Pociąg do Wadowic

Podróż koleją to przygoda. Intelektualna.

Jeszcze jedna mroźna noc. A przecież wczorajsza miała być ostatnia. Powrót zimy spektakularny – ze śniegiem, mrozem i ostrym słońcem. Gdyby cała zima była taka… umarłbym. Lecz w jakiej scenerii! Przyprószonych lasów, zmiękczonych dźwiękowych pejzaży, zakrytego przed wzrokiem psiego gówna. Niebawem zacznie ono wyłazić, jak to się działo przed tygodniem. Psy znów nas dopadną, a może tylko ludzi głupota. Rzygać się chce. Kraków przywalony zwierzęcym kałem jedynie w zimie wydaje się sterylny. Wtedy jednak wypełza smog… Cichy truciciel. Jak żyć?

W Wadowicach psie gówno jedynie na osiedlach. Główne ulice centrum w lepszym są stanie. Ale to jedyna chyba zaleta galicyjskiego zaścianka. Smog nawet straszniejszy, ale ludzie niekumaci. Śmierdzi palonym plastykiem, gumą, ale nie w domach urzędników i lokalnych polityków. Tam śmierdzi tylko forsą. Tymczasem, przejeżdża pociąg, ciągnąć za sobą tunel puchu. Wsiadam na opuszczonej stacji do następnego, skutego lodem. Zardzewiały, wiekowy skład wysadzi mnie na kolejnej. Tak samo pustej. Pomiędzy nimi czas na myśli, także o kolei.

W ostatnim czasie jest tu sporo zamieszania. Polskie Linie Kolejowe – najważniejsza ze spółek PKP, ogłaszają zamknięcie połączenia do Wadowic. Mimo, że po torach chcą jeździć przewoźnicy, a linię niedawno modernizowano. Jedna z najbardziej malowniczych tras kolejowych idzie więc pod nóż. Lokalni politycy składają deklaracje, więcej nie potrafią. Od przełomu 89′ trasa drogowa DK52 łącząca Bielsko Białą z Krakowem (przez Kęty, Andrychów, Wadowice i Kalwarię Zebrzydowską) i linia kolejowa 117 zmieniły się niewiele. Oprócz kilku obwodnic, niewielkiej modernizacji torów, to właściwie te same szlaki. Dlaczego zatem ktoś wpadł na pomysł, że przyszłością jest komunikacja indywidualna i samochodowa? To źle postawione pytanie. Politykę w Polsce, a już na pewno na szczeblu lokalnym, cechuje bezmyślność i brak pomysłów. Nikt o niczym nie decydował – po prostu się stało. PKS uległy nieprzestrzegającej żadnych regulacji konkurencji bieda-busów, na których dorobili się drobni przedsiębiorcy i okradający ich kierowcy. Kolej uległa pokusie polityków cięcia wydatków i prywatyzowania zysków – zaniedbany tabor, tory i pracownicy coraz bardziej stawali się symbolem zamierzchłej epoki. Coraz prościej było każdego roku przeznaczać mniej publicznych środków na utrzymanie skansenu, rozmnożonego w dodatku na szereg spółek, których interesy okazują się wzajemnie sprzeczne.

Szkodliwą reformę kolei przeprowadzili politycy PO. W Małopolsce to oni też finansują przewozy osobowe. Nietrudno dostrzec, że wydatki nie tylko spadają, ale rok do roku brakuje koordynacji działań i strategii długofalowej. Właściwie nie wiadomo, jaki cel ma zamiar osiągnąć Marszałek i Sejmik Województwa. Pozostaje walka mieszkańców o swoje pociągi. Toczy się na nowo każdego roku. Jednocześnie, niska świadomość problemów transportu i ich natury to nie tylko domena mieszkańców regionów, którzy nie próbują nawet walczyć o swoje prawa, ogłupieni dostępnością do samochodów, ideologią własnych czterech kółek. Niebawem zaczniemy mówić o “prawie do mobilności”, jako filarze gospodarki i urządzenia społeczeństwa. Będzie to pierwszy krok, aby zatracić jagiellońskiego ducha w asfaltowym salonie amerykańskości. Przede wszystkim jednak to wśród polityków nie widać śladów zrozumienia. Widać ślady hamowania. Problemem linii 117, a także wielu innych regionalnych połączeń jest mechanizm funkcjonujący w obrębie PKP. Spółka PLK wykorzystuje dominującą pozycję – to absurdalne, ale to właściciel torów układa rozkłady jazdy przewoźnikom, narzuca im czasy postojów i prędkości przejazdu. Narzuca też oczywiście opłaty za korzystanie z “odcinków”. Im pociąg wolniej jedzie, tym PLK zarabia lepiej. Dlatego właśnie podróż z Wadowic do Krakowa trwa 1.45 godziny.

Przystanki kolejowe to bez wątpienia wizytówka Krakowa.

Stałem w sobotę godzinę na zaśnieżonym peronie, czekałem na spóźniony skład. Samochód gdzieś wpadł pod pociąg. Podróż powrotna, poza harmonogramem była błyskawiczna – bez zbędnych postojów po 10 min, fikcyjnych mijanek. W Płaszowie byliśmy już po godzinie. Dowodzi to, że szybki przejazd jest technicznie możliwy, a te dodatkowe 45 min to ukryty haracz, jaki Marszałek Województwa płaci sprytnej spółce PLK. To ona w istocie niszczy publiczny transport w Małopolsce.

Kolejne myśli, nie po kolei. Jest 20:20 a ja idę przez dworzec w Krakowie. Szukam czegoś do Wadowic. Pachną kebaby i frytki, tunel “Magda” świeci pustkami. Na żadnym peronie nie ma już pociągu – ruch ustał. Kiedyś wyglądało to inaczej. Polska w budowie wygląda raczej na Polskę w kontrakcji, w skręcie. Po nim już tylko mdłości, emigracja, ucieczka. Tunel dworca kolejowego prowadzi na dworzec autobusowy. Tam również pusto – do Wadowic nic przez prawie dwie godziny nie jedzie. Wygląda na to, że Kraków nie utrzymuje już z nikim stosunków. Nikt nie może tu przyjechać, ani stąd wyjechać. Czy dziwić się, że rozwijają się jedynie te gminy, z którymi komunikację zapewnia krakowskie MPK? Czy nie powinniśmy rozciągnąć jego tras aż do Wadowic? MPO Kraków przecież już do nas jeździ, bo miejskie spółki obsadzone przez znane wszystkim rodziny wiecznych samorządowców nie są w stanie z nikim konkurować nawet na własnym podwórku.

Jest faktem, że w wyniku polityki ostatnich kilku rządów (PIS i PO), “turystyczne” Wadowice stały się pustkowiem, do którego ciężko jest dotrzeć. Nie chodzi wyłącznie o stan dróg i torów, ale przede wszystkim fakt, że nikt po nich nie chce ludzi wozić. Odbija się to oczywiście na gospodarce miasta. Gdziekolwiek spojrzeć, na każdej z głównych ulic, lokalne przeznaczone jedynie na wynajem. Wynajem to dziś główny, dominujący biznes Wadowic. W centrum granitowy plac – krzywy, brudny, straszny. Rewitalizacja granitem trwała dwa lata, pozwoliła lokalnym politykom wyprowadzić bokiem znaczne środki (koszt to ok. 10 mln zł) i ostatecznie pogrążyła miasto. Martwa strefa wokół wadowickiego rynku już nigdy nie wróci do życia. Czy wróci do życia kolej?

Tak, jak wiąże się życie z niewłaściwą kobietą, tak ja chyba związałem swoje życie z niewłaściwym miastem – konstatuję. Czuję więc irracjonalny pociąg do Wadowic i siedzę w nim jednocześnie. Patrzę przez okno na podwórka, pola i sączącą się z tych pierwszych na te drugie ludzką kloakę. Toniemy w gównie, nie tylko psim – myślę trzęsąc się w zardzewiałym, skutym lodem składzie. W środku przynajmniej ciepło, przyjemnie. Wyciągam nogi, wciągam zapach kolejowego przedziału. Może już ostatni raz.

 Nie zawsze nadchodzi wiosna – ostrzegała przed laty Rachel Carson.

4 thoughts on “Pociąg do Wadowic”

  1. Smutne. Królik pamięta z czasów gdy młody był i zdrowy, podróże do Wadowic. Pociąg z uszatym i kolegami przyjeżdżał do Kalwarii Zebrzydowskiej jeszcze przed piątą. W porannym chłodzie czekało się na otwarcie bufetu, gdzie tradycją było zamówienie kufla pysznego piwa karmelkowego. A później pociągiem, najczęściej takim jak na fotografii, chociaż trafiały się też wagony piętrowe, przepiękną trasą już do samych Wadowic. Jakoś tak po szóstej chyba był odjazd. A na miejscu, nieopodal dworca, funkcjonowała jeszcze mała budka, w której ostatni raz kupowałem i piłem oranżadę w butelce z porcelanką. Szkoda królikowi tamtych Wadowic. Już pewnie ich nie odwiedzi. Może i dobrze?

    Królik Doświadczalny

    1. Również pamiętam tamte czasy. Niestety, wszystko co było wartościowe, wadowickie władze skutecznie zniszczyły przez swoją głupotę, zaniechania, a czasem celowo. A że w około postępowano podobnie… Mało brakło, a powstałaby BDI i zniszczyła te nieliczne uroki miasta, które nam pozostały.

  2. Czytająt tekst Klinowskiego porzygałem się w pustym wagonie.

    Śmierdziało uryną, ziołami i komuną. Mój organizm tego nie wytrzymał. Poszły świąteczne jaja, chrzan, buraczki i kiełbaski.

    dr Klinowski analizując (bo nie zlizując) treść żoładkową rozpoznał pszaśny smak władzy, która choć cięmięży postkomuchów, to jednak pociąga go swym blichtrem i mundurem.

    Zmęczony podróżowaniem przestarzałymi kolejami w końcu wsiądzie do mojego busa.

    Zje hotdoga i szczęsliwym będzie.

    1. Dobrze, że nie porzygałeś się w busie, co zdarza się podróżnym zresztą dość często. Busy kojarzą mi się z Bliskim Wschodem i Afryką – swoim stanem technicznym i zawartością. Tam jednak każdy ma miejsce siedzące, skoro płaci za przejazd. W Polsce niestety standardy niższe. Ale Marszałek Województwa i Starosta bezradnie rozkładają ręce – “Nic nie da się zrobić”. Władza mnie nie pociąga. Nawet mundurem. Choć za mundurem pociągi sznurem.

Leave a Reply to Porzygałem się w pustym pociągu Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *