Hajnosz Gate

Od pół roku jestem oskarżonym w procesie o zniesławienie. Oskarżycielem jest Piotr Hajnosz, członek władz wojewódzkich PO, prawa ręka przewodniczącego PO w Powiecie Wadowickim, pracownik Ewy Filipiak. Specjalista od plakatowania, osoba publiczna.

Nie może być usprawiedliwienia dla nazywania istoty ludzkiej posiadającej imię i nazwisko per STATYW – Piotr Hajnosz.

Preludium: Noce przed referendum 

1. Piotr Hajnosz udaje się „na spacer”, pod ręką zwinięte banery, w kieszeniach ulotki. „Precz z referendum” zawiśnie na płotach, „Nie idę” na słupach. Z Piotrem spacerują koledzy – były wicestarosta Mirosław Nowak (prawa ręka Kotarby, obecnie spadochroniarz w Kalwarii Zebrzydowskiej, do niedawna w zarządzie Eko) oraz woźny ze szkoły gminnej, postawny Rachwał. Jest już późno, panowie spacerują, gdy się zbliżamy, zasłaniają twarze, chwytają za telefony. Wreszcie rozbiegają się na trzy świata strony. Giną w mroku i ciszy wyborczej, widziani jeszcze tej nocy wielokrotnie.

2. Stanisław Kotarba w czarnym dresie i srebrnym Punto krąży po mieście, potem krąży po osiedlu. Parkuje i obserwuje. Czegoś szuka, na coś czeka. Zauważony znika, rozpływa się w ciemnościach. W innym miejscu pędzi białym Oplem Piotr.

3. Piotr i Michał Cielebon stoją pod kamienicą na ul. Mickiewicza. Dochodzi dwunasta w nocy, lecz oni oglądają front, mierzą go wzrokiem. To front walki ideologicznej, pierwsza linia okopów. Rano dzień przywita baner „Precz z polityką lewicy”. Pan Michał okaże się wkrótce bohaterem z ul. Mickiewicza – tak opisze go Kotarba w Kurierze Wadowic – o roli Piotra ani słowa.

Grasowanie 

Jest maj 2012 roku, sobota przed referendum w Kalwarii Zebrzydowskiej za odwołaniem burmistrza. Piotr Hajnosz wsiadają ze Stanisławem Kotarbą do srebrnego Punto i jadą przed siebie. Najpierw do Kleczy, później do Barwałdu. Stamtąd jadą do Stanisławia Górnego, a ich droga wiedzie przez… Leńcze. To droga najlogiczniejsza z możliwych. W sądzie zeznają, że pojechali wieszać plakaty papieskiego koncertu, napotkawszy w Kalwarii przeszkodę w postaci ciszy wyborczej, która na tablicach obrodziła propagandą.  Tymczasem grupa inicjatorów referendum wpada na Punto w Kalwarii. Widzą, jak auto podjeżdża pod kolejne tablice, a pasażer wiesza na nich plakat. Na nim „Precz z referendum – stop kłamstwom”. Hasła dziwnie znajome.

Kotarba zezna później, że polityką się interesuje, ale o referendum nie do końca wiedział. Interesował się nim, ale też był nim zaskoczony. Nie angażował się weń, ale kilka dni przed referendum w Kalwarii był w domu odwoływanej wiceburmistrz, lecz to bez związku. On jest z PO, ona z PiS, jaki tu mógłby być związek możliwy? Plakaty czasami zrywa, ale już częściowo zerwane i właściwie jedynie je “zabezpiecza”. Przyzna też, że Piotr jest jego zaufanym współpracownikiem, z którego pomocy często korzysta, jest też “po prostu politykiem”. Piotr Hajnosz wyjaśnia jednak, że panowie prawie się nie znają, rzadko kontaktują, a już na pewno nie jedzą obiadów. Samochodem jadą tylko na partyjne spotkania albo wykonywać pracę – plakatowanie, wszak nikt tego nie robi lepiej. O tym za chwilę – przy haśle “legenda”.

Osoba publiczna, dosyć znana, “po prostu polityk” i mój oskarżyciel

Komentarz w Internecie

W maju 2012 roku sprawa zakłócania ciszy wyborczej przez lokalnych „aktywistów” PO jest głośna – piszą o niej wszystkie lokalne media. Złapani na gorącym uczynku tłumaczą się pokrętnie i głupio, aby przed sądem stworzyć oryginalną legendę. Kotarba i Hajnosz to specjaliści od plakatowania. Nie sposób dojrzeć tego w przydziale ich obowiązków, ale plakat – tłumaczy Kotarba – jest sposobem komunikowania się. A rzecznik ma się komunikować i robi to najlepiej. Wprawdzie ktoś w UM Wadowice zajmuje się rozwieszaniem plakatów rozmaitych organizowanych przez urząd uroczystości, ale Kotarba go nie zna. Sam bierze się za plakatowanie, bo z nieznanych sobie pracowników nie jest zadowolony. Plakaty wiesza z własnej inicjatywy, nikt do tego go nie zmusza. “Ja sam czuję, co potrzeba zrobić” – mówi sędziemu. Piotr przyzna później, że polecenie wieszania plakatów w sobotę otrzymał od burmistrz. To ona kieruje akcją plakatowania. W jaki sposób Ewa Filipiak koordynuje to z uczuciami Kotarby? Nie wyjaśnia.

Z zeznań wyłania się zatem dość zawiły obraz. Plakatowanie to ważne zadanie w UM Wadowice – kto wie, czy nie najważniejsze. Robią go nieznani pracownicy, po których poprawia Kotarba z Hajnoszem, którzy prywatnie się nie znają, lecz czasami (Hajnosz) lub często (Kotarba) współpracują. Razem jednak, na potrzeby postępowania sądowego, głoszą “legendę” o koncercie papieskim i plakatach, jakie obaj rozwieszali w Gminie Wadowice… a przy okazji w Kalwarii.

Policja informuje inicjatorów referendum, że Piotr Hajnosz został ukarany grzywną. Nikt nie wiedział, że Piotr od tego wyroku się odwołał, a wadowicki sąd uznał (bez przeprowadzania rozprawy), że wyjaśnienia naocznych świadków, którzy widzieli zakłócanie ciszy wyborczej, przemawiają… na korzyść Piotra Hajnosza i odwołanie uwzględnił.

Jestem oskarżonym z art. 212 kk, gdyż napisałem o “grasowaniu w ciszy wyborczej”

W listopadzie 2012 roku piszę komentarz na temat wyczynów Kotarby i Hajnosza i publikuję go na portalu Wadowiceonline.pl. W komentarzu mowa o tym, że obaj “grasowali w Kalwarii Zebrzydowskiej”, ale włos im z głowy nie spadł. I w przyszłości zrobią to samo. Nawiązuję tutaj do opisu całej sprawy z innego portalu.

Komentarz czyta znawca lokalnej sceny politycznej Marcin Płaszczyca, asystent burmistrz Wadowic i pracownik burmistrza Kalwarii Zebrzydowskiej. Płaszczyca jest wstrząśnięty. Umawia się z Piotrem Hajnoszem (prywatnie się nie znają, Płaszczyca nawet nie wie, gdzie Hajnosz pracuje) w Karczmie na Rynku. Pada deszcz, bo Piotr przynosi parasol, rozmawiają kilka godzin o przeczytanym komentarzu. Płaszczyca weryfikuje słowa Hajnosza w prokuraturze. Wie już, że doszło do zniesławienia. Przekonaniem tym dzieli się z sądem. Redaktor nie wie jednak wszystkiego. Nazywany przeze mnie “polityczną prostytutką” – jak sam żali się sędziemu – nie ma bowiem pojęcia, skąd wzięło się określenie “Statyw”, które uważa “za uprzedmiotowienie”. Pamięta jednak pewną demonstrację, gdzie Piotr trzyma w ręku megafon, gdy przemawia Stanisław. Związku nie widzi.

Kotarba też o tym zeznaje. Jest świadkiem, że moje relacje z Piotrem są “wrogie, fanatyczne, wręcz obsesyjne”. Gdzie je obserwuje? Piotr jest też pomocnikiem Kotarby, ale ja poniżam go nazywając “jakimś asystentem czy pomocnikiem, podczas gdy pan Piotr jest członkiem Młodych Demokratów”. Gdy w moich ustach pojawia się określenie “Statyw”, zdaniem Kotarby brzmi ono “jak rzecz, jako takie narzędzie – jest to maksymalnie obraźliwe sformułowanie”. A przecież Piotr nie jest “bezmózgim narzędziem” – konstatuje Stanisław.

Piotr tłumaczy, że reaguje tylko na komentarze obraźliwe, wulgarne. Mój komentarz takim właśnie był. Jest osobą znaną, publiczną i poważaną, członkiem władz PO – partii rządzącej, nie może sobie pozwalać, aby go obrażać.

Litania żali też może być aktem oskarżenia


Akt oskarżenia, czyli gorzkie żale

Piotr Hajnosz najpierw domaga się ustalenia, czy jestem autorem podpisanego przeze mnie komentarza. Zajmuje się tym prokuratura. Gdy ma już pewność, że Mateusz Klinowski to ja, składa akt oskarżenia. Pomówienie polegać ma na rozpowszechnianiu m.in. zarzutu, jakoby P. Hajnosz popełnił „przestępstwo łamania ciszy wyborczej” i w przyszłości miał popełniać to samo „przestępstwo”, „śmiejąc się mnie i moim politycznym znajomym w twarz”. Piotr uznaje, że wszystkie zarzuty są nieprawdziwe, on sam jest osobą publiczną, którą poniża pomawianie o łamanie prawa i naraża na utratę zaufania w pełnieniu funkcji publicznych w UM Wadowice oraz we władzach Platformy Obywatelskiej RP. Z kolei, zwrot „Statyw” to „poniżające wyzwisko”. Wszystkie wymienione zarzuty zaś są „wyjątkowo obraźliwe” w swoim charakterze, to „szkalujące informacje”, które wypowiadam „przy każdej okazji”, co jest działaniem „czysto politycznym”.

Nie pamiętam, abym Piotrowi Hajnoszowi w ogóle poświęcał uwagę, ale może jego nieistotność w moim życiu, nieobecność w moich myślach jest tak dalece posunięta, że nawet o tym zupełnie zapomniałem.

Zamiast umorzenia rok w stanie oskarżenia

Po otrzymaniu Piotrowej litanii zwróciłem się do sądu o umorzenie postępowania z uwagi na brak zaistnienia znamion przestępstwa pomówienia i brak podstaw oskarżenia. Sprawa jest prosta – do przestępstwa dojść nie mogło, gdyż nie sposób pomówić i zniesławić kogokolwiek zarzucając mu “grasowanie”, które on postanawia rozumieć jako zarzut popełnienia przestępstwa, jakiego Kodeks Karny nie zna. W komentarzu mowa jest o „grasowaniu” i „złapaniu” Piotra Hajnosza w czasie trwania ciszy wyborczej w Kalwarii Zebrzydowskiej oraz o tym, że następnym razem Piotr i Stanisław zrobią to samo, niewiele sobie z ewentualnych dolegliwości ze strony wymiaru sprawiedliwości robiąc. Póki co, przewidywania odnośnie zachowań kogokolwiek również nie stanowią zniesławienia, tym bardziej, jeżeli okazują się trafne (patrz wyżej).

Kilka tygodni później, zapoznając się z moimi uwagami na temat aktu oskarżenia, Piotr Hajnosz uzupełnia listę żali. Najpierw prostuje, że jednak pomówienie polegało na zarzuceniu mu popełnienia wykroczenia, a nie nieistniejącego w Kodeksie Karnym przestępstwa, by chwilę później dodać, że moje riposty i tak są „pokrętne i wyjątkowo nielogiczne”, stanowiąc właściwie przyznanie się do „umyślności”. Pisze również o tajemniczym “sprostowaniu” wysłanym przez Stanisława Kotarbę „do Policji w Kalwarii”, które dowodzić miało tego, że „nie można nagrać czegoś, czego nie było”. Piotr domaga się też ścigania dodatkowego przestępstwa – „znieważanie mnie poprzez używanie pejoratywnego i obraźliwego wyzwiska STATYW (…), które jest wyjątkowo obraźliwe i nikczemne”. Swoje “sprostowanie aktu oskarżenia” Piotr Hajnosz kończy dramatycznym apelem: „Nie może być usprawiedliwienia dla nazywania istoty ludzkiej posiadającej imię i nazwisko per STATYW”.

Piotr twierdzi teraz, że pomówiłem „jego osobę” nie o przestępstwo, lecz wykroczenie, ale zarzut popełnienia wykroczenia trudno nazwać zniesławiającym. Gdybym napisał, że Piotr Hajnosz nie zapina pasów jeżdżąc srebrnym Punto, czy wówczas „jego osoba” miałaby prawo czuć się poniżona? Czy oznaczałoby to, że utraciła ona publiczne zaufanie niezbędne np. do bycia prawą ręką największego z lokalnych plakacistów?

Niestety, sąd nie podzielił moich wątpliwości i uznał, że umorzenie sprawy bez rozprawy jest ryzykowne – przede wszystkim dla sądowej statystyki. Od kwietnia jestem więc oskarżonym, a sprawa badana już była na 4 kolejnych rozprawach. Końca tych badań nie widać. Przeciwko mnie zeznają świadkowie – pracownicy UM Wadowice i współpracownicy Kotarby: on sam, Krzysztof Salachna, radny i pracownik biura LGD Wadowiana (jednostki gminnej) oraz wymieniony już wcześniej Marcin Płaszczyca. Dwaj ostatni przywołani na okoliczność „przeczytania komentarza”, jaki opublikowałem i który nie spodobał się Piotrowi. Salachna w sądzie jeszcze się nie pojawił (jest chory), natomiast pozostali panowie kłamią jak z nut, niczym się jednak nie przejmując. Co może się im stać, skoro kłamstwo zawsze popłacało?

W sprawach o zniesławienie ciężar dowodu jest niejako odwrócony – oskarżony staje się oskarżycielem na mocy słów, o które jest oskarżany. To on musi udowodnić zarzut, a stawką tego jego (moja) wolność, grzywna, ogólna chryja. Dowodzę więc, przywołując kolejnych świadków, wycinki z prasy i inne dowody, że Kotarba i Hajnosz rzeczywiście „grasowali” w Kalwarii Zebrzydowskiej, cokolwiek to znaczy.

Dodatkowym absurdem jest, że Piotr sam postawił się w sytuacji, w której jego grasowanie poddawane jest kolejnemu osądowi. Korzystny wyrok, jaki miał w ręku, nie będzie miał już znaczenia – sąd bowiem od odnowa ocenia dowody, zeznania świadków, prowadzi rozprawę. A w jej trakcie kłamstwa Hajnosza i Kotarby nie wyglądają imponująco. Tylko czy warto tracić rok w sądzie, żeby mieć na piśmie z czerwoną pieczątką , że harcownik harcował? Prościej byłoby wysłać go od razu z powrotem do plakatowania. A tak… Piotr i Stanisław bawią się za publiczne pieniądze, grasują w sądzie, na korytarzach. Strzeżcie się!

Post scriptum

Po chwili namysłu dochodzę do wniosku, że być może złożony przeciwko mnie akt oskarżenia jest po prostu apelem Piotra o większe zainteresowanie. Wołaniem pomijanego. Wybitna osoba, pomocnik administracyjny, plakacista i członek władz partii rządzącej, jeszcze dwa lata temu słynął ze swoich kuriozalnych wystąpień, zakładał “w Parku Miejsku” widmowe ruchy, analizował prasę, banery, sytuację. Obecnie odsunięty w cień, zdegradowany do funkcji wieszającego plakaty, Piotr czuje się zapomniany, smutny. Niestety, choć tym wpisem przywracam “jego osobę” na piedestał publicznego zainteresowania, na które bez wątpienia zasługuje, Piotr nawet tego nie zauważy. Przed sądem bowiem zeznał, że nie ma pojęcia, abym pisał jakiegoś bloga i nigdy tu nie zagląda.

Na szczęście Marcin i Stanisław czytają wszystko. Może dzięki temu zdołają się wreszcie poznać, zbliżyć do siebie, także z Piotrem? W końcu wszyscy pracują w jednym budynku, a ponoć i w jednym pokoju.

4 thoughts on “Hajnosz Gate”

  1. No cóż można powiedzieć Piotrek przeszedł pranie mózgu w wykonaniu Kocicha, młody człowiek bez wyobrazni, żeby jeszcze miał jakieś ważne stanowisko…ale przecież Kocicho wystawia go ciągle, a on żądny splędorów leci na to jak misio do miodu 🙂

Leave a Reply to obywatelka Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *