Sąd Najwyższy dołącza do prohibicyjnego konsensusu

We współczesnej kryminologii bezdyskusyjne jest, że karalność posiadania narkotyków nie sprzyja przeciwdziałaniu narkomanii (i problemów jej towarzyszących, innych niż uzależnienie), ale wręcz narkomanię (i problemy towarzyszące) indukuje. Pokazują to wszystkie dostępne badania naukowe i raporty oraz doświadczenie 40 lat wojny z narkotykami. Jedynymi beneficjentami wprowadzonych w różnym czasie w wielu krajach świata zakazów są politycy strojący się w piórka obrońców ludu, narkotykowe gangi oraz… organy ścigania.

Kilka dni temu wyjaśniałem, że taki jest właśnie najprawdopodobniej rodowód narkofobicznych treści zawartych w opinii Prokuratora Generalnego dotyczącej eksperckiego projektu nowelizacji Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Zaproponowane zmiany oznaczałyby bowiem zwiększenie obowiązków prokuratorów, przy niezmienionym poziomie nakładów finansowych. Coś, na co kierujący prokuraturą nie mają zamiaru dać zgody. Za zachowanie status quo zapłacą obywatele – ofiary policyjnych łapanek, zatrzymań, kontroli.

Fatalna praktyka działania organów ścigania, masowość represji, szafowanie karą pozbawienia wolności, łamanie konstytucyjnych swobód wywindowały Polskę na przestrzeni 10 lat do roli lidera narkotykowej prohibicji w Europie. A jednocześnie zepchnęły nasz kraj do pozycji pariasa, jeżeli chodzi o leczenie uzależnień. I to dokładnie wtedy, gdy cała Europa modernizuje swoją politykę narkotykową. Jeszcze w latach 90-tych Polska realizowała postępowy, profilaktyczno-leczniczy model zapobiegania narkomanii. Gdy jednak specjaliści od politycznego marketingu odkryli potęgę paniki moralnej w roli narzędzia mobilizowania poparcia i budowy wizerunku słabych polityków, model polski szybko ewoluował w stronę strategii represyjnej, bazującej na mitach i podsycanych społecznych lękach.

Nadzieje na powstanie platformy ponadpartyjnego porozumienia dla spraw reformy polityki narkotykowej, jak miało to miejsce w wielu europejskich krajach, są płonne. Z tej prostej przyczyny, że taka platforma w warunkach po-smoleńskiej paranoi nie jest w stanie powstać dla żadnej społecznie istotnej kwestii. Poza tym, problematyka odurzenia jest na tyle specyficzna, specjalistyczna, złożona, że przekracza moce przetwórcze prostych na ogół umysłów przedstawicieli narodu.

Urzędnicy, dziennikarze, funkcjonariusze organów ścigania, terapeuci stanowią część opisanego już przeze mnie wcześniej mechanizmu wzmacniania błędnych racji i promowania nieskutecznych rozwiązań – prohibicyjnego konsensusu. Mechanizm ten reprodukuje się dzięki wzajemnym powiązaniom poszczególnych grup zawodowych, opartych na stosunku pracy i podległości służbowej, oraz dzięki mechanizmom poprawności politycznej. Próżno więc liczyć, że mimo dość oczywistego przekonania o nieskuteczności zakazów i to nawet w kręgach w prohibicyjnym konsensusie uczestniczących, nastąpi jakakolwiek zmiana błędnej polityki i jej założeń.

W tej sytuacji nadzieje na poprawę wiązać można było wyłącznie z samym jądrem wymiaru sprawiedliwości – z sędziami, a już zwłaszcza stojącym na straży całego systemu Sądem Najwyższym. Wyroki Sądu Najwyższego, mimo, że niewiążące składów sędziowskich na niższych poziomach, stanowią bowiem swoisty drogowskaz przy podejmowaniu rozstrzygnięć w konkretnych sprawach.

W 2009 roku w Sądzie Najwyższym znalazła się grupa sędziów, która postanowiła wziąć odpowiedzialność za stosowanie prawa przez organy wymiaru sprawiedliwości i zaproponowała, aby karalność czynu posiadania narkotyków wykluczona była w przypadku ich konsumpcji. Miało to zapobiegać wcale nierzadkim przypadkom skazywania osób, które co prawda nie posiadały już przy sobie (ani nawet w miejscu zamieszkania) narkotyków, ale udowodniono im pozostawanie pod ich wpływem. Prokuratury kierowały się „zdroworozsądkowym założeniem”, że skoro ktoś narkotyku używał, musiał go posiadać. Ten skrót myślowy doczekał się nawet nazwy w języku prawników – konstrukcja posiadania w sobie. W praktyce oznaczało to, że organy ścigania uzurpują sobie prawo do karania nawet tych osób, którym udowodniono jedynie czyn polegający na przyjmowaniu narkotyków. Praktyka w państwie prawa doprawdy niezwykła.

Niestety, Sąd Najwyższy szybko wydał wyrok idący w przeciwnym kierunku i jasne stało się, że jeżeli o posiadanie, ale także konsumowanie narkotyków chodzi, sędziowie najwyższej instancji mają poglądy rozbieżne. Istnienie tej rozbieżności, potwierdzone tekstami wyroków stworzyło jednak warunki do zwrócenia się do SN o wydanie rozstrzygnięcia, które ostatecznie uregulowałoby zakres ewentualnej niekaralności posiadania narkotyków na własny użytek. Zagadnieniu temu poświęciłem artykuł opublikowany w branżowym publikatorze Państwo i Prawo. Polska Sieć Polityki Narkotykowej zwróciła się zaś do Ministra Sprawiedliwości oraz Prokuratora Generalnego z prośbą o przyjrzenie się sprawie.

Mimo sporych oporów ze strony Prokuratury Krajowej (przeczytaj o piśmie Prokuratury Krajowej do Rzecznik Sieniawskiej), ostatecznie I Prezes Sądu Najwyższego Lech Gardocki oraz Prokurator Generalny zwrócili się do sędziów SN o wydanie wiążącej opinii. Sąd Najwyższy w poszerzonym składzie miał ustalić, czy zgodnie z obowiązującym prawem, istnieją przypadki niekaralnego posiadania narkotyków oraz jaki jest zakres podmiotowego prawa do ich konsumowania.

Była to ogromna i realna szansa na stworzenie wyłomu w restrykcyjnej polityce narkotykowej, której ofiarą padło nasze społeczeństwo. Skorzystanie z niej wymagało odwagi i przede wszystkim… fachowej i rozległej wiedzy po stronie pracujących nad orzeczeniem sędziów.

W teorii prawa toczy się spór pomiędzy zwolennikami tezy, jakoby sądy, a już na pewno ich instancje wyższe, miały do odegrania aktywną rolę w stosowaniu prawa, oznaczającą niejednokrotnie tworzenie go na drodze reinterpretacji obowiązujących przepisów, a tymi, którzy opowiadają się za wyraźnym  ograniczeniem prawotwórczych zapędów sądów, w imię zasady podziału władzy. W związku z tym sporem natychmiast nasuwają się dwie myśli. Po pierwsze, w kraju, gdzie jakość prawa jest niska, sądy nie powinny abdykować z roli współtwórcy prawa, bowiem jest to kolejny poziom, na którym możliwe są korekty obowiązujących przepisów. W ogóle w żadnym kraju nie wolno rezygnować z potencjalnych narzędzi naprawczych. Aktywizm sędziowski wspiera więc przekonanie, że lepsze jest prawo dobre, efektywne, sprawiedliwie, niż sztywne oglądanie się na podział ról. Na ogół ogólnie jedynie zdefiniowany. Po drugie, ciekawym zadaniem byłoby zbadanie, czy istnieje związek pomiędzy sposobem wyboru członków poszczególny instancji sądowych, a ich pasywnym / aktywnym nastawieniem. Być może bowiem pasywność sędziowska nie jest wynikiem świadomego przyjęcia pewnej filozofii, ale właśnie słabego przygotowania merytorycznego i… niewłaściwych cech charakterologicznych sędziów. Związek między pasywizmem sędziowskim, a kwalifikacjami osobowościowymi sędziów stanowi co najmniej interesującą hipotezę badawczą dla socjologów prawa.

Zostawiając te kwestie na boku, w orzeczeniu, którym zostaliśmy uraczeni 27 stycznia deklaracja zachowawczości pada wprost. Sędziowie piszą, że sprawę mogliby rozstrzygnąć inaczej, ale nie zamierzają wyręczać ustawodawcy. Niech on połknie tę żabę – zdają się mówić pomiędzy wierszami. W zamian, Sąd Najwyższy ograniczył się do stwierdzenia, że każde władanie narkotykiem jest przestępstwem, niezależnie, czy dochodzi do niego w związku z konsumpcją. Co więcej, uznał również, że przestępstwem jest samo konsumowanie narkotyków, choć ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii takiego zakazu nie formułuje! Stwierdzenie to stanowi oczywiste złamanie podstawowej zasady państwa prawa (nullum crimen sine lege)!

Uzasadnienie merytoryczne wyroku jest słabe. Nie pokuszono się o ocenę statystyczną orzecznictwa, nie sięgnięto do żadnych raportów, nie powołano się na dostępną, fachową wiedzę. Nie przeanalizowano faktów dotyczących praktyki. W zamian dostaliśmy sprawozdanie ze sprzecznych orzeczeń oraz zmian ustawowych dotyczących posiadania narkotyków od 1932 roku. Wszystko okraszone kilkoma zdumiewającymi stwierdzeniami, które można potraktować wyłącznie w kategoriach nieszczęśliwego lapsusu. Rozumowanie sędziów SN streścić można w następujący sposób.

(1) Argument historyczny: każdy przypadek posiadania narkotyków jest karalny, bowiem przypadki niekaralnego posiadania wykreślono z ustawy w 2000 roku. Liczono się z tym, że uderzy to w konsumentów.

SN pominął niewygodne fakty – rezygnacja ta miała być narzędziem ścigania dealerów i przez to skutecznym narzędziem zwalczania narkomanii. W rzeczywistości stała się batem na konsumentów i pretekstem, by walką z narkomanią przestać się w Polsce zajmować. Działanie wymiaru sprawiedliwości jest odmienne od założonego. Sprawdziły się obawy. Ale Sąd Najwyższy nie czuje się władny dokonać działania tego korekty. Ani nawet przyznać, że korekta taka byłaby właściwa. Sędziowie o minusach obowiązującego prawa nie pisnęli choćby słówkiem. Ktoś przecież mógłby się na ich opinię później powołać. Lepiej umyć ręce.

(2) Wykładnia systemowa wewnętrzna: art. 62 w kontekście tytułu ustawy, w której występuje (!), przeznaczony jest do przeciwdziałania narkomanii. A przecież karanie konsumentów narkotyków to, na zdrowy rozum, najlepsza realizacja tego celu.

Niestety, „zdrowy rozum” nie wystarcza. Warto zapoznać się z tym, co mówi nauka. Sędziowie Sądu Najwyższego głosem nauki nie zaprzątali sobie głowy. Powołanie się na treść tytułu ustawy jako uzasadnienia dla treści orzeczenia powinno przejść do historii polskiego sądownictwa. I przejdzie.

(3) Na pytanie, jaki jest zakres podmiotowego prawa do konsumpcji narkotyków padła zdumiewająca odpowiedź – zero! Takie prawo nie może istnieć, bowiem konsumpcja narkotyków jest zakazana, nawet jeżeli nie jest  przestępstwem.

Odpowiedź tą uzasadniać ma argument z równi pochyłej (w treści orzeczenia powtórzony aż dwa razy) – jeżeli zezwalamy na konsumpcję narkotyków, zezwalamy na ich kupno, a więc na ich sprzedaż. A to jest niedozwolone, zatem niedozwolona jest konsumpcja.

Moja odpowiedź I: Hodowla marihuany nie jest tożsama z jej sprzedażą, ani jej nabywaniem.

Moja odpowiedź II: Kontrprzykład. Czy w systemie polskiego prawa istnieje dozwolenie na jedzenie dziczyzny? A czy w systemie polskiego prawa istnieje generalne dozwolenie na odławianie dziczyzny?

Konsumpcja to jedno, reżym prawny regulujący obrót dobrem konsumowanym to coś zupełnie innego.

Moja odpowiedź III: Wejdźmy na wyższy poziom filozoficznej analizy. Jeżeli tylko A i B mają prawo do Y w związku z X, to nie jest tak, że C i D karani są za Y.

Jeżeli przedsiębiorca może używać narkotyku Z w związku z jego posiadaniem (np. podaje go pacjentom), to nie jest prawdą, że Janek i Paweł podlegają karze za używanie narkotyku Z. Do tego potrzebny jest osobny przepis (tak mówi zasada nullum crimen sine lege). Nie mogą go posiadać, bo za to jest kara, ale mogą używać. I na tym polega problem – w takiej sytuacji nie każde posiadanie może być karalne. I do tego nie powinno, jeżeli z narkomanią chcemy walczyć skutecznie.

Tyle uwag na gorąco.

***

Korzystny, oddzielający posiadane konsumenckie od handlowego, wyrok Sądu Najwyższego w żadnym razie nie byłby rewolucją. Miał za to szansę stać się początkiem reformy, znakiem, że słowo narkotyk nie w każdym wypadku oznacza abdykację z krytycznego myślenia i oparcia o naukowe przesłanki. Zwłaszcza, gdyby Sąd Najwyższy wypracował jakąś mądrą zasadę dyferencjacji przypadków posiadania narkotyków, albo chociaż odwołał się do pojęcia wartości granicznych. Najwyższe instancje sądowe wielu krajów europejskich w ten właśnie sposób już radziły sobie z problemem.

W zamian jednak dostaliśmy rewolucję. Polskie sądownictwo cofa się do XVIII wieku. Wszystko w imię walki z narkomanią. A w rzeczywistości w imię jej pogłębienia.

6 thoughts on “Sąd Najwyższy dołącza do prohibicyjnego konsensusu”

  1. Chciałbym oświadczyć, iż na bierząco posiadam w sobie zabronioną Dimetylotryptaminę (DMT), podobnie jak każdy inny zdrowy przedstawiciel rodzaju ludzkiego.

  2. Zajrzałem kogo to popiera nasza Monisia. Ano świra z “miasta gdzie wszystko się zaczęło”. Jakie wszystko????
    No chyba filolog jakiś – napisy różne “po angielsku” – musi człowiek światowy.
    A teraz idę dać se wżyłę.
    Przy okazji: jak uważają Żydzi w swoim kraju?
    Wie Pan?

  3. i do tego czas wpisu przesunięty o godzinę do przodu w stosunku do czasu wadowickiego?
    Czepiam się? Może, ale nie może wygrać blog słabo działający.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *