Debata o polityce narkotykowej na UJ

polityka narkotykowa

Koło Nauk Politycznych UJ w ubiegłą środę (5.V) zorganizowało debatę ekspercką na temat polityki narkotykowej. Wraz z Grzegorzem Wodowskim (Monar Kraków) reprezentowałem Polską Sieć ds. Polityki Narkotykowej. Naprzeciw nas zasiedli Robert Bretner (Komenda Wojewódzka Policji) oraz mgr Marek Przychodzeń (doktorant UJ przedstawiający się jako wykładowca i filozof uniwersytecki).

Spotkanie rozpocząłem od krótkiego wstępu, w czasie którego wskazałem podstawowe problemy polityki narkotykowej w Polsce:

(1) arbitralność i brak naukowych podstaw w odmiennym sposobie traktowania legalnych (alkohol i nikotyna) oraz nielegalnych (tzw. narkotyki) substancji psychoaktywnych;

(2) mit szkodliwości wszystkich narkotyków;

(3) zastosowanie w Polsce archaicznych rozwiązań prawnych ukierunkowanych na walkę z posiadaniem narkotyków, co w praktyce oznacza represjonowanie konsumentów oraz okazuje się nieskuteczne w ograniczaniu poważnej przestępczości narkotykowej;

(4) skandaliczne praktyki policji i prokuratury, która wykorzystuje obowiązujące prawo do ścigania i karania więzieniem osób, które w ogóle nie powinny stać się przedmiotem postępowań karnych (wprowadzenie przestępstwa posiadania narkotyków pomyślane bowiem zostało jako przykład tzw. kryminalizacji zastępczej, czyli stanowić miało ułatwienie w karaniu osób zamieszanych w poważną przestępczość narkotykową).

Robert Bretner zaczął od garści osobistych refleksji nad losem znanych mu konsumentów zakazanych używek. Okazało się, że p. Bretner był świadkiem, gdy „w konwulsjach i bólach tracili życie” 30, 22, 19, a nawet 12-letni chłopcy. Oczywiście na skutek narkotyków. Nie do końca udało mi się uchwycić konkluzję płynącą z tego chwytającego za serce wyznania  policjanta. Podejrzewam, że chodziło – o zgrozo! – o to, że obowiązujące w Polsce prawo jest po prostu zbyt łagodne i częściowo przynajmniej ponosi odpowiedzialność za te niefortunne śmierci.

Jak zauważył p. Bretner narkotyki są złe, szkodliwe, zabijają. Nie przynoszą ukojenia. Najwyraźniej więc medyczne zastosowania marihuany, LSD, MDMA i innych tzw. „narkotyków”, czy przeciwbólowe własności opioidów są wymysłem sterowanych przez wszechmocny narkobiznes lekarzy.

Zdaniem Roberta Bretnera, przemawiającego tekstami wprost zaczerpniętymi z policyjnych ulotek o narkotykach, młodzi ludzi tracą życie i zdrowie w kontakcie z narkotykami. Ale to, że kilkusetkrotnie więcej z nich w kontaktach z Policją traci wolność, a często również przeżywa śmierć cywilną, już go nie boli. Policja bowiem robi jedynie to, co musi, a to sądy dokonują niedoskonałej kwalifikacji prawnej.

Szkopuł w tym, że znakomita ilość spraw o posiadanie jest wynikiem łapanek policyjnych czy bezprawnych kontroli osobistych, na ogół stosowanych względem ludzi zupełnie przypadkowych. Orzekane kary więzienia za posiadanie są zaś wynikiem zastraszania przez Policję w różny sposób podejrzanych, między innymi poprzez automatycznie stosowane czasowego zatrzymania (do 48 godzin).

Policja musi działać zgodnie z prawem – zadeklarował p. Bretner. Ale dlaczego tego właśnie nie robi? Dlaczego konsumenci narkotyków są traktowani jak gorsza kategoria ludzi? Dlaczego ich prawa obywatelskie są naruszane? Na te pytania odpowiedzi już nie padły. W zamian Robert Bretner stwierdził, że w 90% (!) przypadków osób zatrzymanych z nieznaczną ilością narkotyków Policja jedynie dokonuje adnotacji w dokumentach. Nic więcej (!!!).

O czym świadczy ta wypowiedź? Czy wyspecjalizowany w problematyce narkomanii oficer pracujący w Komendzie Wojewódzkiej Policji żyje na innej planecie? Czy nie wie on, że aż 86% przypadków posiadania narkotyków zakwalifikowanych przez prokuratury krakowskie w 2005 roku jako przypadek zasługujący na karę pozbawienia wolności dotyczyło mniej niż 1g marihuany (tak w: K. Krajewski, Sprawy o posiadanie narkotyków w praktyce sadów krakowskich. Raport z badań.)?

Znów zatem mamy do czynienia z kompromitacją organów ścigania. Ich wysocy rangą przedstawiciele snują publicznie jakieś oderwane od rzeczywistości opowieści o liberalnym podejściu Policji do przestępstwa posiadania narkotyków z jednej strony i umierających w bólach dzieciach z drugiej.

Oto rzeczywistość (w rzędach wielkości). Konsumenci narkotyków w Polsce: 1.000.000. Problemowi konsumenci: 100.000. Uzależnieni od heroiny: 10.000. Ofiary śmiertelne narkotyków: 100. Liczba osób, przeciwko którym policja prowadziła dochodzenia lub śledztwa w sprawie o posiadanie narkotyków: 10.000. Liczba skazanych na pozbawienie wolności za posiadanie: 10.000.

O czym więc pan mówił, panie policjancie Bretner?

Grzegorz Wodowski skupił się na implikacjach polityki narkotykowej w leczeniu uzależnień. Podniósł przede wszystkim to, że szkodliwość narkotyków jest wypadkową nie tyle szkodliwości samej substancji, co kontekstu politycznego i społecznego, w którym ona występuje. A zatem następstwem polityki narkotykowej.

Surowe prawo karzące za posiadanie jedynie zwielokrotnia domniemane zło związane z narkotykami. Powoduje więcej problemów, niż rozwiązuje. Pracujący z osobami uzależnionymi, w przeciwieństwie do policjantów przyglądających się jedynie ich „śmierci w konwulsjach”, nie mają co do tego najmniejszych wątpliwości.

Grzegorz Wodowski poruszył też problem wątpliwej jakości metod leczenia stosowanych w Polsce przez Monar w miejsce substytucji. Metody te są wynikiem moralnego potępienia narkomanii, które niestety znajduje wyraz w przyjmowanych w Polsce rozwiązaniach prawnych. Powszechne jest przekonanie, że narkomanii sami są sobie winni, więc proces leczenia powinien być dla nich na tyle bolesny, aby zmazali swoją winę i spłacili tym samym dług społeczeństwu. W konsekwencji, w Polsce narkomanię leczymy nieskutecznie, drogo, przydając leczonym dodatkowych cierpień. Ale przynajmniej zgodnie z moralnymi przekonaniami tych, którzy wywierają wpływ na kształt prawodawstwa i politykę narkotykową.

Czy jednak moralne przekonania powinny być drogowskazem w rozwiązywaniu społecznych problemów? Zwłaszcza, jeśli oparte są na fałszywym obrazie rzeczywistości?

Wątpliwości tutaj nie miał Marek Przechodzeń. Człowiek to zwierze rozumne, a więc narkotyki są złe, bo rozum niszczą. Są więc przeciwko naturze człowieka. Kto bierze narkotyki, szkodzi sobie, społeczeństwu i nie powinniśmy się nim przejmować. Polityka narkotykowa nie jest więc problemem. Albo inaczej – jest problemem tych, którzy nie są porządni, robią źle, nie są dobrze wychowani.

Spontanicznie zaaranżowana sonda pokazała, że na widowni nie znajduje się nikt, kto nie występowałby przeciwko rozumowi. Każdy coś brał. A zatem ostatecznie nikt nie okazał się być człowiekiem.

W opinii mgr Przechodzenia to konsumenci narkotyków są odpowiedzialni za zorganizowaną przestępczość narkotykową (nie zaś zła polityka narkotykowa), gdyż „bez popytu nie ma przecież podaży”. Konsumenci niszczą więc nie tylko człowieka (rozum) w sobie, ale i społeczeństwo. Dlatego represjonowanie ich ma sens. Dla Marka Przechodzenia świat jest więc prosty, opisują go zaś kategorie filozofii średniowiecznej – siły dobra i zła ścierają się ze sobą, a prawo karne stoi po stronie dobra. Utrudnia ćpanie i wysyła sygnał, a kogo trzeba, również do więzienia. Karanie posiadania to jak karanie prób samobójczych – uprawniony sposób stawiania tamy złu pod postacią złudnej przyjemności.

Wypowiedzi mgr Przechodzenia były dla mnie pierwszym kontaktem z myślą i sposobem argumentowania samozwańczych przedstawicieli środowiska konserwatywnego – przypominały mi nieco tyrady jednego z moich nauczycieli – Ryszarda Legutki, choć pozbawione jego polotu i erudycji. Mgr Przechodzeń chełpi się, że jest surowym wykładowcą uniwersyteckim oraz filozofem. Tymczasem w murach uniwersytetu debatę naukową zamienia w ideologiczną pogadankę. Ignorując naukowe raporty, dane statystyczne, formułuje kategoryczne sądy szafując ogólnymi pojęciami (w rodzaju: natura człowieka, cel bycia człowiekiem, dobre wychowanie, przyzwoitość, rozum), których użycie powinno być bardzo ostrożne. Jeśli w ogóle w dyskusji o praktycznych rozwiązaniach prawnych dozwolone. Czy taki poziom argumentacji powinien reprezentować przedstawiciel nauki? Czy bycie filozofem uprawnia do ignorowania ustaleń naukowych? Zdaniem pana magistra – tak.

Bycie konserwatystą nie zwalnia z myślenia. Marek Przechodzeń zastępuje myślenie i argumentację sloganami: mówi, że jest młodym Polakiem, jest dobrze wychowany, nie ma kompleksów, w przeciwieństwie do innych stawia ludziom wymagania. Ubiera się porządnie. Bo taki jest. Nie jest fanem statystyk oraz faktów. Interesuje go za to sfera idei, choć moim zdaniem raczej mitów. Tam jego miejsce.

Debata nie wniosła nic nowego. Pogadaliśmy, pośmialiśmy się, czasem zjeżyliśmy włosy na głowie. Policja nadal zamyka setki ludzi każdego miesiąca, bo zamiast pić wódkę, jak prawdziwi młodzi Polacy, palą jakieś świństwa. W polityce narkotykowej bez zmian…

5 thoughts on “Debata o polityce narkotykowej na UJ”

  1. A co zmienił Twój tekst? Bo prawo rzeczywiście mamy archaiczne ale nigdzie nie ma dobrego rozwiązania ani ustawodawczego ani związanego z leczeniem… nigdzie na całym świecie.
    Chciałabym też dowiedzieć się kto, jeśli nie osoby uzależnione, jest winien ich uzależnieniu? Rozumiem jak ktoś prostytutce podaje na siłę heroinę i tak dalej… wtedy ona nie jest winna swojemu uzależnieniu ale ile jest osób, które przemocą i wbrew swojej woli zostały uzależnione???
    I na koniec: powoływanie się na medyczne zastosowania niektórych narkotyków jest czystą dziecinadą – co innego substancja przepisywana przez lekarza i pod kontrolą lekarza zażywana a co innego podwórkowe ćpanie. Pomijając fakt, że thc przynoszące ulgę przy niektórych odmianach raka – inne jego rodzaje wywołuje. Wpływa też na ekspresję dna, co zostało ostatecznie potwierdzone badaniami w 2007 roku.
    Polska jest dzikim krajem – zgadzam się – policja działa tragicznie ale na Boga, nie róbmy z osób sięgających po narkotyki niewiniątka, na które trzeba dmuchać i chuchać… To świadome swoich działań jednostki ludzkie, które przecież wiedzą na co się decydują sięgając po jointa, browna czy inny proszek…

    1. @ asja

      (1) to, że nigdzie jeszcze nie ma dobrego rozwiązania problemu narkotykowego, nie oznacza, że go nie będzie, ani że nie należy dążyć do jego wypracowania;
      (2) poza tym, nie jest prawdą, że niezłych, choć wciąż niewystarczająco odważnych rozwiązań nie ma – vide Kanada, Holandia, Portugalia, Niemcy, a ostatnio także WIELKi progres następuje w USA;
      (3) Uzależnienie jest chorobą o podłożu genetycznym, gdzie “wina” osoby jest raczej kategorią problematyczną. Dlaczego zatem osoby sięgają po narkotyki, od których później się uzależniają? Słynny eksperyment Rat Park pokazuje, że odurzanie się heroiną nie jest kwestią wyłącznie osobistych nastawień, lecz w dużym zakresie środowiskowych determinant. Podobnie jest z innymi substancjami zakazanymi.
      (4) Jest oczywiste, że medycznie administrowane “narkotyki” nie mają nic wspólnego z “podwórkowymi” – dziecinadą jest myśleć inaczej.
      (5) Wiele lekarstw ma skutki uboczne, które okazują się śmiertelne. Czy to oznacza, że należy zaprzestać ich stosowania u pacjentów, którym pozwalają żyć?
      (6) Wiedza o narkotykach, realiach towarzyszących ich obecności, następstwach ich konsumpcji jest w Polsce na tak niskim poziomie, że wątpię, czy ktokolwiek, poza nielicznymi, rzeczywiście “wie”, na co się decyduje “sięgając po jointa czy inny proszek…”

  2. Asja- twój komentarz wymaga kilku sprostowań. Jeżeli powołujesz się na jakiekolwiek badania naukowe, podawaj ich źródło (tj. periodyk z którego pochodzą, rok, numer i zakres stron). Jeżeli tego nie robisz twój argument jest bez znaczenia, ponieważ pozostaje nieweryfikowalny. Równie dobrze mogłabyś go sobie zmyślić, albo powoływać się na prace o wątpliwej wartości naukowej.

    Sugerujesz, że istnieją dowody na karcynogenność (wywoływanie raka) THC. Według mojej najlepszej wiedzy, a siedzę w nauce już ładnych parę lat, nikt, jak do tej pory, nie przedstawił przekonywujących dowodów na poparcie tej tezy. Zakładam, że nie ma w tym twojej złej woli, a jedynie zła interpretacja faktów. Ponieważ THC przyjmuje się głównie w postaci marihuany lub haszyszu, które się pali, to tak samo jak w przypadku palenia tytoniu w trakcie procesu spalania powstaje cała masa szkodliwych substancji, które to raka wywoływać mogą. Ale czyste THC nie ma z tym nic wspólnego.

    Piszesz, że: “[THC] wplywa na też na ekspresję dna”. Poprawnie byłoby gdybyś napisała, że wpływa na ekspresję konkretnych genów (w DNA są tzw. fragmenty niekodujące, których roli jeszcze do końca nie znamy, ale wiemy że nie kodują one żadnych białek, a co za tym idzie, nie podlegają ekspresji). Ekspresji podlegają geny, a nie jakieś tam przypadkowe DNA. Poza tym w zasadzie wszystko co spożywamy, czym oddychamy, nasza aktywność fizyczna i intelektualne bądź ich brak itd., wpływają na poziom ekspresji genów, nie ma w tym ani nic dziwnego , ani tym bardziej groźnego. Chyba, że się udowodni, że ekspresja jakiś konkretnych genów może być związana z sytuacją patologiczną (fizjologicznie, nie moralnie…). Rzuciłaś hasłem, które nic nie znaczy, a tylko może wprowadzać zaniepokojenie u czytenika, który na biologii się nie zna. Nieładna próba manipulacji…

    Lekką ręką przyszło ci zrzucenie “winy” za uzależnienie na samych uzależnionych. Już pomijam argumenty Mateusza na temat przyczyn środowiskowych, które spełniają w tym procesie (uzależnienia) ważną rolę, ale chcę ci zwrócić uwagę na fakt, że proces uzależniania się od danej substancji (mam na myśłi tzw. uzależnienie fizyczne) jest procesem bardzo skomplikowanym, który trwa i który na poziomie mózgu zachodzi w strukturach podkorowych, czyli zupełnie poza naszą świadomością. Trudno więc oskarżać kogokolwiek o świadome uzależnianie się. Można by to zrobić tylko w sytuacji, gdyby wszysycy ci uzależnieni posiadali szczegółową wiedzę na temat działania przyjmowanych przez nich substancji jeszcze zanim po nie sięgneli. Ale jak wiadomo, zarówną z wiedzą na temat substancji uzależniających (celowo pomijam tu słowo narkotyki, ponieważ rzecz się tyczy również alkoholu, nikotyny, a do pewniego stopnia nawet jedzenia- sic!), jak i z wiedzą na inne niewygodne dla niektórych ludzi w tym państwie tematy, jak wychowanie seksualne itp., jest raczej marnie.

    Pzdr

  3. Skąd u was takie intuicyjna zgoda na odwoływanie się do kategorii “winy” w omawianiu tego problemu? W psychologii teza że kontakt ze swym umysłem za pomocą instrumentów nakazu i zakazu jest niewydajny jest powszechnie przyjęta, aby osiągać obrane cele należy raczej używać technik które nazwalibyście manipulacją – afirmacje czyli wyobrażanie siebie już po osiągnięciu celu są tu najlepszą ilustracją, wygaszanie złych emocji wyświetlając je od tyłu przyspieszone – dla was pewno kolejna “manipulacja”. To była linia Ja – mój umysł , dlaczego nie próbować postępować lustrzanie na lini Państwo – Ja,chociaż by na zasadzie mniej lub więcej. Brzmi jak absurd?- często jak się układa kostkę rubika i ma się np. jedną ścianę a chce się mięć całość , to trzeba tę ścianę zburzyć czyli postąpić iracjonalnie z punktu widzenia dotychczasowej logiki. W Polsce przyjęciu neoliberalizmu gospodarczego NIE towarzyszyło przejęcie jego aparatury pojęciowej w kwestiach ogólnospołecznych, czyli że zostaje konserwa lub tradycja komunistyczna nic pośrodku i to one definiują nasz sposób prowadzenia intelektualnych sporów. Jest jedna klamra która je łączy, to odpowiedź na pytanie o przyrodzoną naturę człowieka – Zły on

  4. Człowiek wytworzył swój Układ Endokannabinolowy na drodze ewolucji (począwszy od momentu gdy był takim małym wodnym porostem – wtedy zaobserwowano najwcześniejsze receptory kannabinolowe). Używanie Cannabis (czyli marihuany) aktywuje ten system.

    Edukaca kluczem do legalizacji!
    http://thc.edu.pl

Leave a Reply to IB Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *