Monopartia Monar I

grzegorz w

Coraz więcej osób czynnie bierze udział w redagowaniu mojego bloga. Dziś głos Grześka Wodowskiego – szefa krakowskiego Monaru. Impresja na temat sobotnich wyborów nowego zarządu krajowego Monaru. Najbardziej znanej organizacji zajmującej się problematyką narkomanii, jej zapobieganiu, leczeniu. Monar – marka sama w sobie, jeśli chodzi o wiedzę praktyczną na temat narkotyków i ich użytkowników. Ale czy słusznie? Wielokrotnie to kwestionowałem. 

Monar jest jednym z beneficjentów obecnie obowiązujących rozwiązań prawnych. I jednym z człowych ich obrońców. Warto zajrzeć, jak wygląda od kuchni… Jutro relacja Jacka Charmasta.

Stoimy przed wejściem do budynku, w którym za chwilę odbędą się obrady walnego zjazdu członków Monaru. Kolega prowadzący poradnię w mieście, gdzie nie ma programu substytucyjnego, pyta mnie o szczegóły procedury zakładania takiego programu.

– Ale przecież statut zabrania tworzenia programów substytucyjnych przez Monar! – mówię.

– Wiesz, zrobimy to przez inną organizację. Musimy! Gdy patrzę na zajechanych kompotem 50-latków, to wiem że nie ma dla nich odpowiedniejszej oferty. Owszem, staramy się ich wspierać, pomagamy im socjalnie, ale przecież nie będę im proponował wyjazdu do ośrodka. Oni wszyscy już tam byli. Wielokrotnie. Muszą dostać metadon i kropka.

 * * *

„Dyskusja programowa”. Pytam o to, czy podejście Monaru do tworzenia programów substytucyjnych może ulec zmianie w trakcie kadencji „nowego” przewodniczącego . Odpowiedź jest długa, skomplikowana, miałbym problemy z przytoczeniem wszystkich jej niuansów (w skrócie – jesteśmy za, a nawet przeciw). Ale konkluzja jest jasna i krótka: NIE. Przyjęta z zadowoleniem przez delegatów.

* * *

Więc na tronie bez zmian. Nie ma co udawać zaskoczenia – Jola Koczurowska prowadzi stowarzyszenie sprawnie. Dzięki dotychczasowemu dopieszczaniu ośrodków przez NFZ, długi zostały zredukowane. Wszystko kwitnie. A skoro lepsze wrogiem dobrego to przewodnicząca otrzymuje prawie 100 procentowe poparcie.

* * *

Problem jednak w tym, że nie ma „lepszego”. Kontrkandydata niet. A z drugiej strony nie chcemy być jak Białorusini! Dookoła mnie wykształceni, doświadczeni działacze społeczni i nie wierzę, że nie czują się tym faktem upokorzeni. Nikt z nas nie ma w sobie ambicji i odwagi, by powalczyć o prestiżowe stanowisko? A może są inne powody? Przyzwyczajeni do tego, że lider po prostu trwa na tronie, a z tronu może go zabrać jedynie śmierć (jak Marka)? Jesteśmy jak społeczność terapeutyczna, nad którą góruje charyzmatyczny i nietykalny lider – traktujemy demokratyczny wybór jak zamach na jego pozycję, jak ojcobójstwo? Jesteśmy jak stado dzikich zwierząt i uważamy, że naszym przywódcą może być tylko ktoś na tyle silny, że będzie w stanie sponiewierać poprzednika. Socjolodzy organizacji, myślę, mają gotowy temat do pisania prac.

* * *

W składzie zarządu głównego zmiany mniejsze niż kosmetyczne. Sześciu spośród ośmiu członków nowego zarządu to osoby z ustępującego zarządu.

* * *

I jeszcze sprawa Jacka Charmasta, głównego krytyka jedynej słusznej linii Monaru, nieprzebierającego w słowach wroga wszystkiego, co śmierdzi kompromisem. Najpierw usunięty ze Stowarzyszenia decyzją zarządu głównego, teraz – decyzją zjazdu walnego (choć już nie tak jednomyślną) – nieprzywrócony do niego.

* * *

Ion Ratiu, przywódca opozycji rumuńskiej na uchodźctwie, napisał kiedyś: „Do ostatniej kropli krwi będę walczył o prawo moich oponentów do krytykowania mnie”. Te słowa stały się później symbolem wolności słowa, wypowiedzi. Dla nas, Ratiu to frajer.

Grzegorz Wodowski

One thought on “Monopartia Monar I”

  1. Cóż, jakie państwo takie i (nie)wszystkie instytucje w nim istniejące. Samowolka, szlachta się bawi (jak np. ZUS).
    Wolność słowa to jest Szwecji na ten przykład a nie u nas-
    znieważenie Prezydenta RP- paragraf karny. Jeżeli gazeta zrobi z niewinnego człowieka pedofila- marne jakieś tam odszkodowanie. Chyba coś nie halo?

    Rozmawiałem kiedyś w Holandii z jednym Węgrem, który został przez sąd w jego własnym kraju skazany za posiadanie marihuany. Karę zamienił na udanie się na terapię do ośrodka uzależnień (taki nasz Monar). Oczywiście ktoś musi zapłacić za “trenerów”, żeby przekonali go, że marihuana ma silne właściwości uzależniające fizyczne i jeszcze większe psychiczne (sic!). I tak oto po odbębnieniu paru tygodni w tym jakże cudownym miejscu, zakończył swoją cudowną karierę narkomana, jako uleczony narkoman.

    Oczywiście nie kwestionuje zasadności istnienia jednostek typu Monar. Jednak techniki, które są tam stosowane są tak samo “czasie” jak Jarosław Kaczyński. Stare, skostniałe a na dodatek niedouczone (To marihuanę produkuje się z konopi?).
    Owszem, z tego co pisze Pan Grzegorz, wynika , że Monar stoi całkiem dobrze finansowo (i tak domyślam się , że największymi beneficjentami tej pomocy wcale nie są narkomani.To świetnie. Tylko szkoda, że za nasze podatki, a efektywność nie wzrasta bo i jak?
    Metoda całkowitej abstynencji ma za sobą erę świetności. Nadszedł czas na redukcję szkód. Jednak w naszej rzeczywistości będzie to trudne do przeprowadzenia , bo jak to tak, żeby ćpun ćpał za nasze? A wódka leje się strumieniami.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *