Złamanie ciszy wyborczej!

Coś dla zwolenników Kosmosu
Coś dla zwolenników Kosmosu

Cisza wyborcza urosła do rozmiarów demonicznych. Kolejny absurd w ramach antydemokratycznego systemu sprawowania i wyłaniania władzy. Wybory samorządowe w całości zdominowały partie polityczne, nawet na poziomie rad miejskich. Ordynacja wyborcza skutecznie uniemożliwia start osobom zaangażowanym, o ile zaangażowanie nie dotyczy życia partyjnego. Zgodnie ze schematem: chcesz startować, znajdź jeszcze przynajmniej kilkanaście innych osób chętnych do kandydowania. Zamiar kandydata obejmować więc musi zamiar innych osób. Ich kolektywnego uzgodnienia dokonuje mistrz ceremonii o osobie wyborczego pełnomocnika. W ostatecznej instancji – szefa partii. Chorzy na władzę politycy z pierwszych stron gazet decydują więc, kto znajduje się na listach w miastach i mieścinach.

Podobnie, gdy mowa o kandydowaniu na fotel burmistrza. Kandydat albo wysuwany jest przez środowisko, albo rejestruje grupę kandydatów-słupów. Inicjatywa obywatelska ponownie więc znajduje się w rękach innych. Są to ręce wystające z wnętrza parlamentu. Niekoniecznie wskazujące na regionalne indywidualności. Raczej na sprawdzonych partyjnych dygnitarzy.

Wszystko to generuje mnogość list, na których roi się od kandydatur kuriozalnych, na poły mistycznych. Ich liczba przekłada się na spadek zainteresowania wyborców. W gąszczu nazwisk głosuje się na partie, albo nazwiska znane. Startują więc Wojtyłowie, Kaczyńscy, wkomponowani w listy o odpowiednim ideologicznym zabarwieniu.

Cisza wyborcza zakazuje agitacji, zakreślając sztywny termin (48h). Ale treść raz upubliczniona nadal wybrzmiewa w ciszy. Zupełnie w tym schemacie nie mieści się Internet, nie tylko z uwagi na powszechność przekazu, ale i rozwiązania techniczne. Przewijające się treści są złamaniem ciszy, ale te pozostające niezmiennie i stale, już niedozwoloną agitacją nie są. Co jednak z portalami społecznościowymi? Czy nawoływanie do głosowania własnych przyjaciół jest niedozwoloną agitacją? Jeżeli tak, to czy wysyłanie emaili też? A dzwonienie?

Zakres agitacji łamiącej ciszę nie może być zakreślony dowolnie szeroko, jak ma to miejsce dzisiaj. A Internet nie może być traktowany jak prasa. Prowadzi to do absurdów, które żeby rozwiązać PKW będzie musiała odwołać się do sił wyższych. Agitacja w ciszy wyborczej urasta do miana narkotycznego środka zastępczego – staje się wytrychem, za pomocą którego ustawodawca depta nasze konstytucyjne swobody. Nieważne, czy wybory, czy dopalacze – znów państwo wchodzi w nasze życie butami.

Czy blog może stać się elementem kampanii? Miejscem niedozwolonej agitacji? Czy ten wpis pojawił się wczoraj, czy dzisiaj? Oto ZAGADKA z dużej litery! A czy wklejenie linka jest dozwolone? Co jeżeli publikuję ten wpis z wczorajszą datą? Albo opublikowałbym wczoraj z jutrzejszą? Albo jeszcze jakoś inaczej… Liczy się więc rzeczywisty, czy deklarowany moment publikacji? Kto go ustali? Jak dokładny musi być pomiar?

Coś dla zwolenników Teokracji Izrael
Coś dla zwolenników Teokracji Izrael

Przyjmijmy, że w grę wchodzi rzeczywisty moment agitacji. I że jakoś (jak?) jesteśmy w stanie go ustalić. Co zatem ze zmieniającymi się reklamami, które nie są dozwolone? A ciągnięte za samochodami billboardy? A obracająca się Ziemia? Prowokuje to wreszcie pytania znacznie głębsze, ale dla PKW niesłychanie istotne – gdzie jest Internet i w jakim czasie jest liczony? Czym jest czas i miejsce?

Potrzebujemy Sądu Najwyższego fizyków, a może i protofizyków. PKW powinna zażądać pomocy ze strony filozofów, a nawet teologów, wszak wszystko to są sprawy boskie. Co dalej?

Zamiast brnąć w głupie zakazy, które służą głównie ściganiu przypadkowych osób, powinniśmy zażądać prawdziwej wyborczej ciszy, wyeliminować to, co rzeczywiście szkodzi lokalnej demokracji. Bez kampanii w mediach, bez wyborczych plakatów i tablic, bez zaśmiecania wyborczą propagandą ocierającą się o pustosłowie, wybory lokalne byłyby ciekawsze. Kandydaci stawialiby na Internet oraz ulotki, a więc znacznie bardziej bezpośredni kontakt z wyborcą niż obecnie.

Nie kwestionuję potrzeby zaprzestania publikacji wyników sondaży wyborczych. Dyktatura wróżbitów sprowadziła upadek na Rzym. Ale cisza wyborcza ograniczona w czasie i nieograniczona w przestrzeni przekracza granice przyzwoitości oraz rozumu.

Jutro (a może pojutrze?) pierwsze i być może ostatnie wybory, w których będę głosował na siebie. Zrobię to chętnie, bowiem uważam, że Wadowice, Polska i Galaktyka potrzebują silnego człowieka, który potrafi oporządzić obejście. A jak trzeba, obejść zastany porządek.

Czy to już agitacja? Czy kreacja? Wszystko zależy od miary. W tym przypadku, miary czasu i ekranu.

One thought on “Złamanie ciszy wyborczej!”

  1. Mam podobne spostrzeżenia, poszedłbym nawet dalej w kwestii publikacji sondaży. W mojej opinii sondaże “gdyby wybory odbywały się dzisiaj” to najbardziej szkodliwy element tego magicznego trójkąta: – sondaże, media, partie. Najpierw sondażownia określa jakie kto ma poparcie potem dalekie od obiektywności media promują “partie które mają poparcie” a potem wybory “najpopularniejszych”. To co jest istotą polityki, czyli roztropna troska o dobro wspólne nie jest przedmiotem dyskusji.Nie wiem czy udałoby się zabronić publikacji sondaży w ogóle ale na pewno należy uświadamiać wyborców jak to działa, a szanujące odbiorców media nie powinny żadnych sondaży wyborczych publikować.

    Drugie bardzo negatywne zjawisko to finansowanie “popularnej” kampanii przez partie polityczne (także z dotacji z podatków). Czyli kandydaci niepartyjni finansują kampanię swoich partyjnych przeciwników.

    Dalekie to jest od sprawiedliwości.

Leave a Reply to Piotr Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *