2009 FUCK OFF!

w tle

Dzień jak każdy inny. A do tego mglisty, mokry, smętny. Od rana krzątamy się wokół przygotowań do zlotu dinozaurów.. kreatur z przeszłości… po wielokroć przekreślonych przez życie, lecz wciąż odradzających się… powracających w kolejnych wcieleniach, projektach… przy kolejnych, oczywiście o wiele młodszych, partnerkach… Może trochę bardziej przygarbieni, może trochę bardziej rozkojarzeni… dawni przyjaciele i partnerzy… wciąż dajemy radę… na przekór okolicznościom… 

Dziś ważne jest tylko to, że się spotykamy, by przeżyć razem kolejną noc… może po raz ostatni… w chaosie szybkiego montażu… urwanych rozmów o życiu, jego znaczeniu i… przemianach, których wszyscy jesteśmy świadkami…

Pisanie bloga rządzi się swoimi prawami, wymaga od czasu do czasu wywalenia bebechów… schylenia pokornie szyi w obliczu wszechobecnej żądzy podsumowań… w ostatnich dniach wiele razy zastanawiałem się, w jaki sposób zrekapitulować mijający rok… jak zrobić to porządnie? Z werwą, lecz jednocześnie godnie… Napisać prawdę? Niemożliwe… nie chcę sprawiać nikomu przykrości… Co zatem pozostaje? Uciec w komedię, jak zwykle…

2009 rok zaczynałem załamany i zawiedziony. W poczuciu upadku projektu, z którym wiązałem ogromne osobiste nadzieje. Jak do tej pory największe. Kończę go zaś w zupełnym spokoju. Przeżyłem ciężką chorobę. I choć myślałem, że umieram, mało osób zorientowało się, jak poważny był mój stan. Nie dałem tego po sobie poznać, co w sumie jest chyba jakimś powodem do dumy. Nigdy nie chciałem być ciężarem dla nikogo i nie lubię obciążać innych własnymi zmartwieniami. To nie w moim stylu. Chorując przekonałem się jednak, że nie mogę liczyć również na tych, których uważałem za swoich najbliższych. Kogoś więcej niż przyjaciół. Po raz pierwszy w życiu poczułem się naprawdę oszukany. I samotny. 

Okrążyłem świat. Mieszkałem w egzotycznych miejscach. W slumsach Puerto Rico. W hutongach Pekinu. Nad zatoką Pohajską. Na Manhattanie. Na Podgórzu. Widziałem ludzi umierających na ulicach, ofiary nałogów, gangów, międzynarodowej polityki. Globalizacji. Zaznałem biedy i brudu tego świata.  Strzelanin i czołgów na ulicach. Zarobiłem mnóstwo kasy. Napisałem kilka prac naukowych.  Kilka wpisów na blogu. Walczyłem w imię ważnych spraw. Kupiłem mieszkanie. 

Z jednej strony, dużo dokonałem. Żyję. Ma miejsce postęp, pokonywanie kolejnych szczebli… Jest też rozwój duchowy… nowe znajomości, nowe przyjaźnie, nowe doświadczenia… Bez wątpienia wiem więcej, więcej rozumiem… Z drugiej strony, to, na czym mi zależało, nie udało się. Poniosłem dotkliwą porażkę tam, gdzie czyłem się pewnie…

Dlatego 2009 nie mogę uznać za udany. Bez wahania oddałbym wszystko, by odzyskać to, co w 2009 roku straciłem… zdrowie, przyjaciół, uczucia…. naiwne wyobrażenia o życiu…

W mijającym roku nikogo nie zawiodłem. Nie dałem dupy. Kiedy było trzeba, poświęciłem się dla przyjaciół. Nie odmówiłem, gdy mnie o to prosili. To mnie zgubiło. I choć być może odniosłem moralne zwycięstwo, smak jego gorzki. Żegnając więc stary i przeklęty 2009 mam świadomość, że zamykam pewien ważny etap życia. Wszystko, co nastąpi potem, przydarzy się już komuś innemu. Szkoda…

Szybkimi krokami nadchodzi 2010. Rok jak każdy inny.

4 thoughts on “2009 FUCK OFF!”

  1. Każdy ma w swojej historii jakieś przykre zdrowotne “przygody”, samotność i głębokie poczucie straty. Jeśli wszystko jest ekstra to znaczy, że nie żyjesz.

  2. Podnosisz na duchu. Jeśli będę miał podobne problemy, a pewnie będę, bo każdy swój krzyż ponieść musi będziesz kolejnym, o którym powiem “Popatrz, im się udało, oni nie wymiękli, to nic, też dasz radę.”

    Banalizując, life is brutal.

  3. czytasz jeszcze czasem starego siebie? porównujesz dawne emocje z tym co teraz masz i kim jesteś? czujesz jeszcze tak mocno jak wtedy? od dawna nie piszesz już nic osobistego na blogu. nie przezywasz już tak mocno czy się zamknąłeś w sobie? To przez politykę, wiek czy zdrada bolała za mocno?

    1. Szczerze mówiąc nie mam wiele czasu, aby czytać w ogóle, a już na pewno siebie sprzed lat. Blog z czasem stał się mniej osobisty, a bardziej “polityczny”. Ponieważ obecnie uczestniczę w życiu publicznym, siłą rzeczy nie mogę pozwolić sobie na dzielenie się osobistymi przeżyciami z czytelnikami w takim stopniu, jak poprzednio. Niestety. Każda moja opinia jest bowiem odbierana w kontekście politycznym, a na co bardziej soczyste czyha lokalny dziwak, aby znów spróbować obrzydzić mnie swoim czytelnikom. Nieuczciwość polityki zmusza mnie więc w wielu momentach do milczenia.

Leave a Reply to anonymous Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *