Jest krzyż, jest impreza

gimme five

Ostatnie wydarzenia ilustrują ponadczasowość tezy, iż znaczenie symbolu zawsze zależy od kontekstu, w którym się ów symbol przywołuje. Ryba na wigilijnym stole nie jest już znakiem chrześcijańskiego bractwa uciemiężonych, lecz konsumpcyjnego rozpasania napędzanego drogim kredytem dla ubogich. Chwilówką zapomnienia. Triumfu nad humanizmem żarłocznego kapitalizmu finansowego rodem z jarmarcznej budy (w Krakowie święta zawsze budą się ścielą, przysłaniającą architekturę i mizerię).

Jeśli już przywoływać humanizm, ostatecznie stoi on zwykle po przeciwnej stronie religii, która z definicji skupia się na czymś innym niż człowiek. Czymś większym.

O dziwo bitwa o krzyż, kolejna z najważniejszych bitew w historii ludzkości, rozgrywana niemal w tym samym miejscu co poprzednia, interpretowana jest jako zwarcie świeckości państwa z dyktaturą religii. I napaść na świętość. W ten sposób widzą ją prawicowe kręgi myślicieli, rozumieją ich dymiące od emanacji spisków głowy. Słynąca z nietrafnych sądów i splątanych analiz dr Barbara Fedyszak-Radziejowska wygłupy wesołej społeczności fejsbóka podnosi do rangi polityczno-cywilizacyjnego sporu z chrześcijaństwem. Hierarcha ze Świętej Góry dostrzega w tym palec Złego, a nocną wyprawę anty-krzyżowców spod Zakusów i Podrygów piętnuje jako wydarzenie polityczno-satanistyczne.

Jacyż śmieszni ci nasi hierarchowie. Jak sympatycznie nietrafni intelektualiści z dominacją prawej półkuli i tytułami doktorskimi. To przecież zupełnie inny problem. Świeckość polski nie dlatego staje pod znakiem zapytania, że były milicjant przyniósł harcerzom krzyż. A ci w odruchu serca spontanicznie rozstawili go niczym namiot na biwaku. Na marginesie, harcerze do dzisiaj nie są w stanie zidentyfikować przyczyn, a nawet ciągu zdarzeń, który doprowadził do wzniesienia Symbolu. Choć wzorem starszych kolegów powołali w tym celu drużynę śledczą.

Krzyż okazuje się zdarzeniem bezprzyczynowym, cudem. I nie jest to, wbrew histerycznym komentarzom, cud wymierzony w niewierzącą większość Polaków.

Problem rozdziału państwa od Kościoła jest ważny, ale nie najważniejszy. To nie Kościół zadłuża Polskę w szybkim tempie, opiera się ekologicznym innowacjom, pielęgnuje archaiczne struktury gospodarcze, polityczne, społeczne. Kolegów i krewnych. To nawet nie osławiona, działająca poza konstytucyjnym porządkiem państwa, Komisja Majątkowa stanowi o kryzysie finansów publicznych. To nie Kościół wreszcie zatrzymuje i skazuje każdego roku tysiące młodych ludzi na karę więzienia za posiadanie marihuany.

Spór o krzyż nie jest sporem konstytucyjnym. A jedynie smutnym potwierdzeniem tego, że religia jest zwykle pożywką wariatów, ludzi podatnych na manipulacje. Sama zaś tym manipulacją służy.

gimme five 2Publicysta Tomasz Terlikowski piskliwym głosem nieznoszącego sprzeciwu proroka wieszczy przyczyny zacięcia obrońców – nazywanie wariatów po imieniu, winne jest ich popadnięciu w krzyżowy stupor… Szybki rzut oka na obrońców krzyża, wsłuchanie się w ich pełne lęku wyznania, analiza rysów czaszki, mimiki, doboru słów… dominuje splątanie. Myśli próżno się dopatrzyć.

Po drugiej drogi krzyżowej tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy kontestatorów. I znów Terlikowski zalicza pudło – pokolenie JP2, które wreszcie zamanifestowało swoją prawdziwą naturę nie przyszło szargać świętości, atakować religię. Przyszło odpowiedzieć absurdem na absurd, teatrem na kiepski skecz.

Sama obecność Borubara na pokładzie nieszczęsnego Tupolewa odbiera tragicznej katastrofie ważny wymiar, redukując ją do poziomu komedii, dopełniającej komediową biografię. Teraz krzyżem przekreślono i samą katastrofę. Unieważniono jako wydarzenie.

Dla młodych ludzi, ale także dla mnie, nieco starszego, obśmianie katastrofy, a z nią zwolenników spiskowych interpretacji, także tych rodzin ofiar, które ulegając nastrojom przyrównują się już do pomordowanych oficerów, jest jedyną sensowną reakcją. Co można zrobić więcej, by ocalić poczucie realności?

Krzyż ustanowił portal do innego świata – w nim zanurzył się już Zmarły Prezydent, pociągając za sobą Brata – Ponuraka. Nic dziwnego, że przy portalu pojawiają się postaci bajkowe, fantastyczne, ale i zmyślni obrońcy oznakowań przejazdów kolejowych. Nawet ukazanie się w oknie papieża samozwańca trudno odbierać jako drwiny z religii. Sardoniczny uśmiech wykrzywionego w spazmie bólu ciała nie jest przecież oznaką radości.

Terlikowski myli się więc, jak zwykle, podwójnie – nie tylko nie rozumie istoty sporu, jego stron, ale nawet jego konsekwencji. Kościół, dopóki zachowuje atrybuty swej władzy w postaci umocowania prawnego, a raczej poza-prawnego, pozostaje niezagrożony. Pokolenie, które do niedawna było nadzieją katolickiej Polski, reaguje śmiechem, bo w niewiele już wierzy. Europa przeciera oczy ze zdumienia.

Coś, co miało być początkiem pomnika katastrofy (takie pomniki stawiamy najlepiej), w przewrotny sposób stało się gumką wymazującą jej znacznie ze świadomości odbiorców medialnej papki. Szalony Brat chcąc upamiętnić słabsze pisklę, cisnął w nie krzyżem zapomnienia. Jak zwykle wyzwolił siły, których sam nie był w stanie kontrolować. Tym razem wyjątkowo nie w postaci tajnych służb. Chociaż…

Jedno jest pewne – przegrał krzyż. Od dzisiaj w Polsce stał się on symbolem żenady, zachętą do kpin, balu przebierańców, znakiem polskiej śmieszności, małości, paranoi. Obrońcy krzyża w dawnych czasach budzili strach i przerażenie. Dziś budzą jedynie niewyczerpywalne Polaków drwin zasoby. Kółko i krzyżyk historii.

Tak jak Ameryka ma swoich superbohaterów, tak od teraz mamy ich własną, swojską i przaśną wersję. Obrońcy krzyża przybywają z wiosek, gromadzą się pod swoim znakiem, by naprawiać niesprawiedliwości i przywracać porządek. Stawiajmy zatem krzyże, piętnujmy nimi naszą chorą rzeczywistość.

Takie czasy. Jezus schodzi z krzyża, ustępując miejsca Bratu. Swastyka staje się symbolem judaizmu, a dolar szczęścia. Szturmowcy Imperium czyhają już za rogiem w 3D. Szykujmy różowe okulary.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *