Konsensus prohibicyjny

Trwa dyskusja na temat OFE. Dość techniczna kwestia, gdzie odkładamy pieniądze na emerytury oraz ile kosztuje to budżet państwa urosła do rangi sporu o konstytucyjne pryncypia i prawa obywatelskie. Do tego, jak zwykle we wszystkich programach mówią do nas politycy, zregenerowani po świątecznym odpoczynku. Na zagadnieniach finansowych znają się świetnie, podobnie jak na bezpieczeństwie ruchu lotniczego, sprawach kolei, in vitro czy dopalaczach. Ale kogo zapraszać zamiast? Poważni ludzie, zmęczeni po pracy wracają do swoich rodzin. Politycy stłoczeni w Warszawie, często daleko od rodzin, są do dyspozycji i nic dziwnego, że zamiast sejmowego hotelu wolą telewizyjne studia. Dziennikarzom też łatwo ich znaleźć. A polityczny klucz zapewnia kontradyktoryjność rozmowy. Przy okazji, także jej kontrfaktyczność.

Osobna kwestia, partie polityczne za pieniądze z dotacji budżetowych nie tworzą intelektualnego zaplecza, nie inwestują w reprezentujących ich stanowisko ekspertów, posiadane środki wydając na plakaty i billboardy. Dotacja zmalała, ale obowiązek tworzenia programów nadal nie istnieje. Para idzie w wyborczy gwizdek.

Wszystkie te – psychologiczne, socjologiczne, a może też antropologiczne czynniki decydują ostatecznie o kształcie debaty publicznej. W cieniu jej głównych wątków kryje się temat wraz ze zbliżającymi się wyborami coraz bardziej wstydliwy, niewygodny. Mowa o nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, która wprowadza mglistą obietnicę zmiany obecnej praktyki działania organów ścigania.

Dynamiczny wzrost liczby wykrytych i ukaranych przestępstw narkotykowych stanowić ma odpowiedź na rosnący rynek narkotyków, choć w rzeczywistości jest jedynie alibi dla policyjnej niemocy. Dzięki karaniu konsumentów Policja zyskuje też argument na rzecz rozbudowy antynarkotykowych struktur. Jak pokazują doświadczenia amerykańskie – rozrost ten nigdy się nie kończy, a walka z konsumentami, których nigdy nie zabraknie, to niewyczerpane źródło pieniędzy.

Wtorek, 11 stycznia. W siedzibie Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka rozmawiamy o przyszłości polityki narkotykowej w jej aspekcie prawnokarnym. Czy kiedyś doczekamy się, że polityka narkotykowa będzie miała jedynie karno-podatkowy aspekt? Pomarzyć można…

Na sali przedstawiciel Ministerstwa Sprawiedliwości, jest Prokuratura Generalna, więziennictwo, Naczelna Rada Adwokacka, wreszcie Biuro Rzecznika Osób Uzależnionych. Świat nauki, praktyki, narkotyków. Wśród znawców problematyki zgoda – karalność za posiadanie narkotyków nie ma sensu, a racjonalnych powodów nielegalności marihuany trudno się dopatrzyć. Niestety, opinie wyrażane na spotkaniach branżowych przez państwowych urzędników, a nawet naukowców, rzadko powtarzane są do kamery. Czym wyższa szarża, tym większe niebezpieczeństwo utraty dobrze płatnego stanowiska. Lepiej nie podpadać. Zresztą, kto chciałby słuchać głosów kwestionujących powszechnie podzielane opinie na temat szkodliwości marihuany, konieczności karania za narkotyki etc.? W Polsce panuje swoisty prohibicyjny konsensus. Skąd się wziął?

Padają różne teorie, które wyjaśnić mają, skąd powszechna zgoda na wojnę z narkotykami, czyli de facto brutalną rozprawę (kara więzienia!) z osobami, które zamiast po katolicku się upijać, wolą inny sposób rekreacji. Tajne służby, kompleks terapeutyczno-penitencjarny, narkofobia przeciętnego Polaka, media szukające sensacji i znajdujące ją w uzależnieniu… Moja hipoteza jest znacznie bardziej banalniejsza – to prostota politycznego projektu.

Prohibicja narkotykowa w Polsce jest dziełem strategii wyborczej, gdzie politycy stają się zakładnikami podnoszenia kar i kryminalizacji kolejnych złożonych problemów społecznych. Straszenie narkotykami to domena mediów, ale politycy doskonale potrafią się wpasować – pokazała to Minister Zdrowia Ewa Kopacz forsując absurdalne rozwiązania antydopalaczowe, miast skupiać się na problemie zdrowia publicznego, jaki dopalacze wywołały, a może jakiego dopalacze były przejawem. Mieliśmy już Ministra Ochrony Środowiska, który walczył z Naturą, teraz mamy Ministra Zdrowia, który woli karać, zamiast leczyć ewentualnych uzależnionych. Sama jest lekarzem, ale tytoń nałogowo pali.

Polityczne decyzje, histerie, obsesje i strategie kształtują – poprzez informacyjną tubę daną politykom do ręki – świadomość społeczeństwa. Wzmacniany sztucznie strach powraca do parlamentu i legitymuje kolejne zakazy. Zamiast walczyć z chorobą, izolujemy jej ofiary, czyniąc z tego narzędzie zarobku dla urzędników i zyskując sympatię ludu. Błędne koło zwrotnego wzmocnienia osiągnęło już takie rozmiary, że możliwe staje się przeforsowanie dowolnych zapisów niemal bez sprzeciwu. Czy istnieją jakiekolwiek inne problemy społeczne, oprócz narkotyków, gdzie występowałaby aż taka jednomyślność? OFE, służba zdrowia, zakaz palenia w zamkniętych pomieszczeniach?

Konsensus wokół karania za narkotyki, ścigania ich i delegalizacji stanowi niebezpieczeństwo dla demokracji. Pod pretekstem walki z marginalnym problemem społecznym (liczba osób uzależnionych od narkotyków to ok. 20 tys.) politycy forsować bowiem mogą rozwiązania szkodliwe, naruszające Konstytucję. Już dzisiaj mamy z tym do czynienia.

Każdy przypadek takiego nadzwyczajnego konsensusu powinien być sygnałem, że coś jest nie tak. Że związek pomiędzy przyjmowanymi rozwiązaniami, a racjonalnymi argumentami został zerwany. Racjonalność ma bowiem do siebie, że zwykle podpowiada nam wielość dróg, wybieranych później przez różne grupy interesu. To przekłada się na dystrybucję głosów. Jednomyślność jest dowodem, że podstawowy element demokracji został wyrugowany – na debatę miejsca już nie ma.

W jaki jednak sposób dokonać reformy prawa narkotykowego, skoro obowiązuję prohibicyjny, samo-wzmacniający się kompromis? Jak przerwać zaklęty krąg?

Odpowiedzialność spoczywa na dziennikarzach, co wielokrotnie już podkreślałem. Debata o polityce narkotykowej nie powinna toczyć się z udziałem polityków, tak jak wiele innych eksperckich debat. Ważne są też postawy urzędnicze – masowy głos sprzeciwu policjantów, prokuratorów, sędziów dałby do myślenia. Wbrew nim nie forsowano by antynarkotykowej paranoi. Ten sprzeciw wychodzi w badaniach, kuluarach. Oprócz policyjnych celebrytów – Jacka Wrony i Roberta Bretnera, którzy na zamówienie opowiadają bajki wyuczone na policyjnych kursach narkofobii, nie spotkałem policjanta czy prokuratora broniącego obecnych rozwiązań. Spotkałem za to policjantów, prokuratorów i sędziów biorących narkotyki.

System emerytalny to problem urządzenia gospodarki, organizacji rozłożonego w czasie transferu środków pomiędzy pokoleniami. Swobodny wybór pomiędzy ZUS i OFE nie wydaje się uświęconym Konstytucją wyborem pomiędzy państwowym zniewoleniem, a dobrodziejstwem rynków kapitałowych. To raczej kwestia ideologicznej oceny modeli społecznego zabezpieczenia. Polityka narkotykowa to nie jest kwestia wyłącznie ideologiczna. Karalność posiadania narkotyków nie tylko generuje koszty pieniężne, ale generuje skazania – umieszcza konsumentów narkotyków przed obliczem sądu, a często i w więzieniu. I to także tych, którzy marihuanę stosują nie jako rekreacyjną używkę, ale jedyne skuteczne dla siebie lekarstwo.

Jako pointa niech posłuży wieść zasłyszana w kuluarach. Posłowie na listę substancji zakazanych zamierzają wkrótce wprowadzić składniki leków przeciwprzeziębieniowych, np. popularnego Gripexu. W ostatnich latach obywatele w wielu krajach wywalczyli sobie dostęp do marihuany stosowanej dla celów medycznych. W Polsce zamiast tego czeka nas walka o medyczną efedrynę. To już nie jest krok wstecz, to kolejne pełne koło zatoczone przez prohibicyjny konsensus.

10 thoughts on “Konsensus prohibicyjny”

  1. Spór o OFE to nie jest kwestia ideologiczna, ani czysto techniczna. To fundamentalne pytanie, czy za 30-50 lat będziemy mieli z czego żyć. Przy obecnych tendencjach demograficznych oparcie się na modelu czystego transferu między pokoleniami spowoduje, że za jakiś czas jeden pracujący będzie musiał utrzymywać przeciętnie 1 albo nawet więcej emerytów. To będzie możliwe tylko przy tak drakońskich podatkach i składkach na ZUS, że kto tylko będzie mógł to wyemigruje albo ucieknie do szarej strefy. Czyli zafundujemy sobie w ten sposób totalne załamanie gospodarcze.

    Jeśli do tej pory uda Wam się zwyciężyć w sporze o politykę narkotykową, to może będziemy mogli przynajmniej złagodzić tę beznadzieję legalnym skrętem 🙂 Ale obawiam się, że w hierarchii ważności tematów system emerytalny – polityka narkotykowa, system emerytalny jest jednak sporo ważniejszy. Przy całej sympatii dla Twojej krytyki obecnego bezsensownego prawa narkotykowego.

  2. MP, w tym przypadku spór o pieniądze w ZUSie czy w OFE są ideologicznym sporem. Chodzi tak naprawdę o księgowe przesunięcie pieniędzy. Dzisiaj OFE mają obowiązek wykupywania za 60% posiadanego portfela wykupywać państwowe obligacji. Jest to wygodny instrument dla Państwa, bo pozwala na pewność że ktoś (czytaj obywatele) w ten sposób sfinansuje publiczny dług. Problem tylko w tym, że powoduje to odpowiednie powiększenie się długu publicznego w statystykach. To co proponuje PO to przesunięcie tych 60%, które idą na obligacje na konto indywidualne (czyli nie jak dotychczas) w ZUS. Pieniądze szłyby bezpośrednio na ZUS, czyli właściwie do budżetu. Po stronie długu publicznego znika kilkadziesiąt miliardów złotych, a pieniądze i tak zbierają się na koncie oprocentowanym tak jak obligacje – czyli nic się nie zmienia, jedynie księgowy zapis.

    Z “zaklętym kręgiem” to niestety prawda. Kiedy nawet uda mi się czasem przekonać jakąś starszą osobę do tego, że marihuana nie jest tak szkodliwa i nie powinno się karać jej posiadania i tak słyszę za jakiś czas, że zapomina o wszystkim co mówiłem i powtarza stare, podważone przeze mnie argumenty. To siedzi głęboko w głowach i jest to smutne.

  3. Liczba uzależnionych w Polsce jest wielkorotnie wyższa od 20 000 o których napisałeś. Jeśli prawdę mówi słynny raport WHO – biblia marihuanistów – to uzależni się co 3-4 próbujący i co 2 sytematycznie palący. A przecież wg szacunków pali w Polsce od 1-3mln ludzi. Od razu widać coś nie gra w statystyce. A może wogóle nie liczysz uzależnionych od marihuany z takiego powodu że w to nie wierzysz? -chyba tak. Jsśli chodzi o efedrynę – czy zdajesz sobie sprawę że popularne leki bez recepty zawierające efedrynę i pseudoefedrynę są ćpane przez młodzież jak landrynki? zapytaj w dowolnej aptece czy młodzież kupuje takie specyfiki – prosta rzecz a otwiera oczy. Więc jak słyszę reklamy leku na katar w radiu gdzie podają w drugim zdaniu że składnikiem jest pseudoefedryna – to dla kogo jest informacja? dla tych 15-20 letnich ćpunków którzy jeszcze nie wiedzą co trzeba kupić za 5,40 PLN żeby dobrze przyćpać? Czy wiedziałeś o dużym problemie ćpania leków przez dzieci i młodzież ? Wiadomo że ani Ty ani Twoi znajomi w wieku 30 lat nie łykną listka tabletek, ale co zrobią 14-17 latki jak lek jest bez recepty? No przecież za kilka lat to może być Twój syn jeśli masz dzieci albo planujesz.
    Pozdrawiam

    1. @Jack

      (1) Raport WHO bazował na wiekowych już badaniach o dość wątpliwej metodologii. Nowsze (1994) pokazują, że marihuana nie uzależnia do 30% palaczy i co drugiego regularnego, lecz jedynie 9% systematycznie sięgających po jointa. Liczbę uzależnionych w Polsce mamy określoną dość dobrze. Problemowi użytkownicy to ok. 100.000, z tego maksymalnie 1/5 uzależniona jest od opiatów. Ilu z pozostałych to uzależnieni od marihuany? Trudno powiedzieć, ale liczba ta nie jest zawrotna.

      (2) Zdaję sobie sprawę z popularności efedryny i DMX wśród dzieciaków. Leki z efedryną są również wykupywane w celu produkcji meta-amfetaminy. Jednak nie można z tego powodu wycofywać bardzo przydatnych specyfików z handlu! Z nadużyciami ze strony aptek czy producentów trzeba walczyć, młodzież trzeba zaś edukować. Tymczasem najprościej jest po prostu wciągnąć coś na listę narkotyków. Czy chcesz również zakazać zapalniczek, kleju, gałki muszkatołowej? Młodzież też po nie sięga…

      Pozdrawiam!

  4. Tylko jest jedna zasadnicza różnica między obligacjami, a wirtualnym zapisem w ZUS-ie. Obligacje to realne aktywa – papiery wartościowe, które są zbywalne, czyli OFE może je sprzedać na rynku finansowym. Poza tym ewentualne niepokrycie przez Skarb Państwa roszczeń z tytułu obligacji byłoby równoznaczne z bankructwem Polski, kompletną utratą wiarygodności na światowym rynku finansowym. A to by się łączyło z utratą możliwości dalszego pożyczania pieniędzy.

    Z kolei zapis na rachunku w ZUS-ie ma charakter wyłącznie wirtualny – nie można go zbyć, w prawnym znaczeniu nie jest roszczeniem. Za kilka lat politykom będzie bardzo łatwo dojść do wniosku, że w ZUS-ie nie ma pieniędzy, więc trzeba po raz kolejny “zreformować” system. W takim przypadku te wirtualne “pieniądze” na rachunku w ZUS-ie pójdą na pierwszy ogień. A wiarygodność Polski na rynkach prawie w ogóle nie ucierpi, bo przecież w kość nie dostaną inwestorzy, tylko wyłącznie indywidualni emeryci.

    Czyli w największym skrócie ta zmiana to nie jest wyłącznie zabieg księgowy, ale degradacja przyszłych emerytów z kategorii pełnoprawnych wierzycieli państwa tak jak posiadacze obligacji (czyli tak jak instytucje międzynarodowego sektora bankowego) do niższej kategorii posiadaczy wirtualnego zapisu, będącego wręcz zaproszeniem do przyszłej jego dalszej degradacji przez polityków.

    1. @MP

      1. W swoim wpisie zwracałem przede wszystkim uwagę na to, że stosunkowo (!) mało ważna kwestia przesunięć składek pomiędzy filarami porusza tłumy, grozi rewolucją, zaś masowe zamykanie ludzi przez policję i kierowanie aktów oskarżenia do sądów (20 tys. rocznie!) za posiadanie narkotyków nikogo nie rusza.

      2. Co do samej reformy reformy emerytalnej, też mam nieco inne zdanie. Zgadzam się, że sposób finansowania przyszłych emerytur wymagał zmiany. Zmiana ta jest kosztowna, ale czy musiała przybrać formę II filara w stylu OFE? Równie dobrze mógł tym zająć się ZUS i byłoby to rozwiązanie tańsze.

      3. Emerytury kapitałowe niekoniecznie są rozwiązaniem najbezpieczniejszym, najsprawiedliwszym i najefektywniejszym. To zależy od zachowania się globalnych rynków i strategii inwestycyjnych funduszy. Tą określają politycy, podobnie, jak robiliby to w przypadku ZUS. Do tego nie ma wątpliwości, że jest to rozwiązanie drogie, co pokazały polskie doświadczenia.

      4. Masz rację, że pieniądze w OFE oznaczają posiadanie tytułu prawnego po stronie pracownika. A zakładnikiem ich bezpieczeństwa jest wiarygodność naszego kraju i rządu. Jednak zapis w ZUS też ma zakładnika – jest nim rząd, który będzie pod presją rosnącej przecież w naszym kraju grupy emerytów. Można sobie wyobrazić taką sytuację w przyszłości, gdzie w “emeryci z ZUS” wymuszają na politykach wyższą rewaloryzację składek, na co rząd zaciąga kolejne pożyczki na rynku kapitałowym, co obniża wartość jednostek uczestnictwa w II filarze “emerytów kapitałowych”.

      Nie jestem specjalistą od zabezpieczenia społecznego, ale drażni mnie dogmatyczna obrona OFE i II filara. Trzeba patrzeć rządowi na ręce i krytykować jego działania, zwłaszcza, jeżeli mają charakter półśrodków. Ale nie przesadzajmy też z wiarą w emerytury kapitałowe. Problem emerytur i ich wysokości nie jest bowiem domeną wyłącznie ekonomii – to również, a może przede wszystkim polityka. Trzeba nań więc patrzyć szerzej.

      Pozdrawiam!

  5. @Mateusz
    z próżnego i polityk nie naleje… A pozostawiając ZUS i system repartycyjny jako podstawę naszego systemu emerytalnego właśnie z tym problemem będziemy mieli do czynienia za 20-30 lat.

  6. Mp:

    Jeśli chodzi o zmianę, która ma na celu przesunięcie środki z OFE do ZUS system repatriacyjny nie ma tu nic do rzeczy, a to właśnie ze względu, o którym mówiłem to znaczy ze względu na utworzenie w ramach ZUS indywidualnych kont. Choć nie jest to przekonujące, może to wręcz być pierwszym krokiem do reformy ZUSu i powolnego zniesienia systemu repatriacyjnego na rzecz indywidualnych kont, na których każdy obywatel ciupie na swoją emeryturę.

    Argument, że ułatwia to zagarnięcie naszych pieniędzy przez rząd? Sory, ale mimo że pozycja obywateli Węgier była taka sama jak nasza, nie przeszkodziło to politykom na całkowite usunięcie OFE z horyzontu. Nawet zapis w Konstytucji nie pomógłby w tym względzie, jeśli politycy chcieliby znieść OFE.

    A co do długu? To chyba średni argument, że rząd może finansować dług Państwa w sposób ukryty, bo to i tak my za to płacimy. Chyba lepiej, żeby ten dług był widoczny jak na dłoni, a rząd byłby zmuszony do innych rozwiązań?

    Tak jak powiedział Matuesz, nawet totalna wolność inwestycji ze strony OFE nie gwarantuje nam wysokich emerytur – ale z drugiej strony takiego zwrotu w dłuższej perspektywie 20 – 30 lat jak inwestycje w fundusze akcyjne – jak zwykle robią to OFE w części, w której mogą – nie przynoszą żadne inne instrumenty. Ale to przesunięcie, o którym debatujemy ma minimalne znaczenie w kwestii naszych emerytur. Aktualnie płacimy na OFE 7,5% – z czego 60% OFE muszą inwestować w obligacje RP, a wedle reformy będziemy płacić 2,5%, ale OFE będą miały pełną swobodę do rozporządzania tym pozostałym 30%. Wniosek? Prawie nic się nie zmieni. To że coś “może się stać w przyszłości”? Temu nigdy nie możesz zapobiec. Polską może zawładnąć jakiś Hitler II i chuja nam będzie po naszych emeryturach. Ale na dzień dzisiejszy owa reforma niewiele znaczy dla naszych emerytur za 20-30 lat.

    Natomiast jeśli chodzi o kwestię marihuany? Mam swoje utrwalone zdanie i przekonuje do niego każdego kto chce o tym dyskutować. Niestety, większość nie chce.

  7. @pb,
    “repartycyjny”, nie “repatriacyjny”. I nie masz racji – te 5%, które według planów rządu mają trafić do ZUS-u nie będą na tych kontach odkładane, ale wydawane na bieżące emerytury. Czyli obywatel nie “ciupie sobie na swoją emeryturę”, ale finansuje bieżące wypłaty emerytur, w zamian uzyskując nieprecyzyjną deklarację rządu, że za kilkadziesiąt lat on z kolei emeryturę dostanie, ale nie podparte żadnymi istniejącymi aktywami, nawet obligacjami.
    Więc tak naprawdę rząd nie będzie miał tu już czego zagarniać, bo tych pieniędzy nie będzie. A różnicę między przyszłym niespełnieniem przez rząd tej nieprecyzyjnej deklaracji, a niespłacaniem obligacji, w które zainwestowały OFE wyjaśniłem już wcześniej.
    Oczywiście zgadzam się, ze hipotetyczny przyszły Hitler jest w stanie rozwalić obydwa systemy i sporo innego przy okazji… ale planując jakikolwiek system emerytalny siłą rzeczy trzeba zakładać brak wielkich dziejowych katastrof.

    Trochę też Ci się pomyliło co do “jawnego” i “ukrytego” długu. To w chwili obecnej mamy do czynienia z długiem jawnym, bo OFE inwestują w obligacje SP wykazywane we wszystkich wskaźnikach. Zgodnie z propozycją rządu dług jawny będzie zamieniony na ukryty, bo zapisy na proponowanych rachunkach w ZUS-ie nie będą wliczane do długu. Więc zdecydowanie się z Tobą zgadzam, że dług jawny jest lepszy od ukrytego, ale wyciagam z tego odwrotne wnioski 🙂

  8. Dochodzi jeszcze kwestia interpretacji zapisu czym tak naprawdę jest emerytura? czy świadczeniem socjalnym? czy może inną formą pomocy państwa?
    Jeśli jest to świadczenie socjalne to władzuchna może je odebrać w całości albo szafować wysokością tego świadczenia i wówczas nasze, ciężko przecież zarobione pieniądze znikają a nam pozostaje do spłacenia dług publiczny który ta władzuchna wypracowała.

Leave a Reply to leon Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *