Burmistrz Wadowic przed sądem

Twarz i aparat wadowickiej Platformy

W roli tzw. przedstawiciela strony społecznej uczestniczyłem wczoraj w kolejnej rozprawie w procesie karnym Ewy Filipiak. Oskarżycielami jest grupa lokalnych społeczników, a sprawa dotyczy ich zniesławienia “głośnym” przemówieniem politycznym w Kleczy. Przebieg postępowania już na blogu opisywałem, dziś więc czas na kolejną garść spostrzeżeń.

Gangsterskie metody Stanisława Kotarby z PO

Wróćmy na chwilę do wydarzeń z 29 kwietnia, czyli poprzedniego posiedzenia sądu. Większość czasu zajęło nam oglądanie materiału filmowego z “wystąpienia w Kleczy”. Wypowiadane przez Filipiak opinie śmieszyły nadal, nawet na sali sądowej. Aż dziw bierze, że tak groteskowa, a jednocześnie straszna postać zdołała utrzymać się na stołku burmistrza Wadowic tak długo. Nie zawdzięcza tego z pewnością ani mądrości, ani charyzmie, ani osobistemu czarowi. Czemu więc?

Najistotniejszym momentem rozprawy były zeznania Andrzeja Petka dotyczące złapania go i rzekomego ukarania za “malowanie swastyk na plakatach wyborczych” strażaka Mariana Sołtysiewicza. Petek zaprzeczył, że niszczył plakaty i malował swastyki. Wyjaśniał też, w jaki sposób został wmanewrowany w nocne zatrzymanie, którego uczestnikiem był Tadeusz Frasunek – wkrótce później zatrudniony, jak można się domyślić – w dowód zasług, w Straży Miejskiej, gdzie pracuje do teraz. Petek przedstawił również pisma, z których wynikało, że nie zarzucano mu czynu, o jakim od lat mówi Ewa Filipiak. W szczególności, ani Prokuratura, ani Policja nie zarzucały mu “malowania swastyk”. Co więcej, Petek otrzymał od Komendanta Powiatowego pismo, z którego wynikało, że został zatrzymany wyłącznie dlatego, iż był w stanie nietrzeźwości. Również Burmistrz Ewa Filipiak naówczas nie potrafiła sformułować żadnego zarzutu pod adresem Petka, choć o to prosił. Wniosek o ukaranie go za niszczenie plakatów wyborczych pojawił się w tajemniczych okolicznościach dopiero później, dzięki aktywnemu zaangażowaniu Urzędu Miasta oraz Stanisława Kotarby. Kolegium do spraw wykroczeń uznało winę Andrzeja Petka na podstawie zeznań Tadeusza Frasunka. Sąd, do którego odwołał się Petek, sprawę umorzył z uwagi na przedawnienie.

Petek zeznał jednak coś więcej, co powinno mieć zasadnicze znaczenie dla dalszego postępowania sądu. Otóż, gdy w czasie sesji Rady Miejskiej na Wysokiej burmistrz ku własnemu zaskoczeniu dowiedziała się, że zostanie za swoje słowa “podana do sądu”, Petka dopadł w kuluarach wyprowadzony tym faktem z równowagi Kotarba. Kotarba miał obelżywymi słowami grozić Petkowi, że “pożałuje do końca życia” i zmuszać go do wycofania aktu oskarżenia. Radny tak bardzo się Kotarby przestraszył, że przez długi czas w ogóle nie przyznawał się do zajścia. Sędzia prowadząca postępowanie – Agnieszka Suder-Szlósarczyk tym zeznaniom nie poświęciła w czasie rozprawy żadnej uwagi, choć wielokrotnie wcześniej wykazywała się drobiazgowością – zawsze tylko wtedy, gdy służyło to oskarżonej.

Ale to nie koniec. Na drugi dzień po demaskujących Kotarbę i Filipiak zeznaniach Petka ktoś rozwiesił plakaty z jego podobizną i podpisem “CHUJ” oraz “KUTAS” w przedszkolu, do którego chodzi wnuczka radnego. Przypadek? Do przedszkola tego uczęszczają również dzieci urzędników, w tym podobno Marcina Płaszczycy. Wcześniej takie plakaty rozklejano na osiedlu, gdzie Andrzej Petek (i Płaszczyca) mieszka. Zawsze skorelowane to było z datą kolejnych rozpraw z Filipiak. Nietrudno się domyślić, kto za tym stoi.
Wydarzenia te dobitnie dowodzą charakteru lokalnej władzy i szefa wadowickiej Platformy Obywatelskiej.
Filipiakowe bajania 
Do ciekawej wymiany korespondencji doszło pomiędzy Józefem Mlostem, jednym z pomówionych, a burmistrz. Jej szczegóły również zostały omówione w czasie rozprawy 29 kwietnia. Mlost do końca nie mógł uwierzyć, że Filipiak uczyniła z niego wroga strażaków. Skierował więc, alarmowany przez swoich kolegów, list z zapytaniem, w jakim kontekście wymieniła jego nazwisko w swoim przemówieniu?
Filipiak udzieliła bardzo ciekawej odpowiedzi – dokładnie w stylu, do jakiego zdążyła nas już wszystkich przyzwyczaić. Styl ten może miałby rację bytu w psychodelicznym kabarecie, ale od oficjalnej wypowiedzi burmistrza miasta oczekiwać by można czegoś więcej niż jednozdaniowy bełkot. Przejdzie on z pewnością do klasyki “filipiakowych bajań”, których kolekcja obfituje w kilka ciekawych okazów. Zwłaszcza, że skierowano do go nijakiego “Mosta”.
Na rozprawie burmistrz podtrzymała swoje stanowisko, że jej wypowiedź o braku szacunku dla pracy strażaków nie dotyczyła w ogóle Józefa Mlosta. Obawiam się, że sędzia będzie miała dokładnie takie samo zdanie – przeciwne do zdania każdej obdarzonej słuchem osoby.
Świadkowie Mlosta: Janusz Górny i Henryk Bąk

Przejdźmy teraz do wczorajszej rozprawy. Józef Mlost na świadków powołał swoich kolegów ze środowiska strażackiego, którzy byli oburzeni wystąpieniem burmistrz. Świadkowie, jak rozumiem, mieli podzielić się z sądem swoim oburzeniem i potwierdzić, że Mlost został ich zdaniem poniżony. Sam oskarżyciel twierdził, że w wyniku słów burmistrz spotkał go środowiskowy ostracyzm – stracił też klientów biznesowych. Ten scenariusz działania Filipiak i Kotarby zresztą dobrze już w Wadowicach znamy.

Świadkowie jednak na przestrzeni kolejnych miesięcy… zmienili zdanie. Ich zeznania cechowało widoczne  tchórzostwo. Zasłaniali się niepamięcią, twierdzili, że burmistrz Filipiak chce dla strażaków dobrze, wręcz jest dobrodziejką. Nie byli w stanie w ogóle powiedzieć, czy Mlost został zniesławiony, oczerniony. Może został, może nie został, ale przecież dobrodziejka nie mogła nikogo skrzywdzić. Ich zeznania zakrawały na kpinę, farsę. Można było odnieść wrażenie, że wezwała ich oskarżona.

Wyjaśnienia tego są dwa – albo panowie są całkowicie niepoważni, albo burmistrz w jakiś sposób postarała się o ich właściwe nastawienie w czasie rozprawy. Czy będzie to zaskoczeniem, skoro wiemy już, w jaki sposób zagwarantowała sobie bezkarność zatrudniając w urzędzie syna wiceprezes sądu, gdzie toczy się całe postępowanie? Tak czy owak, zeznania świadków oskarżyciela dostarczyły argumentów na obronę oskarżonej. Takie cuda  na wokandzie jedynie w Wadowicach.

Gwoli ścisłości – jedynie zeznania Franciszka Szydłowskiego były w jakiś sposób dla Mlosta korzystne. Ale również w nich zabrakło istotniejszych treści, były zdawkowe i ostrożne. W ten sposób oskarżyciele zostali na sali sądowej przeciwko burmistrz sami.

Równi i równiejsi

Sędzia Szlósarczyk sprecyzowała zakres przesłuchania wyżej wymienionych świadków – odbiór wypowiedzi przez środowisko strażackie oraz organizacja przewrotu. Zakresu tego uważnie przestrzegała, uchylając kolejne pytania Mlosta oraz Petka. Gdy pytania zaczął zadawać adwokat oskarżonej – syn prezes sądu, zakres nie był już w ogóle problemem. Bartosz Almert cytował nawet ulotkę z demonstracji “Uwalniamy Wadowice”, która nie miała nic wspólnego ze sprawą, pytał z Ewą Filipiak o nią i o ocenę sposobu wybierania władz komisji Rady Miejskiej itp. Dysproporcja w traktowaniu stron postępowania przez Agnieszkę Suder-Szlósarczyk utrzymywała się do końca rozprawy.

W czasie przesłuchania Tadeusza Frasunka sędzia nie wnikała w treść opisywanych wydarzeń. Frasunek podkreślał poprawne relacje z Petkiem, ale w jego zeznaniach znajdowały się luki, które nie zostały wyjaśnione. Co warte odnotowania, również on potępił fakt zastraszania i presji na Petka w formie rozwieszanych w Wadowicach plakatów z jego podobizną. Sędzia Suder-Szlósarczyk faktem tym się nie interesowała, choć na jednej z poprzednich rozpraw przez 15 min próbowała dowiedzieć się, czy to ja napisałem akt oskarżenia (co przecież nie ma żadnego znaczenia dla sprawy – w przeciwieństwie do gangsterskich wybryków Kotarby).

Nie wiadomo, na jaką okoliczność przesłuchiwany był Stanisław Kotarba, o którym sędzia wiedziała przecież, że zastraszał i groził Andrzejowi Petkowi, chcąc, aby ten wycofał się ze sprawy. To powinno eliminować Kotarbę z procesu. Jednak S. Kotarba, choć nie był świadkiem “niszczenia plakatów”, na tę okoliczność zeznawał. Snuł więc domysły, które podpierał własnymi publikacjami z “Echa Wadowic”. Zeznał on m.in., że Petek przyznał się do czegoś w szczerej rozmowie z nim, na ul. Zatorskiej. Do czego? Sąd tego nie dociekał. Zeznania Kotarby są niejednoznaczne, a sędzia z pewnością to wykorzysta na korzyść oskarżonej. Tak nakazuje jej prawo. Niejednoznaczność tą jednak sama wytworzyła – najpierw dopuszczając “trefnego” świadka, a później nie wyjaśniając, co właściwie zeznawał.  Takich momentów było zresztą więcej – umykających laikom, a widocznych dla wytrenowanego oka. W ten sposób “drukowane” jest uniewinnienie – nim nastąpi, zamierzam opublikować własne uzasadnienie wyroku, w ramach swoistego eksperymentu. Czytelnicy tego bloga będą mogli porównać sobie moją zdolność przewidywania linii rozumowania wadowickiego sądu. Przewodniczącej, jej koleżanek i jej syna.

Pytania, na które burmistrz Filipiak nie chciała odpowiadać

Ostatnim akcentem rozprawy było odczytanie przez sąd mojego pisma, w którym podkreśliłem absurdalność  dokonywanych przez sąd ustaleń i brak zajmowania się istotą sporu. Sędzia do treści pisma się nie odniosła – nie musiała.Wygłosiłem również uwagi na temat stronniczości postępowania, widocznej na każdym kroku. Wskazałem na fakt, że świadkowie oskarżonej są jej pracownikami i stąd ich wiarygodność jest żadna. Reakcji nie było. Zresztą, kto miał zaprzeczyć?

Sędzia skierowała też do Ewy Filipiak pytania, o jakie wniosłem, jako strona społeczna. Oto one:

– Skąd oskarżona wywodzi swoje twierdzenia na temat pogardy dla zawodu strażaka, pielęgniarki, braku szacunku dla nich, co przypisała oskarżycielom prywatnym? Czy z treści listu napisanego przeze mnie, czy też ze zdjęcia J. Kamińskiej i A. Petka umieszczonego w ulotce z demonstracji, której nie są autorami, gdzie przedstawiono ich jako “radnych zaangażowanych”?  W jaki sposób zdjęcie J. Kamińskiej i A. Petka świadczy o poglądach J. Mlosta?

– Czy powodem przypisania w/w własności oskarżycielom posiłkowym było ich uczestnictwo w demonstracji przeciwko łamaniu prawa przez burmistrz Ewę Filipiak?

– Czy w czasie tej demonstracji głoszono jakieś hasła na temat w/w zawodów?

– Jakimi dowodami dysponuje Ewa Filipiak na potwierdzenie, że A. Petek “malował swastyki” i niszczył plakaty wyborcze?

Burmistrz Filipiak na te pytania odmówiła odpowiedzi, choć twierdziła, że na pytania sądu będzie odpowiadać. Bez tych odpowiedzi nie sposób zrozumieć w ogóle, co zeznaje, ani na czym polega jej linia obrony. Ale sędzi Suder-Szlósarczyk to najwyraźniej nie przeszkadza. Sama tych pytań wcześniej nie zadała. Choć – jak już podkreślałem wielokrotnie – potrafiła wykazać się wnikliwością… o ile świadczyło to na korzyść oskarżonej.

Następne posiedzenie w sprawie Filipiak vs społecznicy odbędzie się 18 lipca o godzinie 9:00. To będzie już końcówka – z głosami stron. Wyrok zapadnie wkrótce potem. Uniewinniający.

2 thoughts on “Burmistrz Wadowic przed sądem”

  1. Ten artykuł tłumaczy m. in. fakt, dlaczego tego typu osoba jak Ewa Filipiak tak długo może pełnić rolę burmistrza. Niestety, zawdzięczamy to kiepskiej kondycji intelektualnej i moralnej większości mieszkańców. Znakomicie dowodzi tego przykład strażaków zmieniających zeznanie…

  2. Niestety nie jesteście wyjątkiem. Ostatnio było głośno o wójcie z Darłowa oraz burmistrzu Broku.

    Świat jest pełny Fidelów Castro, Asadów, Łukaszenków. Myjami ich nieraz na ulicy. Zazwyczaj jednak nie mogą rozwinąć swoich skrzydeł. Na szczęście.

Leave a Reply to Anna Makowiecka-Siudut Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *