Powody nie-partycypacji

Pracownia Obywatelska w krakowskim Mocaku  zorganizowała spotkanie poświęcone różnym formom udziału obywateli w polityce miejskiej i zarządzaniu miastem. Nie zabrakło teoretyków zagadnienia oraz praktyków wprawionych w poszczególnych technikach partycypacji, a także polityków samorządowych Krakowa. Jedno pytań ogólnych wydało mi się szczególnie istotne – dlaczego pomimo szerokiej gamy dostępnych technik partycypacji, wspieranych zwłaszcza przez rozwój Internetu, tak niewielu obywateli ma ochotę partycypować w miejskiej polityce? Na tym zagadnieniu skupiłem się w czasie krótkiego wystąpienia w odbywającej się debacie.

Problem wydaje się na pierwszy rzut oka dość zagadkowy – pomimo nieprawdopodobnych technicznych możliwości, związanych z dostępnością do Sieci oraz rozwojem narzędzi społecznościowych i innych, demokracja bezpośrednia mozolnie toruje sobie drogę w polskich miastach. Niezainteresowani wydają się zarówno urzędnicy, jak i – co grosza – sami obywatele.

Moja diagnoza jest następująca: to kształt polskiej samorządności (obowiązujące prawo, skład osobowy samorządów) uniemożliwia rozwój demokracji bezpośredniej i utrudnia zaangażowanie społeczne oraz wdrażanie technik partycypacyjnych. Zacznijmy od obywateli.

1. Mieszkańcy: poczucie braku wpływu na cokolwiek.

Ordynacja wyborcza do samorządów jeszcze do niedawna uniemożliwiała samodzielny start w wyborach na radnego w gminie. Obecnie jest to możliwe w mniejszych gminach, ale nie w dużych miastach. Nadal jednak samodzielny start na burmistrza czy wójta nie jest możliwy, o prezydencie miasta nie wspominając (podobnie, jak na radnego powiatowego). Tym samym, proces wyborczy jest w rękach klik i zorganizowanych grup, które są w stanie koordynować działania w ramach całej gminy, dużego miasta czy powiatu.

Kim są te grupy? O tym przesądza kolejna cecha obowiązującej ordynacji samorządowej – brak kadencyjności stanowisk z wyboru. Dzięki temu wokół wójtów i burmistrzów powstają stabilne towarzysko-polityczne układy, mające cechy organizacji mafijnych, które dzięki dostępowi do publicznych pieniędzy (wpływy idą w setki tysięcy złotych w skali roku) pacyfikują opozycję i powoli monopolizują gminę, okoliczne miejscowości, a później cały powiat.

Dokładnie z czymś takim mamy do czynienia obecnie w Wadowicach, ale to tylko jeden z setek podobnych obszarów – samorządowych księstw i folwarków, z jakich składa się Polska. Wybory w takich gminach stają się parodią demokracji – burmistrz zwykle nie ma nawet kontrkandydata, który mógłby mu zagrozić. Brakuje bowiem środowiska, które posiadałoby porównywalnie z otoczeniem burmistrza dochody i organizacyjne możliwości. To wyjaśnia, dlaczego – przykładowo – osoba tak niekompetentna, jak Ewa Filipiak, jest w stanie w swojej gminie od 20 lat rozdawać karty. Jest wybierana, bo jest burmistrzem. A właściwie: dzięki temu, że jest burmistrzem wybiera się sama.

Przywołana bez-alternatywność po stronie wyborców kreuje jednak poczucie rezygnacji i chęć zdystansowania się od polityki lokalnej. Skoro nic nie da się zrobić, skoro nawet możliwości kandydowania są zamknięte, nie pozostaje nic innego, jak odwrócić się plecami. Niesie to oczywiście fatalne skutki dla zarządzania Gminą, a więc jakości codziennego życia.

Z drugiej strony, obywatele nie bardzo mają z kim w samorządach rozmawiać. Wykształcona przez ostatnie dwie dekady klasa polityczna składa się z zamkniętych klanów rodzinno-politycznych. Fikcyjne struktury PiS i PO, złożone z kilku rodzin, obsadzających wraz ze znajomymi (często jeszcze z czasów szkolnych) wszystkie instytucje w mieście i powiecie, gwarantują, że osoby spoza układu nie mają z kim rozmawiać, ani o czym. Fachowość tak wyłonionych urzędników również łatwa jest do odgadnięcia. Większość polskich samorządców, a już zwłaszcza na eksponowanych stanowiskach, zajmuje je od lat 10-20. Ludzie świadomi, zainteresowani rozwojem demokracji lokalnej patrzą na to z obrzydzeniem. Nic więc dziwnego, że nie partycypują.

2. Samorządowcy: w obronie sfer wpływów.

Dlaczego w samorządach demokracja bezpośrednia kuleje? Bo nie chcą jej sami samorządowcy. Nie chodzi jedynie o niechęć przed nowościami, nieufność w stosunku do nowych procedur wyłaniania decyzji. Chodzi o kontrolę nad pieniędzmi. Dlatego budżety obywatelskie czy partycypacyjne to ułamek gminnych budżetów, właściwie propagandowe ochłapy.

Znów wracam do przykładu Wadowic. Najprostszym sposobem realizacji idei partycypacji jest fundusz sołecki. W Wadowicach oczywiście niewyodrębniany, bo oznaczałoby to zbytnią niezależność od lokalnej Księżniczki ułamka miejskiej kasy. Rady sołectw i osiedli te kilkadziesiąt tysięcy, jakie mają do dyspozycji w ramach budżety gminy, i tak przekazują głównie ochotniczym strażom pożarnym. W radach zasiadają miejscy radni, są nimi również członkowie OSP. Na pozór więc operacja dokonywana w ramach deklarowanych przez burmistrz kwot wydaje się bezsensowna. Ma to jednak ukryty cel – OSP wydają pieniądze jako stowarzyszenia lub fundacje, wystawiają rachunki, podpisują umowy. Kasa wraca więc o układu, tylnymi drzwiami. Gdyby została w sołectwach, poszła by “do ludzi”. Ale nie tych ludzi, co trzeba.

Jednocześnie śmiech budzi skala „partycypacyjnych ochłapów”. Kilkadziesiąt tysięcy złotych to nic w porównaniu do gminnych dotacji do organizacji pozarządowych, rozdawanych znajomym w ustawianych konkursach (prawie 1 mln zł) czy megalomańskich projektów „rewitalizacyjnych”. Prowadzona właśnie od 1.5 roku „rewitalizacja” centrum Wadowic zrujnowała jego gospodarkę, kosztowała prawie 12 mln zł i… nie była z nikim konsultowana, co do potrzeby i kształtu. Ten polityczny projekt miał za zadanie jedynie doprowadzić do odpowiedniego relokowania sum pieniężnych w ramach małopolskich układów, choć z jego następstwami mieszkańcy Wadowic zmagać się będą jeszcze przez dziesięciolecia.

Podsumowując, obecnie nie ma obiektywnych przeszkód w zdemokratyzowaniu procesu podejmowania decyzji na szczeblu lokalnym. Poza jedną – klasą polityczną. Jeżeli ona odejdzie, jeżeli lokalne sitwy zostaną rozbite, zmieni się logika lokalnej polityki i pojawi się przestrzeń na demokrację. Jeżeli więc chcemy partycypacji i demokracji bezpośredniej w życiu gminy, naprawić musimy ordynację wyborczą. Organizacje, które obecnie zajmują się tą problematyką, zdają się tego podstawowego powiązania nie zauważać. Tymczasem przygotowanie obywatelskiego projektu zmian w Kodeksie Wyborczym wydaje się krokiem wstępnym do myślenia o miejskiej partycypacji na poważnie.

Zdjęcia ze spotkania City Camp obejrzeć można na profilu fb Pracowni Obywatelskiej.

16 thoughts on “Powody nie-partycypacji”

  1. Analiza owszem trafna. Jest jeszcze druga strona medalu. Powiedzmy, że coś się wreszcie zmieni, że ludzie dojrzeją, otworzą oczy. I co?

    Razem z nowym spojrzeniem muszą przyjść nowi ludzie, nowe pomysły i nowa mentalność. Urzędnik jest dla obywatela i ma mieć poczucie swojej działalności oraz niemałą dozę – powiem bez przesady – powołania. Bez tego ani rusz.

    W ogólnym oglądzie sytuacji i po rozmowach z wieloma osobami jestem nastawiony dość optymistycznie.

  2. Nam nie jest w ogole rzad potrzebny. Redystrybucja dobr powinna sie odbywac na zasadach wymiennosci, tak jak to sie dzialo przez tysiace lat.
    Dalismy sobie wmowic, iz demokracja to najlepszy z mozliwych systemow. Nie chodzcie na wybory! Gdy bedzie frekwencja 10%, to rzadzacy beda musieli cos zrobic i byc moze oddac wladze, gdyz ich rzady nie beda juz niczym wiecej, nizli uzurpacja wladzy w parademokracji (moim zdaniem juz teraz mamy z tym do czynienia). Spiewaki i im podobni znawcy spoleczenstw, dzialaja w celu ochrony wlasnych dobr i przywilejow, dziennikarstwo siegnelo dna i everesty poddanstwa, teraz artystow chce wladza poprowadzic na krotkiej smyczy (koszty uzyskania przychodu). Mamy coraz mniej wolnosci w niby wolnym kraju. Wiecej wolnosci w kwestiach prawnych mial obywatel za prlu (nawet w kwestii zgromadzen i wiecow!). Nie wspomne juz o ‘praniu mozgow’ – i slynne haslo, replikowane pozniej przez forumowych Jack’ow, etc – ze, wszystko wladza robi dla ochrony dzieci i osob starszych – gowno prawda. Ograniczanie wolnosci, ograniczanie praw obywatelskich, coraz mniej sprawiedliwosci w sadownictwie, coraz bardziej skomplikowane przepisy prawne, probujace opisac rzeczy nie rozwiazywalne. Tworzenie sie nowej klasy spolecznej, bedacej odrebnym bytem – prawnicy. To wszystko jest wywrocone do gory nogami. Coraz wieksza ilosc przepisow prawnych, majacych na celu kontrole spoleczna.
    Czas to wszystko rozpierdolic!

    1. Rozpierdolić to brzmi durnie. Eee, dumnie, oczywiście chciałem powiedzieć dumnie:)

      A wiec rozpierdolić i co w zamian?

      1. Naprawde uwazasz, ze bez kogos nad swoja glowa nie poradzil bys sobie w zyciu i z zyciem? Przestancie sie zastanawiac nad tym co za co… Mozna siegnac po znane metody i sprawdzone, zobaczymy co sie z tego urodzi, bo tak dalej byc nie moze… OK?
        Poza tym napisalem zasada wzajemnej pomocy i wymiany uslug i towarow sprawdzala sie przez tysiace lat, tworzenie spolecznosci lokalnych, etc. To jest ta droga – myslicie ze tak nie mzona?? Mozna.

        1. Nie można:)

          Nie bez, bo ja wiem, zredukowania liczby ludzi do poziomu z czasów w którym handel wymienny był powszechną metodą redystrybucji. Liczby ludzi i poziomu życia.

          Sposobem życia, sposobem gatunkowego istnienia i powodem ewolucyjnego sukcesu gatunku ludzkiego jest organizowanie się w społeczności. A warunkiem sine qua non funkcjonowania społeczności są regulacje oraz sposoby ich egzekwowania. Po prostu nie mamy innej drogi, jako gatunek.

          Sprawa sposobu zarządzania czy jeśli wolisz – rządzenia społecznościami jest oczywiście do dyskusji. Istnienie władzy jest bezdyskusyjne.

          1. Oczywsicie, ze mozna… Tylko, ze ‘autorytety’, beda nas przekonywac, ze nie ma zadnej alternatywy, bo oni sie w obecnym swiecie dobrze odnajduja, to tak jak z ekonomia wspolczesna, kazdy kumaty kolo wie, ze to sie juz nie sprawdza, ale wszyscy udaja, ze to sie da naprawic. A nie da.
            Ja uwazam, ze trzeba sie czasem cofnac, aby isc dalej i to, ze teraz nie ma jakiegos globalnego pomyslu na nowa redystrubujce, to nie znaczy, ze go brak i nie istnieje juz gdzies. Moze popatrzec na to co sie dzieje w Indiach??
            Zmiany – jakie zmiany i co maja do zaproponowania, powiedzial burmistrz NY i kazal spalowac oburzonych. Dostalo sie nawet weteranowi wojny w Afganistanie, ktory takze tam protestowal.
            Dzidunio – pauje Ci to?? Jesli nie, to moze nie jak i co, tylko kiedy. A wtedy zmiany zostana wymuszone przez okolicznosci…

  3. @Noithai

    No nie – dla mnie strategia pt. “zacznijmy rozpierdalać a potem pomyślimy co dalej” jest nie do zaakceptowania. W żadnych okolicznościach.

    Wszystko co wiem o świecie podpowiada mi, ze wpierw trzeba przynajmniej w czytelnych konturach umieć określić “jak i co” a potem przymierzać się do “kiedy”.

    I nie, nie podoba mi się to co widzę i wiem o świecie. Ale tez wiem dość o naturze ludzkiej żeby być fatalistą. Tzn – gdyby coś, powiedzmy jakiś kataklizm “zresetował” ludzkość do poziomu sprzed kilku tysięcy lat to myślę ze historia potoczyłaby się nieomal identycznie. Przynajmniej w jej ogólnych zarysach.

    1. Już się miałem podłączyć do dyskusji, ale widzę, że jak żeś był niereformowalnym demokrato-socjalistą tak Ci ku..rwa zostało :))))))

      Władza władzą, ale czy władza musi kraść? Czy władza musi być rozdęta do rozmiarów wieloryba urzędowego, który pochłania POdatki niczym kryl? I oczywiście ciągle mało, stołeczki pączkują.

      Jeżeli tak to ma wyglądać, to nie ma się nad czym zastanawiać tylko trzeba “chycić sikiere” i… redukować samemu. Innej drogi nie widzę niestety. Dość pitolenia o potrzebnej władzy! A co to jest ta władza i na co nam ona? Potrzebne Ci to?! Do czego? Chyba jedynie po to, żeby pilnowali prawa, które skrzętnie wszyscy próbujemy omijać.

      Wkurwi..eś mnie teraz cholernie! :)))))))))

      1. Pokaz mi cień pomysłu jak miałby funkcjonować świat bez władzy a przejmę od ciebie te siekierę i sam zacznę rąbać:D:D:D

        1. Władza nie jest nikomu potrzebna. Potrzebny jest rząd. Tylko nie pisz, że to jest to samo.

          Czy trzeba regulować krzywiznę banan ustawą?
          Czy trzeba nakazywać ludziom zapinać pasy?
          Czy trzeba ludziom mówić (kraść) gdzie mają lokować pieniądze (ZUS)?
          Czy trzeba tworzyć prawo, które sprytna księgowa omija na każdym kroku?

          Pomysł? A może ty wreszcie pomyślisz??????

          1. Nie no, w tym kwartale już myślałem, poproś mnie w listopadzie:/

            Regulacje o których mówisz nijak mają się do tematu rozmowy, wybacz.

            Ale, ale – wdałem się tutaj w przepychankę z dwoma przeterminowanymi już co nieco anarchistami a w żaden sposób nie odniosłem się do tekstu Klinowskiego.

            Współczuje ci Mat – spuszczasz się nad partycypacją, uczestniczysz w panelach, prowadzisz odczyty a reakcja na twoją robotę – jest “jebać władzę”

            Noithai, Miłośnik – układ sił jest taki że jeśli już ktoś kogoś będzie jebał to nie wy władzę a władza was.

  4. P.S
    No, chyba ze zamiast próbować ją jebać, spróbujecie ją zmieniać.

    1. Wielu juz probowalo grac w te gre, ale zawsze przegrywaja i budza sie z letargu, w najlepszym razie, z rekami po lokiec w gownie… Nie jestem anarchista, lecz realista. To sie, wbrew nam juz zmienia, lecz zmiany sa na tyle wolne, iz czesto mozna je przeoczyc. Jeszcze kilkanscie lat temu, poczatki lat 90, Andreotti mogl zlecic mafii zabicie przeciwnika politycznego i uszlo mu to zupelnie plazem, dzis Berlusconi leci glownie ze wzgledu na afere rozporkowa, ktorej ludzie sa swiadomi i poinformowani. Dzis informacje coraz trudniej ukryc, wprasowac i falszowac… Od tego musi zaczac sie zmiana. Od informacji i wiary w madrosc zwyklych ludzi. Takich malych kroczkow jest cale mnostwo, spoleczenstwa zaczynaja zdawac sobie sprawe z poziomu zaklamania i manipulacji elit rzadzacych. Jest to tylko kwestia czasu…

      1. Berlusconiego przewróciły ceny obligacji – z rozporkiem mógł szarżować ile chciał, rodacy raczej go za to lubili niż ganili 🙂
        Ale to tylko tak dla porządku.

        Cieszy mnie ze wreszcie zaczynasz mówić inaczej;) Przecież cały tekst Mateusza właśnie tego dotyczy! Dostęp do informacji jest podstawowym narzędziem partycypacji, świadomość jej córką – stąd już tylko kroczek do zmian.

        Ciekawią mnie wasze reakcje, twoja i Miłośnika – deklarujecie poglądy niemal całkowicie tożsame z tym co 150 lat temu np P.Proudhon – ale gdy nazwać je po imieniu – jako anarchistyczne właśnie – bronicie się przed tym rękami i nogami:)

  5. Trochę Ci się skumulowało z tą anarchią. Uważam takie porównywanie mnie za mocno nietrafione. Widocznie jednak uwielbiasz wyciągać pojedyncze poglądy a potem dopisywać do nich ideologiczne farmazony typu anarchiści i mój ulubiony „korwini syn”.

    Anarchista ze mnie? Czyli moje liberalne poglądy dot. wolnego rynku to też nic innego jak anarchia; w końcu twierdzę, że ograniczenia powinny zostać zniesione. To moje gorące apele namawiające do partnerstwa publiczno-prywatnego w zakresie turystyki to już skrajny… socjalizm pewno??? Za niedługo awansuję u Ciebie na antyklerykała a w innym przypadku zostanę Królem Królestwa.

    Zastanawia ciągle mnie także to, że za każdym razem jeśli ktoś próbuje przeczyć panującym „normom”, to zawsze musisz zadać pytanie o coś w zamian, o jakiś inny pomysł. A czemu Ty nigdy nie podsuniesz swojego nowatorskiego rozwiązania, skoro krytykujesz regularnie obecny stan rzeczy???

    Może jest tak dlatego, że wygodnie jest funkcjonować w świecie ułomnych przepisów, które można wykorzystywać na swoim polu zawodowym do zarabiania pieniędzy. Może zniknięcie absurdalnych obwarowań i „władzy” byłoby Ci nie na rękę, bo wtedy stałbyś się niepotrzebny, gdyż ludzie potrafiliby sobie radzić sami?

    Tak więc zrezygnuj z przypisywania komuś łatki na potrzeby błysków internetowych fleszy. To, że ktoś ma poglądy inne, nawet bardziej radykalne, wcale nie oznacza, że jest radykalistą. To, że wściekłego psa należy odstrzelić też nie oznacza, że zaraz „weźmiemy butelki z benzyną i polecimy na sejm”.

    Martwi mnie też fakt, że wyznajesz zasadę “wojowania” półśrodkami. Jak mawia Krzysiu Majchrzak to jest takie popierdywanie. Trzeba konkretnych zmian, trzeba konkretnego działania i zmiany mentalności. A Ty nazywasz to anarchią. Gratuluję.

    Pozdrawiam,
    Anarchista, korwini syn!

  6. Z moich przelotnych obserwacji samorządu terytorialnego: Ordynacja jest ważna, ale są i inne elementy układanki, IMHO bardziej zasadnicze: oktrojowany ustrój wewnętrzny samorządów, ścisłe uzależnienie od “partii” (tu zasadniczym, ale nie jedynym składnikiem jest ordynacja), mandat wolny. Szerzej: http://inteligentpracujacy.pl/w-strone-karykatury/

    Drodzy dyskutanci, cóż złego w anarchizmie? 🙂

Leave a Reply to dziadunio Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *