Przekleństwo Rospudy

Natura 2000 - Wadowice
Natura 2000 - Wadowice


Nagroda Fundacji Goldmanów, zwana również „ekologicznym Noblem”, przypadła w tym roku Polce – Małgorzacie Górskiej. Ten wielki osobisty sukces szeroko komentowały – całkowicie słusznie – media. Czy jest to jednak sukces Polski? Czy docenienie działań obrońcy środowiska, który walczył o zachowanie niewątpliwe wartościowych przyrodniczo terenów Rospudy z urzędnikami reprezentującymi różne instytucje publiczne, czy wreszcie z rządem własnego kraju, w tym ministrem środowiska – Janem Szyszko (kuriozum na skalę światową!) stawia nas, jako kraj (społeczeństwo, naród) w szczególnie korzystnym świetle? Śmiem wątpić. Na kanwie medialnego zainteresowania „sprawą Rospudy” chciałbym napisać kilka słów o jej gorzkim, zapomnianym (lub nierozpoznanym jeszcze dziedzictwie). Dziedzictwie, które sprawia, że coś, co wydawało się sukcesem obrońców środowiska zamienia się, za sprawą patologii urzędniczej racjonalności, w klęskę.

Rozlewiska Rospudy urosły do miana symbolu. Przede wszystkim zwycięstwa obywateli nad inercją i ignorancją instytucji ich własnego państwa. Ale nie sposób pominąć i mniej pozytywnych konotacji. Wydarzenia, które w 2007 r. miały miejsce nad Rospudą, utrwaliły w społecznej świadomości niekorzystny stereotyp ekologa – osoby, która przedkłada interes środowiska naturalnego, interes przyrody ponad interes społeczeństwa czy lokalnej społeczności.

Stereotyp ten wyrażała fałszywie zakreślona opozycja: albo torfowiska, albo życie i zdrowie mieszkańców Augustowa. Takie postawienie sprawy – lansowane przez media i polityków (w tym premiera Polski – Jarosława Kaczyńskiego), ukrywało rzeczywiste źródło problemu. A była nim urzędnicza niekompetencja. W czasie projektowania przebiegu obwodnicy Augustowa nie liczono się z wymogami ochrony środowiska, nie podjęto dialogu z osobami zainteresowanymi jego konserwacją. Zlekceważono siłę regulacji unijnych i charakter wynikających z niej ochrony. Mieszkańcy Augustowa brali na celownik ekologów, którzy w ich mniemaniu reprezentowali czyjeś niejasne interesy, nie zaś rzeczywistych sprawców całego zamieszania – urzędników, którzy, jak pokazuje moje własne doświadczenie, niemal zawsze stanowią rzeczywistą przyczynę konfliktów.

Jednak mitem o prawdziwie dewastującej sile nie jest mit ekologa-wichrzyciela, troszczącego się o żaby i ptaki, a nie o życie ludzkie. Naprawdę niebezpieczne jest raczej powstałe w umysłach urzędników i rozmaitych decydentów przekonanie, że w obszarze zakwalifikowanym do Sieci Natura 2000 nie sposób zrealizować żadnej inwestycji. Niezależnie od jej charakteru, społecznej istotności czy stopnia jej oddziaływania na środowisko. Rospuda stała się więc symbolem absurdalnych utrudnień w rozwoju kraju. Nieracjonalnych i niemożliwych do negocjacji. Uświęconych mocą tajemniczej i wszechmocnej Unii. A skoro Rospuda to kłoda rzucona pod koła rozwoju, w opinii urzędników usprawiedliwione są wszelkie machinacje w imię realizacji potrzebnych inwestycji i przechytrzenia ewentualnych „szalonych ekologów”.

Z tak rozumianym „przekleństwem Rospudy” po raz pierwszy spotkałem się przy okazji problemu przebiegu tzw. Beskidzkiej Drogi Integracyjnej (BDI) przez teren Gminy Wadowice. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad w Krakowie postanowiła poprowadzić w pobliżu Wadowic trasę ekspresową. Ku mojemu przerażeniu zlokalizowano ją na południe od miasta – w obszarach krajobrazowo i przyrodniczo najcenniejszych. Tymczasem, po północnej stronie miasta znajdują się słabo zaludnione, przyrodniczo stosunkowo mało wartościowe tereny… częściowo wchodzące w skład jednego z wyznaczonych w Polsce obszarów Natura 2000.

Co z tego, że tam akurat, gdzie jako miłośnicy przyrody Wadowic domagamy się realizacji inwestycji pod nazwą BDI, znajduje się już ruchliwa droga i o występowaniu chronionych gatunków można zapomnieć (co pokazują dostępne badania)? Co z tego, że w pobliżu znajduje się dawne wysypisko śmieci oraz oczyszczalnia ścieków? GDDKiA prędzej wybuduje drogę grzbietami gór i przez lasy, niż podniesie rękę na mityczną Naturę 2000. W ten sposób, obudowane i wzmocnione mitem Rospudy, istnienie obszarów Natura 2000 nie tyle hamuje wiele potrzebnych inwestycji, co wprost podważa przyświecający ich stworzeniu cel nadrzędny – ochronę środowiska.

Z punktu widzenia przepisów prawa sieć Natura 2000 obejmuje tereny w zasadzie inwestycyjne, choć o szczególnym reżimie realizacji pewnych przedsięwzięć. Reżim ten ma za zadanie skuteczną ochronę szczególnie cennych gatunków zwierząt (lub ich siedlisk), składających się na stale malejącą europejską bioróżnorodność. Jednak wśród urzędników dominuje przekonanie, że przedsięwzięcia znacząco oddziałujące na obszar Natura 2000 z definicji nie mogą być tam realizowane. Myślą oni prosto: coś oddziałuje znacznie, jest więc złe. A zatem święty obszar naturowy zostanie naruszony. II Rospuda. Ekolodzy przykuwający się do drzew. Zwieszający się z helikopterów TVN’u. Klęska inwestycji. Dymisja dyrektora. Przepadek premii.

Literalne rozumienie przepisów przesądza o wyciąganiu błędnych wniosków z obowiązującego prawa. A „sprawa Rospudy” stanowi wzmacniający je straszak. W ten sposób nikt nie zawraca sobie głowy niuansami.

Jedno z najczęstszych nieporozumień polega na dosłownym rozumieniu „braku racjonalnej alternatywy” dla inwestycji w Naturze 2000. Gdy racjonalne alternatywy istnieją, inwestycja w obszarze staje się niemożliwa. Jest przy tym oczywiste, że owe alternatywy nie mogą być przyrodniczo bardziej dewastujące, niż ewentualny uszczerbek dla terenu naturowego. Inna interpretacja prawa prowadziłaby do przekształcenia sieci Natura 2000 w narzędzie ekologicznego zniszczenia – w imię ochrony obszarów naturowych możliwe byłoby niszczenie dowolnych innych pobliskich obszarów. Niezależnie od ich wagi dla środowiska. Tak „wyrafinowane” rozumowanie przekracza jednak ramy pojmowania przeciętnego urzędnika, zakrawając z jego punktu widzenia na sofistykę.

W ten sposób Natura 2000 jawi się jako przeszkoda w wypracowywaniu sensownego kształtu i lokalizacji przedsięwzięć infrastrukturalnych. Z racji obawy przed przyciągającymi uwagę protestami „nawiedzonych ekologów” oraz z uwagi na niezrozumienie treści obowiązujących regulacji, obszary sieci Natura 2000 na skutek działań urzędników stają się w Polsce – w kraju absurdów – zagrożeniem dla przyrody, którą miały chronić. To właśnie ma miejsce w przypadku Wadowic.

Radość z polskiego „ekologicznego Nobla” nie powinna przesłaniać nam tego gorzkiego faktu.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *