Kolejny proces wyborczy

Po dwóch latach przerwy wczoraj odbył się mój kolejny, czwarty proces wyborczy. Pozwano mnie w tym trybie, ponieważ ustawa o referendum lokalnym zawiera powtórzenie przepisów Kodeksu Wyborczego – umożliwia “prostowanie informacji”, czyli w praktyce represjonowanie uczestników kampanii referendalnej przez tych, którzy mają w tej kampanii ku temu czas i środki. Pozywają mnie więc ci, którzy pozywali mnie poprzednio – duet Filipiak-Kotarba. Kotarbie wygrana w jednym z poprzednich procesów sądowych nie pomogła w zostaniu posłem, ewentualna wygrana Filipiak teraz również nie pomoże jej w zachowaniu stołka. Czy przyczyni się do jego utraty? Niebawem się przekonamy.

Przedmiotem procesu jest wywiad, jakiego udzieliłem Małopolskiej Kronice Beskidzkiej. Nie powiedziałem tam niczego, czego byśmy wcześniej nie wiedzieli. I mimo, że mówiłem o licznych nieprawidłowościach, w tym sprzedawaniu miejsc na listach wyborczych, czy uzależnieniu Rady Miejskiej od burmistrz, ta dotknięta poczuła się czterema innymi wypowiedziami.

1. Wypowiedź pierwsza to stwierdzenie, że “budowa fontanny pochłonęła 1 300 000 zł”. Skąd to wiem? Od inż. Tomasza Mżyka, który w czasie 22. sesji Rady Miejskiej odpowiadał na moje i radnego Henryka Odrozka pytanie. Mżyk powiedział wówczas, że koszt fontanny to 590+440 tys. zł, a z radnymi uznaliśmy, że jak zwykle podawane są nam kwoty netto. Mżyk zaznaczył też, że podana kwota nie jest ostateczna. W czasie procesu inż. Mżyk zeznawał jednak, że nie pamięta, aby kiedykolwiek wypowiadał się na temat kosztów fontanny.  Ciekaw jestem, czy przedłożony przeze mnie w sądzie materiał filmowy pozwoli mu przypomnieć sobie, co mówił. Również burmistrz oraz Zdzisław Szczur nie pamiętali, aby ktokolwiek kiedykolwiek zadawał pytanie odnośnie kosztów rewitalizacji oraz rynku. “Tyle tych sesji było” – mówił w sądzie Szczur.

Sytuacja wygląda więc tak: w wywiadzie podałem informację prawdziwą wg wiedzy, jaką podzielili się ze mną urzędnicy. Obecnie burmistrz żąda 10 tys. zł “kary”, bo urzędnicy zmienili zdanie. Być może gadali głupoty wcześniej, ale dziś wszyscy nic nie pamiętają. Rzeczywisty koszt fontanny będzie kształtował się pomiędzy 720 tys. zł a 900 tys. zł – jak oświadczono w czasie procesu. Ale burmistrz żąda sprostowania, bo przecież 900 tys. zł to nie jest 1.3 mln zł!

2. Wypowiedź druga to stwierdzenie, że “groźby i rękoczyny są repertuarem zachowań Ewy Filipiak”. Problem w tym, że taka wypowiedź z moich ust nie padła. Powiedziałem za to w wywiadzie tak: “Jest za to arogancja, bezczelność, groźby i rękoczyny – to repertuar zachowań Ewy Filipiak i jej urzędniczego dworu”. Burmistrz domaga się jednak sprostowania, że ona sama nie grozi i nie dopuszcza się rękoczynów. Robi to jej rzecznik Kotarba.

Sens mojej wypowiedzi był jasny. Wygląda jednak na to, że zbyt dużą wagę przywiązuję do konwencji językowych. Dla burmistrz nie mają one większego znaczenia. “Jestem fizykiem i logika w fizyce i prawie jest taka sama” – twierdziła Ewa Filipiak na sali sądowej. Wbrew tej odważnej opinii fizyka lokalnego, zdania i ich znaczenia nie są jednak materią, którą można dowolnie kształtować. Pole sensu to nie pole sił. Wycięcie fragmentu moje pierwotnej wypowiedzi i uznanie, że ten fragment wyraża jakąś treść, którą należy prostować, jest nadużyciem. Jak mawiał Jarosław Kaczyński – nadużyciem semantycznym.

Niestety, również sędziemu prowadzącemu postępowanie (zresztą bardzo miłej osobie – co nie jest przecież w sądach regułą) wycinanie fragmentów zdań, aby uzyskiwać tezy nadające się do prostowania, wydało się zabiegiem uprawnionym. Będę więc pewnie prostował, że w cytowanym zdaniu, nie miałem na myśli rękoczynów personalnie burmistrz, lecz jedynie jej rzecznika. Stawia to oczywiście pod znakiem zapytania sens takiego sprostowania. Czy burmistrz odpowiada za działania Kotarby, czy nie? Niestety i to sędziemu nie wydało się to wcale takie oczywiste.

3. Wypowiedź trzecia to ocena, że rządzący Wadowicami “stosują metody totalitarne do utrzymania władzy”. Tutaj sąd od razu uznał, że oceny nie wymagają prostowania. Pełnomocnik burmistrz przyznał zaś, że sam jestem specjalistą od totalitaryzmu i nie mogę się mylić wypowiadając takie słowa. No, nie mogę.

4. Wypowiedź czwarta to ocena, że “miastem powinni rządzić ludzie inteligentni, a nie krewni i znajomi odwiecznie panującej burmistrz.” Również tutaj Ewa Filipiak wyrwała z kontekstu zdania jego fragment uznając, że nie jest prawdą, iż miastem rządzą jej krewni i znajomi. Po pierwsze, miałem tutaj na myśli, że miastem rządzą krewni – rodziny, a do tego znajomi burmistrz. Ale mniejsza o to – brat burmistrz wchodzi w skład rady nadzorczej jednej ze spółek “komunalnych”, wcześniej – wg. materiałów prasowych – miał być w radzie nadzorczej innej spółki, jej znajomi zajmują pozostałe stanowiska, razem ze swoimi krewnymi i powinowatymi. Tezę ostatnią tę udowodniliśmy bez większego problemu.

Komicznie wypadł Stanisław Kotarba, który najpierw przedstawił się jako znawca polityki lokalnej, specjalista od zagadnień wadowickich, a później miał sporą trudność w ustaleniu, czy jakieś rodziny pracują w gminie i jednostkach podległych. Odnosiłem wrażenie, że nazwiska Ramos, Makuch, Bieniek z trudem uruchamiały w nim kolejne odpowiedzi. Kotarba został także przyłapany pod drzwiami, jak podsłuchiwał toczącą się batalię. Sam miał zeznawać jako świadek. Film do obejrzenia w sieci. Kotarba ponownie kłamał (do tego pod przysięgą), że 19 września na wadowickim rynku to jego uderzono i zaatakowano. Nie przypominał sobie również, aby komukolwiek groził.

Burmistrz Ewa Filipiak żąda zakazu rozpowszechniania wymienionych wyżej wypowiedzi, bądź ich fragmentów, opublikowania przeprosin na łamach wydawanego przez jej rzecznika periodyku Kurier Wadowicki, przez jej pomoc administracyjną miesięcznika Wiadomości Powiatowe, przez jej asystenta portalu Wadowice24.pl, a także Dziennika Polskiego, Gazety Krakowskiej oraz Kroniki Beskidzkiej. Wszystko to ma oczywiście sprzyjać kampanii obrzydzania referendum i piętnowania jego organizatorów jako kłamców. Przeprosinom ma towarzyszyć zapłata 10 tys. złotych na konto stowarzyszenia koleżanki burmistrz – wieceprzewodniczącej Rady Miejskiej.

Dzisiaj zapadnie wyrok. Sąd niestety nakaże mi prostować informacje, jakich nie podałem, bądź podałem opierając się na informacjach pochodzących od urzędników. Na przygotowanie apelacji będę miał jedną noc. Tak wygląda własnie “państwo prawa” w wydaniu polskim.

Dodam na koniec, że poprzednia moja przegrana w procesie wyborczym w 2011 roku (w jednym zawarłem ugodę, bo Kotarba posłużyć się miał w sądzie sfabrykowanym życiorysem, w drugim wygrałem) również polegała na tym, że przepraszać i prostować musiałem informacje, której nie podałem i która nawet nie była informacją. “Prostowałem” bowiem, że grafika przedstawiająca drut kolczasty (logo naszego stowarzyszenia) obok grafiki twarzy m.in. niepodpisanego Kotarby nie znaczy, że “kandydat na posła partii rządzącej” jest przestępcą. Sprawa nadal toczy się w Trybunale Konstytucyjnym oraz Europejskim Trybunale Praw Człowieka, gdzie pozwałem Polskę.

4 thoughts on “Kolejny proces wyborczy”

  1. Przecież to nieprawda, dlatego ten dzień, iś sam Pan tak zadecydował i krywał się aż do wtorku, kiedy przeddzień 17 pażdziernika wreszcie udało się skutecznie dostarczyć Panu pozew

    1. Po pierwsze, nie ukrywałem się (ciężko się ukryć prowadząc kampanię referendalną na terenie gminy), a po drugie zadzwoniłem do sądu jak tylko dowiedziałem się, że podobno jestem poszukiwany. Było to we wtorek 15 października, a zatem pierwsza rozprawa odbyła się 16 października. Gdzie jest więc “nieprawda”?

  2. Chyba, że twierdzi Pan, iż złożono wniosek we wtorek, aby rozprawa odbyłasię 17 października…

  3. Panie Mateuszu,
    jako były student i słuchacz Pańskich wykładów i zajęć z logiki muszę przyznać, że Pana podziwiam…że Panu po tylu po przejściach z lokalnym układem i polskim, pożal się Boże, wymiarem sprawiedliwości jeszcze się chce. Ja robię w tej chwili aplikację w Warszawie tyrając za marne grosze u patrona i widząc ten cały polski bajzel oraz brak perspektyw coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu o konieczności emigracji (do czego coraz częściej namawiają mnie znajomi, którzy wyjechali do UK i którym się tam nieźle powodzi). Fakt, że Pan jeszcze tego nie zrobił i ciągle walczy o odnowienie oblicza Ziemi, tej Ziemi świadczyć musi o głębokim patriotyzmie, chociaż nie zalicza się Pan do tzw. “prawdziwych Polaków” typu Artur Zawisza czy Robert Winnicki. Ze mnie patriotyzm i chęć robienia czegokolwiek dla kraju wyparowuje z każdym rokiem, gdyż moja ojczyzna czyni wszystko, żeby mi siebie obrzydzić. Pochodzę z małego miasta podobnego do Wadowic, gdzie od 15 lat rządzi ten sam burmistrz (tyle że z PSL) i jego klika, ale o ich usunięciu nie ma mowy, gdyż spacyfikowani mieszkańcy boją się o pracę i nie wychylają się.

    Życzę powodzenia i wytrwałości w dalszej walce, stoi Pan po słusznej stronie, a owi lokalni i nie tylko lokalni politycy zajmą w historii swoje należne miejsce obok XVIII-wiecznych szlachciurów i magnatów, zrywających sejmy za pieniądze od państw ościennych, i z których głupoty śmiała się cała Europa. Dziś Europa śmieje się z POPiSowych bałwanów, miłościwie (i niestety na zgubę Polski) nam panujących.

Leave a Reply to Zniesmaczony (ojczyzną) Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *