MATEUSZ KLINOWSKI

mk-background
Subiektywnie

Poezja i radio – wspomnienia

rak1W natłoku spraw bieżących rzadko sięgam po książki stanowiące onegdaj moją pasję – po literaturę. Pisanie było dla mnie sposobem wyrazu samego siebie w czasach, które rzadko już wspominam. A był to moment z wielu powodów ciekawy – kipiący wyzwoloną upadkiem komunizmu energią, nieskanalizowaną jeszcze komercyjnie, nieobleczoną w popkulturową papkę.

Mieszkałem wtedy w Wadowicach. Działały tam liczne amatorskie grupy teatralne, quasi podziemne kluby i lokale, często spotykali się miejscowi, młodzi oraz starzy artyści na wspólne próby i melanże. Pisano wiersze, fanziny, wystawiano sztuki, używano życia i… przede wszystkim tajemniczych substancji, dziś surowo zakazanych. Królowała hippiserka, zalatywało rokendrolem. Obijano sobie twarz, boki, robiono dobrą robotę… Z tamtego zapału, artystycznego klimatu, a pewnie i zdolności nie zostało nic poza kilkoma pamiątkami. Wadowice stały się miastem umarłym (jeden z kosztów tzw. transformacji), ludzie rozjechali się po świecie. Skupili na pozoracji życia.

Dzisiaj nie czytam prawie wcale, a poetów nie lubię. No, może poza kilkoma wyjątkowymi postaciami. Uprawiającymi antypoezję, bez zadęcia, bez sukcesów (patrz: Paweł Końjo Konnak, którego spotkałem ostatnio w Pijanym Psie). Postaciami, które na zakończonym niedawno Festiwalu Miłosza wyjść mogą najwyżej na głupka. Sam przez lata pisałem własne i wydawałem cudze wiersze w podziemnym obiegu. Podziemnym, bo anonimowo, na ksero, na dziko i bez pieniędzy. W kilkudziesięciu egzemplarzach. Tych wierszy zostało jeszcze sporo. Abstrakcyjnych, opierających się głównie na zabawie językiem. Silnych treścią adresowaną do prostych ludzi. Power to the People. Ostra napierdalanka. Zrodzona na slamach i improwizacjach. W pocie organicznej pracy i taniego, siarkowego spleenu… Z daleka od salonów… Ciekawi mnie, czy materiał ten wytrzymał próbę czasu… Dodałem więc do mojej witryny odpowiedni dział. Z czasem pojawią się w nim tomy, w których kolaborowałem lub te, które wydawałem i redagowałem. Będzie też kontynuacja…

Jest tam też już rzecz niezwykła i absolutnie sensacyjna. Nie mogę o niej nie wspomnieć, bo stanowi ona dla mnie źródło wielkiej satysfakcji. Dowodząc, że i dzisiaj z ust dinozaura andergrandu, przy odpowiedniej stymulacji, wypaść może złoty okruch… Tajemnym bowiem zbiegiem okoliczności, nie znając wcale języka hiszpańskiego, wniosłem swój wkład do literatury iberoamerykańskiej. Za sprawą mojego przyjaciela, doskonałego muzyka, teatrologa zafascynowanego Grotowskim, aktora i literata w jednym, moja niecna opowiastka na temat zawiłości polskiej historii i tzw. narodowego charakteru przyjęła formę opowiadania nagrodzonego w prestiżowym konkursie literackim. Try to beat that!

Na koniec jeszcze o jednym rozdziale mojego życia – radiu. W roku 2000 zgłosiłem się do Akademickiego Radia Rak z propozycją poprowadzenia nocnego, skandalizującego słuchowiska pod prowokacyjnym i jakże pompatycznym (oczywiście!) tytułem: Magazyn Myśli Ludzkiej. Istotą tej dwugodzinnej audycji, odbywającej się w poniedziałki o 23h, było poruszanie się w krainie alternatywnych dźwięków oraz tematów zaprzątających umysł. Bardziej przypominało to spektakl, gdzie zaproszeni goście i naczelny performer – Tomasz Bacewicz, wcielali się w role różne, nie do końca sensownie prezentując zadane wcześniej tematy. Było więc o roli narkotyków w kulturze, o paradoksach greckich filozofów, z kobietami o kobietach w Dzień Kobiet, o rosyjskim programie kosmicznym, o wojnie z terroryzmem, o socrealizmie w poezji, o filozofii umysłu, o papieżu, o teorii względności… nie brakowało grania i miksowania muzyki na żywo, wspartego słowną improwizacją… czyste szaleństwo. Zdarzały się też momenty grozy, jak na przykład wtedy, gdy sprowokowana programem o Osamie Ben Ladenie spora grupa młodzieży z miasteczka AGH zasadziła się pod wejściem do rozgłośni, aby spuścić nam przysłowiowy, nocny wpierdol. Wyskakiwaliśmy więc oknem i pod osłoną cienia wycofywaliśmy się na z góry upatrzone pozycje. Emocjonujące było to radiowe życie…

Została mi z niego masa nagranych programów, które z czasem postaram się udostępnić. Programów, które robiliśmy z pasją i mocnym przymrużeniem oka. Bez kompromisu, ale za to z ładem i składem. W międzyczasie zapraszam do posłuchania nagrań, które wykorzystują fragmenty audycji, a które powstały nieco później, w ramach amatorskich zabaw z elektroniką. Pozwalają one poczuć autentyczny klimat Magazynu Myśli Ludzkiej – wielkiego nocnego odlotu, w którym przez dwa lata brałem udział.

Byłem zatem dawnej poetą i radiowcem. Przyznaję się do tego z dumą oraz radością. Radość ta bierze się zaś stąd, że dziś jestem już kimś innym. Nie muszę występować na wieczorach poezji, ani produkować kolejnych nocnych programów dla garści cierpiących na bezsenność desperatów. Mam czas na to, aby organizować rewolucyjne bataliony szturmowe… zmieniać siłą świat…

Post scriptum. Dwa tygodnie temu odwiedziłem Radio Rak ponownie. Mieści się tam już inna rozgłośnia, gdyż w 2002 roku rektorzy krakowskich uczelni pozbyli się finansowego ciężaru, jaki stanowiła dlań studencka stacja. Na miejscu zobaczyłem smutny obraz postępującego upadku. Wymowny dowód skuteczności mechanizmów rynkowych.

Poprzedni wpis

Następny wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *