Umowy śmieciowe

Umowy śmieciowe były hitem ostatniej kampanii wyborczej, słowem wytrychem, a nawet błotem, którym wzajemnie obrzucali się czynni uczestnicy wyborczego plebiscytu. Temat umów śmieciowych zdominował również w niedzielę spotkanie Forum Ruchu Młodych w Krakowie. Ruch Palikota zapowiada, że umowy śmieciowe zlikwiduje, a dla młodzieży, jak pokazało spotkanie, temat ten jest najwyraźniej ważny. Tylko jak zlikwidować umowy śmieciowe?

Termin ten wydaje mi się dalece nietrafny. Po pierwsze, umowami śmieciowymi nazywane są ważne narzędzia tworzenia stosunku pracy – umowy o dzieło i umowy zlecenia. Czy likwidacja umów śmieciowych to likwidacja tych form zatrudnienia, a więc poważne zmniejszenie elastyczności prawa pracy? W haśle likwidacji umów śmieciowych chodzi jednak o coś innego – o likwidację zatrudnienia śmieciowego.  Problem polega przecież na nadużywaniu wymienionych typów umów. Tylko jak zlikwidować nadużycia prawa? – oto istotne i niełatwe pytanie. Ruch Palikota proponuje zwiększenie konkurencyjności zatrudnienia na umowie o pracę, poprzez obniżenie składkowej części wynagrodzenia. Tylko czy to jest rozwiązanie? Nie znam szczegółów, nie wiem też, jakie będą tego budżetowe następstwa.

A może ocenę charakteru zatrudnienia powinniśmy zostawić sądom? Już dzisiaj istnieje możliwość ustalenia stosunku pracy i zwiększenie dostępności tego roszczenia mogłoby ograniczyć przypadki nadużywania zleceń i umów o dzieło. Można by nawet wprowadzić domniemanie działające na korzyść zatrudnianego – to pracodawca na jego żądanie musiałby dowodzić, że forma zatrudnienia nie jest pracą. Oczywiście trzeba by połączyć to z możliwością odstąpienia od umowy pozwanego pracodawcy, w razie nieskutecznego roszczenia pracownika. To oczywiście tylko luźne uwagi, ale pokazujące, że problem zatrudnienia śmieciowego najprawdopodobniej nie jest możliwy do rozwiązania poprzez proste obniżanie składek i konkurencyjności innych niż praca form zatrudniania, stosowanych w celu kreowania fikcji.

Termin “umowy śmieciowe” nie tylko jednak jest za szeroki, jest on również dalece za wąski. Zatrudnienie śmieciowe może bowiem przybierać inne formy, na pozór bardziej cywilizowane. Podam dwa, osobiście dobrze przeze mnie, rozpoznane przypadki. I, jak mniemam, dające do myślenia.

1. Zatrudnienie adiunkta na Wydziale Prawa i Administracji UJ.

Umowa o pracę i stosunek mianowania mają swoje dobre strony, bowiem gwarantują zatrudnienie przez długi okres. Minusy? Pensja na poziomie ok. 3 tys. brutto. Dużo? Nie, jeżeli wziąć pod uwagę wykształcenie i aspiracje zatrudnianych w ten sposób, zwykle młodych ludzi. Kto wybrał praktykę prywatną, po aplikacjach radcowskich i adwokackich zarabia już 10-krotność tej kwoty. Kto poszedł do polityki – 2 lub 3-krotność, to nawet bez wykształcenia. Profesorowie belwederscy dostają zaś 9 tys. i więcej. Skutek tego śmieciowego zatrudnienia jest jeden: budynki Wydziału Prawa świecą pustkami, nikt tam w rzeczywistości nie pracuje. Pracownicy naukowi uniwersytetu spędzają czas uganiając się za innymi zajęciami, w ten sposób zarabiają na chleb dla swoich rodzin. Pojawiają się tylko odbębnić zajęcia, często nieprzygotowani. Profesorowie też się nie pokazują, mają swoje biznesy, a poza tym – z racji przywilejów korporacyjnych, utrzymanych niedawną reformą Min. Kudryckiej, nic już nie muszą. Nieliczni pracownicy pojawiający się w budynkach UJ wypełniają wnioski grantowe do NCN, albo inne idiotyczne papiery, nikomu niepotrzebne. Tak wykuwa się naukowe dziadostwo zwane przeze mnie polską nałką.

2. Zatrudnienie specjalisty ds. marketingu przez Maspex Wadowice.

Na tyłach siedziby Maspex Wadowice

Polski potentat branży spożywczej wyrosły ze sklepu z alkoholem. Siedziba firmy, w trójkącie pomiędzy nieczynnymi wysypiskiem śmieci, a oczyszczalną ścieków w Wadowicach. W pobliżu lotnisko dla śmigłowców i osada bezdomnych sklecona ze starych drzew i sklejki. Polski Kapitalizm w najczystszym, najwyraźniejszym wydaniu. W siedzibie firmy co dzień spotykają się specjaliści marketingu, pościągani z całej Polski. Ale nie jest to bynajmniej zebranie pracowników Maspexu, zwanego przez nich “Małpeksem”. To zebranie samodzielnych podmiotów gospodarczych, bo każdy z nich prowadzi działalność gospodarczą, sam opłaca składki. Działalność tę prowadzą przez przypadek w kwaterze głównej innej firmy i oczywiście nie mają żadnej gwarancji, że będą prowadzić ją też jutro. Maspex więc to swoisty co-working, nowoczesność w każdym calu. Firma ma też ciekawą strategię HR – bierze młodych ludzi po studiach, mami możliwością rozwoju, a tych, którzy orientują się po kilku latach, że rozwój raczej nie nastąpi, zastępuję świeżą krwią. Tak budowane są kadry i zręby przyszłej kariery. Tak wygląda “odpowiedzialna” korporacja, o której czytamy w podręcznikach obsługi kapitalizmu.

Jest jeszcze coś – Maspex działa w rejonie ekologicznej katastrofy, otoczony ściekami, śmieciami, składowiskiem starych opon. Od chwili powstania toleruje ten stan rzeczy, bez mrugnięcia okiem. Jeden z właścicieli ogląda klęskę codziennie z okien swojego śmigłowca. Społeczna i ekologiczna wrażliwość kapitalizmu jest jednak mitem? To byłoby dopiero zaskoczenie…

Anegdotyczne przypadki 1. i 2. dowodzić mają tezy, że śmieciowe zatrudnienie daleko wykracza poza umowy zlecenia i o dzieło. Jest ono produktem systemu politycznego, gospodarczego i społecznego, który świadomie tworzony jest w Polsce od 20 lat. Więcej, jak w przypadku rynkowej prężności Maspex Wadowice, czy autonomii Uniwersytetu Jagiellońskiego – hołubiony, przedstawianych za wzór. Likwidacja śmieciowego zatrudnienia oznaczać musi likwidację tego systemu. Likwidację kapitalizmu i klientelizmu, jakie znamy. Obawiam się, że na to zgody nie ma.

16 thoughts on “Umowy śmieciowe”

  1. Kilka dobrych spostrzeżeń tu masz, ale…
    “A może ocenę charakteru zatrudnienia powinniśmy zostawić sądom? Już dzisiaj istnieje możliwość ustalenia stosunku pracy i zwiększenie dostępności tego roszczenia mogłoby ograniczyć przypadki nadużywania zleceń i umów o dzieło.”

    Mateusz? Polskie sądy są w tej materii skrajnie niewydolne. Jak chcesz to Ci opowiem ile może trwać proste ustalenie na przykład faktu dostarczenia wypowiedzenia umowy o pracę. Trwa już… 1,5 roku! Coś co przedszkolak ustali w 2 minuty w sądzie musi potrwać.

    Po drugie – jako korwini syn, jak mawia na mnie dziadunio – jestem w ogóle przeciwnikiem nadzwyczajnych regulacji prawnych w zakresie umów o pracę. Tylko w naszym pięknym kraju i wśród tego społeczeństwa brak regulacji oznacza anarchię. Polak, polakowi…
    A powinno to wyglądać tak – pracujesz to masz umowę o pracę (czas nieokreślony i określony). Wykonujesz jakieś zlecenie to sobie zróbcie cywilną umowę, może się zwać o dzieło.
    Czy potrzeba czegoś więcej? Czy to nie wyczerpuje wszystkich możliwości?

    W niepewnej sytuacji gospodarczej (wynika z kolejnych wymienionych rzeczy), wśród meandrów prawa podatkowego i wśród bandy “wiecznie zapracowanych” urzędników nie ma się co dziwić przedsiębiorcom, że kombinują jak mogą. Należy się natomiast dziwić pracownikom, że się dają je.ba.ć po dupi.e. Z drugiej jednak strony, człowiek sprowadzony do parteru (a właściwie do piwnicy) nie ma większego wyjścia jak tyrać za grosze. Żyć trzeba, jeść trzeba.

    Ja staram się zrozumieć obie strony. Pracodawcy nie działają charytatywnie. Istotą działalności gospodarczej jest zysk. Tylko ten zysk nie może być dzielony między tych, którzy go wypracują. On musi być podzielony między urzędową stonkę! Czy ktoś się kiedyś zastanawiał ile wypracowanych przez Polaków pieniędzy zostaje w ich kieszeniach???????

    Podatki, akcyzy, składki, VAT-y… kurw.a!

    Pracownicy powinni mieć tego świadomość, że to co wypracują i tak jest rozkradane przez państwo. Problem dotyczy więc wszystkich.

    Wniosek.
    Im więcej obwarowań prawnych, tym gorzej. Im więcej urzędników, tym gorzej. Im więcej podatków, tym gorzej.

    To jednak chyba nie potrwa już zbyt długo… na szczęście.

    Pozdrawiam,
    … korwini syn 🙂

  2. Eeee, miało być o liberalizmie….
    To ja jeszcze poczekam.
    Nawet korwiniemu póki co nie odpisze 🙂

  3. Z monarchią jest taki problem ze każdy głosiciel uważa ze on sam akurat byłby w najgorszym razie jakimś udzielnym księciem 😀

    Tylko na fornali kandydatów brak 🙂

  4. “… albo inne idiotyczne papiery, nikomu niepotrzebne”
    Papierowe relikty były moim ulubionym utrapieniem. Po co kolekcjonować wpisy w indeksie i karcie egzaminacyjnej skoro i tak wystawiający ocenę wpisuje ją do systemu komputerowego? Bezsensowna redundancja zatruwająca tysiącom młodych ludzi dziesiątki godzin ich życia!

    “Anegdotyczne przypadki 1. i 2. dowodzić mają tezy, że śmieciowe zatrudnienie daleko wykracza poza umowy zlecenia i o dzieło.”
    Może się mylę, ale 2 przypadki mogą co najwyżej służyć za kontrargumenty do tezy przeciwnej. Jednak Twoja (hipo)teza wydaje się prawidłowa.

    btw. nie wyświetlają się etykiety do pól tekstowych autor, mail, url.

  5. Gdyby nie tzw. Umowy Śmieciowe, to państwo okradłoby mnie zabierając haracz na ZUS. A tak – zapłaciłem “tylko” zaliczkę na podatek i po raz czwarty w miesiącu (mam 3 miejsca pracy stałej) – haracz na NFZ. Zapierdal.am po 60 godzin w tygodniu, żeby wyrobić na kredyty i koszty utrzymania rodziny. Jestem już zmęczony, a mam dopiero 32 lata. Wynagrodzenia w Polsce za pracę, to porażka, a wiem, co mówię, bo pracowałem w Szkocji. Nie mówię, ze tamtejszy system jest cudowny, ale – weźmy pod uwagę np. Progi podatkowe i kwoty wolne od podatku dochodowego, system zatrudnienia, dynamizm rynku pracy, możliwości pracy dla młodych (16-19 latków), którzy zarabiają a przez konsumpcję dóbr napędzają gospodarkę… Pracodawcy narzekają na brak rąk do pracy, ale oferują wynagrodzenie, za które sami nie chcieliby pracować. To jest błędne koło. Ludzie zarabiają mało, mało więc mogą wydać na usługi, przyjemności itp. Dam przykład – za jedna z moich “prac” – psycholog w domu dziecka, otrzymuję wynagrodzenie ok 811 zł netto za pól etatu (20 g na tydzień, czasami pracując jako wychowawca na nocki i nie otrzymuję za to żadnych dodatkowych uposażeń). Za pracę na stanowisku “socjal worker” w ośrodku dla młodzieży w Galashiels w Szkocji, z marszu otrzymałem 8,50 funta za godzinę pracy. Wróciłem, bo chciałem pracować w zawodzie i liczyłem, że będzie lepiej – przeliczyłem się. Powiem jeszcze o warunkach pracy tam i tutaj. Tam – miałem wymarzone środki na prowadzenie z dzieciakami zajęć – brałem samochód służbowy, (focus) jakieś drobne z kasy na coś do jedzenia i jechałem z jednym wychowankiem pograć w golfa przez 4 godziny. Tutaj – muszę jeździć wszędzie własnym autem, na żadne aktwyności dodatkowe nie ma pieniędzy, wszystkie sprzęty muszę przynosić sam… Szkoda gadać… 🙁

  6. @Jack

    I wszystko było by ładnie, gdybyś dodał ze te twoje szkockie 8,5 to tak naprawdę było niewiele więcej niż minimalne wynagrodzenie i sporo mniej niż dostaje np kierowca autobusu:)
    Ot, zawód sobie wybrałeś taki niedoinwestowany, i tu i gdzieś tam:)

    Swoja drogą – fajnie ze w końcu powiedziałeś jaki wykonujesz zawód – zawsze podejrzewałem ze wśród psychologów jest cała masa obsesjonatów 😉 🙂

    1. I znów Twoje podejrzenia DZIADUNIU są nietrafione, gdyż albowiem to jest jakiś inny JACK.
      🙂 Swoją drogą musiałeś mieć sporo do czynienia z psychologami skoro wyciągasz takie wnioski….ale uszy do góry, będzie lepiej. 🙂

      1. Inny? To się weźcie ponumerujcie, czy co? 🙂

        Z psychologami, taak, z psycholożkami… :):):)

        1. No proszę, widzę że jeszcze wigor u DZIADUNIA jest.. 🙂 naturalny czy wspomagany ? Zresztą nieważne, grunt to się nie przejmować. Życzę miłego weekendu. Hiena bez zasad.

  7. Dziadunio – 8,5 funta za godzinę przy minimalnej stawce (wówczas 5,35) było dla mnie i tak dobrze jak na początek….nikt z Polaków, którzy pracowali (zazwyczaj na housekeepingu) nie zarabiał więcej niż 6, ba nawet kolega z pracy na budowie zarabiał 7 funtów za godzinę. Przede wszystkim nie pracowałem tam jako psycholog, tylko opiekun/wychowawca (social worker), którego docelowa stawka za godzinę wynosi nawet 25 i więcej f za godzinę. Nie ma sensu się o to spierać, bo i tak minimalna pensja w Polsce i minimalna w UK to zupełnie inna siła nabywcza pieniądza. Akurat, jeżeli chodzi o zawód psychologa w Szkocji to jest on doinwestowany – początkujący psycholog mógł zarobić więcej niż tamtejszy policjant – od 30 000 funtów na rok, do 90 000 (psycholog kliniczny) – teraz pewnie już więcej….
    Aluzji do obsesjonata nie traktuję poważnie. Chociaż możemy się o to spierać, kto nim jest. Jakbyś mnie zobaczył i poznał, to jestem przekonany, że zburzyłbym Twój obraz psychologa w głowie. O co Ci chodzi z tą obsesją, którą diagnozujesz po pierwszym poście?

    1. Zorientowałeś się już chyba ze jest i drugi JACK pisujący tu u Mateusza 🙂

      Uwaga o obsesji była skierowana do niego – i gwarantuje ci ze wie dlaczego 🙂

      Gdybym cie zobaczył niczego byś nie zaburzył – nie mam w g łowie żadnego obrazu psychologa – podobnie jak nie mam obrazu masarza, masztalerza czy brokera 😀 😀

      Mam natomiast dość mizerną opinię o psychologii jako nauce – ale to już nie jest temat na rozmowę na cudzym blogu. I tak brużdżę tu Klinowskiemu dość często – ale staram się trafiać przynajmniej w okolicę tego o czym on sam wcześniej napisał 🙂

      Pozdrawiam Jacku – psychologu z życzeniami odrobiny optymizmu – polska wódka i tak mniej szkodzi zdrowiu niz szkockie zaciery 😀 😀 😀

  8. Oczywiście, że się zorientowałem 🙂 wg mnie psychologiem może być każdy, kto jest dobrym obserwatorem i dużo czyta (na ten temat), rzeczywiście, jako super naukę bym tego nie zakwalifikował, można psychologię co najwyżej przyrównać do nazwania i opisania zależności międzyludzkich, które mogą być wykorzystane w poszczególnych dziedzinach życia (reklama, rozwój dziecka, konflikty, uczenie się…etc.). Wiem, że to spłaszczam, ale cóż – tak jest. Wolałbym stosować niektóre triki sztuczki w praktyce, prowadząc np. własny interes…może kiedyś się uda, ale najpierw musi się coś w tym kraju zmienić, bo działalność gospodarcza to duże koszty a zainwestować na razie nie mam z czego…
    Widzę, że polemikę prowadzisz z Mateuszem dość ostrą 😀 i z drugim Jackiem też. Staram się unikać wódki zarówno polskiej jak i szkockiej, ale w tym kraju alkohol to “święta używka”, więc czasami po prostu się nie da. Z dwojga złego – łatwiej mi zaakceptować “odmienny stan świadomości” od jej całkowitej utraty, która to jest konsekwencją dość powszechnego w Polsce przedawkowywania alkoholu…pozdrawiam.

    1. Odpisałem Ci Jack kilkunastoma zdaniami – z jakiegoś powodu przepadły.

      Odpisze tym razem leniwie – Jackowi drugiemu należało się kilka ostrych słów – usilnie się o nie starał:)

      Natomiast z Mateuszem polemika nawet nie otarła się póki co o ostrą – i wątpię żeby to się miało zmienić – po prostu różnimy się w poglądach w niewielkim stopniu. Przynajmniej w większości dyskutowanych tutaj spraw.

  9. Mateusz, czytuję Twój blog co prawda rzadko i dość wybiórczo, więc jako takiego rozeznania w Twoich poglądach ideowych specjalnie nie mam. Podpowiem tylko, że alians i romansowanie z jakąkolwiek opcją polityczną jest z góry skazane na porażkę. To są wyrafinowani oszuści, wszystko co robią jest podszyte prywatnym zyskiem. Nie babraj się w polityczne konotacje, rób to co robisz bo idzie Ci to nieźle, potrafisz pisać i celnie trafić w sedno problemu. Ale proszę, olej politycznych klakierów. Z wolnościowym pozdrowieniem!

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *