Referendum lokalne i jego wrogowie

Postanowiliśmy w Wadowicach zorganizować referendum lokalne. Nie była to decyzja łatwa, ani tym bardziej pochopna. Problemem okazała się niespójność postaw “środowisk opozycyjnych”, o czym pisałem poprzednio. Częściowo usprawiedliwiają ją problemy logistyczne, jakie w związku z referendum powstają. O tym więcej za jakiś czas, gdy już zbierzemy doświadczenia. W Polsce w wielu obszarach obowiązuje prawo tworzone w oderwaniu od praktyki – tworzone przez uniwersyteckich profesorów czy ekspertów dobieranych przez polityków. Nie inaczej w przypadku samorządu, gdzie przyjęte rozwiązania skazują lokalne społeczności na rządy partyjnych układów. Jest to w interesie krajowych struktur największych partii. Dopóki w Sejmie dominują wodzowskie ugrupowania, dopóty samorząd będzie traktowany jako polityczny łup. Silna instytucja referendum za odwołaniem organów władzy lokalnej przekreślałaby możliwość powstawania lokalnych układów. Dlatego regulacje dotyczące referendum są takie, jakie są – w obecnych warunkach trudno jest je zwołać i skutecznie przeprowadzić. W poprzedniej kadencji samorządu tylko 17% referendów uzyskało wymaganą frekwencję. Prezydent RP zaproponował właśnie kolejne zmiany – zgodnie z opisaną logiką partyjnej gry frekwencja zostanie podniesiona. Oznacza to de facto likwidację instytucji referendum za odwołaniem władz samorządowych.

Biorąc powyższe pod uwagę, organizacja referendum wiąże się z wizerunkowym ryzykiem, które nie każdy jest gotowy ponieść – porażka jest niemal pewna, a ta przecież zawsze jest sierotą. Dlatego postanowiłem przygarnąć ją pod swoje skrzydła. Do tego zawsze istnieją lokalne struktury partyjne gotowe bronić odwoływanych władz. W Wadowicach to solidarnie występujące obok siebie, zwasalizowane przez lokalny układ, PO i PiS. Poważne jest ryzyko represji, jakie na organizatorów spadają ze strony zagrożonej władzy – naocznie przekonałem się o jego realności obserwując losy organizatorów referendum w Kalwarii Zebrzydowskiej. Władza chętnie sięga po instrumenty charakterystyczne dla dyktatury – sądy i prokuraturę.

Represje grożą również uczestnikom głosowania, czy osobom podpisującym się pod wnioskiem o jego zwołanie – a przynajmniej takie wrażenie budują odwoływani. Pamiętam, jak wyglądało poprzednie referendum w Wadowicach – w komisjach wyborczych przesiadywali powiązani z burmistrz radni i jej urzędnicy, którzy spisywali wchodzących. Skutecznie odstraszało to od uczestnictwa w głosowaniu. Podpisy za zwołaniem referendum są niejawne, nawet tu jednak urzędnicy starają się wywierać presję i zastraszać potencjalnych sygnatariuszy. Próbkę tego mieliśmy w czasie niedzielnej akcji zbierania podpisów na Rynku. Anna Makuch i Stanisław Kotarba – prominentni urzędnicy magistratu próbowali fotografować zbiórkę, odczytać nazwiska wpisujących się. Działania te utrwaliła nasza kamera.

Rozwój Internetu zmienił znacząco sytuację – społeczeństwo obywatelskie ma dzisiaj narzędzia, by utrwalać zachowania jego wrogów oraz organizować opór. Mieszkańcy Wadowic przekonali się, także dzięki naszym materiałom, że Monstrum z Magistratu jest bezzębne i słabe. Wierzę, że wspólnymi siłami zdołamy wreszcie je pokonać. Jak trafnie podsumowała jedna z wpisujących się na listę mieszkanek miasta – nikt nie zasługuje na dożywocie, nawet Ewa Filipiak. Że koniec jej i jej mafijnego układu jest bliski, przekonuje mnie liczba osób, która na oczach inwigilujących urzędników ustawiały się w kolejce, aby poprzeć odwołanie znienawidzonej, totalitarnej władzy spod znaku PO i PiS.

Nadchodzą zmiany.

8 thoughts on “Referendum lokalne i jego wrogowie”

  1. Dopóki my, obywatele nie będziemy mieli możliwości patrzenia na ręce i rozliczania naszych rządzących każdego szczebla – wszak oni służyć nam mają – dopóty nie ma mowy o prawdziwej demokracji… Dopóki nie zacznie działać zasada tabakiery i nosa…

  2. Znowu kłamiecie.
    Nie rozumiem dlaczego piszecie tu o procesie Pawła K. sadzonego za czyn sprzed roku. Przecież Paweł K. sprzedawał nielegalnie alkohol, bez ważnego zezwolenia w lutym ubiegłego roku, a oskarzycielem nie jest urząd tylko policja, która go nakryła.

    1. A “piszemy”? Anna Makuch nasłała na Pawła Kopra straż miejską, mimo, że decyzja o cofnięciu pozwolenia na sprzedaż alkoholu nie była prawomocna. Żadna więc Policja go nie “nakryła”. Obecnie Paweł Koper posiada wyrok sądu administracyjnego stwierdzający bezprawność decyzji wydanej przez burmistrz. Więc kto kłamie? Nie kompromitujcie się już dalej.

  3. Witajcie.
    @PIOTR
    Ino tyko tam jest chłop z …. znaczit Łukaszenko,a tutaj ono rozwódka (?) nosząca święte relikwie na procesji.
    Miłego Poranka tyż Staszek.

  4. @Stanisław
    Dlatego tylko quasi. Próba zrobienia referendum na ulicach Mińska nie miałaby tak sympatycznego przebiegu. Tylko porównywanie się do takich państw daje powody do zadowolenia.

Leave a Reply to Bosmanmat Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *