zakazu ze strony firm farmaceutycznych należy między bajki włożyć. A nawet jeśli nie, to i co w tym złego? Promocja zdrowia też jest formą lobbingu. Tymczasem media podają, że rocznie w Polsce z powodu palenia tytoniu umiera około 70 tysięcy ludzi. Bezpieczeństwo i higiena pracy przede wszystkim. Nawet, jeśli jest to praca świadczona w barze. Do czego z czasem i sprowadza się robota naukowca…

Nie znam osobiście ani jednego człowieka, który przesiadywałby w klubach i opowiadał się przeciwko zakazowi. Wolność jednostek wolnością, ale jej granice zawsze wyznacza obowiązujące prawo w oparciu o pewne wytyczne. W ich skład wchodzą uznane za ważne interesy osób trzecich. W tym przypadku wdychających tytoniowy dym współbiesiadników, czy pracowników zadymianych na kosmiczną skalę klubów. Jak celnie zauważył wiele lat temu Ronald Dworkin, słynny amerykański teoretyk prawa, nikt nie ma prawa do wolności. A jedynie prawo do równego traktowania.

Póki zakaz palenia nie obowiązuje w barach, są ludzie równi i równiejsi. Ci, którzy wpadają do nich zapalić klika fajek i wypić kilka szybkich piwek oraz ci, którzy siedzą tam cały czas, spędzając tam życie. I wdychając trujące opary.

Piszę te słowa siedząc w Spokoju na Brackiej. Jednej w najbardziej zadymionych knajp miasta. A przez to obrzydliwej dla wielu. Wdycham dym i ma tego już dość. Zakaz palenia to jeden z niewielu zakazów, który ja – Mateusz Klinowski popieram całym sobą. Płucem i sercem.

1 Comment

  • Witam,

    drogi Panie Mateuszu, widzę że z góry zostałem zaszufladkowany jako ,,pseudoliberaln krzykacz”. Pomijając ta kwestie chciałbym zwrócić Pana uwagę na dwie rzeczy.

    1) jestem konsumentem, jestem palaczem i często przebywam w barach. Również mi przeszkadza czasami zbytnie nadymienie. Ale nie jest dla mnie argumentem że skoro mi się coś nie podoba to powinno wkraczać tu państwo. Ja i Pan, a także klienci barów to zwykle osoby pełnoletnie i racjonalnie myślące. Jeżeli bywanie w barze dla palących mi nie odpowiada mogę go zmienić na taki w którym się nie pali a sam pan wie że w Krakowie jest takich kilka. Nie rozumiem wobec tego dlaczego resztę mamy uszczęśliwiać na siłę. Daj my ludziom zdecydować, ażeby mogli ,,głosować nogami”. Sam również nie chodzę do barów w których wentylacja jest tak słaba że dym pieczę w oczy – i myślę że te bary szybko opuszczą klienci a właścicieli obecnych lub przyszłych skłoni to do refleksji.

    2) Załóżmy że jestem właścicielem knajpki. Dwa lata siedzenia na zmywaku w Anglii pozwoliły mi na otworzenie małego lokalu. Wydałem na coś swoje pieniądze, ciężko zapracowane i sowicie opodatkowane. Mam własny lokal i w moim lokalu to ja decyduje czy pali się papierosy marihuanę czy tylko pije się zielone herbatki. My restaurant is my castel. Jak pokazuje historia zaawansowane cywilizacje rozwijały się tylko tam gdzie szanowano prawo własności. Nie żyjemy w PRL i nikt nikogo nie zmusza do przychodzenia do knajpki gdzie się pali.

    Mam wrażenie że Pan oczekuje interwencji od ustawodawcy z bardziej egoistycznych powodów. Mógł by Pan przecież chodzić do ,,lokali bez papierosa” ale jak mniemam Pana znajomi w takich restauracjach nie gustują więc proponuje Pan przymuszenie ich do tego, nie dając im alternatywy.

    Reasumując: chociaż mi również przeszkadza palenie w lokalach szanuje wolność innych ludzi. Gdybym nie szanował wolności innych ludzi stali byśmy po dwóch stronach barykady w innej kwestii. Bo na przykład nie zwykle razi mnie widok ,,najaranych” ludzi którzy otumanieni trawą z przymrożonymi oczami, wyluzowani myślą że są tacy baaardzo cool. Cóż z tego że mnie to razi? Ich życie, ich zdrowie, ich wybór.

    pozdrawiam
    Wojciech Kocik

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *