Nazwiskoposeł

kaczyński - baner

Doczekaliśmy się w Wadowicach posła – z PiS. Zostanie nim pomoc administracyjna Urzędu Miejskiego zatrudniona za czasów poprzedniej burmistrz – z PiS. Pomoc po ostatnich wyborach zwolniłem, ale zatrudnił go natychmiast… w Starostwie Powiatowym w Wadowicach starosta – z PiS.

Filip był głównie chłopcem na polityczne posyłki burmistrz, która jedną nogą stała w PiS, drugą w PO, i na czele obu tych politycznych struktur. Do tego oczywiście deklarowała, że pozostaje bezpartyjna, co stanowi częsty wybieg wiecznych burimstrzów i dyżurnych wójtów. Filip to syn byłej dyrektorki gminnej szkoły i obecnej przewodniczącej zarządu LGD, a teraz także zaufanej radnej. Zwolniony przez mnie z pracy respawnował się w samorządzie powiatowym – zatrudnił go starosta Bartosz Kaliński, oczywiście członek PiS. Filip posłem został jednak nie dzięki opisanym tu pokrótce znajomościom, partyjnym koneksjom, ale nazwisku – Kaczyński.

W poprzednim wpisie przestrzegałem przed wadami jednomandatowych okręgów wyborczych (JOWów), teraz czas przyszedł napisać kilka słów o wadach dotychczasowej ordynacji wielomandatowej, które to wady nazwisko “Kaczyński” dobrze ilustruje. Skład obecnego parlamentu definiuje bowiem mechanizm partyjnej listy, słusznie krytykowany przez zwolenników JOWów. To on do fotela poselskiego wyniósł, wynosi i wynosić będzie podobnych Filipowi Kaczyńskiemu “wyborczych zapełniaczy”.

Lokomotywa i wagony

Spójrzmy na listę PiS w ostatnich wyborach parlamentarnych (2011). W okręgu chrzanowskim (5 powiatów obejmujących 447 538 wyborców, w tym powiat wadowicki) liczyła ona 16 nazwisk. Jednak przytłaczająca większość z tych kandydatów – aż 11 osób (ok 70%) nie przekroczyło progu 2700 głosów. Oznacza to, że w swoim okręgu cieszyli się poparciem mniej niż 0,6% mieszkańców. Kto zatem z tego grona dostał mandat? Pierwsze cztery osoby! Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku listy PO, której przypadły pozostałe 4 mandaty w okręgu.

Sukces listy PiS był sukcesem Beaty Szydło odgrywającej rolę tzw. lokomotywy (na liście PO lokomotywą była prawa ręka Donalda Tuska – Paweł Graś). Szydło jest znana, występuje w telewizji, w partii uchodzi za „eksperta gospodarczego”, choć trudno pojąć, z jakiej właściwie racji. Kiedyś była wójtem niedalekich od Wadowic Brzeszcz, w osobistym kontakcie nie błyszczy, a jej publiczne wystąpienia pełne są sztuczności i sztampy. W niedawnym tekście w Wyborczej jej dawny współpracownik z samorządu chwalił ją jako przede wszystkim sprawną organizatorkę wiejskich festynów. Czymże jest wszakże polityka w naszym kraju, jeżeli nie właśnie takim festynem, tylko w większej skali?

Beata kreowaną w telewizji na eksperta największej partii opozycyjnej miała jednak wszystko, co potrzeba, aby w czasie głosowania zebrać konkretną liczbę 43 612 głosów. To mniej więcej tyle, ile pozostali kandydaci z listy PiS! Ten wynik pozwolił “wciągnąć” do parlamentu kolejne osoby, ze znacznie gorszymi już wynikami.

Wśród nich tylko Marek Łatas, nauczyciel z Myślenic, mógł pochwalić się przyzwoitą liczbą głosów – 12 466. To efekt jego długiej kariery samorządowej i poselskiej. Był to kandydat lokalnie wyborcom znany, choć medialnie nierozpoznawalny.

Marek Polak, mechanik i poseł z Andrychowa, wcześniej radny, otrzymał tylko 6 341 głosy. Połowę mniej niż Lasak i 7 razy mniej od Szydło. Z kolei, Krzysztof Szczerski, debiutujący w polityce wykładowca UJ, umieszczony wysoko na liście z uwagi na wewnętrze rozgrywki w partii (środowisko Lecha Kaczyńskiego, raczej w opozycji do Szydło i im podobnych), otrzymał zaledwie 4 751 głosów. Ta ostatnia dwójka znalazła się w Sejmie, choć posła z poparciem w okolicach 1% trudno uważać za wyborczego reprezentanta mieszkańców okręgu.

Jeśli więc legitymacje posła do działania w imieniu wyborców oceniać wyłącznie po wyniku głosowania, nasz system polityczny zakrawa na kpinę. To zreszta główny zarzut pod jego adresem zwolenników JOWów, o ile dobrze ten zarzut rozumiem.

Z ordynacją proporcjonalną wiąże sie jednak problem znacznie poważniejszy, niż niski poziom poparcia wystarczający do zasiadania w Sejmie. Pisałem o tym w innym miejscu – Szczerski i Polak otrzymali mniej głosów niż osoby z list innych niż PO i PiS, które w ogóle w parlamencie się nie znalazły! Stosowany mechanizm rozdziału mandatów pomiędzy listy promuje po prostu duże partie kosztem małych. Tym samym, głosy znaczącej liczby wyborców są marnowane i przechodzą na wybrańców dużych parti, którzy niekoniecznie są wybrańcami ludu (Szczerski czy Polak z pewnością nimi nie byli). To oczywiście rozmija się w intuicjami, jakie na temat demokracji nosimy w sercu.

W JOWach na pozór zjawisko to nie występuje (partyjny nominat jest tylko jeden), ale za to głosy wyborców, którzy głosowali na innych kandydatów są “marnowane” i to w jeszcze większym stopniu.

Tak wybrany poseł również nie ma również szans uzyskania demokratycznej legitymacji do reprezentowania społeczeństwa, wbrew nadziejom zwolenników JOW.

Sejm za nazwisko

Nazwisko Filipa Kaczyńskiego umieszczono na ostatnim miejscu listy PiS. Jak podpowiada wyborcza psychologia, na miejsca pierwsze i właśnie to ostatnie, wyborcy zwracają szczególną uwagę. To o nie toczą się też przed wyborami walki frakcyjne. Na tych miejscach pojawiają się znane nazwiska – z naciskiem na nazwiska.

Filip był nie tyle poważnym kandydatem PiS, co nośnikiem poważnego nazwiska – nazwiska samego Prezesa. Zadaniem nazwiska jest ściągnąć na listę głosy sympatyków partii, którzy nie mają ustalonych preferencji co do kandydatów. Kaczyńscy kandydowali i w innych okręgach, dostając się do Sejmu. Zresztą, nasz Kaczyński jako poważny kandydat nie był traktowany nawet przez tych, którzy na listy PiS go wstawili. Jednoczenie z nim do Sejmu startował przecież “rzecznik magistratu” i lokalny baron PO – Stanisław Kotarba, ze znacznie lepszego, czwartego miejsca z listy Platformy. Panowie nawet reklamowali się wspólnie banerami.

kotarba i kaczyński

Kotarba z kretesem przepadł, a Kaczyński nieoczekiwanie otarł się o Sejm. Było to wielkim zaskoczeniem, bo Filip nie prowadził kampanii, zaś Kotarba po wielkiej agitacji w całym powiecie i poza nim zdobył jedynie… 2.700 głosów. Skąd zatem sukces Kaczyńskiego, poprzedzony całkowitym brakiem kampanii? Odpowiedzią jest oczywiście posiadanie odpowiedniego nazwiska.

W Gminie Wadowice Filip uzyskał tylko 525 głosów, czyli mniej wiecej tyle, ile otrzymali w wyborach samorządowych najlepsi radni w jednym obejmującym dzielnice, sołectwo lub osiedle okręgu. Siła nazwiska lokalnie, gdzie wyborcy wiedzieli, z kim mają do czynienia, nie okazała się dojmująca. Zadziałała ona dopiero tam, gdzie wyborcy PiS byli bardziej fanatyczni i mniej zorientowani co do dokonań kandydata i kandydatów (Jordanów, Maków, Budzów). To te głosy, spoza Wadowic, pozwoliły dzisiaj Kaczyńskiemu objąć mandat po Szczerskim, przechodzącym do pracy w Kancelarii Prezydenta Dudy. Paradoksalnie więc tam, gdzie kandydat był mniej znany, tam większe szanse miał zebrać paręset głosów.

Oczywiście, gdyby Filip nazywał się Nowak, w ogóle na liście PiS by się nie znalazł. Odwrotne, z posiadanym przez siebie nazwiskiem nie miałby żadnych szans pojawić się na partyjnej liście PO, i to nawet gdyby posiadał w okręgu jakieś wymierne zasługi.

Nasz poseł w Wadowicach znany jest niemal z niczego – w żadne inicjatywy lokalne się nie angażował, był jednym z kilku zatrudnionych w samorządzie po znajomościach. Chwilę sławy miał przy okazji ostatniej kampanii wyborczej – do samorządu w 2014 roku. Wówczas oskarżono go publicznie o niszczenie plakatów wyborczych starosty Jacka Jończyka. Niszczenie plakatów przeciwników ekipy Ewy Filipiak to uświęcona tradycja wadowickiej polityki. Świadek, który pod zniszczonym banerem rzekomo przyłapał w nocy posła naszej ziemi, nie był w stanie potwierdzić jego sprawstwa przed sądem i sąd Kaczyńskiego od zarzutów uwolnił.

Jak świnia niebo

I świnia ujrzała niebo…

Na koniec ciekawostka. Moje prognozy, że jeżeli Duda wygra wybory, Kaczyński zostanie posłem, komentował z właściwą sobie swadą (trącącą myszką) i trafnością „znawca lokalnej polityki” i dziennikarz poprzedniego układu, kolega Kaczyńskiego z urzędu oraz… list PiS. Marcin Płaszczyca z Wadowice24 pisał, że Kaczyński ujrzy Sejm jak świnia niebo. I ujrzał.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *